– W poprzedniej kadencji mój ojciec z lokalnym działaczem przez 2 lata negocjowali coś, co nazwali “Programem dla Puszczy”. Jednym z założeń był solidny zastrzyk pieniędzy dla lokalnej społeczności – mówi nam o realiach życia w gminach na obrzeżach Puszczy Białowieskiej Tomasz Cimoszewicz, wiceminister środowiska w gabinecie cieni PO, prywatnie związany z Puszczą i Białowieżą. Pytamy, jak miejscowi podchodzą do wycinki i ekologów, a także o to, ile może kosztować wywożone z Puszczy wysokogatunkowe drewno.
Justyna Koć: Ekolodzy, Komisja Europejska, minister środowiska, Trybunał Sprawiedliwości UE, wszyscy chyba zabrali już w sprawie Puszy głos. A co o wycince myślą okoliczni mieszkańcy?
Tomasz Cimoszewicz: Ekolodzy, aktywiści to jest coś nowego, na początku była spora doza braku zaufania i spore niezrozumienie sytuacji. Mieszkańcy byli zdezorientowani, ponieważ propaganda prowadzona przez ministerstwo i Lasy Państwowe była bardzo skuteczna. Proszę pamiętać, że pierwsze głosy, gdy zaczynano wycinkę, brzmiały: lokalna ludność nie ma czym palić, a tu tyle drewna się marnuje.
Oczywiście kwestia Puszczy i tego, jakie procesy tam zachodzą – że jak drzewo się zwali, to także jest to potrzebne dla ekosystemu – były absolutnie niezrozumiałe. A
propaganda dotykała zwykłych instynktów ludzkich.
Powiat hajnowski jest najszybciej wyludniającym się powiatem. Ze względu na to, że ten powiat i gminy ościenne są ograniczone w formie prowadzenia “biznesu” poprzez właśnie Park Narodowy. Ta społeczność jest ograniczana, to fakt. Oczywiście mieszkańcy Białowieży utrzymują się z turystyki, ale to 2500 tys. mieszkańców. Obok gmina Hajnówka ma kilkanaście tysięcy, i tam przez 27 lat nie położono wystarczającego nacisku na rozwój turystyki.
Nie lubią ekologów, bo skoro i tak nie zarabiają na Puszczy, to może chociaż na drewnie?
Wójtowie i burmistrzowie są negatywnie nastawieni do ekologów, aktywistów, którzy żądają zaprzestania wycinki w Puszczy, niemniej ja czuję pod skórą, że odpowiedni zastrzyk gotówki, bo to jednak bardzo biedne gminy, jedne z najbiedniejszych w kraju, zmieniłby ich podejście.
To ma również związek z decyzjami sprzed wielu lat, mam na myśli m.in. decyzje mojego ojca, który gdy był premierem, poszerzył granice Parku, a nie rozwiązano wtedy kwestii podatku leśnego. Wówczas z budżetu wielu gmin wypłynęły może nie wielkie sumy, ale jednak
niektóre gminy straciły na powiększeniu Parku.
Wielu obecnych włodarzy to są ludzie, którzy zarządzają gminami od samego początku samorządności po 1989 roku i zarówno lokalna społeczność, jak i włodarze pamiętają tamte wydarzenia.
To dlaczego w poprzednich latach nic nie zrobiono, żeby tę sytuację zmienić?
Próbowano. W poprzedniej kadencji mój ojciec z lokalnym działaczem przez 2 lata negocjowali coś, co nazwali “Programem dla Puszczy”. Jednym z założeń był solidny zastrzyk pieniędzy dla lokalnej społeczności. O ile dobrze pamiętam, to chodziło o 135 mln złotych, ale projekt także przewidywał powstanie centrum naukowego, które wspomagałoby powstawanie małych i średnich przedsiębiorstw na tym terenie.
Po to właśnie, aby wstrzymać wyludnianie się miejscowości. Oczywiście ten program został od razu skasowany po zmianie rządów.
Po wygranych wyborach przez PiS projekt wyrzucono do kosza.
Ubolewam nad tym, tak samo jak nad tym, że nie zdołaliśmy w poprzedniej kadencji go uruchomić. Zresztą po 2 latach negocjacji poparcie lokalnej społeczności dla projektu było bardzo wysokie.
Ma pan wiedzę o jakichś krokach w kierunku pomocy lokalnej społeczności obecnego rządu czy Ministra Środowiska?
Nie wiem nic o żadnych krokach, aby realnie pomóc tym ludziom. Nawet kwestie, o których wspominałem już, jak opału, również nie zostały rozwiązane.
Pan jest teraz na terenie Puszczy?
