Demokratyczna opozycja nie może sobie dziś pozwolić na luksus wielopartyjności. Odtwarzanie przez opozycję, przeciwko blokowi zjednoczonego w interesach i hejcie, niezgrabnej kopii zachodniego systemu partyjnego zawsze będzie skazywało demokratów na porażkę. A Szymon Hołownia może się stać – nie dzisiaj, nie jutro, ale też nie na tydzień przed kolejną kampanią wyborczą – lepszym liderem konserwatywnego skrzydła szerokiego polskiego demokratycznego centrum, niż kolejni ludzie typowani kiedyś do tej roli przez Donalda Tuska, jak Rokita i Gowin – pisze Cezary Michalski

Demokratyczna opozycja (dziesiątki jej ambitnych liderów i miliony wyborców) nie może dziś sobie pozwolić na luksus wielopartyjności. Jarosław Kaczyński stworzył machinę zagłady demokracji w Polsce – jednolity blok zbudowany na populistycznych obietnicach socjalnych i hejcie prawicowych kulturowych wojen i teorii spiskowych. Przeciwko demokracji, praworządności, wolności, tolerancji w Polsce zlepił interesy i emocje, które wcześniej nigdy ze sobą nie współpracowały.

Dawnych wyborców Tymińskiego i Leppera zaprzągł do wspólnego wozu z Ryszardem Legutką i Rafałem Ziemkiewiczem (który właśnie wystosował najbardziej wiernopoddańczy list do Andrzeja Dudy). A najgorszych nostalgików PRL-u zlepił z ludźmi, którzy uważają się za najbardziej radykalnych antykomunistów.

Odtwarzanie przez opozycję, przeciwko takiemu blokowi zjednoczonego w interesach i hejcie, niezgrabnej kopii zachodniego systemu partyjnego – od skrajnej komunizującej lewicy, poprzez socjaldemokrację, liberalne centrum, ludowców, skończywszy na konserwatywnych liberałach – zawsze będzie skazywało demokratów na porażkę. Opozycja musi się autentycznie zjednoczyć. Nie wszyscy ze wszystkimi, ale wszyscy, którzy odnajdują się ze swoimi poglądami w szerokim liberalnym centrum sięgającym od konserwatywnych liberałów szanujących prawo (dziś to Ujazdowski i Kowal, ale zbyt wielu ludzi o tej wrażliwości pozostaje poza KO), aż po socjaldemokratów z silną emancypacyjną agendą (Barbara Nowacka i miliony wyborców lewicy, którzy zagłosowali i zagłosują na Rafała Trzaskowskiego, nie słuchając Adriana Zandberga).

Taka jedność jest przeciwieństwem mechanicznego łączenia czy cynicznych transferów w przeddzień kampanii wyborczych, co zawsze pozostawia niesmak i demobilizuje wyborców.

Wymaga ona wypracowania programu dla szerokiego polskiego demokratycznego centrum. Wymaga też ruchów personalnych, które przekraczałyby typową dla polskiej polityki mieszankę paranoidalnej nieufności „liderów starych instytucji” oraz anarchicznego narcyzmu kolejnych „nowych polskich Macronów”.

Reklama

Na przykład Szymon Hołownia może przejść ze swoim „ruchem” wszystkie męczarnie, które wcześniej przeszli Palikot czy Petru. Zapłaci za to on sam, zapłacą jego ludzie marnując swoją energię i tracąc cały swój idealizm, zapłaci cała demokratyczna opozycja i całe polskie społeczeństwo i państwo. A skorzysta wyłącznie Kaczyński, który dostanie na tacy kolejne parlamentarne zwycięstwo nad opozycją podzieloną albo wizerunkowo zdemolowaną i zdemobilizowaną przez „kłótnie” i „transfery” trwające do ostatnich dni przed kolejnymi wyborami.

Jeśli jednak na wysokości zadania (dużo powyżej wysokości, na którą wznosili się wcześniej) staną w ciągu najbliższych miesięcy zarówno liderzy Koalicji Obywatelskiej, jak też Szymon Hołownia, to może się on stać – nie dzisiaj, nie jutro, ale też nie na tydzień przed kolejną kampanią wyborczą – lepszym liderem konserwatywnego skrzydła szerokiego polskiego demokratycznego centrum, niż kolejni ludzie typowani kiedyś do tej roli przez Donalda Tuska. A byli to – przypomnijmy – najpierw Jan Rokita, który nigdy nie miał słuchu religijnego, a wymyślony przez niego podział na „Kościół Łagiewnicki Platformy” i „Kościół Toruński PiS-u” z daleka zalatywał polityczną instrumentalizacją (sam

Rokita przeszedł zresztą z pozycji „Kościoła Łagiewnickiego” na pozycje „Kościoła Toruńskiego”, kiedy tylko zakończyła się jego kariera w Platformie Obywatelskiej i już tylko media utrzymywane przez Jarosława Kaczyńskiego zwracały się do niego po komentarze).

