Wyraźnie daje się wyczuć kryzys PiS-u jako „wiodącej siły Narodu”. Natomiast musimy poczekać ze stwierdzeniem, że sytuacja zmieniła się radykalnie. Podstawowy fakt jest taki, że PiS dalej ma 235 głosów – tyle, ile miał. Jak widzieliśmy przez ostatnie 4 lata, to pozwoliło im, wbrew silnym protestom społecznym, podporządkować sobie TK, prokuraturę, w dużej mierze przeprowadzić zmiany upolityczniające wymiar sądowniczy i zmienić media publiczne w propagandową tubę – mówi nam dr Jacek Kucharczyk, prezes Instytutu Spraw Publicznych. Rozmawiamy o powyborczej rzeczywistości, ale też o możliwych scenariuszach na przyszłą kadencję. Pytamy też, jak na polityczną rzeczywistość może wpłynąć postawa szefa NIK. – Do tej pory ta „skuteczność” prezesa była istotnym motywem poparcia dla partii władzy. Teraz gdy prezes domaga się bezskutecznie dymisji od osoby, którą on sam na to stanowisko w państwie wstawił, jego autorytet zostanie nadwyrężony, co może zachęcić innych graczy w ramach obozu rządzącego do silniejszego stawiania się prezesowi – mówi nasz rozmówca
JUSTYNA KOĆ: Mimo że PiS wybory do Sejmu wygrał, to sytuacja tej partii w tym rozdaniu zmieniła się radykalnie?
JACEK KUCHARCZYK: Wyraźnie daje się wyczuć kryzys PiS-u jako „wiodącej siły Narodu”. Natomiast musimy poczekać ze stwierdzeniem, że sytuacja zmieniła się radykalnie. Jestem sceptyczny co do tego stwierdzenia, bo wcześniejsze kryzysy, które sam uważałem za potencjalne game changery, jak dwie wieże czy sprawa „pancernego Mariana”, nie zmieniały sytuacji.
Podstawowy fakt jest taki, że PiS dalej ma 235 głosów – tyle, ile miał. Jak widzieliśmy przez ostatnie 4 lata, to pozwoliło im, wbrew silnym protestom społecznym, podporządkować sobie TK, prokuraturę, w dużej mierze przeprowadzić zmiany upolityczniające wymiar sądowniczy i zmienić media publiczne w propagandową tubę.
Z drugiej strony
napięcia w PiS są widoczne gołym okiem – słaby wynik w Senacie i brak większości sejmowej pozwalającej na zmianę konstytucji, na co był apetyt. Brak też większości pozwalającej na odrzucenie prezydenckiego weta, co jest ważne w świetle nadchodzących wyborów. Ważne są liczby – prawie 9 mln dla demokratycznej opozycji i 8 mln dla PiS-u.
W samym PiS-ie czy raczej Zjednoczonej Prawicy też mamy napięcia wewnętrzne. To de facto koalicja 3 partii, z których dwie mniejsze odniosły względny sukces i mogą sprawić Kaczyńskiemu wiele kłopotów.
Obaj koalicjanci – Gowin i Ziobro – widząc swoją silniejszą pozycję licytują wyżej. A bez tych partii PiS traci większość. To zachwieje monolitem na prawicy?
PiS traci większość bez tych partii i to jest niewątpliwie kłopot dla Kaczyńskiego, bo wobec nowego układu sił będą żądać dla siebie coraz więcej. Ziobro już teraz ma silną pozycję, bo kontrolując prokuraturę, już ma w ręku losy śledztwa w sprawie dwóch wież, czyli w zasadzie ma też mocne argumenty w stosunku do samego prezesa. Gowin z kolei może kwestionować PiS-owską politykę socjalną, a jak wiemy, sukces PiS-u w dużej mierze oparty jest właśnie na transferach socjalnych, na które teraz potrzeba pieniędzy, na przykład od przedsiębiorców, których Gowin chce bronić przed wzrostem danin.
