Grupa groźnie wyglądających, potężnie zbudowanych mężczyzn ubranych w czerń, zaczyna wykonywać ekspresyjny, demoniczny taniec i z obłędem w oczach wykrzykuje brzmiące jak zaklęcia słowa. Wyglądają, jakby mieli naprawdę krwiożercze zamiary i faktycznie mają jeden cel – zniszczyć przeciwnika. A chcą to zrobić za pomocą błyskotliwych przyłożeń i celnych kopnięć na bramkę. W Japonii rusza 9. Puchar Świata w rugby, a tytułu bronią niesamowici Nowozelandczycy.
Reprezentacja Nowej Zelandii, słynni All Blacks, znana jest z wykonywania przed meczami tradycyjnego maoryskiego tańca wojennego, haki. Obejrzenie tego występu nawet przed telewizorem robi wrażenie, aż trudno wyobrazić sobie, co myślą meczowi przeciwnicy Nowozelandczyków. Kilka lat temu doszło nawet do protestów, bo rugbyści All Blacks bardzo ekspresyjnie wykonywali gesty przypominające podrzynanie gardła.
Rugby nie ma jednak w sobie nic z brutalności, choć oglądającym mecz tej dyscypliny może wydawać się inaczej. Nieprzypadkowo mówi się, że to „chuligański sport dla dżentelmenów” – stara tradycja nakazywała obu drużynom wspólnie biesiadować po zakończonym meczu, a do sędziego zwraca się tylko kapitan, i to z należytym szacunkiem. Wydawać by się mogło, że mecz rugby to jedna wielka przepychanka, lecz przy dokładnym przyjrzeniu się widać piękno tej dyscypliny – przecież miliardy ludzi na świecie nie mogą się mylić i z jakiegoś powodu emocjonują się meczami rozgrywanymi jajowatą piłką.
W Polsce rugby jest niszowe, lecz to jeden z najpopularniejszych sportów świata, a mistrzostwa globu są obok igrzysk olimpijskich i piłkarskiego mundialu jedną z największych sportowych imprez.
Dlaczego rugby nie rozwinęło się w Polsce? Jedna z teorii mówi, że zdecydowała o tym polityka. W 1969 roku odbył się na Stadionie Dziesięciolecia pokazowy mecz Polska–Francja – miała to być atrakcja umilająca czekanie na przyjazd rywalizujących w Wyścigu Pokoju kolarzy. Na trybunach dziesiątki tysięcy ludzi i państwowe władze, a tymczasem goście zafundowali Polakom srogie lanie – mecz zakończył się porażką 0:67. Legenda głosi, że oburzone władze nie chciały promować dyscypliny, w której nie ma szans pokonać reprezentacji z kapitalistycznego Zachodu Europy.
Teraz, po latach zaniedbań, ciężko będzie Polakom przebić się na Puchar Świata, tym bardziej, że eliminacje są dość skomplikowane, a przepustek do wywalczenia niewiele. Większość miejsc przeznaczona jest dla najlepszych uczestników poprzedniej edycji, a najczęściej są to światowi hegemoni – Nowa Zelandia, Australia, Republika Południowej Afryki i zespoły rywalizujące co roku w Pucharze Sześciu Narodów, swoistych mistrzostwach Europy – Anglia, Irlandia, Szkocja, Walia, Francja i Włochy.
To właśnie te nacje tradycyjnie wymienia się wśród faworytów, choć wydaje się, że ciężko będzie komuś realnie All Blacks zagrozić.
Aż dziwi, że Nowa Zelandia dopiero w ostatnich dwóch edycjach zdominowała mistrzostwa. Przypomina to dawny casus piłkarskiej reprezentacji Hiszpanii, która długo nie mogła żadnego wielkiego turnieju wygrać, aby nagle zacząć zdobywać trofea seryjnie. All Blacks triumfowali w pierwszej edycji Pucharu Świata w 1987 roku – w finale pokonali Francję 29:9. Na kolejny triumf czekali aż 24 lata. W 2011 roku, na turnieju rozgrywanym u siebie, ponownie pokonali Francję, tym razem 8:7. Cztery lata później obronili tytuł, tym razem wysoko pokonali Australię 34:17. Poza tym All Blacks grali w finale jeszcze raz – w 1995 roku, podczas słynnego turnieju w RPA, gdy Neslon Mandela, chcąc zjednoczyć kraj, namawiał czarnoskórych mieszkańców, by kibicowali białej drużynie, grającej w uwielbianą przez białych dyscyplinę.
Teraz 20 najlepszych drużyn rugby union, podstawowej, 15-osobowej wersji dyscypliny (dyscypliną olimpijską jest odmiana 7-osobowa), rywalizować będzie o pozłacane, 38-centymetrowe trofeum nazwane na cześć uważanego za twórcę gry Williama Webba Ellisa. Zmagania potrwają aż do 2 listopada w Japonii. Turniej jest trudny i wyczerpujący –
Na początek reprezentacje zmierzą się każda z każdą w czterech pięciozespołowych grupach, a dwie najlepsze awansują do ćwierćfinałów.
W grupie A o jak najlepszy wynik powalczą gospodarze, Japończycy. W meczu otwarcia pokonali Rosję 30:10, a trzy przyłożenia zdobył Kotaro Matsushima. Zdecydowanymi faworytami grupy są jednak Irlandczycy i Szkoci. W grupie B karty rozdawać będą hegemoni, Nowa Zelandia i RPA. Anglia, Francja i Argentyna powalczą o wyjście z grupy C, a w grupie D najsilniejsze wydają się Australia i Walia. Pierwsza faza turnieju potrwa do połowy przyszłego miesiąca, pierwsze mecze ćwierćfinałowe zaplanowane są na 19 października. Finał odbędzie się w Jokohamie 2 listopada o 10:00 polskiego czasu. Czasu na pokochanie rugby jest więc sporo – a najlepiej zacząć od razu.
Zdjęcie główne: Mecz rugby Nowa Zelandia-Australia, Fot: Jean Francois Fournier Photographe, licencja Creative Commons