Jest obawa, że Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej rozpozna wniosek I Prezes SN Manowskiej w składzie 5-osobowym, wybranym przez Julię Przyłębską, i istnieje ryzyko, że w punkcie, który mówi o rozgraniczeniu sfery prywatnej od publicznej, znajdzie poklask w Trybunale – mówi nam konstytucjonalista prof. Marek Chmaj. I dodaje: – Mamy dziś bardzo dobre orzecznictwo w tej kwestii i nie ma wątpliwości, jak rozumieć te przepisy, tymczasem nagle obudziła się pani prezes, która w tym założeniu chce nam dostęp do informacji publicznej bardzo ograniczyć.
JUSTYNA KOĆ: Pierwsza prezes SN ma wątpliwości dotyczące ustawy o dostępie do informacji publicznej. Złożyła w tej sprawie wniosek do Trybunału Konstytucyjnego mgr Przyłębskiej. To kolejny krok do autorytaryzmu – przestrzegają prawnicy. Jak pan to ocenia?
MAREK CHMAJ: Uważnie przeczytałem ten wniosek i uważam, że został oparty na niezrozumieniu istoty rzeczy, być może na złej woli. Autor wniosku nie wykorzystał istniejących komentarzy do konstytucji, ani bardzo obszernej literatury przedmiotu. W zasadzie zacytowano tylko kilka mało istotnych publikacji, mało znanych, których treść dostosowano do koncepcji, jaka jest u źródła.
We wniosku I Prezes zarzuca m.in., że ustawa nie konkretyzuje pojęć „władze publiczne”, „osoby pełniące funkcje publiczne”. Pojęcie władza publiczna wynika z samej konstytucji, gdzie te organy są wymienione, co więcej – jest obszerne orzecznictwo TK, tak że nie mamy wątpliwości, które organy są organami władzy publicznej, a które nie. Wystarczy sięgnąć na półkę z ustaleniami doktryny prawa, a także do orzeczeń TK.
Osoby pełniące funkcje publiczne także zostały w ten sposób dookreślone i w literaturze przedmiotu nie ma co do tego wątpliwości. Wątpliwości nabrała I Prezes; rzeczywiście
jeżeli TK Julii Przyłębskiej zakresowo ograniczy stosowanie ustawy o dostępie do informacji publicznej, w perspektywie będzie to oznaczać, że osoby chcące uzyskać dostęp do informacji o określonych działaniach organu będą otrzymywały odmowę z powołaniem się na orzecznictwo Trybunału.
Stąd mamy bardzo złą sytuację, która być może umożliwi organom władzy publicznej odmowę udzielania informacji o sobie, czyli zniknie transparentność życia publicznego.
Sama ustawa nie jest nowa, ma 20 lat, dlaczego akurat teraz nowa I Prezes zdecydowała się na taki wniosek?
Trudno powiedzieć, dlaczego, trzeba by zapytać panią I Prezes, ale słychać głosy komentatorów, że to nie jest przypadek. Mamy do czynienia z łamaniem podstaw państwa prawa nie tylko w sferze wymiaru sprawiedliwości, działania sądów, także TK, niezależności sądów i niezawisłości sędziów, ale także mamy do czynienia z ograniczaniem wolności i praw człowieka, m.in. swobody przemieszczania się, wprowadza się „godziny policyjne” czy zakazy wjazdu, co nie ma żadnej podstawy konstytucyjnej.
Mamy łamanie wolności zgromadzeń na podstawie przepisów rozporządzenia, co jest absolutnie niedozwolone. Teraz mamy próbę ograniczenia naszego obywatelskiego dostępu do informacji publicznej. Tego dostępu, który gwarantuje nam konstytucja i bardzo obszerny art. 61.
Sam jestem autorem komentarza do tego przepisu konstytucji, gdzie bardzo obszernie wyjaśniam katalog podmiotów, które są zobowiązane do udzielania informacji publicznej.
Czy jeżeli TK Przyłębskiej orzeknie zgodnie z wnioskiem pani I Prezes, to dziennikarze nie będą mogli pytać ministerstwa o respiratory i działania ministra Szumowskiego?
Trudno powiedzieć, jakie będzie orzeczenie, ale teraz mamy gwarancje, które odnoszą się do wszystkich organów władzy, natomiast w przyszłym uzasadnieniu wyroku TK będzie wynikać, w jakim zakresie przepisy tej ustawy należy stosować. Wiemy, że I Prezes chce ograniczyć zakres, ale w jakim stopniu to się stanie, nie wiemy.
Czy zachowanie pani I Prezes nie pokazuje nam wyraźnie, że opowiedziała się po stronie władzy, a nie konstytucji i praworządności? Skoro składa wniosek do TK, to rozumiem, że go uznaje…
Jest obawa, że TK Julii Przyłębskiej rozpozna wniosek I Prezes SN w składzie 5-osobowym, wybranym przez Julię Przyłębską, i istnieje ryzyko, że w punkcie, który mówi o rozgraniczeniu sfery prywatnej od publicznej, znajdzie poklask w Trybunale, a jest to bardzo delikatna sprawa. Nie zawsze da się rozgraniczyć sferę życia prywatnego od publicznego.