Trzeba zauważyć jednak, że z drugiej strony to hipotetyczne wyjście Gowina nie spowoduje, że pojawi się alternatywa dla rządów PiS-u. Trudno mi sobie wyobrazić większość parlamentarną z Lewicą, PSL-em i Gowinem. Opozycja jest zbyt pluralistyczna, żeby w tej chwili stworzyć realną większość rządzącą z uciekinierami ze Zjednoczonej Prawicy. W najlepszym przypadku możemy mieć więc do czynienia z pęknięciem w obozie władzy, co być może w jakimś momencie doprowadzi do przyśpieszonych wyborów parlamentarnych.
Można też sobie wyobrazić, że po przegranych przez prawicę wyborach prezydenckich dojdzie do rozłamu.
Ziobro i Gowin to nie jedyne problemy Kaczyńskiego. Kolejnym jest Marian Banaś, który wbrew prezesowi pozostaje na stanowisku szefa NIK-u i zaczyna pracę. To duży problem dla prezesa?
To poważna prestiżowa porażka. Ja bym zaczekał jednak, aby zobaczyć, jaki będzie wpływ na opinię publiczną tego nieposłuszeństwa pancernego Mariana. Ta sytuacja może też uruchomić dalsze procesy dekompozycyjne władzy, np. konflikty służb specjalnych, o których się teraz mówi. Jednak w czasie wyborów afera Banasia PiS-owi nie zaszkodziła i być może PiS połknie tę żabę i przejdzie nad szefowaniem Banasia w NIK do porządku dziennego. To będzie oczywiście kolec, który będzie uwierał, ale niekoniecznie musi wywołać jakiś głębszy kryzys poparcia dla władzy.
PiS nieraz wychodził z poważnych kryzysów obronną ręką. Już słyszymy pana Brudzińskiego, że Banaś nie był z PiS-u, co oczywiście może wydawać się śmieszne, ale do tej pory ta strategia rozbrajania przez zaprzeczanie oczywistościom była dla tej partii skuteczna.
Czy to jednak nie podkopie pozycji Kaczyńskiego? Do tej pory zawsze jak wkraczał prezes, to wszyscy kładli po sobie uszy. Był wodzem, który w razie potrzeby doprowadzał do porządku „rozhulanych bojarów”, a tu nagle któryś z nich jawnie pokazał prezesowi gest Kozakiewicza.
Tu zgadzam się, że to może okazać się wizerunkowym problemem nie tylko PiS-u, ale i samego Kaczyńskiego. Do tej pory ta „skuteczność” prezesa była istotnym motywem poparcia dla partii władzy. Teraz gdy prezes domaga się bezskutecznie dymisji od osoby, którą on sam na to stanowisko w państwie wstawił, jego autorytet zostanie nadwyrężony, co może zachęcić innych graczy w ramach obozu rządzącego do silniejszego stawiania się prezesowi. Jak wspomnieliśmy, takich
graczy, którzy mogą próbować się usamodzielnić, jest co najmniej kilku. To Ziobro, Gowin, ale i być może Morawiecki czy Macierewicz, którego wynik wyborczy też wzmocnił i który niekoniecznie w każdej kwestii będzie szedł na sznurku prezesa.
Opozycja też ma swoje kłopoty. W PO toczy się debata nad przywództwem Schetyny, w Senacie z kolei widać już tarcia co do wyboru marszałka. Czy opozycja nie zmarnuje tego zwycięstwa?
