Oczywiście zawsze byli przeciwnicy przystąpienia Polski do UE, ale teraz oni dostają wsparcie ze strony państwowych mediów i rządu, zatem w tym znaczeniu mogą sobie coraz częściej zadawać pytania, czy nasze członkostwo w UE to nie jest spisek tych, którzy chcieli dokonać IV rozbioru Polski – mówi nam prof. Marek Migalski, politolog z Uniwersytetu Śląskiego. I dodaje: – Trzeba ciągle powtarzać, że brexit nie zaczął się rok przed referendum, tylko kilkadziesiąt lat wcześniej, od bredzenia, sączenia kłamstw, nieprawd dotyczących kosztów Wielkiej Brytanii w UE, zohydzania Brukseli itd. Z tym samym procesem mamy do czynienia przez ostatnie 6 lat. W mediach rządowych nie mówi się inaczej o naszych partnerach zachodnich jak w kategoriach wrogości, a przynajmniej konfliktu. Ekstremalnym przypadkiem jest tu oczywiście Zbigniew Ziobro, który przekonuje, że jesteśmy na wojnie hybrydowej z UE. To jest totalne ekstremum, bo powiedzieć, że jesteśmy na wojnie z UE, nawet jeśli dodaje się do tego przymiotnik „hybrydowa”, to jednak jest rodzaj szaleństwa.

JUSTYNA KOĆ: Jeszcze wczoraj marszałek Terlecki mówił o drastycznym rozwiązaniu i brytyjskim opuszczeniu UE, dziś już pisze, że „polexit to szopka wymyślona przez PO i TVN24. Dziś trwa walka o to, czy UE będzie wierna zasadom, które legły u jej podstaw, czy pogrąży się w sporach podsycanych przez totalną opozycję”. Który Terlecki jest prawdziwy?

MAREK MIGALSKI: Politycy PiS-u w tej materii potrafią być i jednym, i drugim. W poniedziałek mogą mówić, że UE narusza naszą suwerenność, a we wtorek, że powinniśmy być członkami tej wspólnoty, bo ona jest dla nas dobra zwłaszcza ze względów finansowych. Ta

schizofreniczna postawa marszałka Terleckiego jest charakterystyczna prawie dla całego obozu władzy.

W tym znaczeniu odpowiedzi na pytanie, który jest prawdziwy, ja bym nie wybierał, bo jedno i drugie jest prawdziwe.

Reklama

Politycy władzy mają mokre sny o pełnej suwerenności, dlatego że wtedy mogliby robić u nas wszystko, co by chcieli, bo nie mieliby już żadnych mechanizmów, które by ich powstrzymywały przed realizacją swoich najbardziej niecnych planów i fobii. Wtedy mogliby się naprawdę dobrać do środowiska LGBT, opozycji, do mediów itd.

Z drugiej strony oni są chytrzy na „pieniążki”, bo rozumieją, że do realizacji swoich planów potrzebują unijnych pieniędzy. Mogą okłamywać oczywiście swój elektorat, że jesteśmy potęgą równą Francji czy Niemcom, ale rozumieją, jaka jest dysproporcja finansowa czy gospodarcza między nami. Dlatego wahają się między poniedziałkową chęcią wyprowadzenia nas z UE, a wtorkową reakcją, że to się jednak ani im, ani Polsce nie opłaca. Trzecim dodatkowym elementem jest fakt, że

oni rozumieją, że wciąż większość Polaków jest za członkostwem w Unii, chociaż robią wszystko, żeby te proporcje się zmieniały.

Już mamy 17 proc. Polaków, którzy są za wyjściem z UE. To jeszcze niedużo, ale na ile poważny jest to wynik?
Trzeba ciągle powtarzać, że brexit nie zaczął się rok przed referendum, tylko kilkadziesiąt lat wcześniej, od bredzenia, sączenia kłamstw, nieprawd dotyczących kosztów Wielkiej Brytanii w UE, zohydzania Brukseli itd. Z tym samym procesem mamy do czynienia przez ostatnie 6 lat. W mediach rządowych nie mówi się inaczej o naszych partnerach zachodnich jak w kategoriach wrogości, a przynajmniej konfliktu. Ekstremalnym przypadkiem jest tu oczywiście Zbigniew Ziobro, który mówi, że jesteśmy na wojnie hybrydowej z UE. To jest totalne ekstremum, bo powiedzieć, że jesteśmy na wojnie z UE, nawet jeśli dodaje się do tego przymiotnik „hybrydowa”, to jednak jest rodzaj szaleństwa.

