W swoich poszukiwaniach i badaniach doszłam nawet do tego, że najprawdopodobniej mój dziadek Michał Szczepkowski, pracując ochotniczo na kolei niemieckiej we Lwowie, mógł wysłać moich drugich pradziadków pochodzenia żydowskiego do obozu. On był prawdziwym antysemitą. Kiedyś powiedział wprost, że szanuje Hitlera za to, że wymordował Żydów – i to był jego ostatni obiad w naszym domu. Ja wtedy jeszcze nie wiedziałam, co czuła moja matka w takiej chwili, bo nie wiedziałam, że miała żydowskie korzenie. Dopiero wiele lat po jej śmierci odkryłam prawdę i dopiero wtedy zrozumiałam, co ona musiała przeżywać w czasie wojny – opowiada nam Joanna Szczepkowska, aktorka i pisarka. Rozmawiamy też o antysemityzmie, ustawie o IPN, polityce PiS, trudnej polskiej przeszłości
KAMILA TERPIAŁ: Rozmawiałam ostatnio z dziennikarzem i byłym działaczem opozycji Sewerynem Blumsztajnem, który powiedział wprost, że atmosfera i hasła antysemickie przypominają mu to, co działo się w marcu 1968 roku. Pani też?
JOANNA SZCZEPKOWSKA: Nie. Ja myślę, że nie ma kalki historycznej, wszystko zawsze jest inne. W marcu 50 lat temu usunięto społeczność żydowską, teraz to nie może iść w takim kierunku. Wtedy nie było tak szybkich informacji, tak szybkiego globalnego reagowania. Ale oczywiście trzeba czujnie badać tę atmosferę, a sprawa jest bardzo złożona.
Przypomina mi się moje tournée w Australii, gdzie zostałam nagle zaproszona na spotkanie polskich Żydów, którzy tam mieszkali. Wyszłam stamtąd zdumiona, bo w tamtym środowisku był silny podział na dwa obozy: na tych, którzy uważają, że przeżyli dzięki Polakom, i na tych, którzy uważają, że Polacy ich mordowali. Jedni nie chcą znać tych drugich.
To są niewyobrażalnie silne emocje i przecież nie można się temu dziwić. Pogląd zależy od doświadczenia. Pytanie tylko, czy chodzi o naród, czy postawy poszczególnych ludzi. Ale jedno jest pewne: przy takiej dyskusji wywołuje się demony.
Te demony wywołała właśnie nowelizacja ustawy o IPN?
Ta ustawa jest przerażająca. A rząd ucieka od bardzo prostej rzeczy, czyli zastrzeżenia, że chodzi tylko o określenie “polskie obozy śmierci”. To rozwiązałoby sprawę, ale oni tego nie robią i nie zrobią.
Dlaczego?
Myślę, że
część skrajnego elektoratu pisowskiego to są ludzie żerujący na antysemityzmie. PiS nie chce ich rozczarować.
W dzisiejszej Polsce łatwo jest grać na antysemickiej nucie?
Temat żydowski należy do tematów drażliwych, to generuje też pewną spiskowość. Najważniejsza i najlepsza byłaby sytuacja, w której po obu stronach można mówić otwarcie. Roztrząsać i postawy Polaków, i to, co w polskim doświadczeniu rozumie się jako ciemną stronę środowisk żydowskich, bez posądzania o antysemityzm. Niestety, szczera rozmowa na te tematy jest niemożliwa, a ta ustawa będzie ją jeszcze utrudniać.
Polacy znowu – jak kiedyś – będą musieli udowadniać, że nie są antysemitami?
Walka ze stereotypami jest w ogóle bardzo trudna. Zależy, z jakimi środowiskami w świecie ma się do czynienia. Ta ustawa wikła nas w kłamstwa, w dodatku podyktowane strachem.
Słuchając słownictwa PiS-u, mam wrażenie, że powinni na przykład Jedwabne określić jako hańbę. Tak trzeba stawiać sprawę. Każdy naród ma swoje wielkości i hańby.
Polecam wszystkim czeski film nominowany do Oscara “Musimy sobie pomagać”, który niestety u nas przeszedł bez echa. To jest tragikomedia o czasach okupacji w Czechach i o sprawie żydowskiej. Tam są pokazane mechanizmy ludzkich działań i wyborów. Ten film znowu powinien być pokazywany w kinach.
Był już taki film, “Pokłosie”… Pamięta pani, jakie budził emocje?
Pytanie, czy jak taki film pokazany byłby na przykład we Francji, to też wywołałby taki hejt. Czy Polska pod względem nurtów antysemickich jest wyjątkowa, czy jest w niechlubnej normie?
