Dzisiejsza Polska do Unii nie zostałaby przyjęta, bo nie spełnia kryteriów kopenhaskich. Z pewnością nie zostalibyśmy dziś uznani za państwo w pełni demokratyczne, ani tym bardziej w pełni praworządne – mówi nam prof. Jerzy Zajadło, filozof prawa z Uniwersytetu Gdańskiego. – Oceniam ten kompromis (z UE) jako kruchy, bo on ani demontażu państwa prawa w Polsce, ani na Węgrzech nie powstrzyma – dodaje

JUSTYNA KOĆ: Jakie znaczenie ma to, co wydarzyło się na szczycie Unii? To zgniły kompromis czy gwarancja powiązania funduszy z praworządnością?

JERZY ZAJADŁO: Rzeczywiście egzekwowanie powiązania funduszy z praworządnością przesunie nam się trochę w czasie, bo można się spodziewać skargi do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, co zresztą proponowała sama Ursula von der Leyen. Wówczas TSUE mógłby rozstrzygnąć, czy jest to zgodne, czy niezgodne z traktatami. Być może ten mechanizm zostanie uruchomiony wcześniej, skoro ten fundusz ma powstać dosyć szybko.

Co do kompromisu, to osiąganie ich nie jest żadną nowością. Przywołam tu Iliadę Homera, gdzie w księdze XXIII mamy spór między Antilochem a Menelaosem. Achilles zarządził wyścig rydwanów, podczas którego Antiloch popełnił faul, który pozwolił mu wygrać. Menelaos miał oczywiście pretensje, w związku z tym Antiloch stwierdził, że odda nagrodę Menelaosowi, ale z zastrzeżeniem, że to on tak naprawdę wygrał. Menelaos odpowiedział, że nie przyjmuje w takim razie tej nagrody, bo ona i tak jest moralnie jego.

Reklama

Zawarto zatem kompromis i spór rozstrzygnięto, ale problem pozostał, bo obie strony pozostały przy swoich zdaniach.

Kompromis zawarty w Brukseli przypomina mi tamten z Iliady, z jednym wyjątkiem. Wówczas nikt nie spierał się, że rzeczywiście był faul Antilocha.

Zarówno Polska i Węgry, jak i UE twierdzą, że to ta druga strona popełniła faul. Unia Europejska twierdzi, że Polska i Węgry faulują  permanentnie naruszając praworządność, Polska i Węgry twierdzą że faul popełnia UE chcąc powiązać fundusze z praworządnością. Takie kompromisy to niestety problemy rozłożone tylko w czasie i prędzej czy później konflikt na nowo wybuchnie.

Kto zatem, Pana zdaniem, fauluje, a kto ma rację?
Nie mam wątpliwości, że rację ma Unia Europejska. Rząd polski argumentuje, że Unia nie ma prawa wtrącać się w kwestie, które są zastrzeżone dla naszej wyłącznej kompetencji, do których zalicza się organizacja wymiaru sprawiedliwości. Tutaj rzeczywiście rząd ma rację, bo to jest kompetencja wewnętrzna państwa, ale ta organizacja wymiaru sprawiedliwości musi być zgodna z innymi postanowieniami traktatu o Unii Europejskiej, przede wszystkim z artykułem drugim mówiącym o rządach prawa.

I tu zaczyna się pokrętna argumentacja polskiego rządu „a cóż to są rządy prawa?”, nie ma nigdzie żadnej definicji. Oczywiście niepotrzebna jest definicja, abyśmy mogli pewne jądro rządów prawa odtworzyć i oczywiście wszyscy wiedzą, o co chodzi, poza polskim rządem, który udaje Greka. Wobec pokrętnej postawy Polski i Węgier Unia dokonała pewnego wybiegu i sięgnęła do takiej procedury, którą przewiduje Traktat o Unii Europejskiej w odniesieniu na przykład do  dyscypliny finansów.

To jest pewnego rodzaju bypass, ale bardzo sprytny, bo rzeczywiście w tym przypadku jest stosowana większość kwalifikowana, a nie i jednomyślność.

Warto dodać, że w tym rozporządzeniu chodzi o dyscyplinę finansów i sposób wydatkowania pieniędzy. Polska w tym zakresie nie ma sobie zbyt wiele do zarzucenia, ale już Węgrzy całkiem sporo, co widać po ilości postępowań przed OLAF-em. Nie dziwię się Węgrom, że próbowały Polskę wciągnąć w tę grę, dziwię się Polsce, że się wciągnąć dała. Przyznaję więc rację Unii Europejskiej, chociaż politycy Solidarnej Polski uważają coś zupełnie innego, premier Morawiecki również.

Premier odtrąbił sukces… Ma pan inne zdanie?
Skala nonsensów na temat prawa europejskiego, którą wypowiedział jeszcze na konferencji w Brukseli, była powalająca i przyznam, że prawnikom mogło zabraknąć tchu czy wręcz zatkać. Chociażby w kwestii konkluzji premier opowiadał, że spowodują one, że to rozporządzenie będzie trudniej zmieniane, że zbliżają się do pierwotnego prawa europejskiego, do traktatów międzynarodowych, że mają pewne ogromne znaczenie prawne.

