Zbliżają się wybory samorządowe, a Platforma – mimo iż ranna, krwawiąca i obciążona 8 latami rządów – jest cały czas największą partią, obok PSL-u, w samorządach. Ma liczny klub poselski, zasoby finansowe, wielu doświadczonych polityków, a Nowoczesna nie ma już właściwie żadnych atutów. Oznacza to, że resztki Nowoczesnej będą próbowały ratować swój polityczny byt poprzez zgodzenie się na warunki podyktowane przez kierownictwo PO – mówi o sytuacji opozycji prof. Rafał Chwedoruk z Instytutu Nauk Politycznych UW

KAMILA TERPIAŁ: “Połączenie Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej w jedną partię musi wynikać z naturalnej decyzji wyborców; myślę, że wyborcy obu partii oczekiwaliby, żeby nasza współpraca zakończyła się integracją środowisk” – mówił w Radiu Zet szef PO Grzegorz Schetyna. To realny scenariusz?

PROF. RAFAŁ CHWEDORUK: Głównym nurtem opozycji jest opozycja liberalna, a w wymiarze partyjnym to dwie partie: Platforma Obywatelska i Nowoczesna. W żadnym systemie partyjnym nie jest możliwe istnienie przez długi czas dwóch partii obok siebie o niemal tożsamej identyfikacji programowej. One są z góry skazane na jakąś formę koalicji albo połączenia, albo na śmiertelny konflikt, w którym jedna strona zniknie ze sceny politycznej. W Polsce ten konflikt właściwie już się rozegrał i Grzegorz Schetyna ograł Nowoczesną, co nie powinno być wielkim zaskoczeniem. Połączenie tych partii byłoby de facto inkorporacją, bo to tak, jakby RFN miał połączyć się z Luksemburgiem. Zbliżają się wybory samorządowe, a Platforma – mimo iż ranna, krwawiąca i obciążona 8 latami rządów – jest cały czas największą partią, obok PSL-u, w samorządach. Ma liczny klub poselski, zasoby finansowe, wielu doświadczonych polityków, a Nowoczesna nie ma już właściwie żadnych atutów. Oznacza to, że resztki Nowoczesnej będą próbowały ratować swój polityczny byt poprzez zgodzenie się na warunki podyktowane przez kierownictwo PO.

Niektórzy mówią też o szerokiej liście opozycyjnej do wyborów samorządowych. Ale to chyba niemożliwe? Przecież PSL i lewica nie przyłączą się do takiej inicjatywy.
Ludowcy płacą cenę za 8 lat bycia w koalicji, która była dla nich i tak wygodna, bo

Reklama

PO i PSL nie miały w skali makro nakładających się na siebie elektoratów. Ale elektorat PSL-u pod wieloma względami podobny jest do elektoratu PiS-u. Ludowcy raczej nie zdecydują się na start razem z PO, bo ryzykowaliby zniknięcie ze świadomości społecznej. Tylko sytuacja, w której miałby bardzo niskie notowania, mogłaby zmobilizować kierownictwo partii do takiego sojuszu w wyborach do sejmików wojewódzkich.

Inna sytuacja dotyczy natomiast SLD. Jeżeli lewicowy elektorat nie głosuje na Sojusz, to oddaje głos najczęściej na PO. Sojusz odżył sondażowo, co jest paradoksalnie pochodną działań PiS-u w postaci obniżek emerytur w służbach mundurowych, a także anty-PRL-owskich wątków polityki historycznej. Ze względu na zwartość elektoratu tej partii pytanie o jej samodzielny start jest być może najważniejszym odnośnie do całej opozycji. Na tym lista poważnych podmiotów w polskiej polityce się wyczerpuje.

W wyborach samorządowych natomiast, zwłaszcza wobec bipolaryzacji systemu partyjnego, jeszcze większa rolę niż poprzednio mogą odegrać, próbujące przedstawiać się jako niezależne, lokalne komitety wyborcze.

Czyli zbliżenie PO i Nowoczesnej to początek końca tej drugiej partii?
Myślę, że obserwujemy raczej koniec końca tej partii. Nowoczesna nie wykorzystała najlepszego dla siebie momentu na podyktowanie warunków współpracy PO oraz poszerzenie własnego, wielkomiejskiego elektoratu.

