PiS traci słuch, ale trzyma się społeczny podział, który zdefiniował Kaczyński – pisze Cezary Michalski. Ludzie, którzy wcześniej nie głosowali, bo uważali, że wszyscy politycy to złodzieje i świnie, są dziś mobilizowani do głosowania na PiS ideologią prawicowego panświnizmu, która głosi „faktycznie, macie rację, wszyscy politycy to złodzieje i świnie, nawet ci PiS-owscy, ale PiS-owskie złodzieje i świnie odpalają wam kilkaset złotych i gonią elity”.

PiS traci słuch. Praktycznie każda decyzja, deklaracja czy gest liderów obozu władzy mające osłaniać decyzję o przyznaniu kolejnych dwóch miliardów na telewizję państwową – czyli na propagandę wyborczą obozu władzy w ważnym dla tej władzy roku kampanii prezydenckiej – coraz bardziej udowadniały, że te pieniądze nie powinny zostać TVP przekazane.

Kiedy Joanna Lichocka rozwścieczona tym, że Tomasz Grodzki pokazał Polakom lepsze przeznaczenie tych dwóch miliardów złotych, pokazała w Sejmie środkowy palec; kiedy Andrzej Duda zastanawiał się przez wiele dni, czy zapewnić sobie „dupokrytkę”, posyłając ustawę o miliardach na PiS-owską propagandę do kontrolowanego przez PiS Trybunału Konstytucyjnego; a także teraz, kiedy obóz władzy prawdopodobnie zdecydował się odwołać Jacka Kurskiego ze stanowiska Prezesa TVP SA (choć Kaczyński wciąż jeszcze może okazać mu łaskę, a na pewno zagwarantuje mu sute zadośćuczynienie) – za każdym razem Polacy otrzymywali komunikat, że te dwa miliardy złotych powinny jednak trafić na dofinansowanie służby zdrowia, a nie na dopieszczenie propagandystów z Woronicza. Można też powiedzieć, że Jacek Kurski płaci za środkowy palec Lichockiej. Ale trudno przesądzić, kogo taka „transakcja” przekona.

Podobnie kompromitowała władzę każda deklaracja i działanie związane z koronawirusem.

Najpierw minister zdrowia, premier, prezydent przez wiele dni przekonywali, że polska służba zdrowia, która w powodu wiecznego niedoinwestowania i braku sensownych reform coraz gorzej radzi sobie z grypą, z zapaleniem płuc, z rakiem, z leczeniem zarówno nagłych urazów (katastrofa w SOR-ach), jak też przewlekłych chorób (zamykanie szpitali i specjalistycznych oddziałów) – świetnie poradzi sobie z koronawirusem.

A końcu jednak władza postanowiła przerzucić propagandową wajchę i zamiast dalej bagatelizować koronawirusa zaczęła przedstawić go jako Apokalipsę, która rzuca na kolana cały zachodni świat i tylko PiS świetnie sobie z nią poradzi.

Nawet jednak wtedy PiS-owcy wykorzystali to jako pretekst dla przetransferowania kolejnych milionów złotych do powiązanych ze sobą ludzi i spółek.

Reklama

Jednocześnie przez cały ten czas trwają i toczą obóz władzy jak przewlekła choroba spór między Banasiem i częścią rządu, która chciałaby się go pozbyć, a także wojna pomiędzy PiS-em i Ziobrą. Przy okazji tych frakcyjnych walk do mediów trafiają papiery i wiedza, za pomocą których jedni gracze próbują wykończyć innych. Wszystko to destruuje wiarę Polaków w uczciwość obozu władzy i sprawność przywództwa.

Nawet Jarosław Kaczyński liczy dziś nie na swoją partię i nie na swoją mądrość. W końcu po imigrantach, LGBT, antyklerykałach „wymyślających” pedofilię w polskim Kościele – on sam nie wymyślił już żadnego nowego wroga. Aby pomóc Dudzie musi w swoich kolejnych wywiadach wymachiwać Tuskiem.

