Tomasz Kalita, były rzecznik SLD, dziś zmaga się z glejakiem. Walczy nie tylko o siebie, ale także o innych chorych. Chce zalegalizowania medycznej marihuany, która pomaga. W przejmującej rozmowie z Kamilą Terpiał opowiada o walce z chorobą, staraniach o przegłosowanie ustawy, stosunku do polityki, swoich zawodowych porażkach, pośród których wymienia wystawienie w wyborach prezydenckich Magdaleny Ogórek, a także o tym, że dziś stał się bardziej konserwatywny i że nie zaakceptuje takiej lewicy, która po II wojnie światowej miała katownie na Rakowieckiej. Tomku, zespół wiadomo.co wspiera Cię w tej walce o życie, standardy i człowieka.
Kamila Terpiał: Jak się czujesz?
Tomasz Kalita: Lepiej. Psychicznie jest postęp, są dobre wyniki badań i nie ma wznowy. Fizycznie trochę gorzej, bo każda chemia osłabia. Są lepsze i gorsze dni, jak w życiu. Wszystko smakuje inaczej.
Siedzimy u Tomka w domu i pijemy kawę.
A ta kawa jak smakuje?
Jak życie. Gdy byłem w Centrum Onkologii, miałem proste marzenia: żeby wyjść na spacer z psem, pójść w stronę słońca, wypić kawę. Nawet taką w plastikowym kubku i np. przejść Nowym Światem. To jest niesamowite uczucie. Nie zdajemy sobie z tego sprawy. Dla mnie teraz zwykłe śniadanie i właśnie kawa to jest niesamowity dar, symbol tego, z czego powinniśmy się cieszyć codziennie.
Wiele osób przychodzi do mnie i mówi: ja też za bardzo pędzę, za czym? Uświadomiłeś mi to, dzięki. Teraz mam taki obowiązek, żeby się tym dzielić. Chcę przestrzegać i mówić głośno: warto jest zwolnić, stanąć w tym pędzie i docenić każdy łyk kawy. Trzeba to zrobić. Zróbmy to.
Jak to jest tak nagle się zatrzymać? Kiedyś byłeś w ciągłym pędzie, wiem, bo wiele lat pracowaliśmy razem.
Nagle coś musiało mnie zatrzymać. Czułem się jak na zatłoczonej Marszałkowskiej. Czułem też, że potrzebuję w życiu takiego momentu, że muszę się zatrzymać, pomyśleć, co dalej, gdzie dalej idę. A sam nie miałem takiej siły, żeby się zatrzymać.
Bo to takie życie. Polityka wciąga?
I to bardzo. Jak narkotyk. To niesamowicie uzależnia. Cały czas spotyka się ludzi, organizuje się wiele rzeczy i jest się w centrum uwagi. W pewnym momencie ta choroba mnie zatrzymała. To jest akurat ten pozytywny skutek. W tym nieszczęściu takie szczęście. Nie było chyba innej siły, żeby zatrzymać ten mój pędzący pociąg, bo on po prostu był za bardzo rozpędzony. Wiele osób przychodzi do mnie i mówi: ja też za bardzo pędzę, za czym? Uświadomiłeś mi to, dzięki. Teraz mam taki obowiązek, żeby się tym dzielić. Chcę przestrzegać i mówić głośno: warto jest zwolnić, stanąć w tym pędzie i docenić każdy łyk kawy. Trzeba to zrobić. Zróbmy to.
Przed nami stoją filiżanki z kawą.
Co daje ci teraz najwięcej siły do walki?
Cały czas chęć życia i determinacja do cieszenia się z najmniejszych rzeczy. Ale też mój tygodniowy rozkład zajęć. Mam dużo spotkań z mediami, z dziennikarzami, dużo osób mnie odwiedza i czuję taką intensywność.
