Polityka rządu PiS prowadzi do izolacji Polski i do wyzbycia się – choćby poprzez konflikt na tle wyboru Donalda Tuska na drugą kadencję szefa Rady Europejskiej – narzędzi politycznych i dyplomatycznych, aby wpływać na rozstrzygnięcia europejskie, także te z zakresu utworzenia się Unii dwóch prędkości – mówi wiadomo.co Eugeniusz Smolar, dziennikarz, działacz opozycji w czasach PRL, członek rady fundacji Centrum Stosunków Międzynarodowych

Justyna Koć: Przedstawiciele państw z całego świata we wtorek skrytykowali Polskę na forum Rady Praw Człowieka ONZ. Co to dla Polski oznacza?
Eugeniusz Smolar: Jest to nieprzyjemne, dlatego że jedna z agend Organizacji Narodów Zjednoczonych zajęła się Polską. Trzeba wziąć pod uwagę, że należymy do świata krajów demokratycznych, kierujących się zasadami Unii Europejskiej, które mają podwyższone standardy, bardziej nawet niż te, które określa ONZ. Krytyka  ma znaczenie raczej symboliczne, mimo, że sama Rada Praw Człowieka zastąpiła komisję pod hasłem sprawienia, że będzie bardziej skuteczna w swoim działaniu. Na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ wybiera się 48 członków, którzy są podzieleni geograficznie. Do tej rady wchodzą jednak i przedstawiciele krajów, których standardy praw człowieka są odległe od zasad, którymi kieruje się ONZ, np. Arabia Saudyjska, w której obowiązuje kara śmierci czy kara chłosty i w której rolę kobiet określa religijnie szariat. Natomiast, niewątpliwie, taka krytyka powinna nas niepokoić i stanowić pewien wyznacznik, kierunek, gdzie powinniśmy dostosować politykę do standardów, którym formalnie poprzez podpisanie traktatów i umów międzynarodowych powinniśmy hołdować, a tego nie robimy.

Polska stara się o miejsce niestałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ, a mamy konkurentów do tego miejsca. Kiedy wokół kraju panuje niepokój co do standardów, to może to mieć wpływ na to, że Polska nie uzyska wystarczającej liczby głosów.

Może to też mieć znaczenie dla Polski w innym wymiarze. Polska stara się o miejsce niestałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ, a mamy konkurentów do tego miejsca. Kiedy wokół kraju panuje niepokój co do standardów, to może to mieć wpływ na to, że Polska nie uzyska wystarczającej liczby głosów.

Rada ONZ krytykuje nas m.in. za reformę sądownictwa, która właśnie jest przeprowadzana przez rząd PiS. To powinien być wyraźny sygnał dla rządu? Wyjątkowy, bo to jednak ONZ.
Nie jestem pewien, czy wyjątkowy, bo jednak stanowisko w tej spawie Komisji Europejskiej czy Komisji Weneckiej powinno mieć dla nas większe znaczenie. Ta sprawa w pewnym stopniu wiąże ręce rządowi, który chce przeprowadzić zmiany ubezwłasnowalniające system sądowniczy w Polsce, a z drugiej strony tworzy atmosferę wokół Polski jako kraju, który jest poważnym problemem i który przyczynia się do naszej izolacji. To może mieć wpływ na różnego rodzaju rozstrzygnięcia, także gospodarcze, w kontekście dyskusji o nowej perspektywie finansowej UE na lata 2011-27. Ten stan rzeczy bardzo negatywnie wpływa na pozycję negocjacyjną Polski.

Reklama

To może mieć wpływ na różnego rodzaju rozstrzygnięcia, także gospodarcze, w kontekście dyskusji o nowej perspektywie finansowej na lata 2011-27.

Czy, według pana, możemy nie dostać funduszy?

To skomplikowany proces. Ze względu na kryzys w Europie, wysokie bezrobocie, szczególnie na południu kontynentu wśród młodzieży, co też ma związek ze wzrostem znaczenia partii populistycznych, które są jednocześnie antyeuropejskie, nieliberalne i, jednocześnie często, prorosyjskie. To wszystko powoduje, że politycy państw członkowskich chcą zmiany struktury budżetu. Już pojawiają się tendencje zmian w ramach budżetu tej perspektywy do 2020 roku. Pojawiają się głosy, że należy większy procent wydatków skierować np. na gałęzie gospodarki, które mają charakter przyszłościowy, a z drugiej strony zwiększyć wydatki na działania, które są potrzebne w związku z konfliktem destabilizującym Afrykę Północną i napływem imigrantów. Mamy liczne głosy, że należy nawet do 10 proc. budżetu przeznaczyć na pomoc dla krajów, z których napływają imigranci, po to, aby zwiększyć ich stabilizację i szanse rozwojowe, aby nie mieli bodźców do uciekania do Europy. Również po to, aby takie kraje, jak Włochy, Hiszpania, Grecja, ale i Szwecja, dostały pieniądze, by pomóc w absorpcji imigrantów, wesprzeć ich w nauce języka czy znalezieniu pracy.

