Zbyt wiele osób ma zbyt wiele do stracenia, więc obóz rządzący będzie trwał w nieustannym kryzysie – mówi nam dr Jacek Kucharczyk, prezes Instytutu Spraw Publicznych. – Kaczyński i Ziobro pchają kraj w kierunku coraz bardziej autorytarnym i antyeuropejskim. Jak dotąd, ani społeczeństwo, ani opozycja nie są w stanie tego procesu powstrzymać – dodaje. – Główni gracze europejscy, szczególnie Niemcy, oczekują teraz od Waszyngtonu, że przejmie on główną rolę krytyka polskich władz za odchodzenie od demokracji, z którym mamy do czynienia od 2015 roku – zauważa nasz rozmówca
JUSTYNA KOĆ: Opublikowany we wtorek sondaż Kantar po raz pierwszy od 2015 roku pokazuje takie samo poparcie dla PiS, jak i dla Koalicji Obywatelskiej. Obie te formacje mają po 25 proc. poparcia. Co to oznacza dla polskiej sceny politycznej?
JACEK KUCHARCZYK: To rzeczywiście może być przełomowy sondaż, który wpisuje się w trwający od kilku tygodni trend wskazujący na załamanie poparcia dla partii władzy. Spadek poparcia dla tej władzy pokazują wszystkie sondaże, nawet opublikowany dzień wcześniej sondaż CBOS, który to ośrodek notorycznie przeszacowuje poparcie dla władzy i niedoszacowuje poparcia dla opozycji. To bardzo zła wiadomość dla Zjednoczonej Prawicy.
Co się dzieje w Zjednoczonej Prawicy? Niby kryzys został zażegnany, a koalicja się ostała, pomimo wcześniejszych gróźb Solidarnej Polski, a jednak ciągle pewne razy czy uszczypliwości są wymieniane między stronami.
Wymiana uszczypliwości to za słabo powiedziane. W Zjednoczonej Prawicy trwa wojna domowa, do której głównym podżegaczem jest minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Ta wojna zaczęła się niedługo po wyborach prezydenckich, kiedy wydawało się, że władza PiS jest stabilna, bo przez najbliższe 3 lata nie będzie w Polsce wyborów.
To poczucie, że teraz więcej wolno, bo do kolejnych wyborów daleko, spowodowało wzrost sił odśrodkowych w koalicji.
Tę wojnę domową napędzał przede wszystkim konflikt między Ziobrą a Morawieckim. To konflikt o przywództwo w Zjednoczonej Prawicy oraz o to, kto zaskarbi sobie największą sympatię i poparcie Kaczyńskiego. To, co się wydarzyło wokół ostatniego szczytu, jest kolejnym aktem tej rozgrywki. Warto sobie przypomnieć, że ten konflikt miał być spacyfikowany poprzez wejście Jarosława Kaczyńskiego do rządu w randze wicepremiera. Jak widać, to nie podziałało, konflikt dalej trwa i wygląda na to, że robi się coraz głębszy.
Na co liczy Zbigniew Ziobro? Jego Solidarna Polska ma kiepskie notowania, poniżej 5 proc., sam Ziobro kąsa boleśnie, ale jak przychodzi co do czego, to ustępuje, oczywiście dla „dobra dobrej zmiany”.
Zbigniewowi Ziobrze chodzi oczywiście o władzę. W tej chwili chodzi o to, kto wyznacza kierunki w koalicji i kto znajduje większy posłuch u Jarosława Kaczyńskiego. Pamiętajmy, że w tym trójkącie pojawia się też Gowin, który uaktywnia się co prawda w sytuacjach już głębokiego kryzysu i stara się raczej nie wychodzić na pierwszy plan i z nikim nie zadzierać. Ziobro natomiast walczy o całość, o schedę po Kaczyńskim, a być może o to, aby już teraz zastąpić Morawieckiego na funkcji premiera. Oczywiście
byłoby to dziwne, gdyby partia mniejszościowa miała swojego premiera, ale mamy już w tej chwili taką sytuację, że to „ogon macha psem”.
Pierwsze weto, które padło jeszcze na poziomie stałych przedstawicieli w Brukseli, to jednak był skutek działań Ziobry, bo to on narzucił taką politykę wobec UE. Morawiecki w ostatniej chwili wycofał się z weta pod wpływem propozycji niemieckiej prezydencji, w ramach których dokonano pewnych ustępstw w postaci deklaracji politycznej, ale groźby zawetowania budżetu nasi partnerzy Polsce nie zapomną. To było takie pyrrusowe zwycięstwo Ziobry i Morawieckiego.
Zaraz po szczycie rozległy nie ponownie pytania o trwałość koalicji rządzącej. Pojawiły się plotki o możliwej dymisji premiera Morawieckiego, a jednocześnie realna stała się możliwość wyjścia lub wyrzucenia Solidarnej Polski z rządu. Dla Ziobry oznaczałoby to jednak utratę stanowiska ministra sprawiedliwości, ale także wpływów w spółkach Skarbu Państwa, czyli tych wszystkich instrumentów, które sprawiają, że Ziobro i jego partia są silniejsi, niż wynikałoby to z liczby szabel w Sejmie czy właśnie niskich wyników sondażowych.
Mamy tu sytuację „złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”, chociaż role Kozaka i Tatarzyna co rusz się zmieniają.
23 proc. badanych uważa, że PiS powinien szukać większości z PSL-em, Kukizem, Konfederacją, 47 proc. chce przyspieszonych wyborów – wynika z sondażu dla RMF FM. Dodatkowo w badaniu zaufania Ziobro drastycznie spadł.