Tak, przyjechałem oburzony obrazkami, jakie zobaczyłem w telewizji: strażników leśnych zaprzęgniętych do eskortowania ciężarówek z drewnem z Puszczy. Wydało mi się to tak karygodne, że musiałem tu przyjechać. Myślę, że pozostanę tu przez dłuższy czas.
Jeżdżę po okolicy, spotykam się z aktywistami, zresztą to bardzo delikatny temat, bo oni kładą ogromy nacisk na apolityczność. Ja to szanuję, także jako polityk.
Mają bardzo ciężką robotę, bo nadstawiają własny kark, ryzykują zdrowie w dobrej sprawie. My, politycy, mamy swoją robotę do zrobienia. Staram się docierać do przedstawicieli instytucji, które działają pod pieczą ministerialną, zresztą rozmowy są bardzo trudne, często w ogóle do nich nie dochodzi.
Myślę, że korzystając ze długiego weekendu, który już niedługo, warto przyjechać z rodziną, ze znajomymi, i protestować. Forma blokowania dróg dojazdowych dla ciężarówek byłaby bardzo skuteczną formą, ale grupa kilkudziesięciu aktywistów jest grupą zbyt małą.
Tu potrzeba nas więcej.
Gdzie wyjeżdża drewno, które minister Szyszko ścina w Puszczy?
Prawda jest taka, że do samego końca nie mamy pełnej informacji na ten temat. W poniedziałek internauci wykonali tę ciężką robotę i znaleźli przedsiębiorstwo, którego nazwa była na jednej z ciężarówek. Jest to przedsiębiorstwo z drugiego końca Polski. To zadziwiające, że ciężarówki są z najróżniejszych regionów Polski, a przecież każde drewno, które pochodzi z Lasów Państwowych, powinno być sprzedawane na zasadzie aukcji. Mam nadzieje, że tę sprawę wyjaśnię w najbliższych dniach, bo cały przemysł drzewny wyraźnie się rozrósł w ostatnich czasach. Ceny drewna zaczęły iść do góry na aukcjach, ale samego drewna zaczęliśmy mieć deficyt.
I tu przypomniały mi się słowa ministra: czyńmy ziemię poddaną…
Tak, to rozumowanie ludzi sprzed ćwierć wieku, albo jeszcze dalej. I dlatego
chciałbym wiedzieć, czy dalej jest system aukcyjny, a co za tym idzie, kto kupuje i dokąd to drewno idzie.
Minister napisał w odpowiedzi do KE, że zatrzymanie wycinki spowodowałoby straty w środowisku na 3,2 mld zł. Czy może mi pan wyjaśnić, co minister miał na myśli?
Pani minister chyba sam kopie pod sobą dołek. To ewidentnie byłaby szkoda nieuzyskania przychodu przez Lasy Państwowe, a co za tym idzie Skarbu Państwa. Sam mówi, że robi wycinkę dla pieniędzy. Już nie ma kwestii kornika, bo tego nie jest w stanie udokumentować. Zresztą wczoraj nagrałem miejsce wycinki w okolicy miejscowości Narewka, wycinka sprzed kilku miesięcy, miejsce do tej pory nieuprzątnięte. Wszędzie dużo kory i trocin, więc nie trzeba być leśnikiem, żeby się domyślić, że w tej korze został kornik. Co gorsza,
na obrzeżach pozostawiono uschnięte świerki, a więc wycięto drzewo, które miało wartość przeliczalną na pieniądze, a to, co nie było warte, nie zostało tknięte. To najlepiej pokazuje prawdziwe intencje.
Oczywiście jest problem kornika w Puszczy, ale ja jestem zdania podobnego, co Adam Wajrak, że najlepiej dać Puszczy samej z nim walczyć. Miałem kilku dobrych przewodników w Puszczy, jednym z nich jest chociażby mój ojciec, z którym w przeszłości bardzo dużo czasu tu spędzaliśmy. Pokazywał mi także miejsca zaatakowane przez kornika i naocznie widziałem, jak te miejsca zarastają samosiejką. Następuje normalny proces natury, dajmy jej tylko czas.
Nie rozumiem tylko, dlaczego minister tnie drzewo z Puszczy, przecież może to robić w lasach, gdzie nikt się nie będzie czepiał?
Oczywiście, że tak. Tylko że przecież nie chcą wycinać świerków, tylko ponad 100-letnie jesiony, graby, dęby. Dwa miesiące temu mieliśmy przecież przypadek, kiedy wycięto prawie 100 90-letnich dębów. Powód jest prosty. Ceny aukcyjne wysokogatunkowego drewna, jak u stuletnich dębów, jest niezwykle wysoka, tu chodzi oczywiście o wyższe przychody.
Zdjęcie główne: Puszcza Białowieska, kombajn zrębowy Ponsse, Fot. Radosław Drożdżewski, licencja Creative Commons
Comments are closed.