Na Placu Zamkowym mieliśmy Polskę dzisiejszą, współczesną, i tę upiorną scenografię ryczących demonów na zapleczu. Dla historyka to przerażające, bo stała za tym władza, patrzyła na to bezczynnie policja, która nie interweniowała, tylko ochraniała te dzikie ryki. Mam nadzieję, że to będzie jednak przestroga dla tej cześć Polski, która uważa, że jednak jakoś to będzie – mówi nam prof. Tomasz Nałęcz, historyk, polityk, były doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego
JUSTYNA KOĆ: Narodowiec zagłusza uczestniczkę Powstania Warszawskiego – państwo PiS w pigułce?
TOMASZ NAŁĘCZ: To kolejny, niesłychanie bolesny w odbiorze dowód na obłudę państwa PiS. Na ekscesy pana Bąkiewicza można by było machnąć ręką, gdyby chodziło tylko o jego zachowanie, bo w każdym społeczeństwie jest margines zachowań skandalicznych. One są tolerowane, dopóki mieszczą się w granicach prawa, ale tak naprawdę możliwość czynienia głupstw jest jednym ze świadectw funkcjonowania demokracji.
Historyk nie ma co do tego wątpliwości, tylko że tu nie chodzi o tego typu zjawisko, to nie jest margines, a główny nurt tego, co się dzieje w Polsce. Najlepiej świadczy o tym sposób finansowania działania pana Bąkiewicza, który używał sprzętu nagłaśniającego za grube tysiące i dziś wiemy ponad wszelką wątpliwość, że to sfinansował resort kultury i dziedzictwa narodowego, o zgrozo. Jak się popatrzy na chronologię, to człowiek nabiera przekonania, że to zostało sfinansowane z myślą właśnie o takich działaniach. To jest przerażające.
Każdemu historykowi musi w takiej sytuacji zapalić się czerwona lampka, kiedy to, co w normalnym społeczeństwie jest marginesem, staje się głównym nurtem. To jest wstęp do nieszczęścia i można by tu mnożyć przykłady, łącznie z tymi najbardziej drastycznymi.
Czy to jeszcze narodowcy czy już faszyści?
Nie nazywałbym ich faszystami, bo po II wojnie światowej, po Holocauście to słowo ma jednoznaczną konotację. Nazywałbym ich skrajnymi szowinistami i nacjonalistami, bo to jest właśnie ten nurt, ale nie każdy szowinizm i nacjonalizm, nawet skrajny, jest faszyzmem.
Po co PiS wszedł w ten flirt z narodowcami i szczodrze ich finansuje? Aby za ich pomocą głosić własną wersję historii?
Prezes Kaczyński używa skrajnych nacjonalistów bardzo instrumentalnie. Nie jestem fanem prezesa Kaczyńskiego, ale nie jestem o nim tak złego zdania, żeby uważać, że utożsamia się z treściami, które głoszą. Pamiętam wiele wypowiedzi Jarosława, a zwłaszcza Lecha Kaczyńskiego, wyrażającego się z naganą, a nawet z pogardą o tego typu zachowaniach.
Moim zdaniem mamy do czynienia z sytuacją, dla historyka świetnie znaną, gdzie politykowi wydaje się, że użyje takiej skrajności jako wygodnego dla siebie w danej chwili narzędzia. Bezczelność PiS-u nie posunęła się jeszcze do tego, żeby taką akcję brutalnego, moim zdaniem sprzecznego z prawem zakłócania legalnego zgromadzenia opozycji wykonać pod własnym sztandarem. Dlatego używa wygodnego mu pachołka.
Tak jak w magnackiej Rzeczpospolitej magnatowi nie było wygodnie jakiegoś karygodnego czynu wykonać pod własnym znakiem, posługiwał się pachołkami.
Historia zna wiele przypadków, że tego typy sytuacje kończyły się źle. Po pierwsze tego rodzaju flirt ze skrajnością infekuje organizm, i tu gołym okiem widzimy, jak PiS jest infekowany tego typu skrajnymi postawami. Takim mostem między skrajnymi nacjonalistami a PiS-em, i to mostem autostradowym, jest minister Czarnek. Jeszcze niedawno taki minister nie mieścił się w głowie. Dziś jest normą i, zdaje się, staje się wręcz sztandarem PiS-u. To jest duże niebezpieczeństwo dla PiS-u, formacji, którą popiera 1/3 Polaków, dlatego nie można tego lekceważyć i machnąć ręką.
Po drugie przerażająca jest ta barbaryzacja obyczajów i podwójna moralność. PiS nas coraz bardziej przyzwyczaja do takiej moralności Kalego – źle jest, jak Kalemu ukraść krowę, ale jak Kali ukradnie, to dobrze. Korzystając dokładnie z tej samej metody, co pan Bąkiewicz, przeciwnicy kłamstwa smoleńskiego chcą użyć megafonów podczas uroczystości smoleńskiej, to policja działa migiem. Przecież nie tak dawno temu odnotowały to kamery, jak prezes Kaczyński szepcze kilka zdań ministrowi spraw wewnętrznych i momentalnie rusza policja i brutalnie rozprawia się z tymi ludzi i ich przepędza. Pana Bąkiewicza nie można było ruszyć, bo na to nie pozwalało prawo. To typowa mentalność Kalego.
Przyznam, że sam ze ściśniętym sercem obserwowałem ten 100-tys. wiec obywatelski, bo widać, że ojczyzna jest w niebezpieczeństwie.
