Idziemy na pełną konfrontację z Unią. Politycy muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, czy są dziś gotowi skonfrontować się z Unią do wymiaru takiego, w którym nastąpi zmarginalizowanie Polski czy nawet wyprowadzenie jej z Unii – mówi nam prof. Maciej Gutowski, prawnik w Uniwersytetu Adama Mickiewicza, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Poznaniu. – W warunkach wykazanej systemowej wadliwości Izby Dyscyplinarnej podejmowanie przez nią przesadnej represji dyscyplinarnej – przy pełnej świadomości orzeczeń TSUE i SN – nie może być potraktowane inaczej jak niedopuszczalna uzurpacja i konfrontacja – podkreśla
JUSTYNA KOĆ: Izba Dyscyplinarna nie jest sądem versus ID zawiesza sędziego i karze obniżeniem uposażenia o 40 proc. Która rzeczywistość prawna z tych dwóch jest prawdziwa?
MACIEJ GUTOWSKI: Mamy straszliwe zamieszanie złożone z fatalnego prawa na przestrzeni ostatnich 4 lat i dość ostentacyjnego ignorowania przez większość rządzącą stanowisk sądów, autorytetów i organów unijnych. W związku z tym doszliśmy do punktu, w którym polityka przestała czuć się związana prawem. Traktuje je instrumentalnie, jak przynależne większości narzędzie do realizacji doraźnych celów politycznych. Niestety,
zmiany ustrojowe w wymiarze sprawiedliwości powiązane ze zmianami personalnymi ułatwiły instrumentalne wykorzystywanie prawa.
Dziś możemy sobie powiedzieć, że na poziomie instytucji, które niewątpliwie dotknięte są wadliwością prawną – konstytucyjną, unijną, prawnomiędzynarodową lub ustawową – można dostrzec przejawy takiego instrumentalnego traktowania prawa. Mam tu na myśli przede wszystkim KRS, TK, nowe izby SN, ze szczególnym uwzględnieniem Izby Dyscyplinarnej, aż po polityków, którzy istotnie w system prawny ingerują – często przy pomocy czysto faktycznych mechanizmów.
Na poziomie Ministerstwa Sprawiedliwości możemy obserwować ludzi, którzy choć nie legitymują się szczególnymi kompetencjami, uzurpują sobie prawo do tego, aby wypowiadać się w sposób wykładniczy o prawie i to w sposób w ich mniemaniu rozstrzygający. Dodatkowo, niekiedy w sposób całkowicie odmienny od tego, co wynika z orzeczeń sądowych. W normalnych systemach prawnych to przecież sądy, nie urzędnicy, orzekają, czym jest prawo. Zaistniała sytuacja nie jest dobra dla systemu prawnego i generuje zagrożenie o charakterze systemowym.
Uważam jednak, że nie mamy dwóch rzeczywistości prawnych; taka sytuacja chyba zresztą nigdy nie zachodzi. System prawny wprawdzie w niektórych miejscach stwarza pole do interpretacji i sporów, ale kwestie fundamentalne powinny być jednoznaczne. Tu niestety sprawa jest jasna. Na przestrzeni ostatnich czterech lat mieliśmy do czynienia z wieloma naruszeniami o charakterze systemowym: konstytucyjnym, unijnym, międzynarodowym i krajowym.
Mamy dziś sytuację, w której mocno zniszczony system prawny przestaje być barierą dla działań polityków. Być może właśnie taki jest cel wytworzonego chaosu prawnego.
Dochodzimy do sytuacji znanych w różnych ustrojach, w których większość polityczna nie jest związana prawem. To jest typowe, że politycy generalnie nie lubią być ograniczani prawem, ale jednak w zdrowych systemach prawnych demokracji prawo musi być barierą ich blokującą. Kiedy przestaje pełnić tę funkcję, bo politycy mogą prawo ominąć, zmienić, potraktować prawo instrumentalnie czy zignorować orzeczenie sądu, zaczyna się robić niebezpiecznie, bo każdy z nas może spodziewać się, że w określonych sytuacjach w jego sprawie taka historia może mieć miejsce. To już może dotknąć każdego obywatela.
Sędzia Juszczyszyn został zawieszony przez ID, potem pojawiły się informacje, że interesuje się nim prokuratura. To typowe działanie dla systemów, o których pan mówi?
