Sztab Małgorzaty Kidawy-Błońskiej oskarża byłego radnego PiS i doradcę prezydenta o zarabianie na koronawirusie. Chodzi o zamówienie na 3,5 mln zł na testy wykrywające wirusa, które otrzymała spółka związana z Jerzym Milewskim. Ponad dobę od podania informacji o pierwszym zarażonym koronawirusem następnych zarażeń na razie nie ma, ale kilkaset osób poddanych jest kwarantannie, a ponad 4,5 tys. znajduje się pod nadzorem epidemiologicznym.
W środę wieczorem sytuację skomentował były premier, były szef Rady Europejskiej, przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej Donald Tusk.
Po tym, jak okradli PCK, trudno się dziwić, że chcą zarobić na epidemii.
— Donald Tusk (@donaldtusk) March 5, 2020
Chodzi o ogromne zlecenie na testy na obecność koronawirusa, które otrzymała bez przetargu firma Blirt, która ma należeć m.in. do radnego PiS i doradcy prezydenta. O sprawie napisała “Gazeta Wyborcza”.
– Firma Blirt z Gdańska otrzymała kilka dni temu rządowe zlecenie na 3,5 miliona złotych na produkcję testów do koronawirusa – tłumaczył Adam Szłapka ze sztabu Kidawy-Błońskiej. Współwłaścicielem i członkiem rady nadzorczej tej firmy jest Jerzy Milewski, członek Narodowej Rady Rozwoju, ciała doradzającego prezydentowi, i jednocześnie gdański radny PiS.
Zlecenie odbyło się bez przetargu, co przed przyjęciem specustawy jest niezgodne z prawem.
– Dziwnym przypadkiem ręczną decyzją pieniądze idą do spółki związanej z ludźmi pana prezydenta Andrzeja Dudy. To nie jest tak, że to jest jedyna firma, która mogłaby takie zlecenie wykonać – uważa Barbara Nowacka.
Jerzy Milewski w rozmowie z PAP tłumaczy, że obecnie posiada jedynie 3 proc. akcji firmy Blirt, a o samej transakcji dowiedział się od osób trzecich.
Zdjęcie główne: Donald Tusk, Fot. Flickr/European People’s Party, licencja Creative Commons