Jeśli prezydent chce być prezydentem wszystkich Polaków, absolutnie powinien te pieniądze przeznaczyć na służbę zdrowia, a nie kampanię w rządowych mediach. To jest tak oczywiste, że nawet z perspektywy Adriana to widać. Najwyraźniej presja Jarosława Kaczyńskiego jest tak duża, że prezydent stracił instynkt samozachowawczy – mówi nam prof. Tomasz Nałęcz, historyk, doradca byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego

JUSTYNA KOĆ: Prezydent wystąpił z premierem Morawieckim i powiedział, że nie miał żadnych wątpliwości, że te pieniądze dla mediów publicznych są potrzebne, a argument opozycji, aby te pieniądze przekazać na onkologię, jest nieprzyzwoity w świetle tego, co robi rząd Morawieckiego dla służby zdrowia. Jest pan zdziwiony?

Prof. Tomasz Nałęcz

TOMASZ NAŁĘCZ: I tak, i nie, ponieważ wydawało mi się, że elementarny interes prezydenta i tej kampanii, zwłaszcza w tej dramatycznej sytuacji, nie pozostawia wątpliwości, że jeśli prezydent chce być prezydentem wszystkich Polaków, absolutnie powinien te pieniądze przeznaczyć na służbę zdrowia, a nie kampanię w rządowych mediach. To jest tak oczywiste, że nawet z perspektywy Adriana to widać. Najwyraźniej presja Jarosława Kaczyńskiego jest tak duża, że prezydent stracił instynkt samozachowawczy.

Przy takim tłumaczeniu i takiej argumentacji gest pani Lichockiej wydaje się naprawdę nie najgorszym zachowaniem.

Prezydent zadbał o głosy twardego elektoratu?
Tak, ale prezydent nie jest szefem partii. To, że prezes Kaczyński dba o zwolenników PiS-u, mnie nie dziwi. Bliższa koszula ciału jest każdemu liderowi partii, natomiast ważne jest to, że prezydent z racji konstytucji – zresztą Andrzej Duda wielokrotnie sam o tym mówił, mi w uszach ciągle dzwonią jego słowa – ma być prezydentem ponad podziałami. Sam prezydentowi Komorowskiemu zarzucał, że był partyjnym prezydentem. Dziwię się, że prezydent Duda dba tylko o swoich wyborców, bo to za mało, aby wygrać wybory prezydenckie. Jednak odłożyłbym na bok kalkulacje, bo ta sytuacja, która z każdym dniem jest coraz bliżej, nie powinna pozostawiać nawet cienia wątpliwości, ale jak to się mówiło u mnie na wsi –

Reklama

jak Pan Bóg chce zesłać nieszczęście, to odbiera rozum. Wygląda na to, że prezydent w swoim nieszczęściu postępuje zgodnie z tym porzekadłem.

Senat przyjął specustawę bez poprawek, mimo że eksperci przestrzegają, że ustawa niesie ze sobą duże niebezpieczeństwo i nadaje wręcz dyktatorskie uprawnienia premierowi. Czy opozycja zrobiła dobrze, że przyjęła ją w Senacie tak szybko?
Nie miała innego wyjścia, bo na razie koronawirus nas oszczędza, choć mamy dziś informację o nowych 4 zakażeniach, ale tak naprawdę to nie wiadomo, ilu już jest zarażonych. Wszystko przez małą liczbę wykonywanych testów – to jest liczba zaledwie trzycyfrowa, podczas gdy na świecie wykonuje się dziesiątki tysięcy takich badań. Liczba ustalonych zakażeń jest wprost proporcjonalna do liczby przeprowadzonych testów. Na razie wydaje się, że nie jesteśmy głównym frontem do walki z koronawirusem. Mamy zatem jeszcze trochę czasu, chociaż wiele go już zmarnowano. Nie ma co roztrząsać teraz, kto zawinił i twierdził, że jesteśmy świetnie przygotowani do tej sytuacji i nie trzeba żadnych nadzwyczajnych środków. Przykład Włoch, kraju bliskiego nam kulturowo, pokazuje, jak może to się zamienić w kataklizm. Oczywiście na kataklizm potrzebne są niezwykłe uprawnienia i

