Jeden z historyków niemieckich określił podejście nazistów do sfery seksualnej jako „szambo drobnomieszczańskiej mentalności”. Wygląda na to, że niewiele się tu zmieniło – pisze Viktor Grotowicz. Liderom prawicy jest wszystko jedno, czy postraszą naród inwazją milionów uchodźców z pierwotniakami, czy szarżą fanatycznych i równie bezwzględnych bojowników LGBT.
Obrazki z bandyckich napadów na uczestników Parady Równości w Białymstoku (oraz w mniejszym zakresie w innych miastach) budziły, obok przerażenia i obrzydzenia, także odczucia niezrozumienia. Chodzi o bardzo wyraźny dysonans między nieprawdopodobnie wysokim stopniem agresji napastników a poziomem nieszkodliwości, braku zagrożenia emanującym od uczestników przemarszu.
To właściwie absolutny wyjątek wśród tych sytuacji, gdy ze strony członków wojującej prawicy pojawia się agresja, słowna lub fizyczna. Różne kibolskie ustawki, bójki na stadionach, a nawet starcia podczas politycznych manifestacji nie mają tak silnie naruszonej równowagi między zagrożeniem a rzekomą „obroną” takich czy innych wartości. Gej filigranowej postury, w tęczowych rajstopach, koszulce z bufkami i różową fryzurą atakowany przez napakowanych mięśniaków bez karków jest czymś zadziwiającym – pomijając rzecz jasna bandycki charakter takich czynów.
NEOIMPERIALISTYCZNA REWOLUCJA NEOMARKSIZMU I POSTMODERNIZMU
Jednym z najczęstszych powodów agresji jest oczywiście strach. Im bardziej się ktoś czegoś boi, tym częściej chce to od siebie odsunąć, zlikwidować, unicestwić, a przynajmniej poniżyć i stłamsić. Dysproporcja występująca podczas ataków na Parady Równości każe zastanowić się, czy nie występują tu takie właśnie przyczyny, bo jednak zagrożenia w rodzaju „seksualizacja dzieci w szkole” czy „nauka masturbacji” są na tyle abstrakcyjne i niezrozumiałe – co to w ogóle oznacza?, jak ma się odbywać?, w salach gimnastycznych? – że nie mogą być głównym wytłumaczeniem tego zjawiska. Podobnie jest z rzekomym niebezpieczeństwem, jakie homoseksualizm ma stanowić dla „prawdziwej rodziny”. To również mało konkretne, bo niby w jaki sposób gej czy lesbijka może rozbić heteroseksualną rodzinę?
Agresja prawicy wobec homoseksualistów jest zazwyczaj tłumaczona zabiegami politycznymi, które mają podzielić społeczeństwo, by łatwiej było nim manipulować, a potem rządzić.
Liderom prawicy jest wszystko jedno, czy postraszą naród inwazją milionów uchodźców z pierwotniakami, czy szarżą fanatycznych i równie bezwzględnych bojowników LGBT. Prawica, zwłaszcza skrajna, zawsze miała specyficzne podejście do sfery seksualnej człowieka, czego najbardziej rzucającym się w czy objawem była (i jest) agresja wobec kobiet domagających się swobód obyczajowych, ludzi o odmiennej orientacji seksualnej i wszelakiego rodzaju „rozpusty” cielesnej.
Ideologiczną podstawą takiego sposobu myślenia jest konserwatywne podejście do roli rodziny i kobiety w życiu mężczyzny. Zarówno rodzina, jaki i kobieta mają mu być całkowicie podporządkowane i uległe, a intensywność obrony i egzekwowania takiego układu wzrasta wraz z lękiem powodowanym możliwością utraty nad nimi kontroli, a w konsekwencji nad ich ewentualną emancypacją. Także (czy może: przede wszystkim) w sferze seksu, co w skrajnych przypadkach oznacza strach przed homoseksualnością dzieci, „puszczalską” żoną itp.
To zachwianie równowagi widoczne jest także w sferze prawicowej propagandy, która zdobywa już pod tym względem szczyty absurdu i śmieszności.