Niewątpliwie jest problem na opozycji. Wynik KO jest rozczarowujący, nawet w świetle celów, które stawiał sobie sam Grzegorz Schetyna, czyli zdobycia co najmniej 30 procent głosów. Koalicja dostała mniej mandatów, niż w bardzo trudnym roku 2015, a to znaczący sygnał. Gdy patrzy się na nowych pozyskanych wyborców, to z całej opozycyjnej trójcy KO wypadła najsłabiej, czyli najmniej wykorzystała wysoką frekwencje wyborczą. To poważny problem, bo jednocześnie KO czy PO pozostaje największą siłą opozycyjną i na niej spoczywa de facto odpowiedzialność nie tylko za własny los, ale także – nie waham się powiedzieć – polskiej demokracji. Słaba KO to przedłużenie rządów PiS przez braku realnej alternatywy. Jest pytanie o wizerunek, o dalsze przywództwo i o jasny klarowny program. Sporo już powiedziano o słabości programu KO, o zmienianiu haseł w trakcie kampanii oraz o tym, że bardzo dobry ruch z nominowaniem Kidawy-Błońskiej przyszedł zbyt późno i nie był konsekwentnie realizowany. Wiele osób miało problem ze zrozumieniem, jaka faktyczna zmiana idzie za tą nową twarzą.
Ja nie widzę alternatywy dla Koalicji jako wiodącej siły opozycyjnej, ale jednocześnie jako na największym ugrupowaniu spoczywa na niej największa odpowiedzialność za losy demokratycznej opozycji.
Czy opozycja dogada się w sprawie wyboru marszałka?
Sytuacja, kiedy są inne od KO, niezależne podmioty w opozycji wymaga zupełnie innego podejścia, opartego na dialogu. Senat to wyzwanie. Dla mnie Bogdan Borusewicz jest oczywistym kandydatem ze względu na staż w Senacie i jego przeszłość polityczną, ale to nie jest oczywiste dla innych sił politycznych na opozycji i o tym trzeba z nimi rozmawiać. Nie wolno postawić wszystkich senatorów i sił politycznych przed ultimatum. Tu potrzebny jest kompromis.
Martwi mnie też to, że KO wciąż nie jest w stanie znaleźć swojego języka w kwestii wartości w polityce. PiS zrobił z kwestii wartości młot na opozycję, mam na myśli retorykę obrony rodziny, polskości i Kościoła. Co ważne, badania pokazują, że społeczeństwo robi się coraz bardziej otwarte w tych sprawach, czyli ewoluuje w kierunku dokładnie odwrotnym, niż PiS chce nas popychać.
Z badań, które robiliśmy w Instytucie w ramach międzynarodowego projektu Voices on Values (http://voicesonvalues.dpart.org), wynika, że
w Polsce (podobnie jak w innych krajach) jest duża grupa osób, którym bliskie są zarówno wartości społeczeństwa otwartego, jak i zamkniętego. Oni po części podzielają wartości, które promuje PiS, a po części wartości liberalne. Ta grupa jest do wzięcia, tylko trzeba mówić do nich jasno o tych wartościach, a nie uciekać od dyskusji.
Nie wolno mówić, że edukacja seksualna, prawa mniejszości seksualnych czy aborcja to tematy zastępcze. Trzeba o tym wprost mówić do swoich i potencjalnych wyborców. Same elektoraty KO i Lewicy są pod względem wartości społecznych do siebie zbliżone i różnią się od wyborców PiS.
Moim zdaniem, większość wyborców KO jest o wiele bardziej liberalna, niż byśmy mogli przypuścić ze stwierdzeń polityków koalicji czy składu list wyborczych, na których znalazło się szereg bardzo konserwatywnych osób. Ucieczka od zajęcia jasnego stanowiska w takich kwestiach, chociażby poprzez wyjmowanie kart do głosowania przy tej absurdalnej uchwale o tym, jak to prześladuje się w Polsce Kościół katolicki, jest oddawaniem pola PiS-owi. Tutaj opozycja musi znaleźć własny język i mówić wyraźnie o wartościach, a nie rejterować czy „małpować” Kaczyńskiego, próbując pozyskać wyborców, mówiąc jego językiem. To już, moim zdaniem, jest grzech śmiertelny, bo się w ten sposób jedynie uwiarygadnia tę reakcyjną narrację PiS-u.
Zdjęcie główne: Jacek Kucharczyk, Fot. Instytut Spraw Publicznych