Cały świat ma problem z COVID-em, to zrozumiałe, ale my mamy problem do kwadratu, bo oprócz tego, że mamy epidemię, to mamy rząd niekompetentnych ignorantów, którzy nie przygotowali nas na spowolnienie gospodarcze, nie umieją zarządzać kryzysem wywołanym pandemią i w dodatku wywołali wojnę ideologiczną i wyprowadzili setki tysięcy ludzi na ulice. A dziś nie wiedzą, co z tym zrobić – mówi nam była wiceminister finansów Izabela Leszczyna z PO. – PiS jest mistrzem w dawaniu kilka razy tych samych pieniędzy. 100 mld z BGK i 100 mld PFR rozmnożyli niczym Jezus chleb nad Jeziorem Galilejskim. Ale ten PiS-owski cud niestety jest tylko na slajdach, bo na slajdzie wszystko wygląda dobrze – dodaje

JUSTYNA KOĆ: Rząd zapowiada kolejne restrykcje i zamknięcie galerii handlowych, a jeszcze kilka dni temu minister Sasin mówił, że rząd tego nie przewiduje. Rząd działa w chaosie czy jak ognia boi się zamykania i lockdownu, bo ma nóż na gardle i pustą kasę? A może jest jeszcze gorzej i oba powody są prawdziwe?

IZABELA LESZCZYNA: Niestety rząd PiS-u, walcząc z pandemią, popełnił wszystkie możliwe błędy, które w dodatku nałożyły się na błędy wcześniejsze, tzn. fatalną politykę gospodarczą i fiskalną prowadzoną przez 4 lata bardzo dobrej koniunktury w gospodarce. To spowodowało, że w kryzys weszliśmy z wysokimi wydatkami sztywnymi bez pokrycia w stałych dochodach, co w sytuacji niższych wpływów budżetowych skutkuje drastycznym wzrostem deficytu.

W tym roku deficyt sektora finansów publicznych wyniesie 270 mld zł, więc ma pani rację, że przestrzeni na nowe wydatki raczej nie ma, a to znaczy, że lockdown będzie bardzo bolesny dla przedsiębiorców i pracowników.

A typowy dla tej formacji chaos potęguje trudną sytuację, bo chaos w rządzie przekłada się na chaos w państwie. Nie wiemy, kto tak naprawdę podejmuje decyzje i kto za nie odpowiada, ale wiemy, że nikt nie koordynuje tych działań. W dodatku rząd okłamuje opinię publiczną, zapewniając o dostępności respiratorów i leku remdesivir, a wiadomo, że jedno i drugie to towar mocno deficytowy.

Reklama

270 mld to kwota abstrakcyjna. Co to oznacza dla przeciętnego obywatela?
Margaret Thatcher już dawno powiedziała, że rząd nie ma swoich pieniędzy, to znaczy, że te 270 mld to dług pani i mój, a także naszych dzieci, a w moim przypadku pewnie też wnuków. To są pieniądze, które w imieniu prawie 40 mln Polaków, którzy tu mieszkają, żyją i płacą podatki, zaciągnął rząd Mateusza Morawieckiego. To oznacza nie tylko zadłużenie kolejnych pokoleń, ale również brak pieniędzy na inwestycje konieczne do tego, żeby wyjść z kryzysu po pandemii, żeby ludzie mieli pracę, a gospodarka przynosiła dochody do budżetu. I chcę to wyraźnie podkreślić: nie mówię o długu zaciągniętym na pomoc dla przedsiębiorstw, tylko o ogromnej wieloletniej niegospodarności tego rządu.

Od marca zwracamy uwagę, że aby minimalizować skutki epidemii, zdrowotne i społeczno-ekonomiczne, konieczny jest zespół zarządzania kryzysowego, ale z prawdziwego zdarzenia. To nie mogą być tylko ministrowie i premier czy tydzień temu dokooptowany jeden profesora wirusologii. Tam powinni być przedstawiciele przedsiębiorców różnych branż, bo podczas epidemii system ochrony zdrowia i gospodarka to naczynia połączone.

