O czym świadczy przesuwająca się w czasie zapowiadana rekonstrukcja? I sprzeczne komunikaty, które do nas docierają? – Według mnie, świadczy to o tym, że Jarosław Kaczyński zostanie premierem. Postanowił po prostu pozwolić pani premier świętować drugą rocznicę swojego rządu. Jeszcze dwa lata, a nawet rok temu byłem przekonany, że prezes nie wejdzie do rządu, ale teraz zmieniłem zdanie – mówi w rozmowie z wiadomo.co dr Olgierd Annusewicz z Instytutu Nauk Politycznych UW. I dodaje: – Jarosław Kaczyński nie jest leniwy. Być może jego biologiczny zegar funkcjonuje trochę inaczej, ale niezależnie, jak oceniamy to, co robi, to jest to człowiek zaangażowany. Myślę, że czuje w sobie energię i głód rządzenia.
KAMILA TERPIAŁ: 2 lata rządu – było wystąpienie pani premier i prezesa, a dzień później wszystkich ministrów. Dowiedziałam się, że żyjemy w kraju mlekiem i miodem płynącym.
OLGIERD ANNUSEWICZ: To jest standardowy element i zdziwiłbym się, gdyby go nie było. Każdy rząd rocznicowo chwali się swoimi sukcesami. To jest komunikat adresowany głównie do zwolenników PiS-u oraz w pewnym stopniu do wyborców środka. Z takim założeniem, że ci, którzy nas nie lubią, i tak nie docenią naszych sukcesów.
Mamy jasny przekaz: #Dobre2Lata kontra #Złe2Lata, czyli PiS kontra opozycja. Bez zaskoczenia?
To są stałe elementy gry politycznej. One wyglądają zawsze mniej więcej tak samo, tylko czasami politycy zamieniają się miejscami. Przecież
opozycja nie może chwalić rządu, a rząd nie może sam się biczować.
Kto jest najsłabszym ogniwem tego rządu?
Nie chcę oceniać merytorycznie poszczególnych ministrów, mogę natomiast wskazać, którzy – w mojej opinii – wykorzystują komunikacyjnie potencjał swojego resortu – to Elżbieta Rafalska i Anna Streżyńska. Są też tacy, którzy nie potrafią tego robić – to przede wszystkim Jan Szyszko. To minister, który po prostu nie umie mówić i przekonywać. Podobnie jest z ministrem spraw zagranicznych, tu też mam problem nie tyle z samym przesłaniem, ale z tym, jak je formułuje. A w dyplomacji język jest przecież kluczową rzeczą.
I właśnie tych dwóch ministrów wymienianych jest jako tzw. pewniaki podczas rekonstrukcji. Czyli bez zdziwienia?
Najbardziej cały czas zastanawia mnie pozycja Antoniego Macierewicza. To jest postać najbardziej kontrowersyjna w rządzie, ale on przyciąga najtwardszy elektorat.
Generalnie jednak rząd słaby komunikacyjnie. Proszę spojrzeć na opublikowany spot KPRM – Beata Szydło przedstawiana jest w nim jako kapitan drużyny, tylko gdzie w tym spocie jest drużyna?
Nie byłem też zachwycony sposobem prowadzenia komunikacji przez poprzednie gabinety. Bardzo sprawny komunikacyjnie był Donald Tusk czy – w czasie sprawowania urzędu – Kazimierz Marcinkiewicz, ale ich otoczenie nie zawsze potrafiło im dorównać.
O czym świadczy przesuwająca się w czasie zapowiadana rekonstrukcja? I sprzeczne komunikaty, które do nas docierają?
Według mnie, świadczy to o tym, że Jarosław Kaczyński zostanie premierem. Postanowił po prostu pozwolić pani premier świętować drugą rocznicę swojego rządu. Jeszcze dwa lata, a nawet rok temu byłem przekonany, że prezes nie wejdzie do rządu, ale teraz zmieniłem zdanie.
Dlaczego? Co się zmieniło?
