Do historii przeszedł już rok temu, gdy po szalonym konkursie na normalnej skoczni zdobył tytuł mistrza świata. Teraz doprawia go zwycięstwem w prestiżowym Turnieju Czterech Skoczni. A przecież w 2018 świętował też brązowy medal olimpijski, zdobyty w drużynie. Ostatnie lata są dla Dawida Kubackiego wspaniałe. A przez to – także dla polskich skoków narciarskich.
Chyba każdy pamięta te szalone zawody na mistrzostwach świata w Seefeld. Były nieprzewidywalne, karty rozdawała na nich pogoda. I szczęście uśmiechnęło się właśnie do Dawida Kubackiego, a on pomógł mu swoimi umiejętnościami. W drugiej serii pofrunął najdalej i awansował z 27 pozycji na pierwszą. Obok niego na podium stanął Kamil Stoch.
Wtedy ktoś mógłby powiedzieć, że Kubackiemu pomogła pogoda. Że to był jeden, przypadkowy konkurs, akurat padło na zawody o randze mistrzowskiej. Szczęście i tyle. Po wspaniałym triumfie w tegorocznym Turnieju Czterech Skoczni już nikt z takimi teoriami nie wystąpi. W TCS trzeba oddać osiem dobrych, równych skoków – o żadnym przypadku mowy nie ma. Wygrywa skoczek regularny. I to poniedziałkowe zwycięstwo, przypieczętowane w Bischofshofen, jest potwierdzeniem i ukoronowaniem dobrej, stabilnej formy, jaką Kubacki pokazuje od lat.
Przecież w poprzedniej edycji TCS, jeszcze przed zdobyciem niespodziewanego mistrzostwa, Kubacki zajął czwarte miejsce. Do podium zabrakło mu 3,3 pkt. Rok wcześniej w klasyfikacji był 6. Poprzedni Puchar Świata skoczek z Nowego Targu kończył na 5. pozycji. Sukcesy Kubackiego to pochwała pracy i cierpliwości. Na pierwsze podium Pucharu Świata czekał aż do 2017 roku, ale już w poprzednim sezonie sześciokrotnie kończył zawody w pierwszej trójce. W bieżącym – już cztery razy. Triumf w TCS na pewno nie jest ostatnim słowem zawodnika – gdy jeden z dziennikarzy zapytał Kubackiego, jak długo utrzyma tę formę, ten wypalił, że to „pytanie z kategorii głupich”. Poczucie dobrej formy daje pewność na przed skokiem, a zwycięstwa powinny jeszcze tę pewność umocnić.
Wygrana Kubackiego jest doskonałą wiadomością także dlatego, że udowadnia, iż zrobiono świetną robotę, by po Adamie Małyszu nie pozostała pustka. To problem, z którym zmagają się biegi narciarskie – gdy karierę zakończyła Justyna Kowalczyk nagle okazało się, że nie ma jej następczyń (ani następców). Tymczasem eksplozja formy Małysza przyniosła tłumy kibiców, rozbudowę infrastruktury, włączenie do kalendarza PŚ Wisły i, przede wszystkim, kolejne sukcesy. Następcą mistrza z Wisy został Kamil Stoch, dwukrotny zdobywca PŚ i trzykrotny mistrz olimpijski, ale, co najważniejsze, wyszkolono całą drużynę świetnych skoczków. 10 temu nie do wyobrażenia była sytuacja, że trzecie miejsce w konkursie drużynowym przyjmuje się z niedosytem.
Trzeba tylko zadbać, by Stoch, Kubacki i reszta doczekali się swoich następców. Tych póki co niespecjalnie widać. Ale to temat na inną okazję. Teraz mamy wesele, więc cieszmy się z sukcesu. A dla Dawida Kubackiego gratulacje – nie tylko za ostatni triumf, lecz także za pracę, jaką wykonał, by go osiągnąć!
Zdjęcie główne: Dawid Kubacki, Fot. Christian Bier, licencja Creative Commons