Później tę samą rolę pełnił w PO Jarosław Gowin, który wydawał się człowiekiem bardziej realnie religijnym (kiedy był redaktorem „Znaku” i w czasie afery Paetza), dopóki nie zobaczyliśmy jego całkowicie oportunistycznej ewolucji – w rytm przejmowania ideowej i politycznej dominacji w Polsce przez coraz bardziej antyliberalną i fundamentalistyczną prawicę – od Turowicza i Tischnera, których opieka budowała pozycję Gowina w inteligenckim Krakowie (dziś to pewnie dla niego, tak jak dla jego prezydenckiego kandydata Andrzeja Dudy, już tylko „krakówek”) do Rydzyka, który gwarantuje Gowinowi pozycję w Prawicy Razem. Kiedy zobaczyliśmy go w Częstochowie, jak prowadzi na ambonę wicepremier Emilewicz, a później jako „wierny” słucha jej politycznego „kazania”, wiadomo już było, że jeśli chodzi o cynizm w politycznym używaniu religii, to dzisiejszy Jarosław Gowin wziął sobie za model Jarosława Kaczyńskiego i nie ma już dla niego żadnych hamulców.

Jedyną zaletą tego skandalu jest to, że nowy przeor jasnogórskiego klasztoru (niebędący po raz pierwszy przedstawicielem Kościoła Rydzyka i Jędraszewskiego, co jest zmianą równie radykalną jak oddanie diecezji biskupa Janiaka do sanacji biskupowi Rysiowi) zakazał podobnych wydarzeń w przyszłości.

W przeciwieństwie do Jana Rokity czy Jarosława Gowina Szymon Hołownia pokazał się w tej kampanii jako człowiek, który realnie wprowadził do politycznego centrum refleksję nad miejscem religii w liberalnym społeczeństwie.

Taki człowiek przydałby się nie tylko polskiej polityce świeckiej, ale może jeszcze bardziej przydałby się polskiemu Kościołowi, szczególnie Kościołowi Franciszka. Jako polityczny partner do realizowania bliskiej ludziom takim jak prymas Wojciech Polak czy biskup Grzegorz Ryś koncepcji przyjaznego rozdziału Kościoła od Państwa – niewykluczającego współpracy w dziedzinach takich jak opieka nad najsłabszymi czy nawet edukacja, ale wykluczającego upartyjnienie Kościoła i ewangelizację pod państwowym przymusem. Zasada przyjaznego rozdziału Kościoła i państwa od dawna budzi furię najgorszych fundamentalistów i najgłupszych antyklerykałów, a samo to jest już dowodem nie wprost na jej słuszność.

Demokraci w Polsce nie mogą się wyrzec chrześcijaństwa i katolicyzmu. Polski Kościół nie jest własnością Kaczyńskiego, Rydzyka i Jędraszewskiego. Kardynał Polak czy biskup Ryś nigdy nie powiedzą, na jaką partię głosować, ale właśnie dlatego są lepsi od ludzi, którzy odpowiadają za dzisiejszy prawicowy sojusz ołtarza i tronu, gdzie tron osłania i ośmiela najgorsze patologie ołtarza, a w zamian za to ołtarz osłania i ośmiela najgorsze patologie tronu.

Rafał Trzaskowski nie jest cynicznie serwilistyczny wobec Kościoła, a jednocześnie uniknął głupiego antyklerykalizmu.

Jednak ani on, ani nikt w jego otoczeniu nie potrafi sensownie rozmawiać o religii w Polsce. Ten język potrafił jak na razie odnaleźć wyłącznie Hołownia, który kwestię przyjaznego rozdziału Kościoła i państwa, a także kwestię obecności religii w społeczeństwie liberalnym ma przemyślane głębiej, niż większość dotychczasowych działaczy konserwatywnego skrzydła PO. A w Koalicji Obywatelskiej potrafiłby się porozumieć (jeśli różnym stronom tych rozmów rzeczywiście chodziłoby o kwestie programowe, a nie o osobiste ambicje) zarówno z Ujazdowskim i Kowalem, jak też z Trzaskowskim, Budką, Schetyną, a nawet z Barbarą Nowacką, z którą dzieli zarówno poglądy na ekologię, jak też poglądy na społeczne obowiązki państwa.

Oczywiście mówię tu o scenariuszu zupełnie idealnym. Tyle tylko, że ten nieidealny – powtarzający wszystkie błędy Ruchu Palikota czy Nowoczesnej, a także wszystkie błędy popełnione przy tej okazji przez PO – znów podzieli centrowy elektorat w Polsce i znów da Kaczyńskiemu, Morawieckiemu, Ziobrze zwycięstwo, a więc czas wystarczający na zaoranie do końca polskich sądów, polskiej demokracji, polskiego społeczeństwa, polskiej obecności w Unii, a nawet polskiego Kościoła – tego, co w nim pozostało chrześcijańskie.

Cezary Michalski
Autor jest publicystą tygodnika „Newsweek”


Zdjęcie główne: Szymon Hołownia, Fot. Flickr/Otwarte Klatki/Andrew Skowron, licencja Creative Commons

Reklama