Spodziewam się, że KE zażąda dokładnie tego samego, czego żądała jeszcze przed wyrokiem, bo dla KE wyrok niczego nie zmienił w funkcjonowaniu systemu prawnego UE. Komisja zażąda od Polski, aby rząd pokazał plan reform zmierzający do poprawienia klimatu inwestycyjnego, w tym w szczególności niezależności sądów. Pytanie, czy na to oczekiwanie rząd pokaże pomysł na przeprowadzenie takiego procesu – mówi nam Jan Olbrycht, eurodeputowany PO, wiceprzewodniczący Grupy Europejskiej Partii Ludowej. I dodaje: – Sprawa jest bardzo poważna i zastanawiam się, jak rząd polski ma zamiar dalej kontynuować rozmowy z Komisją, a jest wiele tematów, jak chociażby kary związane z Turowem, kwestia praworządności, Izby Dyscyplinarnej itd. Moim zdaniem nie da się tego tak łatwo ominąć

JUSTYNA KOĆ: Ursula von der Leyen na posiedzeniu kolegium unijnych komisarzy przedstawiła trzy scenariusze dla Polski po orzeczeniu TK. To nowa procedura naruszeniową lub zastosowanie mechanizmu warunkowości, który umożliwia odbieranie funduszy za nieprzestrzeganie zasad państwa prawa, a nawet procedura z art. 7. Które rozwiązanie jest najbardziej prawdopodobne, które dla nas będzie najgorsze?

JAN OLBRYCHT: Najgorsze w sensie konsekwencji to oczywiście procedura z art. 7, tylko pamiętajmy, że taka procedura w stosunku do Polski już trwa. Słowa o zastosowaniu tej procedury są zatem ciekawe, skoro już twa, a Węgry zapewniają, że zablokują ostateczną decyzję w sprawie Polski. To powoduje, że ta procedura nie ma zakończenia. Ona jest oczywiście najpoważniejsza w konsekwencjach, bo gdyby została przegłosowana przez Radę, czyli przez ministrów, powodowałaby zawieszenie prawa głosów w Radzie, czyli wykluczenie Polski z całego systemu decyzyjnego.

Kwesta powiązania praworządności z finansami jest o tyle ciekawym zagadnieniem, że Polska i Węgry zaskarżyły go do TSUE, czyli zakładam, że te dwa państwa ufają Trybunałowi.

Jeżeli do końca roku TSUE podejmie decyzję i wyda orzeczenie, że procedura jest zgodna z prawem, mimo że polski rząd od początku twierdził, że nie jest, to w świetle ostatnich wydarzeń ciekawe, jak rząd Polski na to zareaguje. Jeżeli mechanizm byłby wdrożony w sensie praktycznym i doszłoby do opinii KE, a potem do głosowania w kwestii Polski, to ewentualne konsekwencje są zawsze wymierzane proporcjonalnie do naruszenia praworządności.

Reklama

Procedura naruszeniowa to mechanizm, który może być uruchomiony najszybciej i przynieść szybkie konsekwencje finansowe, wymagać też będzie szybkiej reakcji rządu polskiego.

Najpoważniejszy byłby jednak art. 7, oczywiście gdyby procedurę doprowadzono do końca.

Na to są najmniejsze szanse ze względu na sojusz z Węgrami. Czy jest szansa, że rząd polski, PiS zastosuje sztuczki i uniknie konsekwencji? Vera Jourowa skomentowała orzeczenie TK słowami, że bez przestrzegania wspólnych reguł Unia zacznie się rozpadać.
I to jest moim zdaniem prawidłowa ocena sytuacji. UE jako organizacja międzynarodowa opiera się na określonych zasadach i mechanizmach. Po to te państwa powołały TSUE, aby rozstrzygał najtrudniejsze kwestie i żeby wszyscy, którzy są w tej międzynarodowej organizacji, przestrzegali wyroków Trybunału. Jeżeli okazałoby się, że państwa członkowskie mogą same decydować, które działania są objęte kompetencjami TSUE albo które wyroki są właściwe, to podważa to oczywiście cały system prawny Unii. Tak jak do dnia tego orzeczenia rząd prowadził dyskusje z KE nt. wymogów KPO, tak od dnia tego orzeczenia problem nie dotyczy KE, tylko Unii Europejskiej, czyli całości organizacji międzynarodowej i jej podstawowych zasad.

