Dziwię się tym sędziom, którzy sprzedali się za wyższe stanowisko czy stopień w hierarchii. To jest żałosne, a niestety stopień tej żałosności pokazuje stan sądownictwa. Musimy mocno się zastanowić, jacy ludzie w sądownictwie funkcjonują i jakie w przyszłości powinny być stosowane kryteria, aby tego rodzaju karierowicze nie mogli w sądach zagrzać dłużej miejsca – mówi nam Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego. I dodaje: – Sytuacja, kiedy orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka jest bagatelizowane, pokazuje, że ta władza jest poza jakimikolwiek standardami. Nie tylko źle się czują w UE, ale nawet w ramach Rady Europy, czyli organizacji skupiającej 47 państw
JUSTYNA KOĆ: Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł, że zwolnienie wiceprezesów sądu przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę narusza Europejską Konwencję Praw Człowieka
JERZY STĘPIEŃ: Polska wchodząc do Rady Europy w 1993 roku podpisała i ratyfikowała Europejską Konwencję Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, i to nas obowiązuje. Dostosowywaliśmy do wymogów tej Konwencji nasz system prawny m.in. poprzez przeniesienie decyzji o zastosowaniu aresztu na sąd. Przez cały okres powojenny i początek lat 90. o areszcie decydował prokurator, co jest niezgodne ze standardami cywilizowanego świata. Po jakimś czasie okazało się także, że asesorzy sądowi to nie są sędziowie – zajmował się tym Trybunał Konstytucyjny – a każdy ma prawo do rozpoznania sprawy przez niezależny sąd, gdzie są niezawiśli sędziowie.
Obecna władza się tym w ogóle nie przejmowała i zmieniła ustawę, nie podporządkowała się orzeczeniu TK i wprowadziła na powrót asesora sądowego. Moim zdaniem to skandal,
a rządzący dali kolejny dowód, że nie przejmują się żadnymi wyrokami ani Trybunału Konstytucyjnego, ani TSUE, a teraz na dodatek okazuje się, że nie przejmują się także orzeczeniami Trybunału Praw Człowieka.
Minister Ziobro skomentował to orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, że nie jest oparte na prawie, nie jest merytoryczne, a stanowi wyraz upolitycznienia tego Trybunału. Pan minister zastosował klasyczne odbicie, gdzie widzi się swoje wady u innych?
Trudno się z tym nie zgodzić. Pan Ziobro, jak wiadomo, z trudem skończył aplikację prokuratorską, ale pracy w prokuraturze nie dostał. Później skrupulatnie zemścił się na komisji, która go egzaminowała, a panią prok. Wilkosz-Śliwę, która zasiadała wtedy w komisji, zdegradował. Sam Ziobro znany jest z tego , że prawo utożsamia z własna siłą polityczną i dopóki on będzie ministrem sprawiedliwości, to będziemy mogli mówić, że mamy ministra niesprawiedliwości. Kaczyński oczywiście doskonale wie, jak wygląda sytuacja, ale to toleruje, bo takie działanie jest mu na rękę.
Przez takie działanie cierpimy my, społeczeństwo, a sytuacja, kiedy orzeczenie ETPCz jest bagatelizowane, pokazuje, że ta władza jest poza jakimikolwiek standardami. Nie tylko źle się czują w UE, ale nawet w ramach Rady Europy, czyli organizacji skupiającej 47 państw. Jej głównym celem jest właśnie dbanie i wcielanie w życie ideałów i zasad jak demokracja, prawa człowieka. W Europie do Rady Europy należą wszystkie państwa, nawet Rosja, jedyny wyjątek stanowi Białoruś i nawet Rosja, gdy przegrywa w tym Trybunale, płaci odszkodowania. Właściwie nie ma przypadku, żeby ktoś się nie podporządkowywał orzeczeniom Trybunału w Strasburgu. To bardzo zasłużona organizacja dla budowania idei państwa prawa i przyznam, że trudno mi sobie wyobrazić, że rząd i minister Ziobro będą podążać dalej drogą bagatelizowania wyroków ETPCz.
Ale mnie tak naprawdę mało interesuje minister Ziobro, tak samo jak niespecjalnie zaskakuje mnie jego zachowanie. Natomiast sędziowie, którzy objęli te stanowiska, choć doskonale wiedzieli, w jakich okolicznościach, już mnie dziwią, tym bardziej, że nadal tkwią na tych stanowiskach.
