Użycie antysemickiej propagandy w największej po wojnie kampanii antyżydowskiej w świecie było czymś mocno kompromitującym i zatruło wizerunek Polski na wiele lat. W zachodnim świecie antysemityzm kojarzył się z faszyzmem, z III Rzeszą – mówi w rozmowie z nami prof. Andrzej Friszke, historyk, członek pierwszego Kolegium IPN (1999-2006) oraz członek Rady IPN (2011-2016). Zapytany o współczesność, dodaje: – Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że w tym, co się dzieje obecnie, mamy dużą inspirację z Moskwy. Jak dywersyjnie działa Rosja wobec innych państw, wiemy po kampanii amerykańskiej czy francuskiej.
JUSTYNA KOĆ: Co dokładnie wydarzyło się 50 lat temu, w marcu 1968 roku?
PROF. ANDRZEJ FRISZKE: Ogromne zagadnienie, na wykład. Pokrótce: władza szukała nowych źródeł legitymizacji wobec wyczerpywania się dotychczasowych formuł komunistycznych, ideologicznych, wiary w budowanie nowego komunistycznego społeczeństwa i dobrobytu. Było już wiadomo, że to nierealne. We wcześniejszych latach nastąpiło też odejście od pewnych elementów demokratyzujących czy wolnościowych, które przyniósł ze sobą 1956 rok. To uprawomocnienie władza znalazła w nacjonalizmie i ksenofobii oraz w rozbudzeniu specyficznego patriotyzmu ludowego czy wręcz nacjonalizmu ludowego ukierunkowanego przeciwko obcym.
Władza była też mocno zantagonizowana z niepokorną inteligencją uważaną za niepatriotyczną i za bardzo zapatrzoną na Zachód.
Te wszystkie formuły składały się na ideologię partyjną, którą nieśli tzw. moczarowcy.
Od Mieczysława Moczara, który w 1968 roku był ministrem spraw wewnętrznych. Oczywiście było wówczas tylko MSW, administracja w naszym rozumieniu mu nie podlegała.
Zgadza się. To było środowisko dawnych partyzantów Armii Ludowej związanej z PPR, a wówczas kierujące służbą bezpieczeństwa i MSW. Oni podjęli i lansowali formułę takiego przesterowania ideologicznego dyktatury, próbę utożsamienia się z narodem w specyficzny sposób, o którym mówimy, i tym samym zbudowania stabilizacji politycznej.
Konsekwencje to przede wszystkim uderzenie w inteligencję i w ludzi żydowskiego pochodzenia, a także bezwzględne spacyfikowanie protestów studenckich.
O tym mało się ostatnio mówi, ale marzec 1968 roku to masowe protesty studentów. Jaka jest ich geneza i jak ma się do antysemityzmu?
Protest studentów narastał od dłuższego czasu, ale główne powody były dwa. Represje wobec Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego rozpoczęte wyrokiem więzienia z 1965 r. spowodowały, że związane z nimi środowiska studenckie organizowały akcje solidarności z uwięzionymi, a władze reagowały na to represjami i próbowały wyrzucić niepokornych studentów z uczelni. Były komisje dyscyplinarne, były zawieszenia, np. Adama Michnika na rok, później na kolejny. Wszystko to powodowało, że na niektórych wydziałach rósł ferment, który przechodził przez kolejne stadia. Uformowało się m.in. środowisko zbuntowanej młodzieży, które ciągnęło różne akcje sprzeciwu, aż do przedednia Marca, czyli do momentu zdjęcia “Dziadów” ze sceny Teatru Narodowego. Studenci zorganizowali wielką petycję, którą podpisało ponad 3000 osób na Uniwersytecie; to było bardzo dużo. 8 marca zorganizowali wiec w odpowiedzi na wyrzucenie Michnika i Szlajfera z uczelni.
Patrząc na to z socjologicznej i psychologicznej perspektywy, zauważmy, że wyrosło nowe pokolenie ludzi urodzonych po wojnie, wychowanych już po 56 roku, którzy mieli szersze aspiracje, przede wszystkim dotyczące osobistej wolności.
Byli zapatrzeni na współczesny świat, czyli świat The Beatles, Rolling Stones, swobodnych trendów kulturowych i obyczajowych. To było coś, co mieli w duszy. Ta zgrzebna gomułkowska formuła była dla nich nie do przyjęcia. Hasła komunizmu nacjonalistyczno-populistycznego, były dla nich czymś obrzydliwym. Cały ruch studencki domagał się zatem praworządności, wolności słowa, wolności dyskusji, kontroli decyzji władz i prawa zrzeszania się w niezależne organizacje.
Wróćmy do antysemickich wydarzeń marcowych. Na ile były one inspirowane z Moskwy? Wiadomo, że po wojnie sześciodniowej stosunki ZSRR z Izraelem uległy, mówiąc delikatnie, pogorszeniu. Zerwano stosunki dyplomatyczne, kulturalne itd.
