Ten tydzień “należał” do litery M. Macierewicz, Misiewicz, MON. Minister pędził na galę z prezesem w roli głównej, nie przeszkodziło mu nawet to, że jego kolumna spowodowała wypadek; szef jego gabinetu politycznego pędzi na sygnale i baluje w terenie, rzucając oferty pracy w MON na prawo i lewo; a robią to osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo Polaków. Ale, jak widać, panom M. wolno więcej.
“Pycha kroczy przed upadkiem”
– Skandal, kompromitacja i wstyd, że urzędujący minister wykorzystuje służbowe samochody w prywatnej podróży – tak wypadek auta, którym jechał szef MON, skomentował lider PO Grzegorz Schetyna.
Antoni Macierewicz w środę wracał z sympozjum “Oblicza dumy Polaków”, zorganizowanego w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej Tadeusza Rydzyka w Toruniu. Spieszył się bardzo do Warszawy na galę przyznania prezesowi PiS nagrody Człowiek Wolności tygodnika “wSieci”. Świadkowie wypadku twierdzą, że rządowa kolumna wjechała w pojazdy stojące na czerwonym świetle. Ministrowi nic się nie stało, przesiadł się do innego samochodu i wrócił do stolicy. Na galę zdążył. Chociaż musiał pędzić z zawrotną prędkością:
Jeśli wypadek był o 17:40, a cały i zdrowy minister był w Warszawie o 19:25, to liczącą 200-260 km trasę pokonał potem w godzinę i 45 minut. pic.twitter.com/mrLJEpnrLy
— Tomasz Skory (@TomaszSkory) 26 stycznia 2017
PO składa zawiadomienie do prokuratury i pyta, kim jest pan Kazimierz
– Wskazujemy, że mogło dojść do wypełnienia znamion artykułu 231. Kodeksu karnego, czyli przekroczenia uprawnień ze strony ministra Macierewicza, który wykorzystując swoje kompetencje mógł nakłaniać kierowcę pojazdu do niezachowania ostrożności, przekroczenia przepisów w ruchu drogowym tylko dlatego, że ministrowi spieszyło się na uroczystości związane z wręczeniem nagrody dla prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego – mówi poseł PO Arkadiusz Myrcha.
– Równi pozostali na światłach, dostosowali się do przepisów ruchu drogowego, równiejsi w sposób skandaliczny próbowali złamać prawo, przeskoczyć z ogromną prędkością na czerwonym świetle, złamać przepisy ruchu drogowego, narażając przy tym zdrowie i życie podróżujących Polek i Polaków – dodaje poseł Krzysztof Brejza.
Wątpliwości i pytań w tej sprawie jest zresztą dużo więcej. Czy kolumna rządowa zachowała szczególną ostrożność? Czy kierowca Antoniego Macierewicza miał stosowne uprawnienia?
– Żeby prowadzić pojazd MON, trzeba być funkcjonariuszem Żandarmerii Wojskowej. Mamy wątpliwości, czy pan Kazimierz, któremu kilka godzin wcześniej minister dziękował za szybką podróż do Torunia, mógł prowadzić samochód rządowy – przyznaje poseł Platformy Krzysztof Brejza.
“Szara eminencja w MON”
Jak ustalił dziennikarz Gazety Wyborczej Wojciech Czuchnowski Kazimierz Bartosik, to szara eminencja w MON i jeden z najbardziej zaufanych ludzi ministra. Karierę zaczynał jako kierowca ekipy stanu wojennego i funkcjonariusz Wojskowej Służby Wewnętrznej, którą ustawa o IPN zalicza do komunistycznej bezpieki. W stanie wojennym był osobistym kierowcą gen. dywizji Michała Janiszewskiego, członka Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego i szefa gabinetu gen. Wojciecha Jaruzelskiego.
Teraz jest funkcjonariuszem Służby Kontrwywiadu Wojskowego, awansował nawet na oficera.
To jego Antonii Macierewicz wychwalał za wspaniałą i szybką jazdę do Torunia. To on prowadził w drodze powrotnej limuzynę z ministrem na pokładzie.
“Król życia”
W białostockim nocnym klubie miał stawiać wszystkim kolejki, podrywać studentki i oferować pracę w MON – taki obraz kreśli “Fakt”. Dziennik twierdził, że Misiewicz pojechał do klubu służbowym autem z ochroną.
Były i obecny rzecznik MON oraz szef gabinetu politycznego ministra Macierewicza i jego najbliższy współpracownik wszystkiemu zaprzecza. Ale świadkowie jego “urzędowania” w klubie mówią co innego. Posłowie PiS próbują bagatelizować sprawę. – Jest młody, odbiło mu – mówi z rozbrajającą szczerością Joanna Lichocka. Tylko to niczego nie tłumaczy, ani nie wyjaśnia.
Wyjątkowo przykre są też takie obrazki:
A to jest ktoś???
Może Pan, panie pulkowniku poda jeszcze krowki i kakao?
Komu
Pan
Przysiegał??? pic.twitter.com/kyeeQQz7Bk— Michał Bardoń (@mis1969lub) 22 stycznia 2017
Takie zdjęcie pokazuje upadek polskiej armii.Czy nikt z PiS nie zareaguje na panoszenie się tego gościa asystenta Macierewicza? PAD?PJK?PBS? pic.twitter.com/D24l3wGmbN
— Sławek Neumann (@SlawekNeumann) 25 stycznia 2017
Rzecznik MON to coraz większe obciążenie dla PiS. Co chwila pojawiają się nowe informacje, nowe kompromitacje i nowe wpadki. Ale Macierewicz broni go jak lew.
“Lex Misiewicz”
Najwyższy czas skończyć te kompromitacje – mówią politycy PO i prezentują projekt nowelizacji ustawy o urzędnikach państwowych.
– Te rozwiązania mają spowodować nie tylko to, że pan Misiewicz przestanie być szefem gabinetu politycznego ministra obrony narodowej, ale też, że nigdy więcej w przyszłości ktoś o tak niskich kompetencjach, o takim doświadczeniu, o takim wykształceniu i ktoś o takiej opinii nie będzie szefem gabinetu politycznego w jednym z resortów siłowych w naszym kraju – mówi Cezary Tomczyk, wiceminister obrony narodowej w gabinecie cieni PO.
Platforma proponuje, aby szefowie gabinetów politycznych MON, MSWiA i MSZ musieli spełnić trzy kryteria: wyższego wykształcenia, co najmniej siedmioletniego doświadczenia zawodowego, w tym dwóch lat na stanowisku kierowniczym, oraz posiadania poświadczenia bezpieczeństwa w zakresie dostępu do informacji tajnych. To według polityków opozycji jest minimalne minimum.
To będzie też test dla sejmowej większości. – Nie wyobrażam sobie, żeby sejmowa większość nie poparła projektu, który zakłada podniesienie kompetencji i podniesienie pewnej zapory dla szefów gabinetów politycznych w trzech najważniejszych resortach w państwie – mówi Cezary Tomczyk.
A ja sobie wyobrażam.
Zdjęcie główne: Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0