Pojawiły się głosy ze strony przedstawicieli rządu szwedzkiego, ale i kanclerza Austrii, Christiana Kerna, że te kraje, które nie wykażą się solidarnością w dziedzinie absorpcji imigrantów, nie mogą liczyć na solidarność w przyszłości. To bardzo mocne stwierdzenie.

Polski rząd kategorycznie sprzeciwia się przyjęciu imigrantów. Mam wrażenie, że z tej kwestii zrobili nawet polityczny argument wewnątrz kraju.
W ramach solidarności europejskiej kraje unijne, np. te, które wymieniłem, domagają się solidarności ze strony Polski i krajów Grupy Wyszehradzkiej, które odmawiają przyjęcia jakichkolwiek imigrantów, a jednocześnie w małym stopniu  angażują się w pomoc przy rozwiązaniu problemu na terenie Włoch, Grecji czy Turcji. Pamiętajmy, że Unia płaci Turcji ponad 3 mld euro w ramach porozumienia, żeby Turcja była w stanie zachować imigrantów na swoim terenie. W dramatycznej sytuacji jest Liban, gdzie uchodźcy wojenni z Syrii stanowią już duży procent społeczeństwa libańskiego. Pojawiły się głosy ze strony przedstawicieli rządu szwedzkiego, ale i kanclerza Austrii, Christiana Kerna, że te kraje, które nie wykażą się solidarnością w dziedzinie absorpcji imigrantów, nie mogą liczyć na solidarność w przyszłości. To bardzo mocne stwierdzenie.

Polska jest postrzegana jako kraj, w którym łamana jest praworządność, ale również jako państwo odmawiające solidarności, a więc jako państwo egoistyczne, które nie działa na rzecz umocnienia Wspólnoty.

Grupa Wyszehradzka mówi o “selektywnej solidarności”.
I na tę samą selektywną solidarność będą mogły liczyć kraje wyszehradzkie przy ustaleniach budżetu unijnego. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że jeżeli nie dojdzie do zmiany polityki polskiego rządu, a nie zapowiada się, żeby doszło do zmiany, to będzie to miało wpływ na polityki unijne, na których Polsce najbardziej zależy. Polska jest postrzegana jako kraj, w którym łamana jest praworządność, ale również jako państwo odmawiające solidarności, a więc jako państwo egoistyczne, które nie działa na rzecz umocnienia Wspólnoty.

Przecież rząd mówi, że wstajemy z kolan.
Ja widziałem ładny mem na ten temat: Polska wstała z kolan i upadła na głowę. Solidarność nie może być selektywna. Prawdą jest to, co mówią rządy krajów wyszehradzkich, w tym nasz rząd, że w Traktacie Lizbońskim nie ma żadnego przymusu, ale też nie ma przymusu kierowania środków strukturalnych do krajów biedniejszych. Kraje skandynawskie, jak Dania czy Szwecja, ale też Holandia czy Francja, z którą mamy nie najlepsze stosunki ostatnio, to płatnicy netto do budżetu. I one chcą wiedzieć, dlaczego mają płacić państwom, które nie wykazują się solidarnością.

Na mnie zrobiła ogromne wrażenie wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego w wywiadzie dla Reutersa, gdzie powiedział, że byłby skłonny zdecydować się na jakiejś spowolnienie wzrostu ekonomicznego, jeżeli byłoby to ceną przeforsowania jego wizji Polski.

Czarno to wygląda.
Moim zdaniem, polityka rządu PiS prowadzi do izolacji Polski i do wyzbycia się – choćby poprzez konflikt na tle wyboru Donalda Tuska na drugą kadencję szefa Rady Europejskiej – narzędzi politycznych i dyplomatycznych, aby wpływać na rozstrzygnięcia europejskie, także te z zakresu utworzenia się Unii dwóch prędkości.