My mamy zakodowaną narodową wyjątkowość i bohaterstwo i być może dlatego konfrontacja ze strasznymi czynami Polaków jest trudniejsza do zniesienia niż w przypadku innych narodów.
Pani bardzo późno odkryła swoje żydowskie korzenie. Dlaczego?
Nikt o tym nie mówił, a ja odkryłam to, pisząc książkę o swojej rodzinie. W swoich poszukiwaniach i badaniach doszłam nawet do tego, że najprawdopodobniej mój dziadek Michał Szczepkowski, pracując ochotniczo na kolei niemieckiej we Lwowie, mógł wysłać moich drugich pradziadków pochodzenia żydowskiego do obozu. On był prawdziwym antysemitą. Kiedyś powiedział wprost, że szanuje Hitlera za to, że wymordował Żydów – i to był jego ostatni obiad w naszym domu. Ja wtedy jeszcze nie wiedziałam, co czuła moja matka w takiej chwili, bo nie wiedziałam, że miała żydowskie korzenie. Dopiero wiele lat po jej śmierci odkryłam prawdę i dopiero wtedy zrozumiałam, co ona musiała przeżywać w czasie wojny.
Pamiętam jedno zdanie, które mama kiedyś powiedziała, że nie powie mi wszystkiego o rodzinie, bo nie chce, żebym przeżywała to, co ona. Ale ja wtedy jako młoda osoba to zlekceważyłam…
Czyli chciała panią chronić.
Pewnie tak. Rozmowa w naszej rodzinie zawsze była bardzo ważna. Dyskutowaliśmy o wszystkim, a ten temat nigdy się nie pojawił. Padały różne rzeczy i legendy, ale nigdy ta.
Ma pani do mamy żal, czy jednak ją rozumie?
W jakimś sensie mam żal. Jestem ciekawa korzeni, genów, jakiegoś rodzinnego ducha – lubię to obserwować, badać dziedziczność różnych cech. Miałabym do niej wiele pytań. Podobną sytuację miała Anna Bikont, która przez przypadek dowiedziała się, że jej matka była Żydówką i to zmieniło całe jej życie. U mnie było inaczej, ja nie zaczęłam zgłębiać religii żydowskiej czy zbliżać się do środowisk żydowskich. Mnie bardziej interesuje po prostu historia rodziny, to skąd pochodzę, z jakich emocji jestem zbudowana.
Moja książka “Kto ty jesteś” jest takim reportażem z poszukiwań – dochodzę tam rzeczy, których nigdy bym się nie spodziewała. Tam są także wątki ukraińskie (od strony dziadka Jana Parandowskiego), niemieckie (od strony mojego dziadka ze strony mamy), czyli niesamowita mieszanina. A ja zawsze uważałam, że jestem Polką “od Mieszka I”.
Ale cały czas drąży pani temat swojej przeszłości…
Tak i cały czas odkrywam nowe historie. Moja babka dokonała konwersji na rok przed ślubem z Janem Parandowskim. Uciekając w czasie wojny znaleźli się w miejscowości Planta, gdzie był majątek państwa Morawskich. Zawsze słyszałam o tym epizodzie od babci i mamy jako o czymś złym, że państwo Morawscy bardzo źle ich traktowali. Jak zaczęłam to drążyć, okazało się, że w tym majątku było kilkadziesiąt osób i można powiedzieć, że oni po prostu ukrywali moją babkę, za co groziła przecież śmierć. Ale ona, jako żona wielkiego pisarza, czuła upokorzenie z powodu izolacji. Poza tym czuła przynależność do chrześcijan, nie do Żydów. Jak widać, można na to spojrzeć z dwóch perspektyw i wygląda to zupełnie inaczej.
Do czego doprowadzi nas polityka PiS-u? Nie tylko ta związaną z ustawą o IPN…
Z jednej strony dobrze byłoby, żeby ta międzynarodowa awantura się uspokoiła; z drugiej jednak, jak mamy sobie radzić z tym, że jedziemy cały czas bez prawa jazdy? Niestety,
powoli zaczynamy zapominać, że Polska jest od nieopublikowania wyroków TK poza konstytucją. Teraz trochę inne emocje koncentrują naszą uwagę i myślimy, że jak to się uspokoi, to będzie dobrze. Nie będzie dobrze, bo cały czas nie mamy podstaw państwa.
Nie możemy przestać być tego świadomi. Władza posługuje się też pewnymi chwytami – robi burzę wokół czegoś innego, żeby rozmydlić podstawę. A grupę czynnej opozycji powoli traktuje jak wariatów i to jest bardzo podobne do czasów komuny.
Liczy pani na to, że władza PiS-u tak jak tamta władza upadnie?
