Szantaż Moskwy, by za gaz płacić w rublach, to bardzo sprytne posunięcie Putina, który będzie grał mocno na rozbicie Unii Europejskiej. W tym kontekście niepokojące się nieoficjalnie doniesienia o tym, że część firm europejskich wyłamie się i będzie płaciło w rublach – mówi nam prof. Kamil Zajączkowski, dyrektor Centrum Europejskiego UW. – Wierzę w rozejm, w pokój już nie – dodaje
Rozmawialiśmy 24 lutego, kiedy zaczynała się wojna. Czy dziś, ponad 2 miesiące później, możemy już wyciągnąć pierwsze wnioski? Wtedy mało kto wierzył, że Ukraina przetrwa 72 godziny, a dziś? Czy pana zdaniem Ukraina może wygrać?
PROF. KAMIL ZAJĄCZKOWSKI: To, co już uczyniła Ukraina, to wielki sukces i sił Ukrainy, a szerzej mówiąc całej antyputinowskiej koalicji państw Zachodu. To prawda, że nikt nie wierzył, także opinia publiczna, w sukces, natomiast władze i żołnierze Ukrainy wykazali się determinacją, stanowczością, pomysłem na wojnę z agresorem i oczywiście skutecznością, do tego trzeba dodać olbrzymią pomoc Zachodu. Prawdopodobnie za kilkanaście lat, jeżeli cokolwiek więcej się dowiemy, jak otworzą się archiwa, prawdopodobnie dowiemy się, że ten scenariusz, który my zobaczyliśmy 24 lutego, był znany służbom wywiadowczym państw zachodnich i Ukrainy wcześniej. USA konsekwentnie mówiły o tym, jak ta wojna ma wyglądać.
Już po kilku dniach było wiadomo, że wojna nie będzie szybka i musimy być przygotowani na długotrwały konflikt.
Pierwszą część wojny Rosja przegrała, to można już śmiało powiedzieć, natomiast teraz obserwujemy drugą fazę wojny. W ciągu kilku tygodni nastąpi rozstrzygniecie i to będzie kluczowe dla Ukrainy i całego procesu dochodzenia do rozejmu.
Wierzy pan w rozejm?
W rozejm tak, w pokój już nie. Putin będzie dążył do zdobycia Donbasu i południowo-wschodniej Ukrainy, będzie chciał ją odciąć od morza i tu będzie jedno z kluczowych zadań obrony ukraińskiej.
Co się dzieje w Niemczech i dlaczego kanclerz Scholz tak kluczy, żeby nie powiedzieć, że mija się z prawdą w kwestii wysyłki broni, kiedy ostatnie sondaże społeczne pokazują, że niemieckie społeczeństwo jest za wysyłaniem ciężkiego sprzętu?
Po pierwsze trzeba powiedzieć, że od 24 lutego poza samą sytuacją w Ukrainie zmienia nam się architektura bezpieczeństwa europejskiego i szerzej porządku międzynarodowego. Mamy do czynienia z pewną redefinicją stanowisk poszczególnych państw członkowskich UE, także wśród dwóch najważniejszych, tj. Francji i Niemiec. Co do tego drugiego, to
widzimy powolny, ale jednak proces odwrotu od dotychczasowej polityki.
Polityki Merkel?
Tak, ale i wcześniejszej również. Słynna Ostpolitik, jak i ta po 1989 roku, to czas, kiedy Niemcy miały specyficzne podejście do Rosji. To wynikało z wielu czynników, poczynając od tego, że ZSRR było członkiem konferencji 2 (NRD i RFN) + 4 (mocarstwa koalicji antyhitlerowskiej: USA, Wielka Brytania, Francja i ZSRR), kiedy zdecydowano o zjednoczeniu Niemiec i ZSRR z Gorbaczowem wspierało tę decyzję. Całe lata 90. mamy zbliżanie się Berlina z Moskwą poprzez różnego rodzaju dialogi: międzyrządowe, biznesowe czy społeczne. Niemcy od lat 90., w zasadzie do 24 lutego, chociaż ostatnie lata już pokazywały, że ta polityka jest błędna, jednak wierzyły, że uda się wciągnąć Rosję w proces dialogu i europeizacji. W skrócie liczyli, że poprzez biznes, rozmowy, współpracę uda się wciągnąć Rosję w orbitę Zachodu.
Olaf Scholz w pierwszej fazie wojny zapowiedział jednak tę słynną decyzję o zwiększeniu wydatków na obronność do 100 mld euro rocznie (i powołanie w tym celu tzw. specjalnego funduszu) i tym samym zwiększenie do ponad 2 proc. PKB na cele zbrojne. Oczywiście wyraził również zgodę na dozbrojenie armii ukraińskiej.
Wszyscy komentatorzy określili to wystąpienie Scholza jako punkt zwrotny, ale od tego czasu niewiele się zadziało, a kanclerz kluczy, mija się z prawdą, nie dookreśla wielu rzeczy.
Dlaczego?
Sądzę, że to wynika z bardzo silnego zakotwiczenia niemieckiej klasy politycznej w relacjach z Rosją. Stosunki niemiecko-rosyjskie swoją genezą sięgają do XVIII wieku, nie tylko te gospodarcze czy polityczne, ale i towarzyskie. Podobnie jak relacje francusko-rosyjskie. Te powiązania bardzo trudno zmienić w ciągu kilku miesięcy, ba, lat.
Po drugie, sama SPD wśród partii politycznych jest mocno zakorzeniona w kontaktach towarzyskich i ideologicznej współpracy z Rosją, już nie wspominając kanclerza Gerharda Schrödera, który stał się synonimem współpracy SPD z biznesem rosyjskim.