Dzisiejsza aksamitna rewolucja [LGTB] to zwieńczenie rewolucji krwawych: francuskiej, bolszewickiej i nazistowskiej. To neoimperialistyczna rewolucja kulturowa neomarksizmu i postmodernizmu, jak napisał jeden z polskich prawicowych publicystów.
ZGODNIE ZE ZDROWYM POCZUCIEM NARODOWYM
O wartości i konieczności sprawowania takiej kontroli świadczą między innymi słowa Adolfa Hitlera, który w 1937 roku podczas tajnej przemowy stwierdził bez ogródek: Dzisiaj domagamy się przewodnictwa nad narodem, a to oznacza, że tylko my jesteśmy upoważnieni do kierowania narodem jako takim – każdym mężczyzną i każdą kobietą. To my regulujemy stosunki życiowe między płciami! To my wychowujemy dzieci![1]. Führer określił to mianem „najwyższej moralnej kompetencji”. Wprowadzanie owej totalnej kontroli odbywało się zgodnie z zasadą: Ty jesteś niczym, twój naród jest wszystkim. Wszystkim, czyli także ustawodawcą, władzą wykonawczą i sądowniczą w jednym. W 1935 roku wprowadzono uzupełnienie do niemieckiego kodeksu karnego, stanowiące, iż karze podlega nie tylko ten, kto złamał ustanowione paragrafy, ale także ten, kto zasłużył na karę zgodnie ze zdrowym poczuciem narodowym, czyli krótko mówiąc:
wolę narodu uczyniono elementem obowiązującego prawa, a nawet czymś ponad to.
Konsekwencją tego była rzecz jasna samowola w wymiarze sprawiedliwości. „Zdrowe poczucie narodowe” zyskało możliwość nieskrępowanego wyżywania się i brania odwetu na wszystkich, którzy na to „zasługiwali”, czyli nie cieszyli się sympatią dominującej części wspólnoty, a zarazem nie pasowali do zdrowego narodowego pojęcia moralności, co w bardzo szerokim zakresie dotyczyło sfery seksualności. Kto nie pasował do takiej normy, kto hołdował „zboczonym” zachowaniom i praktykom, zasługiwał na unicestwienie. W ten sposób dyktatura dawała możliwość zaspokojenia i jednocześnie zjednania sobie „zwykłego obywatela”, który mógł się teraz wyżywać w roli moralnej instancji w stosunku do tych, którym zawsze zazdrościł, czy to bogactwa, stanowiska, urody czy swobody w sferze erotycznej. Przeciętność tryumfowała, normalność zyskiwała satysfakcję.
WSZECHOBEJMUJĄCA HIPOKRYZJA W PRÓŻNI PRAWNEJ
Oczywiście samowola oraz tak mało precyzyjna kategoria jak „poczucie narodowe” muszą prowadzić do rozmycia ram prawnych oraz zakresu tego, co wolno, a czego nie. Przy zastosowaniu takiej formy prawnej, czyli uzależnienia karalności od „woli narodu”, którą naturalnie ustalali i interpretowali funkcjonariusze aparatu partyjnego, ci ostatni zyskiwali możliwości uchylania się od odpowiedzialności za swoje, utajnione mniej lub bardziej, namiętności w sferze seksualnej. Powstała „sytuacja próżni” prawnej, w której nie obowiązywały żadne stabilne i nienaruszalne normy, a wręcz przeciwnie: pojawiała się rzeczywistość prawna, która zaprzeczała głoszonym przez funkcjonariuszy systemu totalitarnego zasadom i normom.
Zaczęła panoszyć się wszechobejmująca hipokryzja, będąca znakiem systemów aspirujących do jednorodności, zwartości i jednomyślności społeczeństwa.
