W nowym budżecie jest ok. 10 nowych podatków i drugie tyle podatków i opłat podwyższonych – to są m.in. podatki cukrowy, handlowy, deszczowy, od „małpek”, od spółek komandytowych, opłaty od OFE, mocowa, depozytowa, ograniczona ulga abolicyjna. Podsumowując, budżet na 2021 rok to wystawiony obywatelom rachunek za PiS-owskie obietnice wyborcze – mówi nam była wiceminister finansów Izabela Leszczyna. I dodaje: – Głosowanie budżetu w tym roku i cała debata nad budżetem przypominały grudzień 2016 roku, kiedy rządzący zrobili, co chcieli, w Sali kolumnowej. Jestem w Sejmie od kilku kadencji i zawsze debata budżetowa była najważniejszą w roku. Kłóciliśmy się o to, na co powinno się wydawać pieniądze obywateli. To były ważne dyskusje, bo dotyczyły tego, jak ma wyglądać państwo polskie. O to warto, a nawet trzeba się kłócić. W tym roku na debacie w II czytaniu nie było nawet ministra finansów, a pytania posłów były lekceważone.

JUSTYNA KOĆ: Sejm uchwalił budżet na 2021 rok, w którym deficyt ma wynieść 82,3 miliardy złotych. Jak pani to ocenia?

IZABELA LESZCZYNA: Trudno się odnieść do tej liczby, bo ona jest nieprawdziwa i ten deficyt nic nam nie mówi. Po pierwsze cały szereg wydatków, które PiS zaplanował na 2021 rok, to wydatki finansowane z budżetu 2020 roku. Rząd po prostu przerzucił kilkadziesiąt miliardów złotych na przyszłoroczne wydatki. To 38 mld dotacji do FUS i Funduszu Solidarnościowego i ok. 9 mld zł tzw. niewygasów. Takie wydatki niewygasające są zgodne z ustawą o finansach publicznych, ale trzeba je wydać do końca marca. Ponieważ PiS jest rządem bezprawia, to zdecydował, że może je wydawać do końca listopada. To znaczy, że

mamy de facto budżet dwuletni z deficytem ponad 190 mld zł.

Po drugie prawdziwy deficyt całego sektora finansów publicznych wynosi 410 mld zł, bo wszystkie wydatki na walkę z COVID-19 są poza budżetem: 100 mld zł w Polskim Funduszu Rozwoju i 110 mld w funduszu przeciwdziałania COVID-19 w Banku Gospodarstwa Krajowego. To, że się wyprowadzi deficyt poza budżet, nie oznacza wcale, że on przestał istnieć.

Reklama

To kreatywna księgowość?
Kreatywna księgowość to za mało powiedziane, to są zbyt duże kwoty. PiS po prostu oszukuje obywateli, udaje, że dług jest mniejszy niż jest naprawdę i że deficyt jest mniejszy niż rzeczywisty. Co więcej, udaje też, że wydatki socjalne i programy społeczne są finansowane z uszczelnienia systemu podatkowego i ze zmniejszającej się luki VAT. To wszystko jest jednym wielkim kłamstwem, bo luka VAT rozszczelniła się już w 2019 r., a w tym roku powiększy się o 10 miliardów w stosunku do roku poprzedniego, to oznacza, że

na program 500 Plus oraz 13. i 14. emeryturę zabraknie w 2021 roku ponad 50 mld zł. Te programy będą finansowane z długu.

A przecież w nowym budżecie jest ok. 10 nowych podatków i drugie tyle podatków i opłat podwyższonych – to są m.in. podatki cukrowy, handlowy, deszczowy, od „małpek”, od spółek komandytowych, opłaty od OFE, mocowa, depozytowa, ograniczona ulga abolicyjna. Podsumowując, budżet na 2021 rok to wystawiony obywatelom rachunek za PiS-owskie obietnice wyborcze. Teraz zapłacimy za to wszystko w nowych podatkach i w nowym długu, czyli przyszłych podatkach.

