Pojawiały się zdecydowane głosy, że samotny start Nowoczesnej to jest dobry pomysł. Oni wierzyli, że dadzą radę. Może część osób widziała swoją polityczną przyszłość w projektach, które powstają po lewej stronie sceny politycznej. Ale przecież trzeba twardo stąpać po ziemi. Nie wyobrażam sobie, że Nowoczesna miałaby iść do nadchodzących wyborów samotnie, a ja miałabym to firmować swoim nazwiskiem – mówi w rozmowie z nami Kamila Gasiuk-Pihowicz, posłanka, która z grupą posłów Nowoczesnej postanowiła współtworzyć sejmowy klub Platformy Obywatelskiej-Koalicji Obywatelskiej. – Jednym z ich argumentów jest ordynacja do Parlamentu Europejskiego, która przy niskiej frekwencji pozwala, według niektórych opinii, wejść do PE zaledwie przy 600 tys. głosów – dodaje.
KAMILA TERPIAŁ: Zdradziła pani swoich przyjaciół z Nowoczesnej?
KAMILA GASIUK-PIHOWICZ: Nie. Zostałam postawiona pod ścianą. Powiem wprost, Katarzyna Lubnauer tak bardzo chciała dalej budować Koalicję Obywatelską, jak Jarosław Kaczyński chciał ustawą o KRS reformować sądy. Realne działania przewodniczącej Nowoczesnej szły w przeciwnym kierunku.
Czyli?
Po kilku miesiącach naszych wewnętrznych rozmów, przekonywania, namawiania do tego, aby zacieśniać Koalicję Obywatelską, powstała zaledwie uchwała o powołaniu zespołu do rozmów o ewentualnej współpracy, czyli kompletnie nic. Nowoczesna stanęła na rozdrożu. Dlatego
z kilkoma posłami powiedzieliśmy: sprawdzam. Zaproponowaliśmy powołanie wspólnego klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej i usłyszeliśmy weto. Dlaczego? Oczywiste było, że po jego powołaniu Nowoczesna musiałaby startować w KO, a tymczasem była spora grupa posłów, która chciała samotnego startu w wyborach. Ja nie mogłam dawać swojej twarzy takim działaniom. Teraz przynajmniej część ludzi Nowoczesnej będzie budować Koalicję Obywatelską.
A reszta?
Wierzę, że ostatnie dni skłoniły Katarzynę Lubnauer do przemyślenia tej absurdalnej strategii, która była realizowana przez nią i osoby z jej otoczenia. Wierzę, że wbrew hejtowi, który część osób wylewa na KO, powróciła właśnie szansa na to, aby pozostałe osoby z Nowoczesnej powróciły do idei budowania zjednoczonej opozycji.
Ma ich do tego przekonać nowy klub Platforma Obywatelska-Koalicja Obywatelska?
Powstanie tego klubu to jest decyzja strategiczna budowania projektu, który jest otwarty na innych posłów. Rozmowy zresztą cały czas się toczą.
Grzegorz Schetyna rozmawiał z Katarzyną Lubnauer. Warto również ich przekonać, że trzeba wzmacniać szyld Koalicji Obywatelskiej.
Pani też będzie rozmawiać z Katarzyną Lubnauer?
Jeśli tylko będę mogła w taki sposób przybliżyć wejście reszty posłów Nowoczesnej do KO, to oczywiście, że podejmę takie rozmowy. Oddzielam emocje personalne od decyzji politycznych, które podejmuję. Nie przyszłam do polityki, aby szukać przyjaciół, bo mam ich poza polityką. Przyszłam do polityki, aby zachowywać się w sposób odpowiedzialny. W ciągu trzech lat pracy w Sejmie zrobiłam, co mogłam w trakcie protestów przeciwko łamaniu konstytucji, robię co mogę współpracując ze środowiskami obywatelskimi, pracuję non stop, aby opozycja wygrała przyszłoroczne wybory z PiS. Ale
jestem prawnikiem i dla mnie liczą się fakty. Dzisiaj walczymy o zachowanie demokracji. Musimy się integrować.
Czyli Katarzyna Lubnauer walczy przede wszystkim o zachowanie szyldu Nowoczesnej?
To nie jest tak, że kręcimy serial albo reklamę, w której można podkręcić jakiś szyld, schować go czy po cichu grać na niezależność. To nie jest moja bajka. Chcę podejmować konkretne decyzje i walczyć o zwycięstwo z PiS-em w przyszłorocznych wyborach. Nie ma innej drogi, aby te wybory wygrać niż zjednoczona opozycja. Jest mi strasznie przykro, że część ludzi, z którymi tworzyłam Nowoczesną, tego nie widzi i nie rozumie.