A SPD wciąż nie wyrzuciła go ze swoich szeregów, mało tego, utrzymuje 6 jego biur.
Część komentatorów i analityków wskazuje, że Olaf Scholz mówi o pewnym odcięciu, ale struktura SPD ani wewnętrzna dyskusja na to nie wskazują. Nie ma żadnego odcięcia SPD od Federacji Rosyjskiej, nie ma żadnej debaty, a sam Scholz nie jest też skory do publicznych rozmów nt. wewnętrznych spraw SPD.
Należy jednak zauważyć, że pojawiają się w SPD pewne głosy z tym związane. Kilka dni temu współprzewodnicząca SPD Saskia Esken wezwała byłego kanclerza Niemiec, by sam zrzekł się członkostwa w partii.
W dużo lepszej sytuacji jest CDU czy CSU, których relacje struktur partyjnych nie są tak mocno zakorzenione z oligarchami i biznesem rosyjskim. Wygląda na to, że Scholz jest słabym kanclerzem, choć rządzi koalicją 3 podmiotów. Zdecydowanie to nie jest pozycja, jaką miała Merkel. Zresztą w samej koalicji rządzącej są inne zdania i mamy tarcia w tym zakresie.
Wystarczy wspomnieć niedawną wypowiedź ministra finansów Niemiec, szefa współrządzącej FDP, Christiana Lindnera. Odnosząc się do osoby byłego kanclerza Niemiec, Schrödera, stwierdził wprost, że podatnicy niemieccy nie powinni utrzymywać już biura byłego kanclerza: „Osoby, które opowiadają się po stronie sprawców nieszczęść, nie powinny żyć z wynagrodzeń obywateli” – stwierdził.
To może zagrozić stabilności koalicji?
Na razie nie sądzę, natomiast na pewno nie służy spójności i sile tej koalicji.
Macron wygrał wybory i ma drugą kadencję, ale system francuski różni się od polskiego, dużą rolę odgrywają najbliższe wybory, tzw. trzecia tura. Czy Macron może czuć się bezpieczny?
Macron wygrał wyścig prezydencki, ale nie może czuć się pewny przez tą tzw. trzecią turą, czyli wyborami do Zgromadzenia Narodowego. Prawdopodobnie jego partia nie osiągnie takiego sukcesu jak przed 5 laty i nie będzie miała samodzielnej większości w Zgromadzeniu. Pytanie, kto będzie drugą, trzecią i czwartą siłą.
W grę wchodzi zarówno skrajna lewica, jak i skrajna prawica Marine Le Pen, choć wybory prezydenckie pokazały, że może być jeszcze bardziej skrajny prawicowy kandydat.
Partia Macrona jest słabsza niż 5 lat temu, przepełniona wewnętrznymi konfliktami, wiele osób odeszło, trzeba też przypomnieć, że gdy poprzednio Macron wygrał wybory prezydenckie, a następnie jego ruch wygrał wybory parlamentarne, to odbyło się to na fali nowości i świeżości. Dziś sam prezydent, jak i jego partia, są częścią establishmentu. Same wybory pokazały zresztą silną polaryzację społeczeństwa francuskiego. To nie jest zjawisko tylko charakterystyczne dla Francji, a dla całej Europy zachodniej, gdzie po pandemii ten stan jeszcze się utrwalił.
Francję może zatem czekać tzw. kohabitacja (fr. cohabitation – współzamieszkiwanie), tj. stan, w którym prezydent i rząd pochodzą z przeciwnych obozów politycznych. To oczywiście wpłynie na możliwości i potencjał prezydenta i w skali krajowej, i europejskiej.
Rosja zakręca kurek z gazem. Szefowa KE zapowiada jedność w tej sprawie, ale chyba nie ma na to szans. Jak pan ocenia ten ruch Rosjan?
To jest bardzo duży test dla UE. Z jednej strony Rosja zakręca kurek z gazem, a z drugiej są przygotowania do uruchomienia pakietu szóstego sankcji. On zostanie przedstawiony w ciągu kilkunastu dni i dobrze, że Unia chce się dobrze do tego przygotować i to powinno być stanowisko całej UE. Już mówi się o tym, że w tym pakiecie będzie embargo na ropę rosyjską. Widać, że stanowiska i Niemiec, i Węgier bardzo się rozluźniły w ciągu ostatnich tygodni, to zatem pokazuje, że nacisk i Polski, i innych państw opowiadających się za ostrą polityką sankcji, jak i samej KE, ma sens.
Trzeba powiedzieć, że von der Leyen wykazuje się dużą determinacją i umiejętnością dyplomatyczną w ostatnich tygodniach.
Widać, że wykonuje ogromną pracę na rzecz jedności UE. W efekcie zmiękcza się stanowisko Niemiec i Węgier, a także Austrii. Odnośnie do gazu, tutaj sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana. Myślę jednak, że uda się UE utrzymać jedność w tym zakresie. Chociaż szantaż Moskwy, by za gaz płacić w rublach, to bardzo sprytne posunięcie Putina, który będzie grał mocno na rozbicie UE. W tym kontekście niepokojące się nieoficjalnie doniesienia o tym, że część firm europejskich wyłamie się i będzie płaciło w rublach.
(JK)
Zdjęcie główne: Ursula von der Leyen, Fot. Flickr/European Parliament, licencja Creative Commons; zdjęcie w tekście: Kamil Zajączkowski, Fot. Centrum Europejskie UW