Zaczynam być już coraz bardziej zirytowany. Wkurzyłem się, że państwo nie daje możliwości leczenia dodatkowymi metodami. Teraz, po 4 miesiącach, mówię posłom: sprawdzam i pytam, kiedy to w końcu uchwalicie. Gdyby tak funkcjonowała jakaś prywatna firma, to przecież dawno by zbankrutowała.
Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że zbliżasz się znowu do pędzącego pociągu?
Nie… Czasami bywam trochę zmęczony, ale z drugiej strony o coś walczę i z tego się cieszę. Tak jestem skonstruowany, że muszę mieć jakiś cel w życiu, sens walki. A walczę nie tylko o siebie.
Właśnie. Walczysz o legalizację leczniczej marihuany. W Sejmie jest projekt ustawy. Myślisz, że się uda?
Jest duże prawdopodobieństwo, ale ostatnio zaczynam być już coraz bardziej zirytowany. Zacząłem o to walczyć, bo wkurzyłem się, że państwo nie daje możliwości leczenia dodatkowymi metodami. Teraz, po 4 miesiącach, mówię posłom: sprawdzam i pytam, kiedy to w końcu uchwalicie. Gdyby tak funkcjonowała jakaś prywatna firma, to przecież dawno by zbankrutowała.
Ostatnio projekt tzw. 4 tysiące Plus uchwalono w trzy dni.
A za naszych czasów pamiętasz, jak było? Też uchwalano projekty w kilka dni, a nawet w jedną noc. Oczywiście, że się da.
Politycy często nie znają życia. Gdyby poszli pod pierwsze lepsze gimnazjum, to dowiedzieliby się, jak kupić marihuanę. Dla mnie to też jest dziwna sprawa, przecież tu chodzi o ludzi chorych, pacjentów.
To dlaczego w tym wypadku się nie da? To za trudny temat?
Wszystko w Polsce jest zideologizowane, jest czarne albo białe. Politycy często nie znają życia. Gdyby poszli pod pierwsze lepsze gimnazjum, to dowiedzieliby się, jak kupić marihuanę. Dla mnie to też jest dziwna sprawa, przecież tu chodzi o ludzi chorych, pacjentów. Wołam do nich: panowie posłowie, zróbcie w końcu ten ruch, pacjenci na to czekają!
Olej z konopi działa?
Oczywiście, wiem to po sobie. Ale także po przypadkach ludzi, którzy do mnie piszą na portalach społecznościowych. Piszą matki, których dzieci praktycznie wyleczył z padaczki. W zeszłym tygodniu napisała do mnie kobieta, której mąż zachorował rok temu na raka i ona mnie pyta: panie Tomku, kiedy to w końcu będzie, bo to daje mi nadzieję. A nadzieja w przypadku tej choroby to jest bardzo dużo. Dlatego jeszcze raz apeluję : panie i panowie, zróbcie ten krok, trzeba mieć odwagę, trzeba mieć po prostu jaja.
Prezydent Andrzej Duda podał mi jeden dobry argument: że skoro można było uregulować kwestię morfiny, to można zrobić to także z marihuaną.
Dostałeś zapewnienie od prezydenta Andrzeja Dudy, że jak ta ustawa trafi na jego biurko, to ją podpisze?
Dostałem podczas naszego spotkania zapewnienie, że jest tym zainteresowany i wywnioskowałem, że mogę być spokojny. Co więcej, podał mi jeszcze jeden dobry argument: że skoro można było uregulować kwestię morfiny, to można zrobić to także z marihuaną. Prezydent racjonalnie do tego podchodzi. Chce, żeby ludzie chorzy dostali sygnał, że państwo chce im pomóc.
Teraz jak chcesz się tak leczyć, musisz złamać prawo. Ile za to grozi?