Ne przypominam sobie, aby nawet Nigel Farage i brexitowcy posługiwali się taką retoryką.

Niemcy są ciągle przedstawiani jako ci, co czyhają na naszą niepodległość i suwerenność, a UE chce nam wszystkiego ograniczyć, a jej planem jest likwidacja narodu polskiego. W mediach rządowych ta retoryka jest obecna.

Podam przykład: mieszkam pod Raciborzem i niedawno tu była księżna Yorku. Media relacjonowały tę wizytę, natomiast TVP3 podała tylko jedną informację, jak to księżna spóźniła się na spotkanie z dziećmi, które to musiały czekać. Tam już nie ma żadnych interesów, mogli zrobić normalną relację o tym, jak przyjechała, otworzyła jakiś ośrodek zdrowia, uświetniła, albo w ogóle o tym nie mówić. A jednak w głowach „pałkarzy” z regionalnego oddziału tkwi to, aby zrobić coś negatywnego o naszych partnerach z Zachodu. Nie sadzę, aby to Jacek Kurski zadzwonił do funkcjonariuszki telewizji w Katowicach i nakazał jej to zrobić, tylko oni sami rozumieją, że tak należy.

Oczywiście zawsze byli przeciwnicy przystąpienia Polski do UE, ale teraz oni dostają wsparcie ze strony państwowych mediów i rządu, zatem w tym znaczeniu mogą sobie coraz częściej zadawać pytania, czy nasze członkostwo w UE to nie jest spisek tych, którzy chcieli dokonać IV rozbioru Polski.

Dlaczego PiS rośnie ostatnio w sondażach? Czy to za sprawą kryzysu na granicy z Białorusią?
Tak, to jest dokładnie efekt tego, co z jednej strony zrobił tam rząd, a z drugiej opozycja.

Nie trzeba było być profesorem politologii, aby zrozumieć, że galopujący po granicy poseł Sterczewski i próbująca się przebijać do granicy za pomocą senackiej legitymacji pani Morawska-Stanecka nie spodobają się Polakom.

Pomijam oczywiście niszczenie zasieków granicznych, co było dokonane przez aktywistów antyrządowych, ale zostało także zapisane na rzecz opozycji.

Na pewno galop posła Sterczewskiego przyniósł mu ogromną osobistą popularność. Wszyscy, którzy mają wrażliwość społeczną, widzieli w tym galopie akt godny pochwały z punktu widzenia moralnego, ale oczywiście każdy, kto rozumie politykę, wiedział, że to musi odbić się negatywnie na notowaniach opozycji. Pan Sterczewski i pani Morawska-Stanecka odebrali opozycji 10 proc. poparcia społecznego. Zagrali na siebie, świetnie się przedstawili, królowali w mediach i uważam, że naprawdę kierowali się odruchem serca, a nie cyniczną kalkulacją polityczną.

Podsumowując, opozycja może dziękować głupkowatym spin doktorom rządowym, że władza wprowadziła na granicy stan wyjątkowy i nie dopuszcza tam mediów i nie ma więcej obrazków, o których mówimy. To może zahamować poparcie dla PiS-u i spadek notowań opozycji. To dość smutna refleksja, ale proszę też zwrócić uwagę na dość wstrzemięźliwe wypowiedzi w tej sprawie Donalda Tuska, Kosiniaka-Kamysza czy Czarzastego. Stara gwardia i liderzy rozumieją, że to, co się rozgrywało na granicy, nie służyło opozycji, ale nie byli w stanie upilnować co bardziej krewkich swoich posłów.

Dałbym jedną europoselską dietę za to, aby zobaczyć minę Donalda Tuska, jak widzi posłów Szczerbę i Jońskiego donoszących pizzę na granicę i posła Sterczewskiego galopującego z niebieską torbą. Powtarzam, to smutne, ale jak chce się przewodniczyć Polakom, to nie można ignorować ich opinii. Te opinie można zmieniać, kształtować, można nimi nawet manipulować, ale

jeśli jest tak, że większość Polaków w wyniku pewnych procesów politycznych, historycznych, ale i czysto marketingowych jest króliczo przestraszona na myśl o przyjściu jakichkolwiek imigrantów, którzy nie wyglądają na odwiecznych Słowian, to partia, która chce wygrać, musi to uwzględnić. Mówię to ze złamanym sercem.