Jeżeli zamkniemy gospodarkę i będziemy mieć recesję, to nie będziemy mieli pieniędzy na ochronę zdrowia, a na niewydolnym systemie ochrony zdrowia ucierpi gospodarka. To trochę błędne koło. Naprawdę jesteśmy w dramatycznej sytuacji.

O dwa tygodnie przełożono posiedzenie Sejmu, a podobno Zjednoczona Prawica straciła większość. Czy opozycja będzie składała zatem wotum nieufności wobec rządu, a może wicepremiera Kaczyńskiego?
Wewnętrzne problemy w PiS to jeszcze jeden powód chaosu. Właściwie ta wewnętrzna wojna trwa od wakacji, gdy zamiast dofinansować ochronę zdrowia i sanepid, przeszkolić personel medyczny, kupić porządne respiratory, a nie od handlarza bronią, przygotować szkoły do zdalnego nauczania, kupić szczepionki przeciw grypie dla seniorów czy wreszcie opracować strategię walki z COVID-19, PiS kłócił się o stołki! A przecież właśnie po to, żeby całkowity lockdown nie był konieczny, należało te wszystkie rzeczy zrobić w czasie wakacji. Tymczasem rząd nic nie zrobił, a nawet żałował pieniędzy na to, co konieczne, a wydawał tam, gdzie nie musiał, jak chociażby bezsensowne 2 mld na telewizję.

Cały świat ma problem z COVID-em, to zrozumiałe, ale my mamy problem do kwadratu, bo oprócz tego, że mamy epidemię, to mamy rząd niekompetentnych ignorantów, którzy nie przygotowali nas na spowolnienie gospodarcze, nie umieją zarządzać kryzysem wywołanym pandemią i w dodatku wywołali wojnę ideologiczną i wyprowadzili setki tysięcy ludzi na ulice. A dziś nie wiedzą, co z tym zrobić.

A będzie wotum?
Wydaje się, że

wotum miałoby sens tylko wtedy, gdy co najmniej sześciu posłów PiS zrozumie, że to prawdopodobnie ostatni moment, żeby stanąć po jasnej stronie i być może uniknąć odpowiedzialności za działanie na szkodę państwa i obywateli.

W przeciwnym razie to byłaby tylko niepotrzebna strata czasu. Oni i tak sobie nie radzą, więc zamiast przygotowywać się do debaty nad wotum niech przygotują się do debaty o COVID i powiedzą wreszcie, co chcą zrobić, jaki mają plan.

I jeszcze jedno: gdyby byli uczciwi i odpowiedzialni, to sami powinni podać się do dymisji, bo ludzie stracili zaufanie do rządu, zbyt wiele razy zostali zaskoczeni i oszukani. A zaufanie to fundamentalny warunek współpracy społeczeństwa i rządu podczas pandemii. Bez współpracy i wzajemnego zaufania walka z wirusem jest dużo trudniejsza.

Premier ogłosił wczoraj kolejne zasady wsparcia dla przedsiębiorców, to 10-punktowy plan, który prezentował na slajdzie: 149,45 mld – łączny wolumen wsparcia. To ogromna kwota, więc chyba przejdziemy przez ten kryzys bez problemu?
PiS jest mistrzem w dawaniu kilka razy tych samych pieniędzy. 100 mld z BGK i 100 mld PFR rozmnożyli niczym Jezus chleb nad Jeziorem Galilejskim. Ale ten PiS-owski cud niestety jest tylko na slajdach, bo na slajdzie wszystko wygląda dobrze. Z tymi nowymi pieniędzmi na wsparcie jest dokładnie tak, jak z nowymi łóżkami w szpitalach – wojewoda dzwoni do szpitala i mówi: proszę przygotować 30 łóżek dla pacjentów COVID na jutro, po czym raportuje premierowi, że łóżka są.

Wychodzi premier i opowiada banialuki, że mamy dziesiątki wolnych łóżek i setki respiratorów czekających w ARM, chociaż wszyscy wiemy o dramatycznej sytuacji w szpitalach i o problemach karetek, które wiele godzin czekają z chorym, dla którego nie ma łóżka.