Uważam, że należało nadal budować Nowoczesną, ale startować ze wspólnej listy Koalicji Obywatelskiej i stworzyć wspólny klub, który wzmacnia ten szyld.
Katarzyna Lubnauer chciała w ogóle opuścić Koalicję Obywatelską?
Pojawiały się zdecydowane głosy, że samotny start Nowoczesnej to jest dobry pomysł. Oni wierzyli, że dadzą radę. Może część osób widziała swoją polityczną przyszłość w projektach, które powstają po lewej stronie sceny politycznej. Ale przecież trzeba twardo stąpać po ziemi. Nie wyobrażam sobie, że Nowoczesna miałaby iść do nadchodzących wyborów samotnie, a ja miałabym to firmować swoim nazwiskiem. Dla mnie taka droga była nie do zaakceptowania. Nikt odpowiedzialny nie powinien firmować polityki nakierowanej na rozbijanie Koalicji Obywatelskiej.
Jakie są argumenty drugiej strony? Dlaczego lepiej iść osobno niż razem?
Jednym z ich argumentów jest ordynacja do Parlamentu Europejskiego, która przy niskiej frekwencji pozwala, według niektórych opinii, wejść do PE zaledwie przy 600 tys. głosów. Przecież nie bez powodu prezydent zawetował jej zmianę. Stara ordynacja daje możliwość przebicia się mniejszym podmiotom, a nowa promowała duże organizacje.
Po prawej stronie mamy zabetonowany monolit partii Kaczyńskiego, Ziobry i Gowina, a rozbijanie opozycji działa tylko na ich korzyść. Nie wiem, dlaczego najprostsze argumenty nie trafiały do części polityków Nowoczesnej.
Pamiętam nastroje sprzed wyborów samorządowych, jak ludzie z przerażeniem patrzyli na sondaże, w których PiS miał większość, słuchali propagandy pisowskiej i nie wierzyli w to, że będzie podmiot, którzy pokona partię o autorytarnych zapędach. Nagle okazuje się, że w wyborach KO osiąga bardzo dobry wynik i w ludzi wstępuje nadzieja.
Nie pozwolę zniszczyć szyldu, na który pracowało wiele tysięcy Polaków. To był zbiorowy wysiłek, ludzie przekonywali, namawiali, ostrzegali. To była ciężka praca.
Boi się pani o przyszłość Nowoczesnej?
Mam przekonanie, że nasz odważny sygnał i przeciwstawienie się niszczeniu szyldu KO poprzez wyprowadzenie Nowoczesnej będzie impulsem dla Katarzyny Lubnauer. Nie jestem już w Nowoczesnej, ale darzę ją cały czas wielkim sentymentem. Dla mnie to było ogromne życiowe doświadczenie.
Ale Nowoczesna powstawała głównie w kontrze do PO. Są sprawy, które was różnią. To nie jest żadna przeszkoda?
Nowoczesna i PO różnią się programami i podejściem do polityki, ale mam za sobą trzy lata doświadczeń w komisji sprawiedliwości. Widziałam, jak PiS łamie konstytucję, niszczy polską praworządność i kolejne instytucje, konfliktuje się z UE i de facto wyprowadza Polskę z europejskiej wspólnoty. To jest lekcja, która każe mi w tym momencie myśleć o głównym celu, czyli odsunięciu PiS-u od władzy. Wolę szukać tego, co nas łączy, a nie tego, co nas dzieli.
Od początku szukałam nici porozumienia pomiędzy politykami PO i PSL-u. W komisji zaczęłam współpracę z posłami Borysem Budką i Krzysztofem Paszykiem. W efekcie po kilku latach ta współpraca doprowadziła do powstania idei i projektu Koalicji Obywatelskiej. Realia przyszłorocznych wyborów wyglądają tak, że albo wygra KO, albo PiS. Nie ma innej drogi. Pokazuje to przykład węgierski. Tam opozycja jest rozbita i Victor Orbán cały czas rządzi.
A opozycja nie będzie miała drugiej szansy; jak nie pokona autorytarnej partii w pierwszych wyborach, to ona się umocni. Z PO łączą nas sprawy fundamentalne: poszanowanie dla konstytucji, wolności i przekonanie, że miejsce Polski jest w UE.
Rozważa pani przejście do PO?
Nie rozważam. Byłam, jestem i będę wierna Koalicji Obywatelskiej, która dała nadzieję milionom Polaków i dzięki niej będziemy w stanie pokonać PiS.
Zdjęcie główne: Kamila Gasiuk-Pihowicz, Fot. Wikimedia Commons/Łukasz Kamiński, licencja Creative Commons
Comments are closed.