Rzeczywiście to przerażające, że za próbę dostarczenia chleba głodnym ludziom na granicy spada poparcie.
To prawda, ale zwróćmy uwagę, że za zmianę stosunku do imigrantów odpowiada PiS. W latach 2013-15 PiS zrobił naprawdę dużo ku temu, aby nasz pozytywny wtedy stosunek do imigrantów zmienił się gwałtownie. Dziś opozycja musi zagrać według nastrojów społecznych albo, co jest o wiele trudniejsze i ryzykowne, próbować odkręcić to myślenie. Oczywiście to jest cięższe, bo łatwiej kogoś przestraszyć, niż przekonać, aby się nie bał, i mówię to jako osoba zajmująca się aplikacją narzędzi neurobiologicznych do analizy politycznej. Jesteśmy bardziej uwrażliwieni na lęki, bo nasza inklinacja do strachu i szybszego ulegania lękom jest ewolucyjnie adaptacyjna, bo nam się przez miliony lat opłacała.

Ta emocja strachu jest tak silna, że mimo że grozi nam utrata funduszy, wielomilionowe kary za niewykonywanie orzeczenia TSUE i mamy rekordową inflację, PiS rośnie poparcie? Czyli strach jest silniejszy nawet od pełnego brzucha i portfela?
Po pierwsze ludzie nie potrafią liczyć. My jako rodzaj ludzki mamy 2-3 mln lat. Jako gatunek homo sapiens 200-300 tys. lat, a matematykę wynaleźliśmy 5 tys. lat temu i naprawdę nie wszyscy umieją liczyć. Wiele eksperymentów, np. Kahnemana, pokazuje, dlaczego tak trudno nam się liczy – bo jest to relatywnie nowe dla naszego umysłu.

Dodatkowo kwota kary to około 20 tys. euro dziennie. Ludzie nie rozumieją tego, bo nie wiedzą, ile to tak naprawdę jest, nie odróżniają tego od 20 tys. zł, a tego od 200 tys. złotych i od 2 mln. Te wszystkie liczby są abstrakcyjne. Po drugie 20 tys. euro kary dziennie dla budżetu to jest niewiele czy nawet nic. Proszę pamiętać, że my lekką ręką wydajemy 2 mld zł, czyli 450 mln euro rocznie na szczujnię Kurskiego, kolejne 2 mld damy na Pałac Saski.

Proszę jeszcze pamiętać, że Kaczyński nie będzie tego płacił ze swojej kieszeni, tylko z naszych pieniędzy.M

Zatem jeśli ktoś myślał, że groźba takiej kary liczonej w euro przestraszy Kaczyńskiego, to był w błędzie. Co więcej, tego typu karę będzie można pokazać jako dowód na to, że UE jest finansowym zaborcą i że to zamach na samodzielne rządzenie Polaków. Być może nawet Kaczyński będzie to nawet eskalował, jeżeli uzna, że to działa.

Jak podoba się panu pomysł Szymona Hołowni, czyli aplikacja Jaśmina?
Wszyscy to wyśmiali, nie było końca rechotom z tego, jak to niepoważne, ale ja zwróciłbym uwagę na to, że spin doktorzy Hołowni trafnie zareagowali na dwa polityczne fakty i dokonali rebrandingu Polski 2050. Pierwszy to powrót Donalda Tuska do kraju i powrót wyborców do Platformy. Drugi to kompletna kompromitacja Kukiza.

Mało kto zwrócił uwagę, że Hołownia sam określił swoją formację jako zieloni demokraci i oba te słowa są istotne. Demokraci, bo takie pomysły jak Jaśmina, likwidacja TK, obniżenie czynnego prawa wyborczego do 16 roku życia to są postulaty Kukiza i ukłon w stronę demokracji bezpośredniej i tych wyborców, którzy poczuli się zdradzeni przez Kukiza. Druga to modernistyczny nowoczesny program młodej Polski.

Widziałem dziś sondaż, że w grupie najmłodszych wyborców, czyli 18-29 lat, wygrywa Konfederacja z 25 proc., na drugim miejscu jest Hołownia, potem jest Lewica, a PiS i PO na samym końcu. Hołownia rozumie, że warto iść po młodego wyborcę i z tego punktu widzenia to, co zrobił, oceniam wysoko, bo on zareagował na zmieniającą się sytuację społeczną i ruchy innych graczy politycznych. Oczywiście to, jak to zostanie wykorzystane, to już inna sprawa, ale oceniam to dobrze.


Zdjęcie główne: Marek Migalski, Fot. Uniwersytet Śląski

Reklama