To symboliczna manifestacja historyczna – twierdzą śledczy z prokuratury i umarzają sprawę. Chodzi o wieszanie na szubienicach przez narodowców zdjęć europosłów. – Jest mi źle z tą decyzją prokuratury. Nie uważam, że to była zabawa, performance, bo to było symboliczne dokonanie konkretnego aktu, czyli powieszenia. Jeżeli ktoś mnie atakuje, w sposób symboliczny wykonując EGZEKUCJĘ, a prokuratura po dwóch latach mówi, że to nic, to ja jako obywatel czuję się bardzo zagrożony – mówi nam Michał Boni, jeden z polityków, którego portret zawisł na szubienicy.
Historyczna inscenizacja
Po dwóch latach katowicka prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie wieszania na szubienicach portretów eurodeputowanych PO.
Według prokuratury była to inscenizacja, która miała charakter symboliczny, nawiązujący do historycznych wydarzeń z XVIII wieku, a utrwalonych na obrazie Jana Piotra Norblina. Tym samym uczestnicy historycznego performance’u nie złamali prawa.
Zgromadzenie pod hasłem “Stop współczesnej Targowicy. Manifestacja w obronie wartości narodowych i patriotycznych” było w opinii śledczych sposobem wyrażania poglądów, które prokuratura skrytykowała w kategoriach “moralno-etycznych”.
Jak twierdzi prokuratura, “żaden z uczestników manifestacji nie kierował wobec polityków gróźb i nie nawoływał do popełnienia przestępstwa ani nie wypowiadał się personalnie na temat europosłów”.
Targowica za praworządność
Przypomnijmy, w sobotę 25 listopada 2017 roku na Placu Sejmu Śląskiego w Katowicach przy pomniku Wojciecha Korfantego około 70 narodowców wzięło udział w zgromadzeniu “Stop współczesnej Targowicy”.
Podczas zgromadzenia powieszono na szubienicach zdjęcia europosłów PO, którzy zagłosowali za rezolucją Parlamentu Europejskiego w sprawie praworządności w Polsce.
Zgromadzenie zabezpieczali policjanci, którzy nie zareagowali podczas zawieszania zdjęć europosłów na szubienicach.
Na szubienicach zawisły zdjęcia Róży Thun, Danuty Huebner, Julii Pitery, Danuty Jazłowieckiej, Barbary Kudryckiej i Michała Boniego.
Jedną z osób, która wieszała portrety – konkretnie zdjęcie Michała Boniego – był Jakub K., który pracował w tym czasie w Ministerstwie Sprawiedliwości. Był do niego delegowany z Sądu Rejonowego w Gliwicach.
JUSTYNA KOĆ: Jak się pan czuje z decyzją prokuratury?
MICHAŁ BONI: Jest mi źle z tym. I nie chodzi o to, żeby koniecznie kogoś ścigać, choć uważam, że tego typu rzeczy domagają się precyzyjnych działań organów ścigania i wszystkich tych organów, które powinny chronić obywateli. Nie uważam, że to była zabawa, performance, bo to było symboliczne dokonanie konkretnego aktu, czyli powieszenia. Dużo mówiono ostatnio o mowie nienawiści. Uważam, że
najpierw są słowa, a potem płoną ludzie. Ten symboliczny akt powieszenia kogoś stworzył poczucie zagrożenia. Czułem się zagrożony, że ktoś może mnie napaść, zrobić mi coś złego, że to, co się stało, niszczy normę zachowań i otwiera zły wzorzec.
Podobnie jak z wysyłaniem politycznych aktów zgonów do samorządowców i prezydentów miast?
Tak było z akceptowaniem tego wzorca zachowań względem Pawła Adamowicza i wiemy, jak smutno i tragicznie to się skończyło. Dla mnie, na dziś, nie skończyło się tak tragicznie, nikt mnie nie zaatakował, poza oczywiście różnymi okrzykami czy określeniami, ale pewna granica została przekroczona. To nie jest tak, że ktoś w nerwach coś powiedział, zrobił, krzyknął, tylko to była przygotowana akcja, która miała symboliczny charakter, której celem było sianie strachu. Przecież celem tej akcji nie była wesoła zabawa, tylko pokazanie, że ci, którzy mają taką postawę jak jak i pozostałe pięć europosłanek, zasługują na to, żeby być powieszonymi.
Przekaz jest prosty: dziś robimy to symbolicznie, za chwilę nie wiadomo. Język nienawiści może naprawdę prowadzić do strasznych czynów i do przestępstwa.
Jak to świadczy o prokuraturze?
Sąd mógłby się zastanawiać, jakie były motywy, ale jeżeli robi to prokuratura zamiast sądu, to świadczy bardzo źle o naszym systemie prawnym. Nie ma oceny sądu, tylko jakiegoś prokuratora. Zresztą przecież osobą, która trzymała szubienicę z moim zdjęciem, był facet, który pracował w Ministerstwie Sprawiedliwości. To wstyd dla państwa, kolejny wstyd dla pisowskiego państwa. Skandaliczne jest to, że śledztwo trwało dwa lata. Czyli ja jako obywatel, który czuje się zagrożony, muszę czekać dwa lata, żeby sprawy nawet nie skierowano do sądu, aby ją ocenić? To naprawdę skandal.
Może prokuratura Zbigniewa Ziobry czekała z decyzją, aż będzie po wyborach?
Z punktu widzenia mechanizmów prawnych i praw obywatelskich to nie ma znaczenia, czy są wybory, czy nie. Czy wobec tego jak będą się zbliżały wybory, to prokurator nie będzie pracował albo będzie to robi ze zdwojoną siłą?
Prokuratura powinna zawsze pracować tak samo.
Co mnie to obchodzi, że są wybory, co każdego obywatela to powinno obchodzić? Prokuratura ma rzetelnie pracować i tyle. Tu najpierw nierzetelnie pracowała dwa lata, a w końcu uznała, że to ona zawyrokuje, czy to było złe, czy nie. To taki praktyczny, codzienny przykład łamania reguł państwa prawa. Istotą państwa prawa jest to, że oprócz dbania o wszystkich obywateli – stąd TK, SN, przejrzysty wybór członków Trybunału i Sądu, ale to także ochrona praw obywatelskich. Jeżeli ktoś mnie atakuje, w sposób symboliczny wykonując EGZEKUCJĘ, a prokuratura po 2 latach mówi, że to nic, to ja jako obywatel czuje się bardzo zagrożony.
Czy będzie pan próbował coś z tą sprawą dalej robić?
Uważam, że powinien być jakiś ruch prawny dalej. Na pewno po rozmowie z pełnomocnikiem coś z tym będę dalej robił.
Zdjęcie główne: Zbigniew Ziobro i Andrzej Duda, Fot. Flickr/KPRM/Adam Guz