Ani polski nauczyciel, ani polski uczeń nie zasługują na to, żeby być uczestnikiem tego rodzaju zjawisk, jakie mamy w edukacji. Mamy bardzo dobrą szkołę, dobrych nauczycieli, odpowiedzialnych rodziców, problemem jest minister edukacji – mówi nam Sławomir Broniarz, szef Związku Nauczycielstwa Polskiego i zapowiada na 21 kwietnia pikietę przed Ministerstwem Edukacji Narodowej. – Nie mogę powiedzieć, że nie toczy się wewnątrz związku dyskusja o strajku, bo byłaby to nieprawda – dodaje. Mówi też, że podwyżki to fikcja: – Jeżeli ktoś otrzymywał 150 zł dodatku mieszkaniowego, który został zlikwidowany, a dostał 120 zł podwyżki, to w efekcie ogólnego rozliczenia jest stratny 30 złotych. Jeżeli ktoś dostał 168 zł podwyżki, ale stracił 150 zł dodatku mieszkaniowego, to jego podwyżka wyniosła 18 zł.

JUSTYNA KOĆ: 21 kwietnia nauczyciele przed Ministerstwem Edukacji Narodowej zapowiadają pikietę pod hasłem “Mam dość”. Czego macie dość?

SŁAWOMIR BRONIARZ: Mamy dość, bo ani polski nauczyciel, ani polski uczeń nie zasługują na to, żeby być uczestnikiem tego rodzaju zjawisk, jakie mamy w edukacji. Mamy bardzo dobrą szkołę, dobrych nauczycieli, odpowiedzialnych rodziców, problemem jest minister edukacji, zresztą my to otwarcie mówimy. Mamy dość oszukiwania nauczycieli i manipulowania nimi, mamy dość deklaracji bez pokrycia, które są obliczone na krótkotrwały efekt i pragmatyczny zysk.

Mamy wreszcie dość spauperyzowania naszej grupy zawodowej i wiecznego opowiadania, jakie to wielkie podwyżki mają dostać nauczyciele, i tego, że między tym, co się mówi, a co się dzieje, jest ogromna przepaść.

Sporo tego.
To nie wszystko, bo przyjmowane są też rozwiązania prawne, które uderzają w nauczycieli. Nie będę ukrywać, że mam doświadczenie pracy z kilkoma ministrami edukacji i tak antynauczycielskiego ministra nie widziałem. Były panie, czy panowie ministrowie, którzy starali się patrzeć na szkołę przez pryzmat czystej ekonomii i tak zarządzać współpracą, ale po raz pierwszy mamy do czynienia z ministrem, który uderza w nauczycieli.

Reklama

To mocne słowa z ust szefa związku zawodowego.
Wydłużenie awansu zawodowego do 15 lat, poza ogromnym uzyskiem kwotowym, który zasili, mam nadzieję, budżet państwa, a nie Caritas, daje efekt, że nauczyciel rozpoczynający pracę ma bardzo daleką perspektywę. W każdej grupie zawodowej, jeśli wiemy, że dochodzenie do mistrzostwa będzie trwało wiele lat, ta motywacja do rozwoju i pracy będzie mniejsza. To raczej nie motywuje.

Niektóre rozwiązania prawne uderzają wprost w nauczycieli.

Np. totalna ocena pracy nauczyciela dokonywana ustawicznie na każdym poziomie w 3-letnim cyklu. Ja rozumiem, że pani minister chce oceniać nauczycieli, ale pamiętajmy, że nauczyciel podlega weryfikacji co lekcję, prawie non stop. Co 10 minut na każdej lekcji oceniają nas uczniowie, rodzice, dyrektor, organ nadzorujący.

Co ważniejsze, ta ocena poza wątkiem ekonomicznym ma wprowadzać regulaminy oceniania pracy nauczyciela, które ograniczą liczbę osób, które będą w stanie te punkty zrealizować, a po drugie – w każdej szkole będzie inny regulamin. Zatem będziemy mieć ponad 20 tys. regulaminów oceniających prace nauczyciela. Chaos, chaos i jeszcze raz chaos.

Tego ne można nazwać spójną, dalekosiężna polityką edukacyjną.

Pani minister zapowiedziała też podwyżki i dała, to chyba nie jest tak źle?
Proszę pani, ja nie chcę wdawać się w semantyczne rozważania, ale część nauczycieli otrzymała obniżkę wynagrodzenia, bo jeżeli ktoś otrzymywał 150 zł dodatku mieszkaniowego, który został zlikwidowany, a dostał 120 zł podwyżki, to w efekcie ogólnego rozliczenia jest stratny 30 złotych. Jeżeli ktoś dostał 168 zł podwyżki, ale stracił 150 zł dodatku mieszkaniowego, to jego podwyżka wyniosła 18 zł.

Zresztą

to, że będą podwyżki, wiadomo od kwietnia zeszłego roku, a pani minister nie jest w stanie z odpowiednim wyprzedzeniem wydać rozporządzenia i uruchomić całej machiny, to ja zadaję panu premierowi Morawieckiemu pytanie, jak on ocenia swojego pracownika.