W normalnych systemach prokuratura podejmuje działania w stosunku do sędziego, gdy ten popełnia przestępstwo, a nie gdy podejmuje działalność nieaprobowaną z perspektywy władzy wykonawczej lub kontrowersyjną. Ta sytuacja jest bardzo niepokojąca, groźna z perspektywy niezawisłości sędziowskiej i dla mnie całkowicie nieczytelna. Bo choć z wyroku TSUE z 19.11.2019 r. i uchwały 3 izb SN z 23.1.2020 r. nie wynika możliwość potraktowania wszystkich orzeczeń ID jako nieistniejących, lecz jako dotkniętych wadą prawną wymagającą stwierdzenia przez sąd, to jednak w warunkach wykazanej systemowej wadliwości ID podejmowanie przez nią przesadnej represji dyscyplinarnej – przy pełnej świadomości orzeczeń TSUE i SN – nie może być potraktowane inaczej jak niedopuszczalna uzurpacja i konfrontacja.
Zresztą od czasu orzeczenia TSUE w sprawie pytań prejudycjalnych i orzeczeń SN w jego wykonaniu, kiedy zakwestionowano uregulowania dotyczące ID i KRS, rozpoczęła się zdecydowana konfrontacyjna polityka. To już wygląda jak zorganizowana polityka zmierzająca do tego, by uciec spod konsekwencji tego orzeczenia.
Kiedy skonkretyzowane zostało orzeczenie TSUE z 19 listopada – myślę tu o wyroku Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN z 5.12.2019 r., w którym sąd powiedział, że ID nie spełnia kryteriów sądów, a KRS jest organem wadliwym w perspektywie unijnej – pojawił się koncept nieszczęsnej ustawy represyjnej czy kagańcowej, której jednym z celów jest to, aby zabronić sądom stosowania się do orzeczenia TSUE. Jednocześnie, żeby wzmocnić represję dyscyplinarną wobec sędziów i ułatwić sobie wpływ na SN poprzez zmianę kryteriów wyboru I Prezesa SN oraz trochę zamknąć usta samorządowi sędziowskiemu i zmarginalizować go poprzez zwiększenie wpływu osób desygnowanych przez ministra sprawiedliwości. Jeśli to zbierzemy razem, to okaże się, że od tego momentu mamy do czynienia ze zorganizowaną polityką konfrontacyjną.
A przecież jeśli nawet stworzymy wewnętrznie prawo, które będzie broniło stosowania się do orzeczenia TSUE z 19.11.2019 r., czyli badania, czy spełnione jest kryterium sądu niezawisłego i bezstronnego, to tym samym potwierdzamy wszystkie wątpliwości, które w tym orzeczeniu zostały sformułowane. Tym samym jakbyśmy przyznali, że mamy systemową wadliwość prawną w naszym systemie, bo możemy oddziaływać na sędziów w konkretnych sprawach poprzez instrumenty dyscyplinarnej represji za działalność orzeczniczą. Dodatkowo ten wpływ możemy dowolnie zwiększać, chociażby poprzez uchwalanie niezgodnych z prawem unijnym ustaw jednostronnie definiujących na gruncie prawa krajowego możliwość i mechanizm badania kryterium niezawisłego sądu.
Dzieje się to dokładnie w taki sposób, jak to opisał TSUE.
Efekt jest taki, że idziemy na pełną konfrontację z Unią. Politycy muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, czy są dziś gotowi skonfrontować się z Unią do wymiaru takiego, w którym nastąpi zmarginalizowanie Polski czy nawet wyprowadzenie jej z Unii. Trzeba pamiętać, że jakiekolwiek analogie do Wielkiej Brytanii są nieuprawnione. Nawet przy niezwykle rozrośniętej manii wielkości nie sposób porównywać Polski do Wielkiej Brytanii.
Rządzący tłumaczą, że prawo polskie jest ważniejsze niż unijne. Jakie jest pana zdanie?
Pojawiły się nawet wypowiedzi w przestrzeni publicznej osób związanych z TK, które zapowiadają, że Trybunał władny jest kontrolować orzecznictwo unijne i prawo UE i dokona tego lepiej niż TSUE. Jeśli tak miałoby się stać, to oznacza, że Polska sama sobie chce zdefiniować, w jaki sposób będzie obowiązywało prawo UE u nas. To jest niemożliwe do zaakceptowania i na pewno Unia tego nie zaakceptuje. Nie może przecież być tak, żeby każdy z członków sam sobie określał kształt prawa. To zaprzecza idei Unii, która opiera się na wspólnym, jednako rozumianym prawie i jednolitych zasadach.