Reżim Hitlera nie był jednak aż tak wrogi wobec sfery seksualnej, jak przedstawiali to historycy należący do pokolenia przełomu politycznego i obyczajowego 1968 roku. Główny nacisk polityki społecznej nazistów w tej sferze położony został na zwiększenie rozrodczości. W konsekwencji wyglądało to w ten sposób, że państwo wspierało wszystko lub prawie wszystko, co rozrodczość stymulowało, w tym także pewną swobodę seksualną. Wzrostowi liczby dzieci miał służyć zarówno zdrowy (uprawianie sportów), jak i naturalny (np. eliminacja wstydu nagiego ciała) styl życia, pomoc dla samotnych matek, a nawet tworzenie domów publicznych dla żołnierzy, w celu podtrzymywania ich „jurności”.
Osobnym rozdziałem tej polityki była stabilizacja rodziny, ale tylko rodziny aryjskiej, a także pewna forma walki z kościelną wizją aktywności seksualnej człowieka. Objawiało się to w propagowaniu większej swobody w tym zakresie – np. w akceptowaniu dzieci ze związków pozamałżeńskich oraz samotnych matek.
W odróżnieniu od moralności kościelnej ta nazistowska kładła nacisk na rozrodczość, ale dopuszczała, a nawet popularyzowała radość i przyjemność z życia seksualnego (wersja kościelna była ukierunkowana jedynie na mechaniczny akt zapłodnienia).
„PRODUKCJA” DZIECI CELEM NAJWAŻNIEJSZYM
Drugą stronę tego medalu stanowiły represje i tępienie wszystkiego, co rozrodczość hamowało lub mogło hamować, albo po prostu nie służyło zwiększaniu „produkcji” dzieci. Stąd między innymi niechęć, a potem nienawiść do homoseksualistów, która wynikała raczej z przyczyn praktycznych (brak wkładu w dzieło rozrodczości) niż ideologicznych. Choć później i ta grupa awansowała do rangi „wrogów narodu” i była zamykana w obozach koncentracyjnych. Machina propagandowa nazistów atakowała i namawiała do niszczenia wszystkiego, co nie przynależało do seksualności aryjskiej. Dotyczyło to głównie Żydów i czarnoskórych, których prezentowano jako zboczeńców i gwałcicieli o niespotykanej u aryjczyków potencji, czyhających na każdym kroku na białe, niewinne niemieckie kobiety.
Prostytutki były w tej propagandzie osobami z wrodzoną skłonnością do wykonywania tego zawodu, a homoseksualistów przedstawiano jako perwersyjnych deprawatorów młodzieży, odciąganej w ten sposób od zdrowego aktu zapłodnienia.
Wspomnieć w tym kontekście należy także o Lebensbornie, czyli ośrodkach porodowych, głównie dla żon esesmanów, a później także dla ich kochanek i znajomych oraz samotnych ciężarnych kobiet, które należały do rasy aryjskiej. Kobietom tym zapewniano znakomite jak na tamte czasy warunki porodu oraz anonimowość podczas całego pobytu. Ośrodki te działały pod hasłem Święta jest matka odpowiedniej krwi. Przez długi czas uchodziły za rodzaj „rozrodczych burdeli”, mających gwarantować czystość rasową płodzonych dzieci, jednak historycy wykazali fałszywość tych pogłosek: ośrodki te pełniły rolę głównie stacji porodowych. Ich zadaniem było powstrzymywanie kobiet (zwłaszcza niezamężnych) od aborcji oraz namawianie esesmanów, jako głównych przedstawicieli czystej rasy aryjskiej, do płodzenia możliwie dużej liczby dzieci, także przy pomijaniu czy wręcz ignorowaniu zasad małżeńskiej wierności. Plan ten nie powiódł się: liczba aborcji w nazistowskich Niemczech była bardzo wysoka, tak wysoka, że w 1943 roku wykonanie zabiegu było karane śmiercią – dotyczyło to zarówno kobiety, jak i lekarza. Także esesmani nie stanęli na wysokości zadania – statystycznie każdy z nich miał jedynie 1,5 dziecka.
