Pochylamy się z prawnikami, jak można w drodze prawnej zmusić ministra do zaprzestania wycinki i wdrożenia tych zaleceń, to nie jest proste, bo pan minister Szyszko niemal Boga się nie boi, to niebywałe – mówi nam Gabriela Lenartowicz, minister środowiska w gabinecie cieni PO, komentując działania ministra środowiska Jana Szyszki, który nie wstrzymał wycinki mimo natychmiastowego nakazu Trybunału Sprawiedliwości UE. Pytamy, jakie grożą nam konsekwencje i czy Polska może stracić dopłaty. – Komisja ma różne instrumenty – mówi Lenartowicz.

Justyna Koć: Nigdy w historii Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej nie doszło do przypadku, żeby państwo członkowskie odmówiło wykonania postanowienia zabezpieczającego. To precedens, czym to grozi?
Gabriela Lenartowicz: Trudno powiedzieć, bo nie było takiej sytuacji, aby nie zastosowano się do zarządzenia czasowego do czasu wydania orzeczenia. Natomiast generalnie nakładanie kar już było, kiedy np. kraj nie spieszył się z wykonaniem wyroku, nakładano wówczas ponownie kary i ta indagacja szybko miała miejsce.

Będziemy badali tę sprawę od strony prawnej. Po pierwsze, jakie nam grożą konsekwencje jako krajowi, mam na myśli konsekwencje finansowe, bo one obciążą wszystkich Polaków. Po drugie, jakie są

możliwości prawne zmuszenia ministra Szyszki do wykonania tego zarządzenia.

Bezpośrednia egzekucja takiego zarządzenia w prawie polskim nie miała do tej pory miejsca, zresztą nie wiem, czy gdziekolwiek w Europie miała miejsce. Pochylamy się z prawnikami, jak można w drodze prawnej zmusić ministra do zaprzestania wycinki i wdrożenia tych zaleceń, to nie jest proste, bo pan minister Szyszko niemal Boga się nie boi, to niebywałe.

Reklama

Wygląda na to, że nie można zmusić ministra Szyszki, czy przekonać, aby zakończył wycinkę w Puszczy.
Można postawić przed Trybunałem Stanu ministra, ale wiadomo, jaka jest procedura. Na pewno odpowiedzialność za szkody uczynione krajowi, państwu, Polakom jest możliwa do wyegzekwowania, natomiast sprawiedliwość bywa nierychliwa, bo wymaga większości w wyborach. Być może trzeba będzie poczekać do wyborów, ale nie w tym rzecz. Nie chodzi tu przecież o ukaranie kogokolwiek, tylko o zatrzymanie tego szaleństwa. A w tym szaleństwie jest metoda. To jest cyniczna gra pt. “korniki wyprowadzą Polskę z Unii Europejskiej”.

Trwa festiwal zniechęcania Polaków do Unii?

Ćwiczy się taką wersje Polexitu – będziemy robili wszystko, by to Unia chciała nas karać, a w konsekwencji z nas zrezygnowała, a w międzyczasie w opinii publicznej budować się będzie przeświadczenie, że Unia jest zła, bo nakłada kary, bo straszy, Unia chce się nas pozbyć.

Ta retoryka jest PiS potrzebna, bo przecież w badaniach opinii publicznej Polacy ciągle są euroentuzjastami i są przeciwko wyprowadzaniu Polski z Unii. Zresztą na razie większość rządząca też temu zaprzecza, ale takie zamiary ma. Musi tylko zbudować społeczne poparcie.

Trybunał Sprawiedliwości dał Polsce czas do 4 sierpnia na odpowiedź w sprawie wycinki, ministerstwo ją przygotowuje, a w Puszczy cały czas trwa wycinka i leśnicy mówią, że nie mają żadnej decyzji wstrzymującej. To jakieś kuriozum?
Tu są dwie sprawy. Jedna to zarządzenie o natychmiastowej wykonalności – i leśnicy się tłumaczą, że ich Trybunał nie obchodzi, bo oni mają szefów. Takie tłumaczenie już kiedyś było, że “wykonywałem tylko polecenia przełożonych”, i ma swoją złą historię. Drugą sprawą jest to, że Trybunał dał Polsce czas do 4 sierpnia na odpowiedź na wniosek w sprawie już ostatecznej decyzji. Zresztą my już wiemy, co minister Szyszko odpowie. Że pan minister tak naprawdę to chroni, że siedliska, że kornik, i jeszcze teraz się dowiadujemy, że będziemy jakiegoś robaczka tajgowego reintrodukować, i to będzie oficjalne stanowisko rządu.

Natomiast wiemy też, że pan minister potrafi nieprawdziwe informacje rozsyłać i taki

niepokój wyraził komitet UNESCO, który zarzuca ministrowi, że wysłał nieprawdziwe informacje odnośnie skali wycinki i zakresu.

Nie można więc wykluczyć, że fałszywe informacje trafią też do Trybunału.

Jak wyglądał spór z Grecją? Może to nam podpowie, jak może się potoczyć dalej sprawa Polski?
To było nałożenie obowiązku, a nie tymczasowe zarządzenie, z jakim teraz mamy do czynienia. Chodziło o orzeczenie w sprawie utrzymywania nielegalnego wysypiska odpadów w 2001 roku. Była nałożona kara ponad 5 mln euro, w konsekwencji zostały zanieczyszczone rzeki na skutek tego składowiska, a Grecy nie spieszyli się z zapłatą tej kary. Wtedy Komisja ponagliła Grecję i zaczęła rozważać cofnięcie wypłat pomocowych w ramach polityki regionalnej. To już poskutkowało i Grecja zastosowała się do wyroku. Zapłaciła karę i zlikwidowała wysypisko.

Czy Polskę może spotkać podobny los? Groźba wstrzymania dopłat?
Komisja ma różne instrumenty. Wprawdzie nie ma wprost takiej regulacji, jaka była kiedyś w przepisach unijnych, że automatycznie niewykonywanie orzeczeń wstrzymywało wypłacanie środków, ale takie możliwości istnieją. Choćby dlatego, że wiemy, jaki jest stosunek Unii Europejskiej do przepisów środowiskowych, których Komisja bardzo przestrzega. Komisja może uznać, że Polska nie honoruje przepisów ochrony środowiska, mówię o dyrektywach “naturowych”, jest domniemanie, że w ogóle ich nie honoruje, a przestrzeganie tych procedur jest warunkiem przekazywania dotacji.

Można wstrzymać fundusze strukturalne, a to są już ogromne pieniądze.

Jak duże?
To są miliardy euro. Tak naprawdę jesteśmy w szczycie wdrażania projektów z tej perspektywy finansowej. Jeśli wstrzymane zostaną przelewy, bo jest domniemanie, że Polaka lekceważy przepisy ochrony środowiska, to wszyscy za to zapłacimy.


Zdjęcie główne: Materiały prasowe Greenpeace

Reklama