Nie mogłem niestety z przyczyn zdrowotnych sam być na wiecu, tym bardziej byłem ujęty, kiedy poseł Arłukowicz pozdrawiał wszystkich tych, którym choroba nie pozwala być na placu. Oglądałem tą dwugodzinną transmisję i przyznam, że historycznie bardzo mi się komponowało to, co działo się na scenie, na której występowali mówcy zwracający się do tego tłumu, i tło w postaci wrzasków, ryku, pieśni patriotycznych zagłuszających występujące uczestniczki Powstania Warszawskiego.
Tak dramatycznego widowiska przyznam, że sobie nie przypominam od dziesięcioleci. Było coś porywającego w tym wielkim wiecu, gdzie tyle ludzi zgromadziło się w wyniku jednego tweeta; znamię nowoczesności. Na Placu Zamkowym mieliśmy Polskę dzisiejszą, współczesną, i tę upiorną scenografię ryczących demonów na zapleczu. Dla historyka to przerażające, bo stała za tym władza, patrzyła na to bezczynnie policja, która nie interweniowała, tylko ochraniała te dzikie ryki.
Jeżeli paski TVP pokazują, co naprawdę myśli władza, to ryki narodowców uważają za wiec w obronie suwerenności Polski. Dokąd nas to może zaprowadzić?
Mam nadzieję, że to, co się stało na Pl. Zamkowym i przyległych ulicach i placach, to będzie jednak przestrogą dla tej cześć Polski, która uważa, że jednak jakoś to będzie, nie ma się czym przejmować, bo metoda przyjęta przez PiS była nie mniej przerażająca, niż to, co się wydarzyło kilka dni wcześniej.
Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego było praktycznie wstępem do wyprowadzenia Polski z UE, bo skoro prawo europejskie na terenie Polski nie obowiązuje, to Polska nie może być w UE.
O ile to wydarzenie, jak najbardziej polityczne – mówię o orzeczeniu TK, nie było tak dramatyczne w swojej formie, bo do wystąpień pani Przyłębskiej już się trochę przyzwyczailiśmy. To, co mogliśmy zobaczyć na Pl. Zamkowym, było przerażające i mam nadzieję, że te ryki nacjonalistów będą taką pobudką. Podkreślam jeszcze: to PiS ryczy w tę trąbę nacjonalistyczną, dlatego to takie donośne. To powinno być dźwiękiem pobudki i sygnałem do przebudzenia, bo jeżeli to nie nastąpi, to następnym momentem może być sytuacja, że usłyszymy ten ryk pod swoimi drzwiami. Tylko wtedy na przebudzenie będzie za późno.
To jeszcze dołóżmy do tego słowa, które władza wypowiada o migrantach. Czy to nie przypomina tego, co mówiono 100 lat temu w II RP o Żydach?
Bardziej niepokoi mnie ślepota PiS-u, jeżeli chodzi o rozwiązywanie wielkiego problemu migracji. W ostatnich dziesięcioleciach migracje wywoływane były przede wszystkim przez lokalne konflikty. Dziś już wiemy, że nawet jeżeli zapobiegniemy katastrofie klimatycznej, to nie uczynimy tego w perspektywie najbliższych lat, zatem czeka nas lawina uchodźców, którą rodzą zmiany klimatyczne. Ona ruszy ku ziemi obiecanej, jaką jest Europa. Tego problemu nie da się rozwiązać ksenofobią, nacjonalizmem, płotem na granicy, bo nie ma takiego płotu, którego nie sforsowałoby kilka czy kilkanaście milionów.
Gdy patrzę na zachowania prezesa Kaczyńskiego, to mam wrażenie, że on funkcjonuje nawet nie w minionych dziesięcioleciach ubiegłego wieku, tylko według XIX-wiecznych reguł polityki. Tak się dziś nie da.
Ten archaizm Kaczyńskiego jest dziś ogromnym zagrożeniem dla Polski, bo taka archaiczna polityka odwoływania się do ksenofobii, do nienawiści, do poczucia zagrożonego bezpieczeństwa jest prostą drogą do budowania, tylko że ma bardzo krótkie nogi. To nie rozwiązuje problemów, a infekuje społeczeństwo, bo owszem, trudno sobie wyobrazić sytuację, żebyśmy otworzyli granice i wpuścili do Europy setki tysięcy czy miliony nowych osób. Z takim napływem migrantów nikt sobie nie poradzi, a w samej Europie zadzieją się straszne procesy.
Trzeba znaleźć zatem receptę, ale ta, którą funduje dziś PiS, godzi w nas samych, bo rodzi znieczulicę. Nawet ten zapatrzony w PiS jak w obrazek Episkopat zrozumiał, że przecież to jest sprzeczne z ewangelią, z imperatywami chrześcijaństwa nakazującego kochać bliźnich, a nie kochać bliźnich tylko białych katolików polskiego pochodzenia.
Tego rodzaju demony można uwolnić bardzo łatwo, dla każdego historyka to jest jasne, ale zagonić je znowu z powrotem jest niesłychanie trudno.
To kolejny kamyk do tego ogródka PiS-u, że spuścizna po PiS-ie będzie dużo trwalsza, niż sam PiS. Historia uczy, że prędzej czy później każda władza przeminie, ale spuścizna po niej zostanie dużo dłużej. Ciężko nam będzie poradzić sobie z tymi demonami.
Zdjęcie główne: Wanda Traczyk-Stawska na demonstracji przeciw polexitowi, Fot. Flickr/PO