MACHO, PEDAŁY I SŁOMIANE DZIEWICE
Agresja wobec homoseksualistów, bezwzględne narzucanie kobietom roli przede wszystkim rodzicielek oraz poluzowanie męskiej moralności w sferze seksualnej były dyktowane także wpływami psychiki. Statystyczny mężczyzna myśli o seksie co 30 minut, kobieta co godzinę – nic więc dziwnego, że sfera ta posiada tak ogromne znaczenie dla tożsamości człowieka. Jak wynika z niedawnych badań kilku włoskich uniwersytetów, opublikowanych w „Journal of Sexual Medicine”,
postawy homofobiczne często związane są z brakiem stabilności psychicznej.
W takich przypadkach osoby o odmiennej orientacji seksualnej postrzegane są – paradoksalnie – jako osobowości ukształtowane, o utrwalonej orientacji, co u osobników miotających się w poszukiwaniu własnej wywołuje zawiść, uruchomienie mechanizmów obronnych oraz agresję.
Wielu mężczyzn o nieukształtowanej osobowości podejrzewa u siebie skłonności homoseksualne i robi wszystko, aby im zaprzeczyć. Psychologowie stwierdzili np. zjawisko robienia sobie przez takie osoby testów w postaci oglądania homoseksualnych filmów pornograficznych, w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: czy to mnie pociąga, czy odrzuca? Podobnie jest z wszelkimi zachowaniami „typowo męskimi”: tacy ludzie robią wszystko, aby uniknąć podejrzenia zachowania „pedalskiego”.
Pozują nieustannie na macho, chodzą na siłownię, wstępują do prawicowych grupek organizowanych na zasadach militarnych i reagują agresją na każde zachowanie czy osobę o odmiennej orientacji seksualnej. Byle tylko nie zostać posądzonym o tolerowanie „pedałów” czy wręcz sprzyjanie im.
Tu także ma swoje źródło agresja wobec silnych kobiet, agresja wynikająca ze strachu przed ich ewentualną dominacją i okazaniem własnej słabości. Wszelkie emancypacyjne działania kobiet, a już zwłaszcza na polu seksu, są odbierane jako bezpośredni atak na męskość i odpierane nie argumentami, ale przemocą. Kobieta powinna być posłuszna mężczyźnie, wykonywać jego polecenie, podziwiać go i być na każde jego zawołanie gotową, by świadczyć usługi seksualne. A jeżeli osobnik taki nie przejawia zbytniej aktywności na tym polu, to kobieta powinna zamienić się w cierpliwie wyczekującą słomianą dziewicę.
SZAMBO DROBNOMIESZCZAŃSKIEJ MENTALNOŚCI
Przekomicznym potwierdzeniem takiego właśnie spojrzenia na stosunki męsko-damskie jest proza polskich prawicowych autorów usiłujących opisywać sferę erotyki. Niepodważalnym królem na tym polu jest Paweł Lisicki, w którego książkach, jak pod szkłem powiększającym widoczne są wszystkie obsesje i lęki: kobiety w jego tekstach to zazwyczaj zdziczałe, opętane bezbrzeżną chucią ladacznice, czyhające na cnotę, sumienie i duszę biednego „prawdziwego” mężczyzny. Nie trzeba oczywiście dodawać, że owe diablice są nie tylko wszechpłciowej, ale także lewicowej orientacji.
Jeden z historyków niemieckich określił podejście nazistów do sfery seksualnej jako „szambo drobnomieszczańskiej mentalności”. Wygląda na to, że niewiele się tu zmieniło.
Viktor Grotowicz
Tekst ukazał się pierwotnie w miesięczniku „Odra” (1/2020)
[1] Wszystkie cytaty dotyczące okresu Trzeciej Rzeszy pochodzą z książki Hansa Petera Bleuela Das Saubere Reich. Die verheimlichte Wahrheit. Eros und Sexualität im Dritten Reich, Scherz Verlag, 1981 Monachium. Przekład autora.
Zdjęcie główne: Marsz Równości w Lublinie 2018, Fot. Flickr/Marsz Równości w Lublinie/Jakub Szafrański, licencja Creative Commons; zdjęcie w tekście: fresk Deutsche Jugend Jurgena Wegenera, jednego z przedstawicieli tzw. „sztuki niemieckiej” w okresie III Rzeszy