Każdy ma takie mocarstwo, jakie sobie wymarzył. Kaczyński wymarzył sobie mocarstwo, które będzie miało permanentny stan wyjątkowy, przekop Mierzei Wiślanej i masowe, groszowe akcje redystrybucyjne, za które miliony mają mu dziękować swoimi głosami i kultem jednostki – pisze Cezary Michalski. Jednocześnie to „mocarstwo” nie będzie miało pieniędzy na nauczycieli, lekarzy, pielęgniarki, ratowników medycznych, będzie niszczyło sądy i sędziów, i w ogóle wszystko, co składa się na infrastrukturę nowoczesnego państwa i nowoczesnego społeczeństwa.

Państwo PiS (Kaczyński, Morawiecki, Duda…) nie wprowadziło stanu wyjątkowego czy stanu klęski żywiołowej, kiedy w Polsce umierało na koronawirusa kilkaset osób dziennie, a zarażało się ponad dwadzieścia tysięcy. Wprowadziło stan wyjątkowy teraz, w celu wyłącznie PR-owym, „żeby nie było happeningów”, jak to publicznie przyznał groteskowy szef MSW Mariusz Kamiński.

„Groteskowy”, gdyż w pisowskim państwie pełni tę funkcję człowiek skazany na karę więzienia za łamanie prawa, a później ułaskawiony przez człowieka, który sam łamał prawo niszcząc Trybunał Konstytucyjny i podpisując niekonstytucyjne ustawy.

Mamy więc stan wyjątkowy po to, „żeby nie było happeningów”, do których ta władza zalicza również pracę dziennikarzy.

Wprowadzając tę atrapę stanu wyjątkowego zorientowaną wyłącznie na PR, Mateusz Morawiecki oskarżył jednocześnie opozycję, że pomaga Rosji i Białorusi atakować Polskę. Powiedział tak jeden z liderów obozu politycznego, który po sześciu latach rządów doprowadził do konfliktu jednocześnie z Brukselą, Waszyngtonem i Tel-Awiwem. Wykonując bardzo dokładnie geopolityczny plan Kremla, któremu zawsze zależało na wyciągnięciu Polski z politycznych, ekonomicznych i militarnych struktur Zachodu. Po to, byśmy znowu trafili do „strefy buforowej” między Europą i Azją. Złożonej z mniejszych lub większych peryferyjnych zamordyzmów, spośród których najsilniejszym i najbardziej wpływowym pozostaje Rosja.

Reklama

Polexit to według rządzących „wymysł opozycji i TVN-u”. Tyle że to Kaczyński i jego ludzie – od kontrolowanego przez PiS MSZ-u po kontrolowane przez PiS samorządy – doprowadzili do konfliktu, w wyniku którego Polska ryzykuje utratę coraz większej części unijnych pieniędzy. A

czołowi ludzie władzy, czasem najbliżsi ludzie Kaczyńskiego, zamiast pracować nad rozwiązaniem problemu, prześcigają się w deklaracjach zrównujących nasze członkostwo w UE z hitlerowską czy sowiecką okupacją.

Jednocześnie pisowski sędzia Trybunału Stanu oświadcza w Radiu Maryja, że Polska jest płatnikiem netto Unii Europejskiej (w rzeczywistości byliśmy największym beneficjentem unijnych transferów) i zapowiada buńczucznie, że na kary finansowe czy zawieszenia wypłat z Funduszu Odbudowy państwo PiS odpowie zawieszeniem wypłacania składki do UE, co będzie oznaczało polexit.

Jeśli wierzyć Mateuszowi Morawieckiemu, budżet państwa PiS ma się świetnie. Tyle że coraz większa część wydatków tego państwa została wyprowadzona poza budżet. Rafał Woś, Adrian Zandberg czy Adriana Rozwadowska mogą się zachwycać tym, że PiS coraz szybciej zadłuża polskie państwo, bo cała ta trójka tak właśnie zdefiniowała swoją „lewicowość”. Tyle że problemem nie jest już nawet zadłużanie państwa, ale to, że Kaczyński i Morawiecki w ogóle zniszczyli politykę budżetową, czyniąc zupełnie fikcyjnymi podstawowe parametry pozwalające określić poziom publicznego długu.

