Burmistrzowi Dusznik-Zdroju postawiono zarzuty prokuratorskie. Chodzi o budowę Centralnego Ośrodka Sportu. Pieniądze na inwestycje załatwiał ponoć minister Michał Dworczyk.
Podejrzana inwestycja
Cofnijmy się do stycznia 2017 roku, kiedy w Dusznikach-Zdroju odbyły się Mistrzostwa Europy w Biathlonie. Zorganizowano je w Ośrodku Sportów Zimowych Duszniki Arena (obecnie Tauron), który przeszedł wcześniej przebudowę.
“Zmodernizowany został centralny stadion, na którym zlokalizowane były start, meta oraz strzelnica” – podawano na rządowych portalach. “Wybudowany został budynek, w którym mieściło się biuro zawodów oraz biura prasowe. Dodatkowo zwiększono także liczbę dostępnych miejsc dla kibiców na trybunach, gruntownie zmodernizowano również inne elementy – ławki, bariery, miejsca parkingowe czy pomieszczenia ekip, serwisantów oraz dziennikarzy”.
Koszt całej inwestycji? Aż 18 milionów złotych. Z tego 10 milionów złotych stanowiła dotacja z Ministerstwa Sportu i Turystyki.
Dumny z inwestycji był minister Michał Dworczyk. Sam chwalił się, że to on przyczynił się do tego, że w mieście powstał Ośrodek Przygotowań Olimpijskich.
Problem w tym, że w pewnym momencie do prokuratury zaczęły napływać sygnały o nieprawidłowościach.
– Te sygnały docierały faktycznie z różnych stron – od radnych i obywateli – mówi “Wyborczej” prokurator Jan Sałacki, szef Prokuratury Rejonowej w Kłodzku.
Ostatecznie trzy lata temu zostało wszczęte śledztwo, a całą sprawą zajęła się też Najwyższa Izba Kontroli, która już w 2018 roku zakończyła kontrolę, stwierdzając wiele nieprawidłowości przy inwestycji.
O co chodzi? Inwestycja miała być źle prowadzona – była źle zaprojektowana, wykonana, a nawet odebrana. NIK wskazała zwłaszcza na dwa elementy – budowę zbiornika retencyjnego i rozbudowę budynku sędziowskiego.
Nie mówimy tu jednak o fatalnej organizacji, która nie miała na nic wpływu. Błędny projekt podwyższyły koszty o 885 tys. zł. Dodatkowo “naruszając zasady uczciwej konkurencji w sposób nieuzasadniony” przedłużono terminy realizacji inwestycji. Mało? Z naruszeniem przepisów wyłoniono samego wykonawcę. W ofercie wymagano, by dawał on co najmniej 60-miesięczną gwarancję. Wybrano jednak firmę, która zaoferowała jedynie 36 miesięcy. Gmina niewłaściwie zabezpieczyła więc swoje interesy.
Na efekty tego wszystkiego nie trzeba było długo czekać.