Jedyne, na co może liczyć Kaczyński, to trwałość społecznego podziału podziału, który on sam zdefiniował i umocnił przez cztery lata swoich rządów. Podziału na „elity” i „lud”. O tym, kto należy do „elit”, a kto do „ludu” Kaczyński, jego ludzie, jego propagandziści decydują podobnie arbitralnie, jak wcześniej decydowali o tym, kto jest „komunistą”, a kto „antykomunistą”, kto jest „esbekiem”, a kto nowym nowym „żołnierzem wyklętym”.

„Komunistami” i „esbekami” stawali się zatem dawni działacze „Solidarności”, którzy z komunizmem walczyli i za to zapłacili (zdecydowanie więcej, niż sam Jarosław Kaczyński), a „antykomunistami” i „nowymi żołnierzami wyklętymi” stawali się sędzia Kryże, prokurator Piotrowicz, a także szef spółki Srebrna (skarbonki braci Kaczyńskich) czy PiS-owski ambasador w Berlinie, którzy wcześniej współpracowali z SB, ale później zaczęli pracować dla Kaczyńskiego.

Jedynym bowiem kryterium tej pokrętnej „polityki historycznej” było to, czy pracujesz dla Kaczyńskiego (wtedy stawałeś się „antykomunistą” i „nowym żołnierzem wyklętym”), czy próbujesz mu się przeciwstawiać (wtedy dowiadywałeś się, ze jesteś „komuchem”, „esbekiem”, a jeśli jesteś na to za młody, to zapewne pochodzisz z „resortowej rodziny”).

Zupełnie identycznie został wymyślony i jest używany przez Kaczyńskiego podział na „elity” i „lud”. „Ludem” mogą być PiS-owscy milionerzy uwłaszczeni na najwyższych państwowych urzędach i na karuzelach najbardziej „chlebowych” spółek skarbu państwa, „elitą” inteligenci pracujący w budżetówce, nauczyciele, lekarze, pracownicy kultury – jeśli tylko sprzeciwią się władzy.

Jednak ten podział trzyma się z dwóch powodów. Po pierwsze, Kaczyński pozwalając uwłaszczać się swoim żołnierzom na poziomie milionów, rzuca – zazwyczaj w czasie kampanii wyborczych – kolejne kilkusetzłotowe „dary” dla całych grup społecznych. Te „dary” pochodzą co prawda z budżetu państwa, czyli z kieszeni wszystkich Polaków, jednak Kaczyński podpisuje każdy z nich własnym nazwiskiem i logiem swojej partii. Oczekując za to prostego zwrotu w postaci głosowania. I ciągle strasząc, że to, co on dał, opozycja odbierze. Co zmusza opozycję do tłumaczenia się i spycha ją do defensywy.

Po drugie, PiS – w oparciu o zdefiniowany przez Kaczyńskiego podział na „elity” i „lud” – organizuje nieustające „igrzyska” w postaci opluwania i niszczenia ludzi, którym się powiodło, nawet jeśli swój sukces zawdzięczają talentowi, nauce, ciężkiej pracy.

Trwa więc atak na sędziów (przecież nie zawsze wydają wyroki takie, jakich byśmy chcieli), lekarzy (przecież nie uratowali każdego pacjenta, więc pewnie któregoś „zabili”), nauczycieli (nasze dzieci nie zawsze dostają od nich szóstki, a czasem nawet „przez nauczycieli” nie przechodzą do następnej klasy).

Ludzie, którzy wcześniej nie głosowali, bo uważali, że wszyscy politycy to złodzieje i świnie, są dziś mobilizowani do głosowania na PiS ideologią prawicowego panświnizmu, która głosi „faktycznie, macie racje, wszyscy politycy to złodzieje i świnie, nawet ci PiS-wscy, ale PiS-owskie złodzieje i świnie odpalają wam kilkaset złotych i gonią elity”.

Ten komunikat trafia do mniejszości, ale dobrze zmobilizowana mniejszość może zapewnić partii, która potrafiła do niej dotrzeć, rządy nad podzieloną i zdemobilizowaną większością.

Cezary Michalski
Autor jest publicystą tygodnika „Newsweek”


Zdjęcie główne: Jarosław Kaczyński, Fot. Flickr/Kancelaria Senatu/M. Józefaciuk, licencja Creative Commons

Reklama