To jest jeszcze głębsza sprawa. Bezpośrednio po wojnie w najwyższym aparacie władzy było wiele osób żydowskiego pochodzenia. To był czas, kiedy władza opierała się o pozostałości kadr KPP, a ocaleli w ZSRR działacze byli w dużej części żydowskiego pochodzenia. To tworzyło podglebie powojennej odsłony antysemityzmu, tj. podkreślania udziału ludzi żydowskiego pochodzenia w aparacie władzy, w tym tak kluczowych i symbolicznych postaci, jak Jakub Berman czy Hilary Minc. Ale
od początku lat 50. Związek Radziecki podsycał antysemityzm, wystarczy przypomnieć 1953 rok i sprawę lekarzy kremlowskich, którzy zostali oskarżeni o trucie radzieckich przywódców i planowanie śmierci Stalina. Była to największa antysemicka, polityczna prowokacja w Związku Radzieckim.
ZSRR wymuszał na podległych partiach odsuwanie towarzyszy żydowskiego pochodzenia, co było powiązane z faktem, że Izrael stał się częścią świata zachodniego i sojusznikiem Ameryki. To wystarczyło, aby osoby żydowskiego pochodzenia utraciły zaufanie. W 1956 ZSRR poparł w partii frakcję natolińską, która postulowała eliminację Żydów z aparatu władzy. Gomułka natolińczyków nie poparł i ten antysemityzm na kilka lat przysechł, ale od początku lat 60. powracał i towarzyszył mu nacisk sowiecki na eliminację towarzyszy żydowskiego pochodzenia.
Gomułka przez historyków nie jest uważany za antysemitę, prawda?
Osobiście antysemitą nie był, ale miał negatywne doświadczenia sporów i nieufność do wielu działaczy żydowskiego pochodzenia.
Niedawno Mirosław Szumiło opublikował dokumenty znalezione w Moskwie, które są sprawozdaniami konsulów sowieckich z rozmów z I sekretarzami komitetów wojewódzkich PZPR, którzy donosili na stosunki w centrali partii. Myśl przewodnia tych rozmów jest następująca: Gomułka jest słaby, otoczony przez towarzyszy żydowskiego pochodzenia, a oni nie lubią ZSRR i są potencjalnymi wrogami. Ciekawe, że o takie rzeczy ci konsulowie pytali i o takich nastawieniach informowali Moskwę. Taka narracja szła więc z i do Moskwy od początku lat 60. Grupa moczarowska te hasła podchwyciła i podjęła czystki w MSW, w służbach wojskowych, potem stopniowo w prasie, a gdy przyszła wojna sześciodniowa na Bliskim Wschodzie, ich działania przybrały na sile.
Dokończono czystki w wojskach lotniczych, w redakcji “Trybuny Ludu”, w innych redakcjach, wydawnictwach. Marzec to już publiczne zaatakowanie komunistów żydowskiego pochodzenia, którzy jakoby chcą wrócić do władzy na fali zaistniałych wydarzeń.
Zresztą już wtedy ci towarzysze byli praktycznie wyeliminowani, mówimy tu o takich postaciach, jak Roman Zambrowski czy Stefan Staszewski.
Wiemy, jaki przebieg miały te wydarzenia: antysemicka nagonka, pacyfikacja studenckiego zgromadzenia. A jakie były konsekwencje?
Wielowymiarowe. Polska do tej pory była uznawana za względnie liberalny kraj, oczywiście jak na stosunki w bloku wschodnim. Pamiętajmy, że Gomułka doszedł do władzy na fali przemian wolnościowych, co dawało mu pewien kapitał w kontaktach ze światem zewnętrznym. Marzec 1968 zniszczył ten wizerunek.
Użycie antysemickiej propagandy w największej po wojnie kampanii antyżydowskiej w świecie było czymś mocno kompromitującym i zatruło wizerunek Polski na wiele lat. W zachodnim świecie antysemityzm kojarzył się z faszyzmem, z III Rzeszą.
ZSRR był inspiratorem antyizraelskiej i antyżydowskiej polityki, ale zarazem dbał, by nie być skojarzonym z antysemityzmem. Natomiast artykuły w polskich gazetach, manifestacje z określonymi transparentami, to wszystko powodowało wyobrażenie, poniekąd słuszne, że Polska jest sztandarowym krajem antysemityzmu. To wpłynęło fatalnie na pozycję Polski w świecie i zatruło również atmosferę wewnętrzną w Polsce. Spowodowało emigrację kilkunastu tysięcy z tych niewielu już Polaków żydowskiego pochodzenia.
Represje dotknęły też inteligencję. Jakie?
Nastąpiło uderzenie w niektóre ośrodki intelektualne, zwłaszcza z dziedziny humanistyki.