Stąd taka reakcja, jak jednego z moich kolegów, który odpowiada w PE za sprawy wymiaru sprawiedliwości, który mówił w Parlamencie, że to wręcz atak na UE, czy pani komisarz Jourova, która mówi, że to grozi rozpadem.

Gdyby się okazało, że państwa zaczynają różnie podchodzić do orzeczeń TSUE, to rzeczywiście podważy to cały system. Zresztą towarzyszy temu wiele nieporozumień. Słyszę w Polsce, że wiele osób na zachodzie popiera ten wyrok i przywołuje się postać komisarza, którzy negocjował brexit – Michela Barniera, który miał mówić, że pierwszeństwo prawa europejskiego nad krajowym jest podważalne. Informacje z dzisiaj mam jednak takie, że Michel Barnier w CNN zdecydowanie stwierdził, że nadszedł moment prawdy i każdy musi się zdecydować, czy chce zostać w UE, czy nie, jeżeli chce zostać, to musi przestrzegać zasad praworządności. To dość czytelny przekaz.

Odpowiadając na pytanie, czy rząd polski jakoś to ominie, uważam, że nie ma na to szans. Pytanie, jak polski rząd zareaguje na decyzję Brukseli. Rząd ma płacić kary związane z nieprzestrzeganiem tzw. tymczasowych zabezpieczeń związanych z Izbą Dyscyplinarną. Komisja zwróciła się już do TSUE, aby wyznaczyć w tej kwestii karę. Czy rząd będzie się kierował unijnymi przepisami, czy orzeczeniem TK. Samo orzeczenie Trybunału, już nie mówiąc o komentarze jednego z sędziów. Pan sędzia Sochański straszył TSUE, że jeżeli nie przestanie atakować TK, to ten rozważy możliwość usunięcia z polskiego systemu prawnego orzecznictwa europejskiego.

Są politycy europejscy, którzy uważają, że taki wyrok, uzasadniany jeszcze w taki sposób, mógłby być traktowany jako list zapowiadający wyjście z Unii.

To być może jest przesada, ale prawdą jest, że brzmi to jak wypowiedzenie umowy. Sprawa jest bardzo poważna i zastanawiam się, jak rząd polski ma zamiar dalej kontynuować rozmowy z Komisją, a jest wiele tematów, jak chociażby kary związane z Turowem, kwestia praworządności, Izby Dyscyplinarnej itd. Moim zdaniem nie da się tego tak łatwo ominąć.

Wygląda na to, że rząd, a z nim my wszyscy będziemy musieli wypić to piwo, którego nawarzył. Czy możemy zatem pożegnać się już z pieniędzmi z KPO o których premier Morawiecki mówił, że to drugi plan Marshalla, z którego Polska nie może zrezygnować?
Można by powiedzieć, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak się stanie. Spodziewam się, że KE zażąda dokładnie tego samego, czego żądała jeszcze przed wyrokiem, bo dla KE wyrok niczego nie zmienił w funkcjonowaniu systemu prawnego UE. Komisja zażąda od Polski, aby rząd pokazał plan reform zmierzający do poprawienia klimatu inwestycyjnego, w tym w szczególności niezależności sądów. Pytanie, czy na to oczekiwanie rząd pokaże pomysł na przeprowadzenie takiego procesu, oczywiście potem na pewno powie, że zrobił to z własnej woli, a nie dlatego, że został przyciśnięty. Najważniejsze pytanie jest jednak takie, czy rząd zareaguje, bo KE na pewno będzie się upominać. Jeżeli rząd polski nie zrealizuje oczekiwań w stosunku do KPO, to pierwszą rzeczą, która nam przepadnie, będzie zaliczka, którą można dostać do końca tego roku. Aby dostać zaliczkę, musi być opinia Komisji, decyzja Rady i podpisane dokumentu typu umowa między rządem a Komisją w sprawie dotacji i pożyczek. Jeżeli to zostanie zrobione do końca roku, to Polska dostanie zaliczkę w wysokości 13 proc. KPO, jeżeli tego nie zrobi, to zaliczka nie będzie wypłacona, choć to nie oznacza, że te pieniądze przepadną.