Co w sytuacji, kiedy osoba publiczna dostaje bardzo wartościowy prezent od innej osoby albo od instytucji? Czy informacja o tym prezencie jest informacją publiczną, czy nie? Po tym wyroku okaże się, że nie jest, a same „prezenty” będzie można zatajać.
Nie będzie można pytać o dysponowanie funduszami reprezentacyjnymi, o wysokość uiszczanych podatków, z czym ma obecnie problemy Donald Trump w Stanach Zjednoczonych. Mamy dziś bardzo dobre orzecznictwo w tej kwestii i nie ma wątpliwości, jak rozumieć te przepisy, tymczasem nagle obudziła się pani prezes, która w tym założeniu chce nam dostęp do informacji publicznej bardzo ograniczyć.
Ja widzę tu działanie na polityczne zamówienie. A pan?
Ja jestem prawnikiem, osobą publiczną, wiceprzewodniczącym Trybunału Stanu, zatem muszę posługiwać się argumentami merytorycznymi, a w tym zakresie ten wniosek jest źle napisany, bez oparcia o orzecznictwo Trybunału, literaturę, pani I Prezes wychodzi z fałszywych przesłanek, a orzeczenie w sprawie tego wniosku może bardzo ograniczyć dostęp do informacji publicznej. Efektem będzie odebranie nam znacznej części naszego konstytucyjnego prawa.
Po raz siódmy Trybunał przełożył orzeczenie w sprawie Rzecznika Praw Obywatelskich – obecnemu kadencja zakończyła się we wrześniu, ale rządząca większość nie jest w stanie wybrać rzecznika, bo potrzebuje zgody Senatu. To sposób na obejście Senatu?
Do tej pory nikt nie miał wątpliwości, że kadencja RPO mija po 5 latach, ale dotychczasowy rzecznik wykonuje swoje obowiązki do czasu wyboru następcy. Tak było przez długie lata. Teraz
PiS chce, aby w miejsce rzecznika, który był wybrany, ale skończyła mu się kadencja, wybierać osobę pełniącą obowiązki, która nie ma takiej legitymacji, nie została wybrana w określonej procedurze, nie złożyła odpowiedniego ślubowania.
W ten sposób powiększa się pulę instytucji publicznych, w których jest osoba pełniąca obowiązki niemająca żadnej legitymacji. Oczywiście ta regulacja wiąże się z chęcią odsunięcia Adama Bodnara od jego urzędu i chęcią wybrania osoby, która może długo być p.o. rzecznika. PiS nie chce kompromisu, który można osiągnąć, można wybrać osobę ponadpartyjną, kandydata, który może być zaakceptowany zarówno przez władzę, jak i opozycję.
Z tego wszystkiego widać, że PiS nie chce osoby niezależnej, bo ta byłaby postrzegana jako zagrożenie dla obecnej władzy. Stąd na siłę przepychanie funkcjonariuszy partyjnych jako kandydatów i stąd ta kombinacja w TK, aby można było powołać osobę pełniącą obowiązki rzecznika.
Nie ma pan wątpliwości, że chodzi tu właśnie o to i być może nawet pan Wawrzyk zostanie powołany na p.o. RPO?
Pamiętajmy, że
skład wybiera Julia Przyłębską, a to już daje bardzo złe przeczucie co do niezależności składu TK.
Łukasz Piebiak, były wiceminister sprawiedliwości zamieszany w aferę hejterską, złożył wymagane podpisy i kandyduje do nowej KRS. To dobry kandydat?
KRS jest organem konstytucyjnym, który ma bardzo ważne zadanie, stoi na straży niezależności sądu i niezawisłości sędziów. To jedyny organ państwa, który ma takie zadanie. Teraz nagle mamy sytuację, kiedy kandyduje osoba, co do której istnieją zarzuty, że jest współodpowiedzialna za kampanię hejterską, osoba, co do której mamy poważne wątpliwości, czy posiada odpowiednie walory etyczne nie tylko do zasiadania w samej KRS, ale i do pełnienia urzędu sędziego.
Są sędziowie, którzy się z panem nie zgadzają, bo sędzia Piebiak pobił rekord w składaniu podpisów. Aż 78 sędziów podpisało się pod jego kandydaturą (wystarczyłoby 25). Jak sam mówi, zaskoczył go pozytywny odzew na swoją kandydaturę.
Popularności Elvisa Presleya sędzia Piebiak pewnie nie osiągnie. Pamiętajmy, że
mamy w kraju prawie 10 tys. sędziów i zebranie 70 podpisów nie jest zbyt wielkim osiągnięciem. Należałoby się raczej zainteresować, kto konkretnie tę listę poparcia podpisał, bo być może są tam relacje klientelskie, nie wiemy tego.
Jedno jest pewne: gdyby KRS była wybierana zgodnie z konstytucją, czyli przez zgromadzenia sędziowskie, to taka osoba jak pan Piebiak nie miałaby żadnych szans. W sytuacji, kiedy wbrew konstytucji skład KRS wybiera Sejm, takie osoby mają często ogromną szansę na wybór.
Zdjęcie główne: Marek Chmaj, Fot. Flickr/Kancelaria Senatu/M. Józefaciuk, licencja Creative Commons