Rząd nie chce wykonywać w rzeczywistości orzeczeń, a to wszystko to tylko manipulacyjna gra z instytucjami unijnymi, polegająca głównie na mówieniu nieprawdy. Polski rząd ma charakter zdecydowanie autokratyczny i jego intencją jest dławienie niezależności sądownictwa, a nie jej przywrócenie. Przecież oni doskonale wiedzieli, co robią, a niekonstytucyjne i antyeuropejskie zmiany nie wyszły im przypadkiem – mówi nam mec. Michał Wawrykiewicz z inicjatywy Wolne Sądy. I dodaje: – Jedynym celem polskich władz jest wyrwanie z UE pieniędzy, żeby mogli przeznaczyć je na swoje cele polityczne, a nie rzeczywista implementacja wyroków Trybunału
JUSTYNA KOĆ: Kolejna kara finansowa dla Polski, tym razem to milion euro dziennie za niezawieszenie Izby Dyscyplinarnej. Jest pan zaskoczony tą decyzją TSUE?
MEC. MICHAŁ WAWRYKIEWICZ: Nie jestem ani zdziwiony, ani zaskoczony, bo to naturalna konsekwencja niewykonywania przez polskie władze orzeczenia TSUE z 14 lipca. Tak musiało się zdarzyć, bo organy naszego państwa nie tylko nie wykonują, ale zapowiedziały wprost, że wykonywać tego orzeczenia nie będą.
Przypomnę, że chodzi w nim o 3 punkty: zlikwidowanie ID, zamrożenie funkcjonowania tzw. ustawy kagańcowej i przywrócenie do orzekania sędziów, którzy zostali zawieszeni przez Izbę Dyscyplinarną, konkretnie chodzi o Pawła Juszczyszyna i Igora Tuleyę. Żaden z tych elementów postanowienia o środkach zabezpieczających nałożonych na Polskę przez Trybunał nie został wykonany, zatem kary finansowe to oczywista konsekwencja zaniechania rządzących.
Przypomnę, że Polska jest prekursorem i rekordzistą w karach nakładanych przez Trybunał za niewykonywanie postanowień o zabezpieczeniu.
Ten środek został po raz pierwszy w historii zastosowany w odniesieniu do Polski przy sprawie Puszczy Białowieskiej – wówczas nałożono karę 100 tys. euro za każdy dzień, drugi raz za niewykonywanie zabezpieczenia w sprawie Turowa, teraz po raz trzeci. To pokazuje jawne, ostentacyjne ignorowanie europejskiego porządku prawnego, które stało się wizytówką naszego rządu.
W przypadku Puszczy kary podziałały, w przypadku Turowa nie, a jak będzie w sprawie Izby Dyscyplinarnej? Rzecznik PiS, pan Fogiel, już skomentował nałożenie kary, że to polski parlament decyduje o tym, jak wygląda sądownictwo w Polsce.
Takie zdania słyszymy z ust funkcjonariuszy partii rządzącej niemal codziennie i oczywiście nie mają one nic wspólnego z rzeczywistością prawną, ponieważ nikt nie kwestionuje tego, że władze kraju członkowskiego UE mają kompetencje do organizowania własnego wymiaru sprawiedliwości, natomiast musi się to odbywać na takich zasadach, aby spełniać kryteria europejskie, czyli aby zapewnić systemową niezależność sądów i niezawisłość sędziowską.
To fundamentalne prawo i wartość zapisana w traktacie oraz w karcie praw podstawowych zostały złamane i stąd już kilkanaście orzeczeń europejskich trybunałów w tej sprawie, które potwierdzają, że polskie władze zdewastowały niezależność wymiaru sprawiedliwości, i to one się mylą. To jest tylko konsekwencja. Obawiam się, że tym razem kara także nie poskutkuje, ponieważ
polskie władze ewidentnie, także podczas ostatniej debaty w PE ustami premiera, zapowiedziały frontalne zderzenie z instytucjami unijnymi.
Zabezpieczenie w sprawie ID zostało wydane w lipcu, sam prezes zapowiadał z kolei, że Izba zostanie zlikwidowana, bo nie spełnia swojej roli. Mamy październik, a Izba dalej działa. Dlaczego to tak długo trwa?
Zabezpieczenie nie dotyczy tylko Izby Dyscyplinarnej, a jej likwidacja niczego nie załatwia, jeżeli w miejsce ID powstanie inny quasi–organ, który również będzie wybierany w ten sam sposób, czyli przy udziale neo-KRS spośród ludzi związanych z władzą. Sama Izba nie została zlikwidowana do tej pory, bo intencje polskich władz nie są czyste. Rząd nie chce wykonywać w rzeczywistości orzeczeń, a to wszystko to tylko manipulacyjna gra z instytucjami unijnymi, polegająca głównie na mówieniu nieprawdy, m.in. w deklaracjach lojalności do UE i zapewnianiu o obowiązywaniu w Polsce praworządności.
Polski rząd ma charakter zdecydowanie autokratyczny i jego intencją jest dławienie niezależności sądownictwa, a nie jej przywrócenie. Przecież oni doskonale wiedzieli, co robią, a niekonstytucyjne i antyeuropejskie zmiany nie wyszły im przypadkiem. Jedynym celem polskich władz jest wyrwanie z UE pieniędzy, żeby mogli przeznaczyć je na swoje cele polityczne, a nie rzeczywista implementacja wyroków Trybunału.
Co, jeżeli nie będziemy płacić kar? Czy te pieniądze będą jakoś wyegzekwowane?
Oczywiście, że zostaną wyegzekwowane, bo
jeżeli Polska ich nie zapłaci, to zostaną najpewniej potrącone z przysługujących Polsce wierzytelności, czyli funduszy.
Reguluje to unijne rozporządzenie finansowe.
Sąd okręgowy uchylił zgodę wojewody na tzw. marsz niepodległości przez następne 3 lata jako imprezę cykliczną. Jak pan ocenia decyzję sądu?
Nie dziwi mnie takie orzeczenie sądu, ponieważ w mojej ocenie decyzja wojewody rażąco narusza porządek prawny, zarówno konstytucyjne, jak i ustawowe zasady dotyczące samego prawa do zgromadzeń i zasad ich organizacji. Przypomnę, że ustawa Prawo o zgromadzeniach przewiduje, niezależnie od bardzo daleko idących zastrzeżeń konstytucyjnych co do samej instytucji zgromadzenia cyklicznego, że wojewoda może wyrazić zgodę na zakwalifikowanie zgromadzenia jako cykliczne, jeśli takowe odbywa się 3 lata z rzędu w tym samym miejscu.
Trudno uznać to, co działo się w rok temu 11 listopada na ulicach Warszawy, za zgromadzenie. Aby demonstrację można było uznać za zgromadzenie, musi ona mieć charakter pokojowy, a organizatorzy i uczestnicy muszą przestrzegać zasad bezpieczeństwa. W zeszłym roku na ulicach Warszawy doszło do regularnej bitwy z policją z użyciem kamieni, kostki brukowej, rac, śmietników i z pewnością każdy rozsądnie oceniający te wydarzenia człowiek nie może nazwać tego pokojowym zgromadzeniem. To była raczej burda uliczna, zatem nie dziwi mnie zupełnie decyzja sądu.
Zdjęcie główne: Michał Wawrykiewicz, Fot. ARWC