Ryszard Czarnecki, eurodeputowany PiS, traci stanowisko wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Posłowie PE w tajnym głosowaniu zdecydowali, że nie będzie pełnił dłużej tej funkcji. To pierwszy przypadek odwołania wiceszefa PE ze stanowiska przed końcem kadencji. Czarnecki poniósł w ten sposób konsekwencje za swoją wypowiedź o Róży Thun, którą porównał do “szmalcownika”. – Polska po raz kolejny wchodzi do obozu głupców w Europie – komentuje dla nas europoseł Michał Boni z PO.

Konsekwencje za słowa

Decyzja o odwołaniu eurodeputowanego PiS Ryszarda Czarneckiego z funkcji wiceprzewodniczącego zapadła większością 447 głosów, przy 196 przeciw. Za odwołaniem głosowały wszystkie największe frakcje w PE.

Głosowanie było tajne. Do odwołania Czarneckiego potrzebna była większość 2/3 głosów, a głosy wstrzymujące się nie były brane pod uwagę.

– To konsekwentne działania przeciwko naszemu krajowi, ja powiem krótko: niczego nie żałuję. Będę dalej krytycznie oceniał polityków, którzy biegają z donosami i skarżą się na własny kraj – mówił już po głosowaniu Czarnecki.

Reklama

Dzisiaj ja, jutro ty

Czarnecki stracił stanowisko po tym, jak publicznie porównał europosłankę PO Różę Thun do szmalcowników z okresu II wojny światowej. Stracił stanowisko trochę na własne życzenie. Podczas wielokrotnych rozmów był proszony o wycofanie się ze słów i przeproszenie Róży Thun, czego nie zrobił.

Do końca walczył o pozostanie na stanowisku. Rozsyłał maile, w PE rozdawał też ulotki z hasłem “dzisiaj ja, a jutro możesz być ty”. Wielką akcję wysyłania wiadomości do europarlamentarzystów prowadził portal związany z “Gazetą Polską Codziennie” (Czarnecki jest przewodniczącym rady nadzorczej spółki, która wydaje pismo).

Bez satysfakcji

– Tu o żadnej satysfakcji nie ma nawet mowy – komentowała odwołanie Czarneckiego Róża Thun. – Jestem niezadowolona, że zmarnował funkcję wiceprzewodniczącego, gdzie mógł dużo dobrego zrobić dla Polski. To przykre, że PE tak długo musiał zajmować się takimi sprawami – mówiła Róża Thun.

PiS: To atak na Polskę

Narracja PiS-u po odwołaniu Czarneckiego była łatwa do przewidzenia. Ryszarda Czarneckiego przedstawiają jako bohatera, a jego odwołanie traktują jak atak na Polskę.

Jak zwykle w wypowiedziach polityków PiS-u padały hasła “ulica i zagranica” i “szczucie na Polskę”. – Nam nigdy by nie przyszło do głowy, żeby takie sprawy wywlekać na poziom PE, natomiast druga strona nie ma żadnych skrupułów – mówił Ryszard Legutko.

Jego zdaniem, przy odwołaniu dokonano “manipulacji regulaminem”. – Regulamin ten został rozciągnięty do granic niemożliwości – mówił dziennikarzom Legutko. – PE stworzył kolejny precedens ingerowania w politykę krajową – dodał. Jednak europosłowie PiS-u nie zamierzają się odwoływać.

Wątpliwości PiS-u

Wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego można odwołać “za poważne uchybienia” większością dwóch trzecich oddanych głosów, ale jednocześnie nie może ich być mniej niż 376, czyli ponad połowy pełnego składu izby. Podczas głosowania nie były brane pod uwagę głosy europarlamentarzystów, którzy się wstrzymali, co PiS uważa za “poważne uchybienie”.

Taka sama procedura obowiązuje podczas wyboru wiceprzewodniczących PE.

Cynizm i chamstwo ukarane

Publicyści winę za sytuację dostrzegają jednak w zachowaniu Ryszarda Czarneckiego, który zmarnował okazję do załagodzenia konfliktu. W tej chwili jednym z najważniejszych osiągnięć Czarneckiego na stanowisku wiceprzewodniczącego PE jest rozpropagowanie słowa “szmalcownik”. Publicyści zwracają też uwagę, że to, co uchodzi w PiS-owskiej Polsce, w Europie nie przejdzie.

– Warto tu też podkreślić, że Czarnecki został odwołany nie za konflikt z naszą posłanką Różą Thun, bo ta walka toczy się w kraju, tylko za to, że jako wiceprzewodniczący jest zobowiązany służyć posłom wszystkich grup politycznych i szanować wszystkich posłów – komentuje dla nas odwołanie Czarneckiego eurodeputowany Michał Boni. I dodaje: – Polska po raz kolejny wchodzi do obozu głupców w Europie.

JUSTYNA KOĆ: Czy rzeczywiście regulamin został “rozciągnięty do granic”, jak mówią europosłowie PiS-u?