Jak to możliwe, że rząd nie zdaje sobie z tego sprawy?
Wie pani, ja tego nie wiem. Natomiast na mnie zrobiła ogromne wrażenie wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego w wywiadzie dla Reutersa, gdzie powiedział, że byłby skłonny zdecydować się na jakiejś spowolnienie wzrostu ekonomicznego, jeżeli byłoby to ceną przeforsowania jego wizji Polski. Wzrost gospodarczy to miejsca pracy, dynamizowanie inwestycji, to wpływy do budżetu, które pozwalają zrealizować wszystkie zobowiązania socjalne, jak emerytura czy renta, ale także te, które PiS wpisał do swojego programu, jak 500 Plus, leki dla seniorów za darmo itd.

Polska może stracić nie tylko pieniądze przeznaczane na pomoc organizacjom pozarządowym, ale utraci całość tych ponad 800 mln euro, co stanowi niebagatelną sumę.

Rząd ma też inny problem. Norwegia już mówi, że nie zaakceptuje przejęcia przez polskie władze kontroli nad milionami tzw. funduszy norweskich, które służą m.in. do finansowania działalności organizacji broniących praw człowieka.
Premier Norwegii Erna Solberg stwierdziła bardzo silnie, że fundusze na organizacje pozarządowe powinny być zarządzane przez te organizacje, a nie struktury rządowe. To odpowiedź na próby rządu PiS przejęcia tych środków. Rząd PiS wchodzi w tę samą rzekę, przez którą którą próbował przebrnąć rząd Orbána na Węgrzech. W efekcie rząd norweski zagroził, że nie przekaże tych funduszy Węgrom, a rozdysponuje je do innych krajów, które pomocy potrzebują. Orbán się wycofał, a mimo tego doświadczenia rząd PiS postępuje tak samo i efekt będzie ten sam. Zapoznałem się ze stanowiskiem komisji parlamentu norweskiego, w którym nie było jednego głosu sprzeciwu. Polska może stracić nie tylko pieniądze przeznaczane na pomoc organizacjom pozarządowym, ale utraci całość tych ponad 800 mln euro, co stanowi niebagatelną sumę.

Część tych funduszy była przekazywana m.in. na walkę z dyskryminacją, to też jest jedna z kwestii, na którą zwróciła uwagę ONZ.
W dokumentach norweskich i w umowie międzyrządowej z Polską, które określają, na co te fundusze maja być przeznaczone, napisane jest, że na szeroką paletę postaw prospołecznych, w tym również antydyskryminacyjnych w każdym wymiarze: rasizmu, nietolerancji, wykluczania… Rząd PiS zaangażował się po stronie wizji społeczeństwa monokulturowego, monoetnicznego i w związku z tym chciałaby, żeby te środki były skierowane na organizacje, które są bliskie sercu rządu. Rząd norweski się na to w żadnym wypadku nie zgodzi.

PiS to partia, która przypomina funkcjonowanie PZPR w okresie komunizmu – próbuje centralizować i podporządkować sobie wszystkie formy aktywności publicznej.

Dlaczego rząd PiS tak bardzo nie lubi organizacji pozarządowych?
a mogę tylko interpretować. To nie chodzi tylko o politykę, ale też o pewnego rodzaju kulturę tej partii. To partia centralistyczna, która zdecydowała się na możliwie najbliższą współpracę z Kościołem katolickim, szczególnie typu ojca Rydzyka. Jest to partia, która opowiada się za polskim suwerenizmem czy wręcz egoizmem narodowym; tutaj się kłania sprawa uchodźców. Przejmuje wszystkie media, nie tylko publiczne, mówi się przecież o repolonizacji. To partia, która przypomina funkcjonowanie PZPR w okresie komunizmu – próbuje centralizować i podporządkować sobie wszystkie formy aktywności publicznej. A organizacje pozarządowe to często grono pasjonatów, wolontariuszy, którzy pracują za marne grosze. Będą bardzo mocno broniły swojej własnej suwerenności i prawa do poświęcania się tym pasjom, zaczynając od Jurka Owsiaka, a kończąc na skromnych stowarzyszeniach, które powstają w małych miasteczkach, aby np. pomagać dzieciom. To niesłychanie szlachetna forma aktywności, która buduje nasz kapitał społeczny i zaufanie do siebie, ale kiedy nie jest to podporządkowane woli politycznej PiS, to jest traktowane jako element wrogi.


Zdjęcie główne: Eugeniusz Smolar, Fot. Heinrich-Böll-Stiftung, licencja Creative Commons

Reklama