Usunięto wielu wybitnych profesorów i asystentów, represje mocno uderzyły w filozofię, socjologię, ekonomię, polonistykę na UW. Na wiele lat nastąpiło znaczne obniżenie poziomu tych placówek. Znaczne represje dotknęły też studentów.
Przez więzienia przeszło po Marcu kilkuset uczestników ruchu, członków komitetów studenckich, organizatorów wieców. Część z nich miała później problem z ukończeniem studiów. Z drugiej strony powstała dzięki temu kontrelita w przeciwieństwie do tej oficjalnej, popieranej przez władze. Byli to ludzie znani, rozpoznawalni, cieszący się autorytetem. Mówię tu nie tylko o “komandosach”, ale i o tych, którzy byli na drugiej linii, a później będą odgrywać ważną role w życiu publicznym, intelektualnym, np. w KOR, “Solidarności”, potem III RP.
Mówimy tu o takich osobach, jak Jacek Kuroń, Adam Michnik, Karol Modzelewski, Jan Lityński, Seweryn Blumsztajn?
Tak, to środowisko “komandosów”, ale myślę też o osobach, które były istotne w kulturze: Adam Zagajewski, Julian Kornhauser, Stanisław Barańczak, Jan Walc, Agnieszka Holland, Janusz Kijowski, to wszystko osoby, których nie kojarzymy z polityką, a dla których Marzec był wielkim wydarzeniem pokoleniowym.
Uwrażliwienie na te ksenofobiczne elementy Marca, państwo policyjne, ale też wyraźne opowiedzenie się za wolnościowymi dążeniami i odseparowaniem polskiej kultury od komunistycznej propagandy, było dla wielu ludzi tego pokolenia bardzo ważne.
Wreszcie, jak się popatrzy na te hasła studenckie, które pojawiają się na wiecach, to widać na nich wyraźny projekt przemian wolnościowych, jak potrzeba praworządności, wolność słowa, wypowiedzi, prawo do samorządności, swobodnej dyskusji. To pokazuje, jaki był horyzont ideowy tego ruchu, który będzie później fundamentem dla całego ruchu wolnościowego, który doprowadzi Polskę do wolności.
Panie profesorze, ile mamy tego antysemityzmu z Marca dziś? Wiemy, że wtedy jedną z jego przyczyn była walka frakcji w PZPR o władzę, był też w jakimś stopniu inspirowany przez Moskwę. Teraz tego nie ma.
Wie pani, to bardzo ryzykowne stwierdzenie. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że w tym, co się dzieje obecnie, mamy dużą inspirację z Moskwy. Jak dywersyjnie działa Rosja wobec innych państw, wiemy po kampanii amerykańskiej czy francuskiej.
Polacy nie mają według pana genu antysemityzmu?
Nie powiedziałbym, że jest to polski gen, ale niewątpliwie w okresie międzywojennym, a nawet w XIX wieku istniało napięcie. To był istotny element, który dochodził do głosu w różnych konfliktach klasowych, społecznych, kulturowych kliszach.
W okresie międzywojennym antysemityzm w Polsce był potężny, lansowała go endecja, wyrażał się masowymi akcjami bojkotu żydowskiego handlu, w propagandzie prasowej i kościelnej czy w akcjach getta ławkowego na wyższych uczelniach, a nawet bójkach i napadach na Żydów, które organizował ONR Falanga. To był poważny problem.
Dziś gdzieś w podglebiu to ciągle siedzi, bo to mocny wątek w naszej plebejskiej tradycji. Przecież komuniści, którzy dążyli do odnowienia swojej legitymizacji, o czym mówiliśmy na początku, nie robili tego bez przyczyny.
Dziś zresztą słyszymy te same wątki, że Żydzi są niewdzięczni za to, że ratowaliśmy ich w czasie wojny, że są niechętni Polsce z zasady. Pojawił się też wątek lansowany kiedyś przez endecję, że Żydzi rządzą światem, rządzą Stanami Zjednoczonymi, światową finansjerą, największymi gazetami.
Jak odniesie się pan do próby tłumaczenia wydarzeń marcowych, że w 1968 nie było Polski?
Polska nie była suwerenna, to prawda, ale to była Polska.
Była dyktatura partii, która narzuciła pewien tok działania, ale to nie znaczy, że w ogromnej warstwie społeczeństwa nie było podatności na to wszystko. Oddolny antysemityzm był, istniał i nie można tego zanegować.
Zdjęcia główne: Andrzej Friszke na konferencji “Nasi w Sejmie i Senacie – Obywatelski Klub Parlamentarny 25 lat później”, Fot. Flickr/Michał Józefaciuk/Kancelaria Senatu, licencja Creative Commons; Flickr/PO, licencja Creative Commons
Comments are closed.