Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że bojkot wyborów czy nieuczestniczenie w nich to kapitulacja. Kapitulacja jest wtedy, kiedy przyjmuje się warunki podyktowane przez Kaczyńskiego. Jeżeli się odmawia przyjęcia tych warunków, to nie jest to kapitulacja – mówi nam były premier Leszek Miller, dziś eurodeputowany. Pytamy o możliwe scenariusze na majowe wybory. Pytamy też o grę Jarosława Gowina i czy możliwy jest scenariusz z konstrukcyjnym wotum nieufności. – Trzeba odłożyć na bok swary, ideologiczne uprzedzenia i zrobić wszystko, żeby PiS przestał rządzić, bo to szkodliwa plaga, która ciągnie Polskę w dół – podkreśla
JUSTYNA KOĆ: Donald Tusk zapowiedział, że nie weźmie udziału w głosowaniu 10 maja. Pan wcześniej powiedział: „W wyborach udziału nie wezmę, gdyż po drodze do skrzynki pocztowej musiałbym przejść po zgliszczach demokratycznego państwa prawa”.
LESZEK MILLER: Cieszę się, że Donald Tusk ma bardzo podobne stanowisko, może nawet całkowicie tożsame. Podzielam jego pogląd w całości, z jedną tylko różnicą. Nie uważam, jak powiedział Tusk, że jeśli będzie masowa odmowa udziału w tych pseudowyborach, to PiS się zreflektuje i doprowadzi do tego, że następne wybory będą uczciwe. Tak nie będzie, bo dla PiS-u frekwencja nie ma żadnego istotnego znaczenia.
Kaczyński wie, że jego wyznawcy karnie zameldują się przy skrzynkach pocztowych. Niezależnie, czy to będzie 10 proc., czy 20, to oczywiście zagłosują na Andrzeja Dudę.
Czyli ten społeczny nacisk nie ma wielkiego znaczenia dla rządzących?
Nie ma żadnego, natomiast on ma znaczenie dla oceny wiarygodności wyborów i prawomocności przez UE, OBWE, przez inne państwa demokratycznego świata, bo zwraca się uwagę, jaką legitymację ma wybrana władza. Jeżeli frekwencja będzie niska, to legitymacja będzie wątła, w dodatku jeszcze instytucje unijne czy międzynarodowe mają świadomość, że to nie są żadne wybory. Taki mandat, jakim będzie się posługiwał Andrzej Duda, będzie mocno wątpliwy i to mu utrudni pełnienie funkcji i w kraju, i za granicą.
Niska frekwencja podważa legitymację wyłonionego prezydenta.
Czym taki brak legitymizacji może skutkować?
Niektóre struktury demokratycznego świata już dają do zrozumienia, że nie będą wykazywać żadnej inicjatywy, jeżeli chodzi o spotkania i przyjmowanie tak wyłonionego prezydenta. Dla Dudy to może być problem, bo jego reputacja ulegnie zdruzgotaniu. On ma tylko jedną drogę, którą powinien pójść, ale tego nie zrobi oczywiście. Gdyby chciał zachować się przyzwoicie, to musiałby stanąć jako mąż stanu i wygłosić oświadczenie, że biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, te związane z pandemią i procedurami, on wzywa do przełożenia wyborów i w takim klimacie nie zamierza brać w nich udziału. Wie, że ma szanse wygrać, ale chce to zrobić w sposób uczciwy i rzetelny, a nie określany jako szwindel. Z takim politycznym apelem powinien się zwrócić i wówczas nikt nie miałby wątpliwości, że zachował się właściwie. Inaczej
będzie miał opinię urzędnika, którego na prezydenta wybrał de facto koronawirus z Kaczyńskim pospołu.
Czy wybory w ogóle się odbędą?
Jedno wiemy na pewno: determinacja Kaczyńskiego jest niezwykła. On zrobi wszystko, żeby głosowane odbyło się 10 maja lub w następnej majowej dacie. Reelekcja Andrzeja Dudy to cel numer jeden, albowiem Duda jako prezydent Polski to jest symbol bezpieczeństwa dla Kaczyńskiego i jego ekipy. Warto tu zwrócić uwagę na to, co powiedział Włodzimierz Czarzasty, który wskazał, że rozmawiał z ważnym urzędnikiem PiS-u i ten powiedział: albo będziemy rządzić, albo będziemy siedzieć. Myślę, że to świadomość rozpowszechniona w szeregach PiS-u i dlatego
są gotowi położyć wszystko na jedną kartę i zrobią wszystko, aby osadzić Dudę na fotelu prezydenckim każdą możliwą metodą.