Jeśli krótkowzroczni politycy i bezrefleksyjni sędziowie wymuszą takie zwulgaryzowanie prawa unijnego, to będziemy w potrzasku.
Po pierwsze, z UE przyjdą kolejne orzeczenia, tu wątpliwości już nie ma. Pojawią się sankcje finansowe, zablokowanie uznawania i wykonywania polskich orzeczeń w państwach Unii (już zresztą mamy tego symptomy), a w konsekwencji być może zabraknie dla nas miejsca w strefie Schengen. Być może taka konfrontacyjna postawa spowoduje uruchomienie tzw. opcji atomowej z art. 7 i pozbawienie nas prawa głosu, a w konsekwencji pozbawienie funduszy unijnych, na których stoi nasza gospodarka (to przecież takie sfery jak: przedsiębiorcy, bezrobocie i wsparcie socjalne, niwelowanie różnic społecznych, infrastruktura i ochrona środowiska, rolnictwo i rybołówstwo), a także wypchnięcia nas poza orbitę wspólnoty. Chociaż właściwie my już jesteśmy wypchnięci i z państwa całkiem znaczącego w tej strukturze staliśmy się enfant terrible. Ja nie wiem, czy politycy odpowiedzieli sobie na pytanie, czy są gotowi Polskę z UE wyprowadzić i czy są w stanie zapłacić taką cenę za swoje gierki polityczne. Gdybym miał sobie zadać pytanie, po co to robią, przyznam, że nie wiem.
Rządzący mówią, że trzeba zreformować sądy – mówiąc delikatnie.
Sądy nigdy w Polsce rewelacyjne nie były, ale te nowo obsadzone wyglądają dość żałośnie. Oczywiście zdarzają się kompetentni sędziowie, ale ogólnie ten obraz jest raczej mizerny. Na pewno nie jest poprawa jakościowa sądownictwa, a o to miało przecież chodzić. Sfera deklaratywna jest tu całkowicie odmienna od dokonań.
Rządzący mówią, że nie można kwestionować statusu sędziego, bo został on zaprzysiężony przez prezydenta. Co pan na to?
To co w takim razie robią w kodeksie postępowania karnego i cywilnego przepisy, które mówią o nienależytej obsadzie sądu i składzie sądu sprzecznym z przepisami prawa? To przecież przyczyny wadliwości orzeczeń. Zawsze sądy to badały. Problem polega na tym, że TSUE i SN, wykładając przepisy gwarantujące prawo do niezawisłego sądu, w istocie zakwestionowały KRS oraz ID SN. W ich świetle to właśnie KRS jest aktualnie głównym źródłem infekcji całego systemu wymiaru sprawiedliwości. Jeśli chodzi o konstytucyjną i unijną wadliwość jej powołania, sposobu funkcjonowania, a
ostatnio zwiększyło się prawdopodobieństwO, że KRS została powołana niezgodnie z ustawą. Z tych względów stwarza ona coraz większe zagrożenie dla stabilności systemu prawnego.
Jeśli natomiast spojrzeć na uchwałę SN, to ona nie kwestionuje powołania sędziowskiej nominacji, nie czyni też tego TSUE. Ta prerogatywa konstytucyjna jest niekwestionowana. Problem polega na tym, czy prezydent może z niej korzystać całkowicie dowolnie, czy jest związany prawem. Jeśli przyjmiemy, że np. nie ma wątpliwości, że prezydent może powołać sędziego wyłącznie na wniosek KRS spośród kandydatów wyłonionych przez tę radę, to nie może powołać kogoś z nas, powołując się na prerogatywę prezydencką. Już samo to wskazuje, że są granice prerogatyw i te granice są granicami prawnymi. Dziś sądy mówią, że systemowa wadliwość KRS jest tak daleko idąca, że powoduje niezgodność składu sądu z przepisami prawa, ponieważ zbyt głęboka zależność KRS od polityków powoduje, że te wybory nie dają gwarancji zewnętrznej niezawisłości i niezależności sędziów.