9706244413_51f16af737_b
Michał Boni

MICHAŁ BONI: Ten regulamin jest znany od wielu lat. Dodatkowo osoba, która budowała ten regulamin, wyjaśniała to na posiedzeniu plenarnym. Takie są zasady głosowań zarówno kiedy się wybiera wiceprzewodniczących, jak i przy ich odwołaniu, co nastąpiło pierwszy raz, tzn. głosy wstrzymujące nie są brane pod uwagę przy liczeniu. To było dla wszystkich oczywiste. Natomiast pan Czarnecki i grupa, którą on reprezentuje, wczoraj zaczęła rozsiewać wątpliwości, bo był taki apel do posłów, aby chociaż wstrzymali się od głosu. W momencie kiedy zaczęli taką akcję, może świadomie, żeby dzisiaj mówić, że regulamin został “naciągnięty”, służby prawne parlamentu musiały wyjaśnić, że głosy wstrzymujące się nie są brane pod uwagę.

Czyli to linia obrony PiS-u i Czarneckiego?
Prawdopodobnie tak. Zasada obowiązuje kilka lat, a Czarnecki wniósł zamieszanie apelując, aby parlamentarzyści chociaż się wstrzymali, wysyłając maile czy rozdając jakieś kartki. Natomiast nie było żadnego naruszenia regulaminu. To kolejny przykład takiego niedemokratycznego, pozbawionego jakichkolwiek cech szacunku dla reguł postępowania w demokracji działania.

Warto tu też podkreślić, że Czarnecki został odwołany nie za konflikt z naszą posłanka Różą Thun, bo ta walka toczy się w kraju, tylko za to, że jako wiceprzewodniczący jest zobowiązany służyć posłom wszystkich grup politycznych i szanować wszystkich posłów. Nie może publicznie opowiadać takich rzeczy, jak jego skandaliczne słowa o Różny Thun. Gdyby tu chodziło o polsko-polską walkę na słowa, to PE by się tym nie zajmował, ale w momencie kiedy wiceprzewodniczący PE tak postępuje, to parlament musiał się w to zaangażować.

Jak mówi się o tej sprawie w kuluarach PE?
W ogóle się już nie mówi. Mówiło się wcześniej, że to oczywiste, że to wstyd, że wiceprzewodniczący PE nie może się tak zachowywać. Były rekomendacje szefów partii politycznych, była przeprowadzona cała procedura, bo szef PE Antonio Tajani rozmawiał i z Czarneckim, i z Różą Thun; i doszło do głosowania. Teraz już jest po sprawie.

Ale trudno nie odnieść wrażenia, że to kolejny etap złej, niszczącej polityki PiS-u na arenie międzynarodowej.
Bo to jest zła polityka PiS-u. Używają słowa Polska milion razy dziennie, aż im nosem ta Polska wychodzi, za przeproszeniem, i myślą, że teraz każdy się będzie skupiał i zastanawiał, bo oni powiedzieli, że był problem z regulaminem. Nie ma tu żadnego problemu. Tylko wstyd, że europosłowie PiS-u tak się zachowują. My staramy się pokazywać, że jest też inna Polska, zachowujemy się inaczej, szukamy racjonalności.

Nawet posłowie z grup konserwatywnych byli podzieleni w sprawie Czarneckiego. Pomijam już fakt, że mówią, że tą dyskusją, która została wywołana nowelizacją o IPN, która wybuchła jak szambo, została przekroczona granica. Polska po raz kolejny wchodzi do obozu głupców w Europie.

To sygnał, także dla europosłów PiS-u, że ten okropny język, który w Polsce partia rządząca sprowadziła do poziomu normy, w Europie nie przejdzie?
Wie pani, w sieci przechodzi i mowa nienawiści jest tam mocna, ale w tych instytucjach, które mają szacunek poważnej polityki, to nie przechodzi. Tu jak się wypowiada którykolwiek z posłów, szczególnie tych skrajnych, naruszając poczucie wartości związanych ze sprawami dyskryminacji, rasy, płci, to sala od razu reaguje, a przewodniczący natychmiast odłącza mikrofon, bo te normy są normami szacunku dla każdego. Facet, który opowiada, że posłanka zdradza ojczyznę i zachowuje się jak szmalcownik – już abstrahuję, że rzeczywiście wszyscy pytali się nas, kto to byli szmalcownicy, więc zrobił jednocześnie cudowną promocję jednego z naszych najczarniejszych, haniebnych doświadczeń historycznych – musiał zostać w jakiś sposób ukarany. Z punktu widzenia normy kultury politycznej takie zachowania są nie do przyjęcia. Jak ktoś chce żyć w szambie, to niech żyje w szambie, ale może warto, żebyśmy mieli taki punkt odniesienia jak Unia Europejska i PE, że nie damy się do tego szamba wepchnąć.


Zdjęcie główne: Ryszard Czarnecki, Fot. Flickr/euranet_plus, licencja Creative Commons; Michał Boni, Fot. Piotr Drabik, licencja Creative Commons

Reklama

Comments are closed.