One zostaną wypłacone po wykonaniu konkretnych zadań czy osiągnięciu kolejnych kamieni milowych. Oczywiście te pieniądze mogłyby już płynąć do Polski.

PiS tłumaczy, że wiele krajów kwestionuje orzeczenia TSUE: Francja, Niemcy, Włochy, Dania, Czechy, a histerię o polexicie nakręca totalna opozycja.
Staram się w tej kwestii słuchać specjalistów od prawa międzynarodowego. Oczywiście są sytuacje, w których trybunały krajowe czy odpowiednie instytucje wypowiadały się co do konkretnych spraw, ale nigdzie żaden Trybunał nie poszedł tak daleko jak polski TK, który podważał zasadę, jeżeli chodzi o pierwszeństwo prawa europejskiego nad krajowym, zatem teza, że to się zdarzyło w wielu innych krajach, jest nieprawdziwa. Klasycznym przykładem, który często pada, jest powoływane się na Trybunał z Karlsruhe w sprawie obligacji, które były wydane przez Europejski Bank Centralny. Tylko że to orzeczenie przeszło do historii w tym sensie, że rząd niemiecki się do niego nie zastosował. Trybunał stwierdził, że to jest nielegalne działanie, natomiast rząd niemiecki postępował zgodnie z prawodawstwem europejskim. Ciekawe doświadczenie, jak mówią prawnicy, że wyrok tak naprawdę nie został wdrożony przez rząd niemiecki.

PiS zapowiada, że absolutnie nie chce polexitu, przyjmuje nawet dziwne uchwały partyjne w tej sprawie, ale ewidentnie przeszkadzają mu zasady prawa i praworządności cywilizowanej Europy. Może zatem zamiast polexitu czeka nas wypierpol, jak napisał kiedyś Donald Tusk.
PiS-owi od samego początku funkcjonowania w Unii przeszkadza ten proces integracji, który toczy się, a dotyczy nie tylko kwestii gospodarczych, ale też wielu dodatkowych elementów, co jest związane z obejmowaniem coraz większego obszaru kompetencji przez UE. To powoduje, że UE zgłasza swoje uwagi co do zasad funkcjonowania systemu sądowniczego. Nie kształtu funkcjonowania, nie konkretnych rozwiązań, ale co do zasad. Jeżeli mówimy o polexicie, to PiS-owi niewątpliwie przeszkadza Unia taka, jaka jest dzisiaj.

PiS próbuje wywołać ruchy, które by powodowały zmiany od wewnątrz, które by powodowały, że Unia znowu stałaby się bardziej przestrzenią gospodarczą, a nie wspólnotą wartości.

Takiej Unii PiS nie chce i być może liczy na to, że w innych państwach dojdą do głosu partie, które mają podobne podejście do UE. Widać po komentarzach polityków, którzy cieszą się z tego orzeczenia polskiego TK, że są radykalnie eurosceptyczni, dla których to orzeczenie otwiera nowe możliwości. Podsumowując, moim zdaniem tendencja dotyczy głównie przebudowywania od wewnątrz i zmiany w Unii, bo w takiej UE PiS zdecydowanie nie chce być.


Zdjęcie główne: Jan Olbrycht, Fot. Flickr/European Committee of the Regions, licencja Creative Commons

Reklama