Jeśli ktoś nie był w stanie przez rok napisać i wdrożyć rozporządzenia, to ja przepraszam, ale w normalnym zakładzie pracy prawdopodobnie by już nie pracował.

Dlatego domagacie się dymisji Anny Zalewskiej?
Bo chcemy, żeby oświata była zarządzana przez osobę, która poza warstwą ideologiczną, poza warstwą nachalnej propagandy skupi się na trosce o jakość edukacji. Proszę zwrócić uwagę na sprawę wychowawców katechetów. Sami księża i katecheci są przeciwni temu, ale proszę spojrzeć na to, kto o to wnioskował.

Na samym czele są hierarchowie kościelni, potem pani minister wymienia posłów i senatorów PiS, a na samym dole rodzice.

A jak podoba się panu propozycja premiera Morawieckiego, że każde dziecko dostanie 300 zł we wrześniu wyprawki szkolnej?
We wrześniu pieniądze przydadzą się na pewno każdej rodzinie z dziećmi. Nie wiem tylko, czy powinno dawać się wszystkim, czy powinno być kryterium dochodowe, jak w czasach, gdy ministrem edukacji była Krystyna Łybacka. Na taki pełen egalitaryzm na wzór szwedzki pewnie nas nie stać.

Premier przekonuje, że stać. To kiełbasa wyborcza?
Dla nas ważniejsze jest to, kto będzie tymi pieniędzmi zarządzał.

Nauczyciele widzą, że niektóre dzieci w dalszym ciągu mają problem z przyniesieniem kredek, bloku kolorowego czy farb na zajęcia, natomiast jeżeli te pieniądze trafią do matki, to czy na pewno kupi to, co do szkoły będzie potrzebne,

a nie np. buty czy tornister, a to nie załatwi sprawy, że to dziecko na niektórych zajęciach nadal nie będzie czuło się źle, bo nie będzie miało wszystkiego. Może tymi pieniędzmi powinna zawiadywać szkoła wespół z radą rodziców, która będzie też pilnować, aby te pieniądze nie poszły na inne ważne cele, na które szkoła nie ma pieniędzy, jak światło czy środki czystości. Jako nauczyciel zdaję sobie też sprawę, że moje koleżanki i koledzy nadal kupują do szkół z własnej kieszeni bloki, farby czy chociażby papier do ksero.

Ale ta sprawa ma jeszcze drugie dno. Wartość tej corocznej dotacji jest większa niż podwyżka dla nauczycieli. To budzi moje zastanowienie. Inwestowanie w dzieci jest słuszne, ale pomyślmy też o nauczycielu.

Podzielam niestety obawę, że to kiełbasa wyborcza i mam obawy, czy te pieniądze posłużą dziecku w zakupie wyprawki, a nie będą dodatkiem do 500 Plus.

Dlaczego 21 kwietnia organizujecie pikietę, skoro macie tyle zarzutów do minister Zalewskiej i macie dość? Dlaczego nie strajk?
Strajk w edukacji ma swoje dobre i złe strony. Dobra strona jest taka, że to najbardziej skuteczna forma walki o prawa pracownicze, ale złą stroną jest wszystko to, co wiąże się z uwarunkowaniami organizacyjnymi i psychologicznymi, które osłabiają wolę samych nauczycieli. Procedura strajku w szkole to co najmniej miesiąc. Z drugiej strony strajkujący nauczyciel protestuje de facto przeciwko swojemu dyrektorowi, bo konstrukcja prawna jest taka, że to szkoła jest pracodawcą, a dyrektor szefem.

Część nauczycieli ma dodatkowo moralne obiekcje, że nie wypada. A co z dziećmi? Zarząd ZNP jest w stanie podjąć każdą decyzję, pytanie tylko, czy będzie odwaga i wola samych zainteresowanych.

Czy chce mi pan powiedzieć między wierszami, że nauczyciele tak naprawdę nie chcą strajkować?
Może chcą, tylko mają dużo rozterek natury etyczno-moralnej. Natomiast skoro wybieramy ten scenariusz, że nie wypada, a co z dziećmi, a po co itd., to potem nie narzekajmy, że nas zwalniają, że jest źle, że mało płacą, bo sami zrezygnowaliśmy z walki o poprawę tej sytuacji.

Nie mogę powiedzieć, że nie toczy się wewnątrz związku dyskusja o strajku, bo byłaby to nieprawda. Dla nas poważnym wsparciem jest to, co dzieje się na portalach społecznościowych i ta oddolna presja samych nauczycieli. Jednak na dziś mówimy, że szykujemy pikietę przed MEN, która ma pokazać przez swój ogólnopolski charakter i udział nauczycieli i rodziców, że nie zamierzamy rezygnować z walki o podwyżkę płac dla nauczycieli.


Zdjęcie główne: Sławomir Broniarz, Fot. Flickr/PO, licencja Creative Commons

Reklama