Dwa dni temu na prośbę marszałek Kidawy-Błońskiej miałyśmy spotkanie z przedstawicielami branży targowej. To jedna z tych branż, która w tym roku w ogóle się nie otworzyła, podobnie jak branża eventowa i cały szereg ich podwykonawców. Samozadowolenie premiera z kolejnych tarcz w kontekście tego spotkania jest niezrozumiałe.

Jak ocenia pani dotychczasowe działania rządu w sprawie biznesu i tarcze?
Rząd chwali się, że pakiety pomocowe w Polsce były wyjątkowo duże. Jeśli tak, to albo te pieniądze rząd źle zaadresował, albo część z nich zniknęła nie wiedzieć gdzie, jak 70 mln na respiratory pana Szumowskiego. Niemcy potrafili zaplanować pomoc dla swoich firm w taki sposób, że nie muszą wprowadzać kolejnych tarcz, zaproponowali coś wiosną i automatycznie działa podczas drugiej fali. Podobnie Wielka Brytania przedłużyła do marca wypłacanie 80 proc. wynagrodzenia wszystkim osobom, które z powodu pandemii nie mogą pracować. A u nas ciągle trzeba coś poprawiać, wprowadzać, zmieniać i uchwalać nowe tarcze, co okazuje się trudne, bo

PiS nie zwołuje Sejmu z powodu ustawy futerkowej czy aborcyjnej, dla których nie mają większości.

Wiosną rząd działał trochę po omacku, co potrafię zrozumieć, był początek pandemii, więc można zrozumieć, że nie wszystko działało super…
Tak, ale latem, kiedy sytuacja pandemiczna nieco się poprawiła i o wirusie wiedzieliśmy dużo więcej, był czas właśnie na to, aby wszystko dopracować, skoro wiosną ze względu na pośpiech się nie udało. Chociaż są kraje, które od razu dobrze sobie z tym poradziły, jak chociażby wspomniane już Niemcy.

Czeka nas prawdopodobnie pełny lockdown. Co to oznacza dla gospodarki?
To prawdopodobnie recesja, wielomiliardowe straty i podejrzewam, że trudniejsze niż wiosną utrzymanie miejsc pracy. Wiosną to się udało, ponieważ rząd miał dużo szczęścia, którego niestety nie wykorzystał na dłuższą metę. Epidemia przyszła do Polski w marcu, kiedy widzieliśmy już, co się działo we Włoszech, Hiszpanii, a wcześniej w Chinach, wiedzieliśmy, co trzeba zrobić. Niestety, za wakacyjne lenistwo i zaniechania rządu zapłacimy jesienią. Oszczędzanie na zdrowiu i ciągła wojna PiS-u z lekarzami przyniesie dramatyczne skutki. Jak ktoś nie chciał wydać 2 mld zł na ochronę zdrowia, to teraz straci 20 miliardów, a to oznacza konieczność zaciskania pasa lub wyższe podatki, albo jedno i drugie.

Tego oczywiście nie usłyszy pani od rządu, bo on ustami swoich ministrów i premiera będzie powielać kłamstwa o bezbolesnym wyrastaniu z długu, dobrej kondycji budżetu i niskim deficycie. Tylko żeby był wzrost, to muszą być inwestycje, a bez pieniędzy to z inwestycjami krucho. Krucho także ze środkami na inwestycje z UE, bo

zdaje się możemy już podziękować PiS-owi za wykluczenie Polski z podziału środków z Funduszu Odbudowy. Krucho też z prywatnymi inwestycjami, bo niestabilne prawo i upartyjnione sądy nie skłaniają przedsiębiorców do inwestowania i trudno się temu dziwić.

No, chyba że premier Morawiecki znajdzie sposób, żeby przedsiębiorców ogołocić z ich oszczędności, tak jak nas wszystkich ogołocił z 15 proc. oszczędności emerytalnych w OFE.


Zdjęcie główne: Izabela Leszczyna, Fot. ARWC

Reklama