Jarosław Gowin może te plany popsuć? A może to ustawka z Kaczyńskim?
Gowin już przeszedł Rubikon i dla niego już nie ma powrotu, bo Kaczyński nie może tolerować sytuacji, kiedy któryś sojusznik zachowuje się w sposób impertynencki, a na pewno tak to jest interpretowane. Niezależnie od intencji Gowina i jego ocen – a wiem, jak bardzo są one krytyczne – trzeba docenić, że to jest jedyny polityk z szeroko rozumianego obozu Zjednoczonej Prawicy, który taką rękawicę rzucił. Gowin zagrał o najwyższą stawkę – jeśli w głosowaniu w Sejmie nad ustawą, która wróci z Senatu, zgromadzi taką liczbę posłów, która wraz z opozycją doprowadzi do odrzucenia projektu PiS-u, to Gowin przejdzie do zupełnie innej ligi. Jeśli natomiast PiS przejmie jego ludzi, a on przegra głosowanie, to jego znaczenie polityczne będzie żadne. Przyznam, że irytują mnie kuksańce, które opozycja Gowinowi serwuje, bo w tym momencie to jest sojusznik, a sojusznika się nie obraża. Sojusznika się przygarnia przynajmniej do momentu rozstrzygnięcia.
Gdyby okazało się, że ukształtowała się nowa większość, na przykład z nowym marszałkiem Sejmu Jarosławem Gowinem, to uważam, że po zmianie marszałka powinien pójść następny krok, czyli konstruktywne wotum nieufności, co by oznaczało wybory nowego prezesa Rady Ministrów.
Kogo widziałby pan na tym stanowisku?
Otwierają się rozmaite możliwości. To byłoby bardzo trudne, bo musiałaby to być osoba, pod którą podpiszą się tak różne ugrupowania, które musiałyby zawrzeć przynajmniej tymczasowy sojusz od Zandberga po Bosaka. Być może to zatem tylko hipoteza, ale trzeba tu postawić pytanie o główny cel opozycji. Jeżeli jest nim odsunięcie od władzy złego rządu i złego obozu politycznego, to każda cena jest do zapłacenia. Trzeba odłożyć na bok swary, ideologiczne uprzedzenia i zrobić wszystko, żeby PiS przestał rządzić, bo to szkodliwa plaga, która ciągnie Polskę w dół.
Jak ocenia pan zachowanie lewicy w tym wszystkim?
Lewica zachowuje się jak inne ugrupowania, np. PSL. To, że przedstawiciele Lewicy i PSL czy innych ugrupowań chcą kandydować, nawet rozumiem, bo zakładają, że mają okazję się pokazać, a to może się im opłacić w następnych wyborach. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że bojkot wyborów czy nieuczestniczenie w nich to kapitulacja. Kapitulacja jest wtedy, kiedy przyjmuje się warunki podyktowane przez Kaczyńskiego. Jeżeli się odmawia przyjęcia tych warunków, to nie jest to kapitulacja.
Powiem wprost. Oddzielam stanowisko kandydatów od wyborców. Ja jestem wyborcą i nie chcę nikogo pouczać ani sugerować, ale
jako odpowiedzialny wyborca nie mogę wziąć udziału w tym głosowaniu, bo to nie są wybory. Skoro mi się oferuje skrzynkę pocztową zamiast urny wyborczej, to nie mogę brać udziału w tej farsie, bo miałbym poczucie, że tę farsę legitymizuję.
Już nie wspomnę o zagrożeniu życia i zdrowia obywateli. Jeżeli to są pseudowybory, które gwałcą konstytucję, to ja nie tylko nie chcę sam w tym uczestniczyć, ale też nie mogę namawiać innych Polaków do usankcjonowania PiS-owskiego bezprawia.
Zdjęcie główne: Leszek Miller, Fot. Facebook/MillerLeszek