Zmieniły się okoliczności. Najczęściej powtarza się trzy argumenty przemawiające za tym, aby Jarosław Kaczyński nie wchodził do rządu. Po pierwsze, teraz nie ponosi odpowiedzialności, którą będzie ponosił jako premier. Po drugie, teraz jest panem swojego czasu, może wpływać na rząd, ale też pilnować partii. Po trzecie, prezes ma negatywny elektorat i nie będzie chciał wchodzić do rządu, żeby go nie osłabiać.
Rozumiem, że pan wszystkie te argumenty potrafi obalić…
Jarosław Kaczyński nie jest leniwy. Być może jego biologiczny zegar funkcjonuje trochę inaczej, ale niezależnie, jak oceniamy to, co robi, to jest to człowiek zaangażowany. Myślę, że czuje w sobie energię i głód rządzenia. Poza tym po 2 latach są rzeczy oceniane pozytywnie, przede wszystkim program 500 Plus, i
Jarosław Kaczyński chyba chciałby zostać w końcu ojcem tego sukcesu.
Dlaczego w wywiadzie dla TVP pada pytanie, czy to on jest autorem tego programu? To nie jest przypadek. Zresztą w tym wczorajszym spocie Beata Szydło stara się mu podziękować, mówiąc, że jej zespół ma dobrego trenera. I ostatnia sprawa, elektorat negatywny prezesa powoli się zmniejsza. PiS ma w sondażach cały czas ok. 40 proc. poparcia i myślę, że poparcie nie spadnie do 35 proc., jak prezes zostanie premierem.
A doświadczenia z lat 2006-2007? Jarosław Kaczyński był wtedy premierem, a później przegrał wybory.
Błędem nie było wtedy jego wejście rządu, tylko to, w jaki sposób się przygotował i przeprowadził debatę z Donaldem Tuskiem. Zawiodła strategia wyborcza. Wchodząc do studia, był jeszcze liderem sondaży. Do tego PiS zdobył więcej głosów w 2007 niż miał w 2005, chociaż przegrał wybory. Poza tym
Jarosław Kaczyński obejmował fotel premiera w 2006 roku w momencie, kiedy Kazimierz Marcinkiewicz był u szczytu popularności. Teraz sytuacja jest podobna – czuje się ojcem sondażowych sukcesów rządu Beaty Szydło, ale stoi z boku. Myślę, że w PiS-ie też jest spora grupa, która namawia prezesa do takiego ruchu.
Czyli ostatnia konferencja prasowa prezesa i pani premier była swego rodzaju pożegnaniem?
Na pewno była podziękowaniem. Czasem dziękuje się w trakcie, czasem pod koniec misji. Ja obstawiam to drugie. Ale z drugiej strony powód przesunięcia w czasie rekonstrukcji, bo od tego wyszliśmy, może być trywialny – może to pani premier chciała dać ministrom szansę opowiedzenia o swoich sukcesach przed wprowadzeniem zmian w rządzie? Niemniej, jako politolog uważam, że dla systemu politycznego byłoby naprawdę dobrze, gdyby lider partii był jednocześnie szefem rządu. Chodzi nie tylko o odpowiedzialność, ale przede wszystkim o powiązanie systemu partyjnego ze stricte politycznym. Rządy, które miały takie powiązanie, zawsze lepiej funkcjonowały.
A jaką rolę w tej układance odgrywa i będzie odgrywał Andrzej Duda?
Prezydent dla prawicy jest niezwykle istotną postacią, choć cały czas odnoszę wrażenie, że część tejże prawicy nie zdaje sobie z tego sprawy. Andrzej Duda przyciąga elektorat, który odszedłby już dawno od PiS-u, gdyby nie to, że w tym spektrum jest człowiek, którego postrzegają jako umiarkowanego i sympatycznego, przeciwieństwo ministra obrony narodowej czy środowiska.