Formuła partii pokolenia 30-40-letnich technokratów z liberalnym podejściem do gospodarki i spraw światopoglądowych od początku skazana była na nie więcej niż 10-proc. niszę społeczną. Początkiem końca były problemy wizerunkowe byłego lidera, a później doszło jeszcze do ryzykownej zmiany przywództwa.

A jaki jest główny problem PO? Niektórzy mówią, że potrzebna jest właśnie zmiana na szczycie…
PO ma trwały status partii numer dwa. Nawet jeżeli poparcie dla Platformy spada, to nie zbliża to do niej konkurentów – to paradoks polskiej polityki. Fakt, że PO cały czas istnieje i jest partią numer dwa, jest “cudem nad Wisłą”. Przypomnę, że to jest partia po 8 latach rządzenia, zakończonych gwałtownym i twardym wyborczym lądowaniem. Gdyby ktoś chwilę po ostatnich wyborach powiedział, że za kilka lat PO będzie cały czas partią z poparciem ok. 20 proc., to wiele osób mogłoby w to nie uwierzyć. Obecny lider Platformy w tym sensie ją uratował. Potrafił postawić trafną diagnozę, że należy partię odczepić od pociągu pod nazwą KOD. Gdyby PO uporczywie trwała przy tym szyldzie, to razem z organizacją Mateusza Kijowskiego mogłaby wszystko stracić. Grzegorz Schetyna zrozumiał, że zasoby organizacyjne PO dają gwarancję przetrwania, tylko trzeba je utrzymać i skonsolidować partię. Zdecydował też, że na początku nie należy wchodzić w żadne alianse z Nowoczesną, tylko poczekać, aż ujawnią się słabości tej partii. Ta diagnoza też okazała się trafna. W starciu, w którym PO nie była faworytem, okazało się, że zwyciężyła. Ale PO ma też jeden wewnętrzny problem.

Przez lata partią kierował Donald Tusk i były to rządy “silnej ręki”, ale po porażkach wyborczych stronnicy Donalda Tuska stracili władzę w partii. Dla nich przywództwo Grzegorz Schetyny oznacza marginalizację. Dlatego to oni często eskalują działania Platformy i liczą na jak najszersze porozumienie opozycji, gdzie PO nie byłaby hegemonem. Dlatego PO nie zawsze, nawet w sytuacjach kryzysowych dla PiS-u, potrafi się odnaleźć.

Donald Tusk powróci do polskiej polityki? Będzie chciał wystartować w wyborach prezydenckich, czy na przykład wrócić na białym koniu jako lider zjednoczonej opozycji?
Aby Donald Tusk wrócił na białym koniu, to opozycja musiałaby być w gruzach. Inaczej tak naprawdę nikt na niego nie czeka. Na pewno nie czeka obecne kierownictwo Platformy, ani środowiska dawnej Unii Demokratycznej, liczące na swój własny powrót do wielkiej polityki. Paradoksalnie jedynym podmiotem, który być może z utęsknieniem oczekuje jego powrotu, jest PiS. Jest przewidywalnym przeciwnikiem, którego zalety i wady są powszechnie znane, można go obciążyć różnymi stereotypami i faktami z okresu sprawowania władzy. Trudno będzie mu walczyć z tak sprofilowanym kandydatem, jak Andrzej Duda.

Czy to, co dzieje się wokół nowelizacji ustawy o IPN, może w jakikolwiek sposób zmienić polską scenę polityczną?
Myślę, że nie. Sprawy polityki zagranicznej rzadko wpływają w bezpośredni sposób na wybory wewnątrzkrajowe. Jedyny taki przypadek, to były ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego, na które wpływ miała sytuacja na Ukrainie. Na podstawie sondaży partyjnych i dotyczących kwestii wokół problemu relacji Polska-Izrael można wnioskować, że PiS miałby po swojej stronie nie tylko własny elektorat, ale także większość niezdecydowanych.

Czynnikiem, którego nie doceniamy, a który może przesądzać w tym wypadku, jest pojawienie się w opinii publicznej kwestii reparacji majątkowych. To uruchomiło poczucie zagrożenia już nie tylko prestiżu państwa, ale także interesu ekonomicznego.


Zdjęcie główne: Rafał Chwedoruk, Fot. YouTube, licencja Creative Commons

Reklama

Comments are closed.