3 lata. Ja nie chcę się czuć jak przestępca. Jestem legalistą. Państwo polskie w tym momencie skazuje na wykluczenie tych biednych, bo bogaty pacjent sobie poradzi. Wsiada w samolot, leci do Lublany na weekend i wystarczy. “Kuracja podziemna” w Polsce kosztuje od 8 do 10 tys. zł miesięcznie. Kogo na to stać? To jest chore. Poza tym nie wiem, co się przyjmuje, bo to nie jest certyfikowane. Lepiej chyba, żeby miało stempel agencji rządowej i żeby któraś z polskich firm zaczęła to produkować.
Część naszej rozmowy była dokumentowana, podchodzi dźwiękowiec z TVN-u i wypina Tomkowi mikrofon, śmiejąc się: muszę zabrać, co moje, bo Amerykanie mnie rozliczą.
Skoro już pojawił się temat Amerykanów, co myślisz o wygranej Donalda Trumpa? Powinniśmy się bać?
Jedno z moich ulubionych powiedzeń Woody’ego Allena – bo, jak wiesz, jestem jego fanem: “Nigdy nie ufaj nagiemu kierowcy autobusu”. Tak samo nie ufaj liderowi państwa, który może być szalony. Donald Trump, niestety, jest nieprzewidywalny. Ja się boję tego, że świat staje się coraz bardziej nieprzewidywalny. Wolałbym żyć w świecie, w którym nie mówi się o III wojnie światowej. Ale miejmy nadzieję, że Donald Trump nie będzie robił tego, o czym mówił w kampanii. Inna jest logika kampanii, a inna rządzenia.
Jedno z moich ulubionych powiedzeń Woody’ego Allena – bo, jak wiesz, jestem jego fanem: “Nigdy nie ufaj nagiemu kierowcy autobusu”. Tak samo nie ufaj liderowi państwa, który może być szalony. Donald Trump, niestety, jest nieprzewidywalny. Ja się boję tego, że świat staje się coraz bardziej nieprzewidywalny.
Akurat w tym wypadku to chyba dobrze. Na ogół rozlicza się polityków z obietnic wyborczych.
Coś o tym wiem… Tak jak powiedziałem, Woody Allen ma rację: nigdy nie ufaj nagiemu kierowcy autobusu. Ja mówię: nigdy nie ufaj nagiemu przywódcy, który chce rządzić państwem.
A jest jakaś sentencja Allena, która pasuje do sytuacji w Polsce?
Niech pomyślę… No nic nie przychodzi mi do głowy. Ale to dobry trop, muszę coś znaleźć.
To porozmawiajmy o naszej polityce. Byłeś rzecznikiem SLD, jesteś związany z tą partią. Jest szansa, że lewica się jeszcze podniesie?
To jest tak, że we mnie też się trochę rzeczy zmieniło. Doświadczenie choroby mnie zmieniło. Ja zawsze byłem osobą wierzącą, wywodzę się z rodziny protestanckiej, zawsze wiara była ważna. Pismo Święte było na porządku dziennym. Zawsze walczyłem o równe traktowanie wszystkich religii. To nie jest tak, jak niektórzy mi zarzucają, że jak trwoga, to do Boga. Doświadczenie choroby było dla mnie też doświadczeniem duchowym. Pogłębiło moją wiarę. Może stałem się trochę bardziej konserwatywny, konserwatywno-socjalny. Bardziej otwarcie mówię o lewicy moich marzeń. Zresztą nigdy tego nie ukrywałem: to jest PPS przedwojenny. Trochę zweryfikowałem też poglądy historyczne. Myślę, że lewica też musi trochę to zweryfikować, żeby być atrakcyjną dla młodych ludzi. Oni nie zaakceptują takiej lewicy, która po II wojnie światowej miała katownie na Rakowieckiej. No nie, po prostu nie.
Zawsze byłem osobą wierzącą, wywodzę się z rodziny protestanckiej, zawsze wiara była ważna. To nie jest tak, jak niektórzy mi zarzucają, że jak trwoga, to do Boga. Doświadczenie choroby było dla mnie też doświadczeniem duchowym. Pogłębiło moją wiarę. Może stałem się trochę bardziej konserwatywny, konserwatywno-socjalny. Bardziej otwarcie mówię o lewicy moich marzeń. Zresztą nigdy tego nie ukrywałem: to jest PPS przedwojenny.