On jedyny potrafił się odnaleźć po Marszu Niepodległości i od razu skrytykował prezentowane tam rasistowskie hasła. Jest ważną przeciwwagą dla różnych bardziej radykalnych głosów i poglądów. Wojna z Andrzejem Dudą, która być może skończyłaby się powołaniem przez niego własnego ugrupowania, partii rządzącej bardzo by zaszkodziła, ale zaszkodziłaby także prezydentowi. Wetami i kilkoma wypowiedziami zdobył swego rodzaju niezależność, ale przy okazji pomógł PiS-owi. Przed wakacjami partia rządząca miała moment spadku w sondażach, a po rozwiązaniu sprawy z sądami i wetach ten trend się odwrócił. Andrzej Duda jest nadzieją dla miękkiego, umiarkowanego PiS-owskiego elektoratu i dlatego jest istotnym elementem.
Czyli kontrolowanym elementem? Czy elementem kontrolowanej układanki?
Nie chcę powiedzieć, że prezydent jest kontrolowany przez prezesa, bo moim zdaniem to się właśnie zmieniło. W interesie ich obu leży współpraca i to, żeby się nie rozdzielać. Ale w interesie ich obu leży także to, aby była między nimi “szorstka przyjaźń”.
Aby opinia publiczna mogła się orientować albo na Kaczyńskiego, albo na Dudę, ale w ostatecznym rozrachunku i tak będzie to głos oddany na Prawo i Sprawiedliwość.
Czy flirt ze środowiskami nacjonalistycznymi może PiS-owi zaszkodzić?
Nie sądzę. PiS od dawna pilnuje prawej flanki, żeby nie urosło tam coś, co mogłoby im zabrać kilka procent w wyborach parlamentarnych. Dlatego bardziej widzę to jako dbanie o wyborcę prawej strony, dbanie o to, żeby nie uciekł.
Strategia jest taka, że członkowie partii rządzącej będą się wypowiadali ze zrozumieniem o działaniach narodowców, co nie znaczy, że będą je akceptowali,
a centrowy elektorat będą zjednywać programem społecznym. To na razie działa, dlatego nie spodziewałbym się wielkich zmian. Poza tym o centrową stronę dba prezydent, o czym świadczą jego wypowiedzi dotyczące Marszu Niepodległości.
Czy polityczny sens ma apel lidera PO o dymisję rządu i zapowiedź wniosku opozycji o konstruktywne wotum nieufności? Rząd PiS jest odpowiedzialny za przyzwolenie dla mowy nienawiści podczas Marszu Niepodległości – mówi Grzegorz Schetyna.
Przy poprzednim wotum nieufności PO zapowiedziała, że będzie takie wnioski powtarzać. Z punktu widzenia opozycji Marsz Niepodległości jest raczej pretekstem niż faktycznym powodem do wezwania do odwołania rządu. Zresztą myślę, że wielu wyborców, szczególnie środka, zada sobie pytanie, czy reakcja rządu na demonstrację i pojawiające się na niej hasła powinny decydować o jego upadku? I odpowiedź niekoniecznie będzie pozytywna. Ale
konstruktywne wotum nieufności jest prawem opozycji i okazją do zorganizowania debaty sejmowej o tym, jak rząd sobie nie radzi.
Taki wniosek bardziej pomoże opozycji, czy zaszkodzi rządowi?
Gdyby moment i pretekst były lepiej dobrane, opozycja mogłaby zyskać. Jednak wydaje mi się, że Marsz Niepodległości nie jest najlepszym pretekstem do złożenia takiego wniosku i może się okazać, że część obywateli uzna to za “przegięcie” i opozycja może nie osiągnąć założonego efektu. Rząd to jest przecież kilkanaście resortów, lepiej byłoby, tak jak w przypadku pierwszego wniosku o wotum, starać się wykazać, dlaczego ministrowie sobie nie radzą. To lepiej się sprzedaje. Nie jestem pewien, czy tym wnioskiem opozycja skutecznie zawalczy o elektorat.
Zdjęcie główne: Olgierd Annusewicz, Fot. Ośrodek Analiz Politologicznych UW