Jeszcze w sierpniu premier obiecywał budżet bez deficytu, tydzień temu wszyscy słyszeliśmy, że niepotrzebne nam unijne fundusze. Dziś okazuje się zupełnie co innego. Kiedy premier mówił prawdę?
Wydaje się, że premier Morawiecki kłamstwo ma w genach, a poza tym kłamstwo jest naturalnym środowiskiem partii PiS. Gdyby nie fundusze unijne, to nie byłoby nas stać na walkę z covidem, bo ani w tym roku, ani w przyszłym nie ma w budżecie dodatkowych pieniędzy na wzmocnienie systemu ochrony zdrowia. Nie ma też w budżecie państwa, ani w planie finansowym NFZ, środków na szczepionkę, ani pieniędzy na organizację szczepień. Oznacza to, że gdyby podatnicy bogatszych państw Unii, takich jak Niemcy, Francja czy Holandia, solidarnie nie dorzucali do naszego budżetu funduszy unijnych, to i z pandemią, i odbudową gospodarki po niej byłoby nam bardzo ciężko. Dlatego

zamiast opowiadać brednie, że ktoś chce nam zabrać suwerenność i zaatakować polską rodzinę, trzeba dbać o tę wspólnotę i budować ją razem z innymi państwami najlepiej jak umiemy.

Fundusze unijne są bardzo ważne, szczególnie teraz, gdy rząd nie jest w stanie zapewnić nam odpowiedniej ochrony zdrowia. Powtórzę: w przyszłorocznym budżecie na ochronę zdrowia nie ma ani grosza więcej niż to, co wynika z ustawy, według której w 2021 r. powinniśmy przeznaczyć na ochronę zdrowia 5,3 proc. PKB. To oznacza, że gdyby nie Fundusz Odbudowy i specjalny Fundusz Zdrowia, o który walczyli europosłowie Koalicji Obywatelskiej, gdyby nie europejska komisja antyrakowa, na czele której stoi Bartek Arłukowicz, nie moglibyśmy nawet myśleć o planie naprawy systemu ochrony zdrowia i tysiące Polaków umierałoby z powodu braku dostępności leczenia, tak jak w tym roku. Fundusz Odbudowy to także pieniądze na sprawiedliwą transformację, zieloną gospodarkę, cyfryzację. Ten, kto mówi, że nie są nam potrzebne, jest albo ignorantem, albo wrogiem Polski.

Ponad 800 poprawek Sejm przegłosował w zaledwie kilku ruchach. Sejmowa większość zdecydowała o łączeniu w głosowanie poprawek, które uzyskały pozytywną opinię sejmowej komisji finansów, analogicznie połączone zostały te z negatywną opinią. Mam wrażenie, że prościej by było, gdyby PiS zebrał się na posiedzeniu i ogłosił, co ustalił.
Głosowanie budżetu w tym roku i cała debata nad budżetem przypominały grudzień 2016 roku, kiedy rządzący zrobili, co chcieli, w Sali Kolumnowej. Jestem w Sejmie od kilku kadencji i zawsze debata budżetowa była najważniejszą w roku. Kłóciliśmy się o to, na co powinno się wydawać pieniądze obywateli. To były ważne dyskusje, bo dotyczyły tego, jak ma wyglądać państwo polskie. O to warto, a nawet trzeba się kłócić.

W tym roku na debacie w II czytaniu nie było nawet ministra finansów, a pytania posłów były lekceważone. Ja nie otrzymałam odpowiedzi na ważne pytanie, dlaczego jest tak, że w Polsce mamy europejskie stopy procentowe (0,10 proc.), a inflację polską, bo w listopadzie inflacja bazowa wynosiła 5 proc. To oznacza, że oszczędności Polaków na lokatach topnieją i ci, których nie stać, aby inwestować w nieruchomości, tylko oszczędzają całe życie i trzymają te oszczędności w banku, tak naprawdę tracą swoje pieniądze, bo ich siła nabywcza spada.