Ziobro poziomem swojej społecznej niepopularności i braku społecznego zaufania może konkurować w zasadzie tylko z Jarosławem Kaczyńskim. Obaj mają podobne wskaźniki nieufności, a jak pamiętamy, inne sondaże pokazały, że ogromna większość społeczeństwa wolałaby, żeby Kaczyński w ogóle odszedł z polityki. Ziobro i Kaczyński to dwóch najmniej popularnych polityków w Polsce, a jednocześnie paradoksalnie dwóch najbardziej potężnych ludzi w naszym kraju.
To dobrze obrazuje, jak bardzo odchodzimy od modelu demokratycznego. Ci dwaj politycy rządzą nami i pchają kraj w kierunku coraz bardziej autorytarnym i antyeuropejskim. Jak dotąd, ani społeczeństwo, ani opozycja nie są w stanie tego procesu powstrzymać.
Zjednoczona Prawica dotrwa do wyborów czy będą w przyspieszonym terminie?
Jak na razie perspektywa utraty władzy okazywała się hamulcem dla wszystkich graczy w ramach Zjednoczonej Prawicy i
żaden nie zdecydował się wywrócić tego stolika z szachownicą.
Przecież pierwszy kryzys, który mógł skutkować rozpadem koalicji, to był sprzeciw Gowina wobec majowych wyborów. Wówczas nawet jego własna formacja nie poparła go. Dziś mamy trochę podobną sytuację. Jak przyszło co do czego, to po deklaracjach „weto albo śmierć” okazało się, że Solidarna Polska zostaje w Zjednoczonej Prawicy, bo jednak trwanie tego układu władzy jest dla nich wszystkich najważniejsze.
Jednocześnie, ponieważ na razie nie było poważniejszych reperkusji dla Solidarnej Polski i dla Ziobry, pomimo ich nieustannego wyciągania dywanika spod nóg premiera, to zapewne ten konflikt będzie trwał. Oczywiście nie wiadomo, czy i kiedy Ziobro się poślizgnie i to obecne zarządzanie kryzysowe rzeczywiście skończy się przyspieszonymi wyborami.
Na razie jednak są chętni, na przykład kukizowcy, żeby w razie wyjścia Ziobry wesprzeć Zjednoczoną Prawicę.
Póki co jednak wygląda na to, że zbyt wiele osób ma zbyt wiele do stracenia, więc obóz rządzący będzie trwał w nieustannym kryzysie.
Wygląda na to, że władza działa od kryzysu do kryzysu, w tle mamy narodowy program szczepionkowy. Czy to się może udać?
Patrząc na to, jak ten rząd przygotowywał się do jesiennej fali pandemii, rzeczywiście sceptycznie patrzę na projekt narodowego szczepienia i obawiam się, że ze szczepionkami też wyjdzie jeden wielki bałagan. Mamy do czynienia z premierem, który uwielbia snuć wielkie plany i opowiadać o tym, jak to wszystko zostanie wspaniale przeprowadzone, tylko potem kiedy przychodzi co do czego, to mamy do czynienia z chaosem decyzyjnym i wdrożeniowym.
Wolałbym się mylić, bo to już nie jest kwestia dobrego samopoczucia i oceny rządu, tylko skutecznego przeprowadzenia szczepienia, które może nas rzeczywiście przybliżyć do wyjścia z pandemii i uratować wiele istnień ludzkich.
Mam nadzieję, że ze szczepionkami tej władzy pójdzie lepiej, niż z innymi działaniami antycovidowymi, niestety doświadczenia nakazuje raczej pewien sceptycyzm.
„Kolejny raz zwyciężyły rządy prawa i konstytucja” – powiedział w swoim przemówieniu Joe Biden, gdy zakończyło się oficjalne głosowanie elektorów. To wyraźny sygnał dla populistycznych rządów także w Polsce?
Rzeczywiście ten zwrot w Stanach Zjednoczonych jest istotny dla naszej polskiej polityki. Zwycięstwo Trumpa w 2016 roku dało wiatr w żagle różnym populistom na całym świecie, także partii Kaczyńskiego. Teraz dla rządu PiS zmiana administracji w USA to poważny problem, bo dotąd mogli mówić, że mamy konflikt z Brukselą, ale za to z Waszyngtonem mamy świetne relacje. Zresztą administracja Trumpa robiła od czasu do czasu gesty, które miały pomóc władzy w Polsce, że przypomnę tylko zniesienie wiz dla Polaków tuż przed naszymi wyborami parlamentarnymi.
Teraz rządzący w Polsce muszą się przygotować na krytykę ze strony Waszyngtonu.
Powiedziałbym nawet, że główni gracze europejscy, szczególnie Niemcy, oczekują teraz od Waszyngtonu, że przejmie on główną rolę krytyka polskich władz za odchodzenie od demokracji, z którym mamy do czynienia od 2015 roku. To oczywiście nie oznacza, że populizm w Polsce i na świecie się skończy po dojściu do władzy Joe Bidena.
Sytuacja w samych Stanach Zjednoczonych też jest nadal dość niepokojąca. Uporczywa odmowa Trumpa uznania wyników wyborów nie spotkała się ze stanowczym sprzeciwem w jego własnej partii, a to źle rokuje na przyszłość. Stany zostaną bardzo mocno podzielone i demokracja amerykańska nie zostanie uzdrowiona samym wynikiem wyborów i zmianą prezydenta. Tym bardziej trzeba trzymać kciuki za sukces rządów Joe Bidena i Kamali Harris.
Zdjęcie główne: Po głosowaniu w sprawie wotum nieufności wobec Jarosława Kaczyńskiego, Fot. Flickr/Sejm RP/Łukasz Błasikiewicz, licencja Creative Commons; zdjęcie w tekście: Jacek Kucharczyk, Fot. Instytut Spraw Publicznych