opozycja nie miała innego wyjścia, niż dać te uprawnienia rządowi. Nie chciała brać na siebie – i słusznie – moralnej odpowiedzialności za niewyposażenie ludzi, którzy z racji konstytucji, wygranych wyborów są odpowiedzialni za walkę z kataklizmem. Po drugie, nie chciała dać argumentu politycznego, że rząd chciał zrobić wszystko, ale opozycja wiązała mu ręce.

Prof. Łętowska wprost powiedziała, że specustawa łamie konstytucję.
Rozumiem zastrzeżenia ekspertów, że ta ustawa zawiera bardzo wiele ograniczeń naszych swobód konstytucyjnych wobec wielu grup i osób, chociażby wobec przedsiębiorców. To ustawa stanu wyjątkowego i to ukierunkowanego na jedną dziedzinę życia – służbę zdrowia, a każda ustawa stanu wyjątkowego jest zaprzeczeniem konstytucyjnych gwarancji praw obywatelskich, bo właśnie na tym polega stan wyjątkowy. To zawieszenie takich uprawnień.

Jestem historykiem, m.in. historykiem I wojny światowej i okresu międzywojennego, i wiem, jakie spustoszenia w Europe poczyniła zaledwie 100 lat temu, nie przed wiekami, o wiele mniej groźna choroba wirusowa: grypa hiszpanka, która pochłonęła zdaniem historyków więcej ofiar, niż wszystkie ofiary na froncie.

W debacie w Senacie wskazano na wiele różnych znaków zapytania, zapowiedziano prace z rządem nad poprawkami, i to jest jedyna możliwa droga postępowania.

Nie boi się pan, że rząd użyje specustawy do walki z opozycją?
Nie obawiam się tego. Należę do osób, które nie ufają temu rządowi. Ministrowie tego rządu z premierem na czele rozmijają się z prawdą co chwila, ale na tego typu władzę jest jeden sposób – opinia publiczna. Ja wierzę w jej siłę, chociaż oczywiście są miliony osób, które przyklasną każdemu słowu prezesa i premiera, ale większość społeczeństwa będzie bardzo uważnie patrzyła na działania rządu wobec sytuacji, także na ten aspekt, czy władza nie nadużyje uprawnień.

Np. zakazując wieców wyborczych?
Tak, jeżeli w tym samym czasie tłumy wiernych byłyby nadal w kościołach. Nie przekona mnie argumentacja, że czym innym jest polityka, a czym innym religia.

Koronawirus nie odróżnia spotkania politycznego od mszy świętej.

Jeżeli władza będzie próbowała coś tu szarfować, to spotka ją kara, i to szybko wymierzona.

Czy realny jest scenariusz, że wybory prezydenckie z powodu wirusa zostaną przełożone?
Nie sądzę i nie wyobrażam sobie aż takiego naruszenia przepisów konstytucji. Kadencja prezydenta jest dokładnie ustalona i nie ma w niej możliwości przesunięcia jego kadencji.

Wyobrażam sobie wybory przeprowadzone w warunkach bardzo ograniczonych kontaktów międzyludzkich.

Oczywiście wówczas będzie to ułomna, ale jednak kampania wyborcza, zwłaszcza że można przenieść komunikowanie się między obywatelami i politykami do mediów społecznościowych, do mediów tradycyjnych, radia czy telewizji.


Zdjęcie główne: Andrzej Duda, Fot. Flickr/Senat RP/Michał Józefaciuk, licencja Creative Commons; zdjęcie w tekście: Tomasz Nałęcz, Fot. Flickr/Tomasz Nałęcz

Reklama