Po 12 godzinach głosowań Włoch Antonio Tajani został nowym przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Tajani był kandydatem największej frakcji w PE, centroprawicowej Partii Ludowej. Co to oznacza dla Polski, dla Donalda Tuska i dla Unii Europejskiej – pytamy europeistę z Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego, dr. Kamila Zajączkowskiego.
Justyna Koć: Kim jest nowy przewodniczący Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani?
Kamil Zajączkowski: Tajani jest dobrze znany w kręgach brukselskich. Był najmocniejszą kandydaturą. W latach 90. był jednym z założycieli Forza Italia we Włoszech. To również bliski współpracownik Silvio Berlusconiego, był również jego rzecznikiem prasowym. Później był eurodeputowanym i komisarzem ds. przemysłu. To osoba, która zna doskonale Unię Europejską, administrację rządową od strony państw członkowskich, bo tam pełnił różne funkcje, zna mechanizmy. To osoba, która ma bardzo duże doświadczenie. Cechy osobowościowe także przemawiały na jego korzyść. Jest zupełnie inny niż jego poprzednik Martin Schulz. Jest bardziej koncyliacyjny, jest politykiem bardziej gabinetowym, szuka konsensusu. On sam podczas przesłuchań jako kandydat mówił, że chciałby, aby PE był ciałem, które bardziej skupia się na pracy w poszczególnych komisjach PE. Martin Schulz, uważany przez wielu za kontrowersyjnego polityka, często zachowywał się w ten sposób, aby wzmocnić rolę parlamentu, chciał pokazać, że z PE trzeba się liczyć
Tajani pójdzie tą ścieżką?
Na pewno nie. Nie będzie tak ekspresyjny, będzie bardziej ostrożny w wypowiedziach. To bardziej polityk gabinetowy. Osoba, która będzie chciała uspokoić te niektóre emocje, które są wokół PE. Gdy spojrzymy na system instytucji unijnych – Komisję Europejską, Radę Europejską – to parlament jest “najsłabszym ogniwem”, najmniej może decydować. Oczywiście jego pozycja rośnie, ale to nie jest typowe ciało ustawodawcze.
Tajani nie będzie tak ekspresyjny jak Schulz, będzie bardziej ostrożny w wypowiedziach. To bardziej polityk gabinetowy.
Tajani był kandydatem EPP, czyli pochodzi z tej samej frakcji, co Donald Tusk i Jean-Claude Juncker. Czy ten wybór może mieć wpływ na ewentualną reelekcję Donalda Tuska?
Ja od dawna stawiam taką tezę, że – wbrew temu, co się mówi, że wybór chadeka na szefa PE może oznaczać kłopoty dla Tuska – będzie to jedyna zmiana na stanowisku, jeżeli chodzi o instytucje unijne w tym rozdaniu.
Dlaczego?
Ponieważ elity europejskie i państwa członkowskie nie chcą na nowo zaczynać dyskusji o podziale stanowisk. W przypadku PE nie było innego wyjścia, bo to sam Martin Schulz zrezygnował. Nie oszukujmy się, gdyby tego nie zrobił, to pewnie wbrew ustaleniom z 2014 roku dalej pełniłby funkcję przewodniczącego PE. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu wyrażał takie zainteresowanie. Wybrał inną drogę polityczną, co było zaskoczeniem i dla PE, i dla socjalistów.
Dzisiaj i państwa Europy Południowej, i Niemcy, i państwa skandynawskie opowiadają się za tym, aby Tusk pozostał na swoim stanowisku.
Wróćmy do konsekwencji wyboru Tajaniego dla Donalda Tuska.
Elity europejskie nie będą chciały ruszać innych stanowisk, bo gdyby zaczęto dyskusję o Tusku, to z automatu dyskutowano by o nowym przewodniczącym komisji, a nowy przewodniczący komisji to nowy skład komisarzy. W dzisiejszych czasach, w świecie, gdzie jest wiele turbulencji, to jest zbyt ryzykowne, aby zmieniać całkowicie stanowiska w systemie instytucjonalnym Unii. Po drugie, mimo silnej krytyki Tuska w Polsce, trzeba podkreślić, że ma bardzo mocny mandat najważniejszych państw członkowskich. Dzisiaj i państwa Europy Południowej, i Niemcy, i państwa skandynawskie opowiadają się za tym, aby Tusk pozostał na swoim stanowisku. I po trzecie, przy wyborze przewodniczącego Rady Europejskiej wymaga jest bezwzględna większość głosów, a Tusk ma dziś tę większość. Wydaje mi się też, że PiS zaczyna powoli tonować swoje wypowiedzi. Dla PiS problemem będzie wytłumaczenie swojemu twardemu elektoratowi, że jednak Tusk musi zostać ponownie wybrany, ale sądzę, że znajdą jakąś socjotechnikę na ten ruch.
Co ten wybór oznacza dla Polski?
Tajani jest osobą wyważoną i trzeba zauważyć, że poparli go europosłowie PiS i frakcji, do której PiS należy. Tajani jest mniej kontrowersyjny także z punktu widzenia polskiego rządu i nie sądzę, żeby zaczynał sprawowanie swojej funkcji od różnych zaleceń dla Polski. Z zapowiedzi Tajaniego przewiduję, że w ogóle ograniczy publiczne wypowiedzi tego typu, więc nie widzę tu większych zagrożeń dla Polski.
Dla PiS problemem będzie wytłumaczenie swojemu twardemu elektoratowi, że jednak Tusk musi zostać ponownie wybrany, ale sądzę, że znajdą jakąś socjotechnikę na ten ruch.
Dlaczego europsłowie potrzebowali aż 12 godzin, aby wybrać nowego przewodniczącego?
Ponieważ jest to teatr polityczny. Każdy chce uzyskać jakieś profity. Dlatego było aż 7 kandydatów. Przecież wiadomo było od początku, że liczy się tylko 2 kandydatów. Liberałowie np. wystawili kandydata, podpisali porozumienie, dostali, co chcieli, i wycofali swojego kandydata. To zwykła gra polityczna i negocjacje.
A jak wygląda sama metodologia głosowania? Mieliśmy aż 4 tury?
Potrzebna jest bezwzględna większość głosów, ale tylko przez 3 tury. Jeżeli w ciągu 3 głosowań nie dojdzie do wyboru, to w czwartej turze potrzeba już zwykłej większości głosów. To było do przewidzenia, że wybór rozstrzygnie się dopiero w 4 turze.
Zdjęcie główne: PAP/EPA/PATRICK SEEGER