Inflacja to „najgorszy podatek”, bo niewidoczny i uderza w najbiedniejszych, którym nie starcza do końca miesiąca, bo wszystko drożeje.

Ale wracając do poprawek, jedna z nich to przekazanie dodatkowych 4 mld zł dla medyków, którzy walczą z pandemią, to także zabranie 2 mld zł z TVP i przekazanie ich na onkologię i leczenie chorób kardiologicznych. PiS odrzucił te i wszystkie inne poprawki opozycji, wrzucając je do jednego bloku głosowań z poprawkami o pieniądze na np. wodociąg w gminie Koniecpol, ale też z takimi, z którymi nie zgadzaliśmy się i chcieliśmy głosować przeciw. To była farsa, a nie głosowanie!

Przyznam, że chyba nigdy w Sejmie nie czułam się tak bezsilna i zła, jak podczas tego głosowania.

Oskarżam PiS o to, że w tym roku umierali ludzie, którzy wcale nie musieli umrzeć, i niestety będą umierać także w przyszłym roku, a mogliby żyć, gdyby PiS przeznaczył więcej pieniędzy na ochronę zdrowia, bo pandemia naprawdę zrujnowała system.

Minister zdrowia ogłosił, że czeka nas narodowa kwarantanna od 28.12 do 17.01. Zamknięte będą stoki narciarskie, hotele, galerie handlowe. Czy stać nas na to?
KO zażądała w Sejmie dyskusji o stanie gospodarki, zależało nam na tym, aby zwrócić uwagę na kondycję firm, szczególnie małych i średnich przedsiębiorstw. Przyszedł nowy pan wiceminister z resortu Gowina i zarzucił nas dziesiątkami ekonomicznych wskaźników, konkludując, że z gospodarką jest całkiem dobrze. A przecież wiemy, że dobrze nie jest, że zdesperowani ludzie wychodzą na ulice protestować. Kiedy Czesi zrobili to samo i zamknęli bary, restauracje, hotele, to natychmiast ogłosili, że wypłacą firmom 100 proc. wynagrodzeń dla wszystkich pracowników i 100 proc. kosztów stałych.

A u nas? Rząd wprowadza jakieś „tarcze” o kolejnych numerach, sam chyba nie wiedząc, ile ich było. W tym ogromnym chaosie przedsiębiorca czasem nawet nie wie, co mu się należy. A najgorsze jest to, że decyzje są wciąż zmieniane, w dodatku bez żadnego uzasadnienia. Jeszcze 2 tygodnie temu premier Gowin ogłosił z przytupem ze swoim kolegą z rządu, właścicielem stoku, wiceministrem Gutem-Mostowym, że stoki będą otwarte, bo prezydent lubi sobie pojeździć.

Ta zapowiedź uruchomiła kosztowne naśnieżanie stoków armatkami, ale też rozkręciła biznes hotelowy, bo

jak ludzie widzą Rydzyka, który niemal pląsa z ministrami bez maseczek, to myślą, że pandemia nie taka straszna.

Tak więc przedsiębiorcy zainwestowali. A dzisiaj wyszedł minister Niedzielski i najpierw ogłosił, że od końca października rząd gra bardzo fair i wszystko mówi z dużym wyprzedzeniem, po czym powiedział, że stoki jednak zamykają. To jest przecież Monthy Pyton.

Gdyby nie chodziło o życie ludzkie i życie firm, to można by zrywać boki ze śmiechu. Niestety, takie nieodpowiedzialne zachowanie rządu rodzi poważne konsekwencje i w zasadzie jest zagrożeniem dla całej gospodarki, a zła kondycja gospodarki to brak pieniędzy, także na ochronę zdrowia, czyli zagrożenie dla naszego życia.


Zdjęcie główne: Izabela Leszczyna, Fot. ARWC

Reklama