W kolejną rocznicę Bitwy Warszawskiej PiS znów wyprowadza na ulice wyremontowane Leopardy (postniemieckie) i T-72 (postradzieckie). Te propagandowe pokazy siły polskiej armii, faktycznie rozbrojonej i zdezorganizowanej przez Macierewicza/Błaszczaka, przypominają ostatnie sanacyjne defilady przed wybuchem II wojny światowej – pisze Cezary Michalski
Także polityka historyczna i cała patriotyczna edukacja, którą PiS wypełniło programy polskiej szkoły i propagandę państwowych mediów, przypomina późnosanacyjną parodię „mocarstwowości”, która skończyła się praktycznie po tygodniu kampanii Września ’39, kiedy hitlerowcy stali już pod Warszawą.
Tania suwerenność
Nowe wyborcze hasło Jarosława Kaczyńskiego z katowickiej konwencji Prawa i Sprawiedliwości – „pieniądz jest tani” – ma uczyć Polaków, że bogactwo narodów, jednostek i rodzin nie pochodzi z ogromnego wysiłku pracy, nauki, biznesowego ryzyka, ale przychodzi łatwo, bierze się z transferów socjalnych, z „darów państwa i rządzącej partii”. Podobnie
polityka historyczna i rocznicowa propaganda PiS mają uczyć Polaków, że godność i suwerenność także są „tanie”. Można je mieć z „rekonstrukcji historycznej”, „polityki historycznej”, z propagandy i rocznicowych defilad.
Józef Piłsudski mawiał, że wielu ludzi udających w Polsce patriotów chciałoby mieć niepodległość, która „kosztuje dwa grosze i dwie krople krwi”. Kaczyński obiecał Polakom niepodległość, która w ogóle nie kosztuje nic. Nie wiąże się z żadnym geopolitycznym ryzykiem, z koniecznością prowadzenia polityki rozumnej, ostrożnej, dopasowanej do realnego potencjału Polski.
W rzeczywistości suwerenność takiego kraju jak nasz – średniej wielkości, odbudowującego dopiero swój gospodarczy potencjał, położonego w najniebezpieczniejszym geopolitycznie miejscu „na skrzyżowaniu Europy i Azji” – nigdy nie jest za darmo. Wymaga wyrzeczeń i politycznej mądrości.
Wypracowuje się ją w mądrej polityce zagranicznej, której rządy PiS są przeciwieństwem – niszcząc relacje z UE, konfliktując Polskę ze wszystkimi sąsiadami, a stosunki z USA układając z pozycji totalnego klienta Donalda Trumpa, który akurat takich „partnerów” traktuje z pogardą, zamiast realnych gwarancji oferuje im komplementy, wyciska ich z pieniędzy, a na końcu zdradza.
Nowi „żołnierze wyklęci”
Ta
łatwa, wręcz darmowa „suwerenność” Kaczyńskiego to „suwerenność” historycznych grup rekonstrukcyjnych czy kiboli, którzy są odważni wyłącznie wówczas, kiedy działając w dużej grupie kopią swoich bezbronnych rodaków.
To wreszcie wygodna i łatwa ideologia totalnych oportunistów w rodzaju Stanisława Piotrowicza, którzy z każdą władzą, z każdym ustrojem, z każdą panującą ideologią i religią umieli żyć dobrze.
Radykalizm polityki historycznej PiS, gdzie Armię Krajowa walczącą z nazistami zastąpiła Brygada Świętokrzyska NSZ, która z nazistami kolaborowała, nie tylko jest w całości oparty na kłamstwie. Ten fałszywy radykalizm jest dla Jarosława Kaczyńskiego politycznie przydatny, bowiem obsługuje egzystencjalne, biograficzne kłamstwo samych PiS-owców.
Prezes PiS w „wykładzie historii” na uczelni Tadeusza Rydzyka mówił o sobie i swoim najbliższym politycznym otoczeniu jako o „małej grupie, która po roku 1989 walczyła na rzecz polskiej suwerenności i w obronie polskiej tożsamości, dlatego można ją porównać z żołnierzami wyklętymi, bo byliśmy kontynuatorami ich walki”.
Prokurator stanu wojennego Stanisław Piotrowicz w koszulce z kotwiczką? Karol Karski, który jeszcze w ostatnich PRL-owskich wyborach lokalnych startował z poparciem PRON-u, w mundurze małego powstańca? Beata Szydło, która studiując w rozgorączkowanym Krakowie lat 80. zawsze pozostawała potulną oportunistką, jako sanitariuszka leśnego oddziału?
Ta maskarada jest groteskowa tylko z pozoru. Ludzie, którzy w swoim realnym życiu zawsze obawiali się ryzykownych zaangażowań politycznych, chętnie zaakceptują taką wersję historii, w której PSL, PPS, Mikołajczyk, „rewizjoniści” wyrzucani z PZPR za przeciwstawianie się Gomułce i Moczarowi, opozycja demokratyczna, pierwsza „Solidarność” czy nawet polskie państwo podziemne, którego przywódcy w 1945 roku wzywali do zakończenia walki zbrojnej – wszyscy oni byli „zbyt miękcy”, „skompromitowani” przez kontakty z nową władzą, a już największym ich grzechem było to, że w ogóle przeżyli.
