Mija sześć lat od powołaniu rządu Beaty Szydło, czyli od pierwszych akordów „dobrej zmiany”, a nam zakręciła się w oku łezka. Mimowolnie bowiem urósł w nas żal, że Polska nie ma już poetów piosenki tej miary, co Wojciech Młynarski, których słowa istnieją poza czasami i można ich używać przy dowolnym jubileuszu.
„Co by tu jeszcze spieprzyć, panowie, co by tu jeszcze?”, pytał wieszcz w sławnym, acz nieco zapomnianym utworze i tymi słowami warto uczcić sześć lat pisowskich rządów.
Spieprzyli trójpodział władzy, pewność prawa, zaufanie do instytucji, łamiąc konstytucję, niedrukując wyroku Trybunału Konstytucyjnego, instalując w systemie sądowniczym dublerów i różne „neo” oraz „pseudo”.
Spieprzyli media publiczne, dokonując bezprecedensowej czystki i zamieniając je w goebbelsowskie pralnie mózgów, fabryki kłamstwa i nienawiści.
Spieprzyli zaufanie do państwa, które miało wstać z kolan, a stało się chorym człowiekiem Europy, populistycznym placem budowy Budapesztu nad Wisłą, gdzie w miejsce polityki zagranicznej pojawiła się samotność, brak kompetencji, narcyzm, żałosne pobrzękiwanie szabelką i wojna dyplomatyczna z Brukselą, USA, Izraelem.
Spieprzyli życie kobietom, każąc im w imię ideologii rodzić niezdolne do życia lub martwe płody. Spieprzyli stadninę, Puszczę, każdą instytucję, którą przejęli.
Spieprzyli ledwo trzymającą się w garści zgodę narodową, szczując na „gorszy sort”, jednych na drugich, flirtując z nacjonalistami, ksenofobami, homofobami.
Spieprzyli nawet program szczepień w obliczu groźnej zarazy, ponieważ woleli dopieszczać antynaukowego suwerena, bo dla nich liczy się tylko władza.
Spieprzyli… Resztę litanii mogą dopisać Państwo sami. A my, z łezką w oku, wspominając Młynarskiego, nućmy dalej tę sławną, ale zapomnianą trochę piosenkę: „…że tyle jeszcze jest do spieprzenia, a będzie więcej”.
Kronikarz
Zdjęcie główne: Beata Szydło i rząd, Fot. Flickr/KPRM/Eliza Radzikowska-Białobrzewsk/Prezydent.pl, Public domain