PiS nadaje słowom nowe określenia i jeżeli mówi, że ktoś jest niezależny, to wiadomo, że nie jest. Od początku prac nad nowelizacją Kodeksu wyborczego przestrzegaliśmy, że zamach na wolne wybory zacznie się od przejęcia administracji wyborczej i tak się właśnie dzieje – mówi poseł PO Mariusz Witczak po wyborze nowego szefa Krajowego Biura Wyborczego. Pytamy też o przygotowania koalicji PO-Nowoczesna do wyborów samorządowych. – Nie wykluczam, że po tym, jak zakończymy porozumienie w sprawie sejmików, to obejmiemy “patronatem” też całą konstrukcję wyborów samorządowych – mówi nasz rozmówca.
KAMILA TERPIAŁ: PKW wybrała szefa Krajowego Biura Wyborczego spośród trzech kandydatów przedstawionych przez ministra spraw wewnętrznych. Wcześniej przewodniczący komisji Wojciech Hermeliński mówił, że to były osoby “związane z władzą wykonawczą”. Rozumie pan taką decyzję?
MARIUSZ WITCZAK: Zgadzam się z pierwszą diagnozą przewodniczącego PKW, że wszyscy kandydaci na szefa KBW byli kandydatami partyjnymi. Wydaje mi się, że w tym wypadku należałoby zachować konsekwencję. Jeżeli wcześniej przewodniczący PKW twierdził, że to kandydaci związani z władzą wykonawczą, to odpowiedzialność za taką nominację powinna wziąć władza, czyli w tym wypadku minister Brudziński. Procedura jest pomyślana tak, że o wszystkim decyduje minister i jeżeli PKW nie wybierze szefa biura, to w ostatecznym kroku i tak zrobi to minister. Ale w kategoriach jasności sprawy to on powinien wziąć za to odpowiedzialność. Stało się jak się stało, ale
nie mamy wątpliwości, że KBW będzie rządził nominat PiS-u.
To nie byli niezależni kandydaci, jak twierdzili politycy partii rządzącej?
Przecież to osoby bezpośrednio związane z PiS-em. Ta partia nadaje słowom nowe określenia i jeżeli mówi, że ktoś jest niezależny, to wiadomo, że nie jest. Od początku prac nad nowelizacją Kodeksu wyborczego przestrzegaliśmy, że zamach na wolne wybory zacznie się od przejęcia administracji wyborczej i tak się właśnie dzieje.
Szef KBW to jest najbardziej newralgiczne miejsce, które jest odpowiedzialne za przeprowadzenie wyborów, finansuje cały proces i daje wytyczne komisjom wyborczym. To dla PiS-u bardzo łakomy kąsek. To także nowe etaty dla “Misiewiczów”, a to oni de facto będą organizowali wybory. To są często nieudolni ludzie, dlatego nawet w kategoriach organizacyjnych wybory mogą być zagrożone. Ale największe zagrożenie jest takie, że nie mamy pewności, czy intencja wyborcy nie zostanie przekręcona. Przypominam, że
źle jest zdefiniowana karta do głosowania i krzyżyk; na karcie można dopisywać różne rzeczy, albo zaznaczać kilka nazwisk i to nie czyni głosu nieważnym. Kto będzie decydował, na kogo dany głos jest oddany? Przedstawiciele administracji wyborczej, czyli KBW, czyli w praktyce PiS. To bardzo groźne dla idei demokracji, bo nie ma jej bez wolnych wyborów.
Poza tym brakuje ponad pół miliarda złotych na przeprowadzenie wyborów. Dlatego szef PKW już prosi o dodatkowe pieniądze.
I to jest też wynik nowego prawa. Na starych zasadach wybory miały kosztować 300 mln zł, a na nowych trzeba dołożyć pół miliarda. Koszty rosną ze względu na zatrudnienie nowych Misiewiczów, powołanie dwóch komisji wyborczych i konieczność transmitowania on line pracy w lokalach wyborczych. Wybory będą kosztowały prawie miliard złotych! To bardzo dużo pieniędzy…
PO razem z Nowoczesną przygotowała już manifest programowy. To pierwszy krok do koalicji wyborczej? To już postanowione?
Ustalenie wspólnego programu to rzecz najważniejsza. Możemy sobie w ten sposób odpowiedzieć na pytanie, po co idziemy do wyborów i o co chcemy w nich walczyć. Bez tego nie byłoby sensu razem w wyborach startować. Nie można przecież zbudować domu bez fundamentu.
Jak mamy program, to mamy też ogromne zobowiązanie wobec wyborców, żeby tego programu bronić.
Najważniejszym hasłem jest decentralizacja?
Tak, czyli więcej pieniędzy i władzy dla samorządów. Dotychczasowe doświadczenia pokazują, że samorządy bardzo dobrze wydają pieniądze i administracja samorządowa jest mniej biurokratyczna. Większość spraw obywatele załatwiają właśnie w relacji z samorządem, a nie z administracją rządową.
Podatek PIT I CIT mają być przekazywany samorządom – to rzeczywiście do zrobienia?
Oczywiście, to wszystko mamy policzone i to da się zrobić. To byłby też początek innego traktowania obywatela w kategoriach podatkowych. Gdyby wiedział, że jego podatek będzie inwestowany w jego gminie, to będzie miał inną relację ze swoim pieniądzem.
Nawet jak kogoś boli płacenie podatków, to i tak potraktuje to trochę inaczej, jak będzie wiedział, że inwestuje w swoje otoczenie. To uczciwy kierunek. Takie zmiany zmniejszą też straty wynikające z konsumpcji pieniędzy przez administrację centralną.
Jest program, a co z kandydatami na prezydentów miast? Na razie “dogadana” jest tylko Warszawa.
Na razie koncentrujemy się wokół wyborów do sejmików wojewódzkich. W różnych miastach działacze PO i Nowoczesnej rozmawiają ze sobą niezależnie. Wyjątkiem była Warszawa, bo to ustalenie zostało uzgodnione na szczeblu centralnym. Nie wykluczam, że po tym, jak zakończymy porozumienie w sprawie sejmików, to obejmiemy “patronatem” też całą konstrukcję wyborów samorządowych. Ale na razie za wcześnie, aby mówić o szczegółach.
Porozumienie całej opozycji jest nierealne. Ale będziecie chcieli rozmawiać z kimś poza Nowoczesną?
Nastawiamy się też na współpracę z samorządowcami. To często ludzie, którzy nie mają legitymacji partyjnych.
Spodziewam się, że możemy popierać także niezależnych samorządowców.
Jak pan odebrał decyzję Pawła Adamowicza o tym, że będzie ponownie startował na prezydenta Gdańska?
W tym mieście PO ma dosyć komfortową sytuację, ponieważ mamy tam ponad 40 proc. poparcia w różnych sondażach. Ale i tak będziemy chcieli to w jak najlepszy sposób wykorzystać. Na tym etapie prace prowadzą regiony, z Pawłem Adamowiczem spotkał się szef pomorskich struktur Platformy Sławomir Neumann. Nie ma jeszcze decyzji PO w tej sprawie. Na razie, poza Warszawą, nie ogłaszamy kandydatur.
Zdjęcie główne: Mariusz Witczak, Fot. Flickr/PO, licencja Creative Commons