Od dawna powtarzasz, że lewica powinna przejść pokoleniową zmianę.
Jak najbardziej. Żeby być wiarygodną dla młodego pokolenia, musi mieć wiarygodne poglądy. Nie może usprawiedliwiać np. strzelania do robotników. Nie może, nie godzę się na to.
Anna, żona Tomka: Prawda jest taka, że jak Tomek był w partii, to miał z pewnymi rzeczami problem. Nie zgadzało się to z jego poglądami. Ale chyba każdy trochę tak ma w pracy.
Teraz nic nie muszę. Nie muszę niczego udowadniać na siłę.
Twoje polityczne serce jest cały czas po lewej stronie?
Tak, jestem socjaldemokratą-chrześcijaninem. Jestem z tego bardzo dumny. Uważam, że taka skandynawska, socjalna lewica ma przyszłość.
A co było ostatnio największym błędem? Dlaczego SLD nie ma w Sejmie?
Ja też czuję się za to odpowiedzialny. Wielkim błędem były wybory prezydenckie.
Czuję się trochę zawiedziony, bo wolałbym pracować w kampanii na osobę, która ma podobne poglądy i wybory życiowe. Ja nie pójdę drogą Magdaleny Ogórek.
Czyli kandydatka SLD Magdalena Ogórek. Szybko odwróciła się od Sojuszu, a teraz jest gwiazdą TVP Info…
Nie rozumiem. Tak to jest, jak się nie ma poglądów. Oczywiście Magda ma pełne prawo iść swoją drogą, robić, co chce, i nic mi do tego. Ale czuję się trochę zawiedziony, bo wolałbym pracować w kampanii na osobę, która ma podobne poglądy i wybory życiowe. Ja nie pójdę drogą Magdaleny Ogórek.
Żałujesz tego wyboru?
Teraz nie będę wiarygodny tłumacząc się, że to nie ja dokonałem tego wyboru. Ale można zapytać Krzyśka Gawkowskiego, byłego sekretarza generalnego SLD, to potwierdzi, że byłem osobą, która odradzała taki ruch. To może dziwić w tym momencie. Ale później, jak zapadła taka decyzja, to zaangażowałem się w pełni i oddałem całe swoje serce. Przypłaciłem to zresztą sytuacją w domu i zdrowiem na tamten czas.
Służba zdrowia teraz to są pieniądze. Masz kasę, to się leczysz, nie masz, to się nie leczysz i umierasz. Ja czuję obowiązek mówienia o tym, bo media mnie słuchają. Mam taką możliwość, więc to robię. Wkurza mnie, że ludzie mają tak bardzo pod górkę.
Anna, żona Tomka: Powiedzmy sobie szczerze, prawie się wtedy rozstaliśmy. Ja się wtedy wstydziłam za to, co robił Tomek. Z jednej strony wiem, że jest bardzo lojalny. Każdy chciałby mieć takiego rzecznika. Ale obserwowanie jej i słuchanie, i Tomek w tym wszystkim, to było ponad moje siły. On dawał swoją twarz. To było straszne. To był nasz domowy kryzys.
No tak, popełniłem wtedy błąd… Powinienem się wycofać w odpowiednim momencie z tego projektu. Wybory mogą ciągnąć w górę albo w dół.
Podchodzi do nas pies.
Uwielbiam tę psią bezwarunkową miłość. Najwięcej dla człowieka zrobiły psy i konie – to słowa Leszka Millera. On teraz jest dla mnie jak ojciec, zrobił i robi cały czas bardzo dużo.
Pracowaliśmy w Sejmie razem kilka lat. Ty jako rzecznik, ja jako dziennikarka. Wracasz czasem myślami do tych, w sumie nie tak odległych czasów?