Zwracają na to uwagę ludzie z różnych stron politycznej czy ideowej barykady – od Leszka Balcerowicza po Mariana Banasia i Jarosława Gowina.

Gowin chce się w ten sposób uwiarygodnić. Banaś robi to w obronie własnej, przedstawiając jednak w raporcie NIK cały mechanizm ukrywania przez rząd wydatków budżetowych, lokowania ich poza konstytucyjną czy parlamentarną kontrolą, w szarej strefie, gdzie Kaczyński może zrobić z milionami budżetowych złotówek wszystko, co mu przyjdzie do głowy.

Balcerowicz bije na alarm, bo to on wykonał kiedyś gigantyczną i politycznie bardzo ryzykowną pracę, żeby polskie państwo znów miało budżet, a nie peerelowską fikcję. I właśnie dlatego obserwuje teraz ze smutkiem, jak

pod rządami Morawieckiego, Kaczyńskiego, Dudy, Glapińskiego, Ziobry… budżet polskiego państwa znów stacza się w fikcję.

„Polski ład” ma być radykalizacją redystrybucji zorientowanej na doraźne polityczne zyski. Najważniejsze jego podatkowe i redystrybucyjne elementy spłaszczają strukturę dochodów, pensji, emerytur Polaków, co jednak nie jest żadną „sprawiedliwością społeczną”, ale demotywacją. System emerytalny przestaje mieć jakikolwiek związek z wykonywaną przez całe życie pracą i odprowadzonymi składkami. Staje się w ręku władzy narzędziem arbitralnego nagradzania lub karania za to, że całe grupy społeczne głosują na tę władzę albo że głosować wciąż nie chcą.

W identyczny sposób państwo PiS rozdziela pieniądze dla mediów. Począwszy od gigantycznych dotacji budżetowych dla Jacka Kurskiego, po całkiem spore zastrzyki publicznej kasy – z promocyjnych budżetów ministerstw, z budżetów reklamowych spółek Skarbu Państwa – dla Rydzyka, dla braci Karnowskich, dla Sakiewicza i Lisickiego. W identyczny sposób z dziurawego i niekontrolowanego fikcyjnego budżetu państwa PiS zasilana jest cała sieć nowych prawicowych pseudofundacji, pseudo-NGO-sów, służących uwłaszczaniu ludzi pisowskiej władzy, rodzin tych ludzi i ich politycznych klientów.

Cała ta „redystrybucyjna” polityka PiS służy rozbiciu społeczeństwa w taki sposób, aby wokół tej władzy powstała tkanka społeczna od tej władzy zależna. Aby ta władza miała swoją armię, która nawet w zrujnowanym kraju będzie jej broniła.

Zachowując wszelkie proporcje – gdyż Kaczyński dopiero od sześciu lat niszczy w Polsce demokrację, państwo prawa i gospodarkę rynkową, które wcześniej przez prawie trzy dekady Polacy budowali – Wenezuela, Kuba, Nikaragua są od dekad rządzone przez ekipy, które kompletnie zniszczyły te kraje, ich gospodarki, ich społeczeństwa. A jednak rządzą nadal, gdyż nawet wśród społecznych i ekonomicznych gruzów rządzący zbudowali tam sobie realne armie, silniejsze, niż cała reszta cywilnych społeczeństw.

Kraj, którego – jak się właśnie okazuje – nie stać na lekarzy, nie stać na pielęgniarki, nie stać na ratowników medycznych, stać na symboliczne, ale politycznie owocne akcje redystrybucyjne. Każdy ma takie mocarstwo, jakie sobie wymarzył. Kaczyński wymarzył sobie mocarstwo, które będzie miało permanentny stan wyjątkowy, przekop Mierzei Wiślanej i masowe, groszowe akcje redystrybucyjne, za które miliony mają mu dziękować swoimi głosami i kultem jednostki.

Jednocześnie to „mocarstwo” nie będzie miało pieniędzy na nauczycieli, lekarzy, pielęgniarki, ratowników medycznych, będzie niszczyło sądy i sędziów, i w ogóle wszystko, co składa się na infrastrukturę nowoczesnego państwa i nowoczesnego społeczeństwa.

Cezary Michalski
Autor jest publicystą tygodnika „Newsweek”


Zdjęcie główne: Mateusz Morawiecki, Fot. Flickr/KPRM/Krystian Maj, licencja Creative Commons

Reklama