Tak jak wygląda dzisiaj pogranicze Rosji, Białorusi i Ukrainy, wyglądałaby cała Europa, gdyby rządzili nią sojusznicy Jarosława Kaczyńskiego. Gdyby krajami Beneluksu i krajami skandynawskimi rządziły nacjonalistyczne, a czasami wręcz faszyzujące partyjki, w których Kaczyński, Legutko, Krasnodębski… widzą „nadzieję na wolność” – pisze Cezary Michalski

Kiedy Jarosław Kaczyński po raz kolejny (tym razem w wywiadzie dla państwowego radia po wyroku TSUE) przedstawia Unię Europejską jako zagrożenie dla polskiej niepodległości, kiedy Zbigniew Ziobro wytycza „czerwone linie”, po których przekroczeniu uzna, że rząd Zjednoczonej Prawicy nie obronił polskiej niepodległości przed Unią,

na wschód on nas, bardzo niedaleko, zaledwie parę godzin jazdy czołgiem albo parę minut lotu myśliwcem bombardującym, można zobaczyć, jak wygląda świat bez Unii Europejskiej.

Putin i Łukaszenka, od których Kaczyński wypożyczył sobie pojęcia „nieliberalnej demokracji” czy „demokracji suwerennej” (w przypadku Putina oznacza to całkowity brak demokracji, a w przypadku Łukaszenki zarówno brak demokracji, jak też brak suwerenności), znaleźli się w sytuacji praktycznie bez wyjścia. Muszą wywołać wojnę, jeśli nie chcą stracić podstawowego fundamentu swojej legitymizacji, jakim stał się najbardziej prymitywny nacjonalizm.

Putin jest kolejnym przywódcą, który obiecał rosyjskiemu narodowi imperium. To nawet nieistotne, że w tym imperium on będzie carem, a Łukaszenka zaledwie kamerdynerem cara. Ważne jest to, że takie narodowe imperium można zbudować wyłącznie na gruzach innego narodowego państwa albo innych państw.

Reklama

Tak jak wygląda dzisiaj pogranicze Rosji, Białorusi i Ukrainy, wyglądałaby cała Europa, gdyby rządzili nią sojusznicy Jarosława Kaczyńskiego. Gdyby Francją rządziła Marine Le Pen, Hiszpanią partia „Vox”, Włochami „Bracia Włosi” i Liga Północna. Gdyby krajami Beneluksu i krajami skandynawskimi rządziły nacjonalistyczne, a czasami wręcz faszyzujące partyjki, w których Kaczyński, Legutko, Krasnodębski… widzą „nadzieję na wolność”. Tylko dlatego, że wszystkie te ugrupowania łączy nienawiść do Unii.

Nic innego nie może bowiem łączyć „Braci Włochów” i „Prawdziwych Finów”. Nic innego nie może zbliżyć do siebie Alternatywy dla Niemiec i Szwedzkich Demokratów. Nic innego nie łączy żadnej z dziesiątków nacjonalistycznych partyjek i partii, które wchodzą w skład dwóch antyunijnych frakcji w Parlamencie Europejskim – „Tożsamości i demokracji” (gdzie prym wiedzie Marine Le Pen) oraz Konserwatystów i Reformatorów (gdzie

po ucieczce angielskich konserwatystów jedynym królem tego resztkowego populistycznego śmietnika stał się Jarosław Kaczyński).

Kaczyński marzy o zjednoczeniu całej tej zbieraniny i użyciu jej do zniszczenia Unii albo do pozbawienia jej jakiejkolwiek politycznej siły. Tak, aby nie mogła już dłużej przeszkadzać mu w budowie „nieliberalnej demokracji” nad Wisłą. I w budowie jego wymarzonego białoruskiego modelu sądownictwa, gdzie wszystkie wyroki w sprawach politycznych, gospodarczych, nawet w procesach o zniesławienie czy naruszenie uczuć religijnych, zapadają na Nowogrodzkiej. A wydaje je Naczelny Prawnik Rzeczypospolitej Jarosław Kaczyński.

Wraz ze zniszczeniem lub obezwładnieniem Unii ustanie jednak współpraca PiS-u i AfD, Marine Le Pen i hiszpańskiego „Vox” (ci mogą się nawet pobić o Pireneje czy o Katalonię), „Braci Włochów” i nacjonalistów z Chorwacji czy Słowenii (tu problemem będzie pewnie Triest). Nacjonalizmy nie potrafią ze sobą współpracować. Czasem współdziałają ze sobą przez bardzo krótki czas, ale wyłącznie po to, aby uderzyć i zniszczyć jakiegoś wspólnego wroga. Zaraz potem taka współpraca się kończy, wzajemne zaufanie znika. Nacjonalizmy zawsze zmierzają do wojny, historia Europy jest na to ostatecznym dowodem.

Jeśli Kaczyńskiemu uda się zniszczyć lub obezwładnić UE, granica polsko-niemiecka, granica francusko-hiszpańska, granica włosko-słoweńska… wszystkie granice w Europie będą wyglądały tak, jak dzisiaj wygląda granica rosyjsko-ukraińska i białorusko-ukraińska.

Tak wygląda świat bez Unii. I tak będzie wyglądała Europa bez Unii. Europa bez Unii będzie kontynentem, który prędzej czy później pogrąży się w wojnie.

Cezary Michalski
Autor jest publicystą tygodnika „Newsweek”


Zdjęcie główne: Władimir Putin, Fot. Flickr/United Nations Photo/Cia Pak, licencja Creative Commons

Reklama