Symboliczne poparcie dla najbardziej radykalnego oporu zwalnia faktycznych oportunistów z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego z poczucia winy za to, że oni sami na żaden realny opór nigdy się nie zdobyli.
W polityce historycznej PiS nastąpiło też całkowite wymazanie liderów i elit faktycznego polskiego patriotycznego oporu – AK-owskich, opozycyjnych, solidarnościowych.
Jak powiedział kiedyś prof. Andrzej Friszke, „ofiarą pisowskiej polityki historycznej padł nie tylko Wałęsa, nie mówi się już o Grocie-Roweckim, nie wspomina się o Niepokólczyckim czy Fieldorfie, nie mówiąc już o Mikołajczyku”. To znów jest wizja historii, która ma uzasadniać współczesną strategię polityczną Kaczyńskiego. Liderzy i członkowie elit są zepsuci, idą na śmietnik historii. Liczy się anonimowy „prosty żołnierz” czy „szary człowiek”. Na tle tej anonimowej masy miejsce w historii zachowają tylko Lech i Jarosław Kaczyńscy.
Chodzi o to, by całkowicie wymazać wszelką historyczną konkurencję dla „braci”.
Cała reszta solidarnościowych (a wcześniej AK-owskich) elit uwikłana jest w „kolaborację”, „przeżycie”, „agenturalność” albo „spisek z Magdalenki”. Jak jednak przypomniał kiedyś inny czołowy historyk opozycji i „Solidarności” prof. Andrzej Paczkowski: „było tylko dwóch ludzi z solidarnościowej reprezentacji przy okrągłym stole, którzy uczestniczyli we wszystkich spotkaniach w Magdalence, byli to Tadeusz Mazowiecki i Lech Kaczyński”. Sam Jarosław Kaczyński wie o tym doskonale, ale już odbiorcy jego propagandy – niekoniecznie.
Zła historia matką złej polityki
Historyczne kłamstwo podporządkowane interesowi rządzącej partii tylko z pozoru nie niesie ze sobą żadnego ryzyka, poza ryzykiem cynizmu. W tej fałszywej historii, gdzie bycie „żołnierzem wyklętym” nic nie kosztuje – ani żołnierza, ani cywilów, ani kraju – wychowane zostanie pokolenie naszych dzieci. To jest właśnie „fałszywa historia jako mistrzyni złej polityki”, przed którą ostrzegał Polaków Józef Szujski.
Prof. Paweł Machcewicz właśnie w kłamstwie „łatwego, rekonstrukcyjnego patriotyzmu” widzi jedną z przyczyn przejęcia i „przekonstruowania” przez PiS stworzonego przez jego zespół Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.
„Kiedy posłowie PiS-u przeprowadzali sąd nad naszym muzeum – wspominał Machcewicz – Joanna Lichocka zaatakowała mnie za pacyfizm i nadmierne eksponowanie cywilnych ofiar wojny. Nazwała to »przyjęciem perspektywy cywilnej«, którą nie wiedzieć czemu uznała za »perspektywę niemiecką«”.
Zarówno w recenzjach muzeum zamówionych przez ministra Piotra Glińskiego u Jana Żaryna czy Piotra Semki, jak też w wypowiedziach posłów i senatorów PiS, których Machcewicz musiał wysłuchiwać w czasie partyjnego samosądu nad gdańskim muzeum, jego zespołowi zarzucano, że „nie wydobył roli wojny jako świetnej okazji do wychowania młodzieży, nauczenia jej pomysłowości i heroizmu”.
„Niestety – wspominał z goryczą Machcewicz – ten sposób widzenia wojny kojarzy mi się wyłącznie z nazistowskimi koncepcjami wychowania młodzieży”.
Różnica jest taka, że kiedy Niemcy zaakceptowali historyczne i mocarstwowe kłamstwa Hitlera, najpierw zniszczyli Europę, a dopiero później ich własne państwo zostało zaorane do fundamentów. Polska jest krajem nieco słabszym i nieco wrażliwszym od Niemiec.
Jeśli my uwierzymy w kłamstwo Kaczyńskiego o „tanim pieniądzu” i jeszcze tańszej „mocarstwowości”, to przede wszystkim zniszczymy się sami.
Dla wychowanych na polityce historycznej PiS-u kiboli rzucanie kamieniami w uczestników Marszów Równości może się wydawać tym samym, co rzucanie grantami w niemieckie Tygrysy. Dzieci uczone przez IPN, Kaczyńskiego i wszystkich specjalistów od „tryumfów moralnych”, że „wojna może nauczyć młodego Polaka pomysłowości”, mogą się na tej „wiedzy” nieźle przejechać.
Dziś żyją w kłamstwie stosunkowo wygodnie i bez ryzyka, dopóki jakaś realna historyczna tragedia nie sprawi, że w tym kłamstwie zginą.
Cezary Michalski
Autor jest publicystą tygodnika “Newsweek”
Zdjęcie główne: Jarosław Kaczyński, Fot. Flickr/Kancelaria Senatu/M. Józefaciuk, licencja Creative Commons