Ci sędziowie w ten sposób ignorują orzeczenia Trybunału Praw Człowieka, a sędzia, który ignoruje orzeczenie sądu, udowadnia, że nie ma podstawowych kwalifikacji do pełnienia tej funkcji. Powinien być jakiś nacisk na tych, którzy, powiedzmy szczerze, psim swędem dostali te stanowiska. Nawet jeśli teraz wydaje im się, że nic wielkiego się nie stało i zostaną na stanowiskach, to muszą mieć na uwadze, że wcześniej czy później ich postawa zostanie oceniona z punktu widzenia przestrzegania zasad prawa, niezawisłości sędziowskiej. Jeżeli oni czują się bardziej zależni od ministra sprawiedliwości niż od orzeczeń międzynarodowych trybunałów, to wystawiają sobie fatalne świadectwo i obniżają swoje szanse na wyjście w przyszłości z tego pata. Przecież pan Ziobro wiecznie nie będzie rządził.
Powinni sami zrezygnować?
Oczywiście, skoro Trybunał orzekł, że sędziowie, którzy wcześniej pełnili te stanowiska, zostali zwolnieni bezpodstawnie, a oni w wyniku tego zwolnienia dostali posadę, to dla przyzwoitego człowieka sytuacja jest oczywista. Dla prawnika czy sędziego to powinno być jasne jeszcze bardziej.
To samo obserwujemy w Izbie Dyscyplinarnej, która nie powinna działać, a dziś po raz kolejny zajmowała się sprawą sędziego SN, tym razem Iwulskiego. Tym sędziom także nie przeszkadza, że TSUE i SN uznały, że jest nielegalna.
Sędziowie z Izby Dyscyplinarnej udają głupiego i twierdzą, że orzeczenie TSUE w kontekście ma postępowanie dyscyplinarne i niby rzeczywiście powstrzymują się od takich spraw, ale już nie od spraw o uchylenie immunitetu. Sędzia Józef Iwulski to prezes Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, a ta Izba jest mi szczególnie bliska. Niestety nie jestem tu optymistą, jak sędzia Tuleya, bo widać, że
pojawiają się kolejni sędziowie, którzy dla swojej osobistej chwilowej kariery są w stanie rzucić na szalę wszelkie wartości. To bardzo smutne.
Pan zaczynał pracę jako sędzia jeszcze w PRL. Jak wtedy postrzegano takie kwestie?
Kompletnie nie rozumiem postawy tych sędziów. Sam byłem sędzią prawie 10 lat, ale kiedy doszedłem do wniosku, że warunki zewnętrzne orzekania są takie, że nie czułem się z tym dobrze, to odszedłem w 1979 roku i przyznam szczerze, że wówczas nie było mi łatwo i przyszedł moment zawahania, co mam dalej robić. W jakimś sensie wybawieniem okazał się Sierpień ’80, kiedy mogłem doradzać robotnikom. Nie godziłem się na działania władzy, a kroplą przelewającą czarę była decyzja o powołaniu na stanowisko prezesa sądu wojewódzkiego człowieka, który nigdy nie był sędzią. W ciągu jednego dnia zrobiono z niego sędziego, a przez 10 lat był prokuratorem, a drugie 10 funkcjonariuszem komitetu wojewódzkiego partii w Kielcach. W dniu, w którym został sędzią, został też prezesem sądu i ja wówczas uznałem, że to czas, kiedy dla przyzwoitych ludzi miejsca w sądownictwie nie ma.
Dlatego kompletnie nie rozumiem ludzi, którzy godzą się na takie warunki, w jakich teraz muszą funkcjonować. Rozumiem, że mają kredyty, dzieci, ala ja też miałem rodzinę i to właśnie dla dzieci nie mogłem się bać, tylko postawić granicę i zostać po stronie przyzwoitości.
Dlatego tym bardziej dziwię się tym, którzy sprzedali się za wyższe stanowisko czy stopień w hierarchii. To jest żałosne, a niestety stopień tej żałosności pokazuje stan sądownictwa. Musimy mocno się zastanowić, jacy ludzie w sądownictwie funkcjonują i jakie w przyszłości powinny być stosowane kryteria, aby tego rodzaju karierowicze nie mogli w sądach zagrzać dłużej miejsca.
Zdjęcie główne: Jerzy Stępień, Fot. Flickr/PO, licencja Creative Commons