Tak… I tak sobie myślę, że polityka wtedy była inna. Teraz się spłyciła. Pamiętasz, różnie mogło być, ale jednak nie było aż takich podziałów. Mam wrażenie, że w Sejmie było więcej ludzi wykształconych i na poziomie. Teraz wszystko się komercjalizuje i dewaluuje. Nie chcę, żeby to zabrzmiało tak, jakby na tej kanapie siedziało dwóch weteranów, ale trochę tak brzmi. Cieszy mnie teraz moja batalia o zalegalizowanie leczniczej marihuany, bo to jest kawałek poważnej debaty. Można się ze mną nie zgadzać, ale nie pozostaje się obojętnym.
Ja mam 37 lat, a od 17 czuję presję. W końcu jest czas życia nie pod presją. Chcę kolejne 17 lat przeżyć dla siebie. Chciałbym w wieku 54 lat powiedzieć: nie mam raka, odwiedziłem trochę krajów, mam dzieci, jest fajnie, płyniemy do przodu…
Na Facebooku opisywałeś swoje zmagania z służbą zdrowia. Na to też nie można pozostać obojętnym.
Służba zdrowia teraz to są pieniądze. Masz kasę, to się leczysz, nie masz, to się nie leczysz i umierasz. Ja czuję obowiązek mówienia o tym, bo media mnie słuchają. Mam taką możliwość, więc to robię. Wkurza mnie, że ludzie mają tak bardzo pod górkę. Niektórzy wstają o 4 rano, dojeżdżają do Warszawy, wchodzą do przychodni, odbierają numerek, jak nie powiem gdzie, czekają 5 czy 6 godzin – ja tyle czekałem – a wchodzą na 5 czy 6 minut. Nie mają do tego lekarza prowadzącego. Ja dopiero w poniedziałek idę do innego szpitala i tam mam poznać swojego lekarza prowadzącego. Pakiet onkologiczny widziałem tylko na początku. Co mają powiedzieć ludzie z małych miejscowości, którzy nikogo tu nie mają i nie znają?
Zastanawiam się, co dla ciebie jest teraz najtrudniejsze?
Hm, dobre pytanie…
Dłuższa chwila przerwy.
Zaraz jak zrobię rachunek, to wyjdzie na to, że jestem szczęśliwy (śmiech). Mogłem skarżyć się kilka miesięcy temu, ale teraz leczenie przynosi efekty. Mam dużo przyjaciół, którzy mnie wspierają. Co jest najtrudniejsze? Jasne, że chciałbym być spokojniejszy o przyszłość, ale chyba każdy tak ma. Brak stabilności – to jest cecha naszego pokolenia. Fakt jest faktem, że właśnie ta obawa o jutro, to napięcie jest najgorsze.
Jeżeli się nie uda, to będę namawiał Anię do stworzenia rodziny zastępczej albo do adopcji. Warto dać jakiemuś dziecku dom i szczęście. Warto.
A jak teraz zdefiniowałbyś szczęście?
To zapach labradora (śmiech)… Nawet po deszczu. Kawa, którą wypiliśmy, śniadanie, które jutro zjem. Wyjście do kina czy do teatru. To jest szczęście. Nie szukajmy daleko. Ja mam 37 lat, a od 17 czuję presję. W końcu jest czas życia nie pod presją. Chcę kolejne 17 lat przeżyć dla siebie. Chciałbym w wieku 54 lat powiedzieć: nie mam raka, odwiedziłem trochę krajów, mam dzieci, jest fajnie, płyniemy do przodu…
Myślisz o dziecku?
Teraz, po małżeństwie, tak. Może być z tym kłopot, bo jest chemia. Jeżeli się nie uda, to będę namawiał Anię do stworzenia rodziny zastępczej albo do adopcji. Warto dać jakiemuś dziecku dom i szczęście. Warto.
Zdjęcia: archiwum prywatne Tomasza Kality
Comments are closed.