O urzędzie prezydenta ani o prerogatywie nikt nie mówi, tylko o sędziach, którzy nie spełniają standardów, które stawia ustawa procesowa, ale również konstytucja i prawo unijne.
Jak z tego wyjść?
Aby wyjść z tego impasu, zamiast konfrontacyjnej ustawy kagańcowej należałoby rozpocząć rekonstrukcje systemu od zlikwidowania wad. Po pierwsze w obrębie KRS, bo myślę, że ona jest najgłębszym źródłem infekcji systemu. Po drugie TK, który dotknięty głęboką konstytucyjną wadliwością od samego początku – 2016 roku. Nie może w sposób konstytucyjnie umocowany pełnić kontroli konstytucyjnej i jej właściwie nie pełni. ID jest jako swoisty „sąd w sądzie” odpowiednikiem nieznanego konstytucji sądu wyjątkowego w czasie pokoju, a zatem wynaturzeniem samym w sobie. Ją więc należy całkowicie zmienić, budując adekwatny, właściwy i niezależny system odpowiedzialności dyscyplinarnej. Oczywiście sama Izba Dyscyplinarna mogłaby pozostać, tylko że nie może być sądem w sądzie, musi być na tych samych prawach, co inne Izby SN i podlegać sensownemu obsadzeniu. Pozostaje pytanie, co z resztą. Tu uważam, że należałoby się sensownie zastanowić, jak wymodelować system tak, aby uwolnić go od wpływów zewnętrznych, a jednocześnie nie demolować wszystkiego, co nowe w systemie prawnym. Zresztą wskazówki w tym zakresie dał zarówno TSUE, jak i uchwała 3 Izb SN, ale jest to rola ustawodawcy. Trzeba tylko chcieć i umieć je przeczytać. Po naprawieniu tych trzech kwestii trzeba by przeprowadzić pakiet ustaw reformujących, które usprawniłyby działanie sądów, które rzeczywiście dziś kiepsko działają. Ale i tak zaskakująco dobrze jak na warunki, w których przyszło im pracować. Trudno się więc dziwić.
Czy to jest czas próby dla sędziów?
To strasznie trudny czas dla sędziów. Nie tylko dlatego, że są pod ogromną presją polityczną, że działają w warunkach permanentnego destabilizowania ich ustrojowego otoczenia i eliminowania gwarancji bezpieczeństwa orzeczniczego.
Trzeba też pamiętać, że sędziowie muszą wykonywać trudną pracę w wyjątkowych warunkach, kiedy są w sposób skandaliczny poddawani czarnemu PR, przy czym to określenie jest wyjątkowe delikatne zważywszy skalę kampanii, która w stosunku do sędziów została rozpętana.
W tej sytuacji odarcia z godności muszą w sensowny sposób wydawać orzeczenia tak, aby nie doprowadzić, mimo tego, co się dzieje, do zablokowania systemu prawnego i pozbawienia obywateli ochrony prawnej.
Odpowiedzialny polityk nigdy nie pozwoliłby sobie na atakowanie całej grupy zawodowej, zwłaszcza takiej, która wykonują tak trudną, odpowiedzialną pracę i jest przecież chroniona konstytucyjnym trójpodziałem władzy. Trzeba pamiętać, że wydawanie orzeczeń zawsze budzi emocje, ludzie często nie wychodzą zadowoleni z sądu, a niektórzy nigdy nie mogą być. Chociażby w sprawach karnych, gdzie większość jest rozczarowanych orzeczeniem, a przecież w sprawach cywilnych tyle samo osób wygrywa, ile przegrywa. O skrajne emocje więc tu nietrudno. Zatem rozgrzewanie emocji przez polityków jest bardzo niebezpieczne. Co gorsza,
my z tego zniszczenia autorytetu instytucji, takich jak sądy, jak TK czy KRS, będziemy wychodzić przez lata. Najłatwiej jest zniszczyć, o wiele trudniej naprawić.
Ten szacunek dla instytucji państwowych i sądów będzie bardzo trudno odbudować, a jego zrujnowanie będzie miało ogromne praktyczne konsekwencje. Wydaje się, że to właśnie będzie tym najgorszym ciężarem, z którym w tym całym otaczającym nas chaosie prawnym przyjdzie nam się mierzyć.
Zdjęcie główne: Maciej Gutowski podczas Kongresu Prawników Polskich 20 maja 2017 r. w Katowicach, Fot. Adwokatura Polska