Przyznam, że zastanawiało mnie, czy to, co premier mówił na konferencji, było tym samym, co mówił 10 minut wcześniej na sali obrad, bo jeśli tak, to ja się bardzo dziwię, że to porozumienie zostało zawarte. Jeżeli to nie jest to samo, to Unia Europejska musi sobie zdawać sprawę z kruchości tego kompromisu, bo wówczas Kaczyński i Orbán i tak będą robili swoje. Nie mieliśmy wątpliwości, że polski rząd będzie traktował Unię jak bankomat, który służy do finansowania.

Używanie przez  premiera Morawieckiego sformułowania „tzw. praworządność”  jest ogromnym nietaktem w stosunku do tego, co przed chwilą sam ustalił na szczycie.

Czy straciliśmy część suwerenności?
Zgodnie z artykułem 90 konstytucji przystępując do Unii Europejskiej odbyło się referendum. UE jest pewną formą organizacji międzynarodowej czy raczej ponadnarodową. Mieliśmy świadomość, więcej – bardzo tego chcieliśmy i  przystępując do Unii Europejskiej w 2004 roku, zgodnie z referendum część kompetencji została przekazana Brukseli. Czy ta Unia Europejska jest tą samą, do której występowaliśmy w 2004 roku? Oczywiście, że nie, bo Unia Europejska cały czas się rozwija, integruje, ale też Polska dzisiaj nie jest tym samym krajem, który do Unii przystępował. Dzisiejsza Polska do Unii nie zostałaby przyjęta, bo nie spełnia kryteriów kopenhaskich. Z pewnością nie zostalibyśmy dziś uznani za państwo w pełni demokratyczne, ani tym bardziej w pełni praworządne.

Unia będzie mogła zablokować fundusze?
Sadzę, że tak, choć wiele zależy od tego, w jakim kierunku pójdzie mechanizm interpretacyjny. Kluczowe pytanie będzie, czy to wydatkowanie pieniędzy może podlegać kontroli sądowej w Polsce. Zakładamy, że tak i sądy będą mogły w pewnych sytuacjach kontrolować wydatki, zatem wróci nam problem niezawisłości sądów, a co za tym idzie problem praworządności.

Co prawda jest w konkluzjach mowa o tym, że blokada środków to wyjście ostateczne, ale to tylko wytrych.

Oceniam ten kompromis jako generalnie kruchy. Posłużę się porównaniem. Niewolnictwo w Stanach Zjednoczonych to też był pewien kompromis, opisany w konstytucji, bardzo nietrwały, który skończył się wojną secesyjną. Po drodze było parę innych kompromisów i każdy był podobny do tego, który zawarto w Brukseli, żaden nie był trwały. Thomas Jefferson napisał w 1820 roku list do swojego sąsiada. Sam miał wiele za uszami, bo był właścicielem blisko 200 niewolników, pisał więc – wpuściliśmy wilka do zagrody owiec i nie bardzo wiadomo, jak się go pozbyć. Tak dziś jest z Polską w UE, nie wiedzą, jak nas poskromić, bo nikt nie spodziewał się, że do takiej sytuacji w Polsce dojdzie. Nie wiedzą, jak nas poskromić, ani jak się nas pozbyć.

Powiedział pan, że kompromis może nie wytrzymać. Co się wtedy stanie?
Napisaliśmy niedawno z prof. Łętowską książkę o wygaszaniu państwa prawa. To właśnie mamy dziś w Polsce. Ten

demontaż państwa prawa eskaluje, czego najlepszym przykładem jest zaostrzenie działań policji podczas ostatnich strajków kobiet.

Moim zdaniem ten proces będzie dalej postępował, wobec czego Unia będzie musiała coś z tym zrobić. Dlatego oceniam ten kompromis jako kruchy, bo on ani demontażu państwa prawa w Polsce, ani na Węgrzech nie powstrzyma.

Jeden z niemieckich komentatorów napisał, że bez tych środków rząd Morawieckiego nie utrzymałby poparcia na wsi, a Orbán klientelistycznej gospodarki. Czy zatem Unia nie „przehandlowała” państwa prawa za spokój i szybkie wypłaty dla krajów południa Europy?
Weto spowodowałoby prowizorium budżetowe, a to by oznaczało, że nic nowego nie można rozpocząć, zatem oczywiście, że Unia poszła na pewne ustępstwa. Komentator niemiecki ma o tyle rację, że ostatecznie to Polska i Węgry postanowiły nie ryzykować, tylko że to jest problem odłożony w czasie. Podsumuję to anegdotą. Miałem na studiach zajęcia ze śp. prof. Langerem z teorii prawa. Było to w połowie lat 70., niedługo po tym, jak profesor wrócił ze Stanów Zjednoczonych. Wówczas za oceanem panowała wielka moda na jogging. Profesor Langer po powrocie miał wykłady przepełnione dygresjami na temat Stanów i lubił pytać przewrotnie:

czy jogging to jest przedłużanie życia, czy skracanie agonii?

Trochę tak jest z tym kompromisem; czy to jest przedłużenie życia UE, czy skrócenie agonii państw, które stawiają zacięty opór w kwestii niszczenia praworządności.


Zdjęcie główne: Jerzy Zajadło, Fot. Adrian Grycuk, licencja Creative Commons

Reklama