Tak, liczę jeszcze na nowe pokolenie. To pewnie potrwa, ale taki nasz los… czekać na lepsze czasy.
A co powinniśmy robić przez ten czas?
Trwać w oporze na swoją miarę, czyli wykuwać swoje życie na miarę swoich możliwości oporu.
Dla pani co jest taką “możliwością oporu”?
Otworzyłam swój malutki teatr m.in. dlatego, żeby działać samemu i nie brać pieniędzy od nikogo. To jest rodzaj mentalnej fundacji, bo bilety są bardzo tanie. A na “Ballady” Adama Mickiewicza uczniowie mogą wejść w ogóle za darmo. Nie nazywam tego formalnie fundacją, ale ja de facto tę kulturę funduję. To jest to, co ja mogę dać. Oprócz tego też
głośno mówię, co myślę, odmawiam występów w TVP, nie biorę od PiS-u żadnych grantów.
Czym jest dzisiaj bycie patriotą?
Tym, czym zawsze – myśleniem o życiu również w kategoriach ojczyzny. Człowiek przyzwoity ma odruch oporu wobec wszystkiego, co jest bezprawne. Opór jest częścią bycia przyzwoitym. Każde milczenie i bierność jest powiększaniem zła. Ale to wszystko zależy od temperamentu, poczucia obywatelskości – najważniejsze jest przeżycie naszego życia tak jak chcemy, bo mamy tylko jedno.
W jednym z wywiadów powiedziała pani, że ogłosi niedługi upadek Kaczyńskiego i że dotrzymuje pani słowa.
Dotrzymuję… Chociaż w tej chwili, jak na to wszystko patrzę, to musiałby się wydarzyć jakiś cud albo skandal, który otworzyłby ludziom oczy.
Najważniejsze jest teraz, żeby nie przegrać samorządów. Jak opozycja przegra Polskę samorządową, to naprawdę przegra na długo.
Tylko PiS robi wiele, żeby wygrać.
Niebezpieczeństwo jest ogromne, ale ważna jest mobilizacja.
W społeczeństwie jest jeszcze duch oporu? Czy on trochę wygasa?
Pozornie wygasa, bo musimy się przygotować na dłuższy czas oporu. W historii Polski nadchodzi kolejny czas próby. Nikt z nas nie wie, do czego to wszystko może doprowadzić. My naprawdę jedziemy bez prawa jazdy i to nie wiemy, gdzie.
Jakby obcokrajowiec zapytał, co się u nas dzieje, to co by pani mu w kilku słowach odpowiedziała?
Doszedł do władzy człowiek, który nie liczy się z demokracją. Ale zastanawiam się też, czy nie ma kryzysu pojęcia demokracji.
Świat zaczął się przewartościowywać i staje się niebezpieczny. Z tym też trzeba się liczyć. Sytuacja w Polsce jest powiązana z klimatem na całym świecie.
A czy powinniśmy się liczyć z tym, że w kraju może się to wszystko skończyć bardzo źle? Niektórzy twierdzą, że nagromadzenie nienawiści i emocji będzie tak duże, że w końcu wybuchnie.
Niekoniecznie. Myślę, że ludzie zaczynają coraz częściej myśleć długodystansowo. Chociaż przyznam, że dzień, jakiego się obawiam, to kolejny 11 listopada. W mojej dzielnicy widziałam ostatnio “niedobitki” po Marszu Niepodległości. To, co ci pijani ludzie krzyczeli, jak wywijali, grozili flagą… to było naprawdę przerażające. Podeszłam nawet do policjantów, którzy nie reagowali i powiedziałam, że ci ludzie bezczeszczą naszą flagę i trzeba coś z tym zrobić. W końcu ich zabrano, ale wyglądało to tak, jakby policjanci chcieli się dogadać, a ta grupa ich prowokowała. Oni czują się ośmieleni, to widać.
Ciekawe, co się z nimi stało…
Tego już nie wiem. Jakiś przechodzień mnie spytał, po co się wtrącam, przecież oni są niebezpieczni. Wiem, ale reaguję. Bezczeszczenie flagi jest niezgodne z prawem. Wymagam więc od policji tego, do czego są powołani. Pewnie, że można westchnąć – co się z tym naszym krajem stało i przejść dalej, ale to za mało.
Trzeba się domagać praworządności na każdym kroku, nie tylko na demonstracjach. Nie tracić ducha oporu, to najważniejsze. Możliwe, że na całe lata – prawdę mówiąc, w Polsce to nic nowego…
Zdjęcie główne: Joanna Szczepkowska, Fot. Flickr/Piotr Drabik, licencja Creative Commons
Comments are closed.