Kiedy czytasz te książki, przecierasz oczy ze zdziwienia, a jednocześnie ekscytujesz się jak przy dobrym kryminale. Mam na myśli książki takie jak: Ogień i furia[1], Kryzys wolnego rynku?[2], Donald Trump. Jak on to zrobił?[3], Obcy we własnym kraju[4] czy wreszcie NIE to za mało[5], których autorzy analizują, co dla Ameryki i świata oznacza prezydentura Donalda Trumpa oraz szersze poparcie dla populizmu.

Dla jednych to szok, dla innych rządy Trumpa to po prostu efekt wieloletnich zaniedbań państwa amerykańskiego lub rezultat systemu kapitalistycznego oraz wolnego rynku – skazującego większość społeczeństwa na wykluczenie i oddającego pierwszeństwo oligarchii. Mówi się, że jego zwycięstwo było wynikiem podważenia konwencjonalnej wiedzy. Donald Trump uprawomocnia negacjonizm czy wręcz gnuśność myślenia. Odpowiedzialna refleksja, do jakiej namawiała Hannah Arendt, poniosła porażkę. Dzisiaj zwycięża Trump, samiec alfa, którego siłą jest charyzmatyczna osobowość.

TELEWIZYJNY SHOW

Trump może przerażać, sprawiać wrażenie bestii, ale wiele wskazuje, że jego sukces to przypadek. Dość dziwna, wręcz nieprawdopodobna wydaje się teza Michaela Wolffa postawiona w książce Ogień i furia – gorliwie zwalczanej przez Biały Dom – że rządy Trumpa to rezultat, którego obecny prezydent nie pragnął.

Trump rzekomo wcale nie zamierzał zostać głową państwa, chciał tylko zwiększyć swoje notowania w show-biznesie. Nie jest to zresztą nic nowego – w Polsce też znamy przypadek kandydatki na prezydenta, która stała się gwiazdą TV.

Jeżeli Wolff się nie myli, to kryminał polityczny zamienia się w tragifarsę i gorzką diagnozę, że współczesna polityka to zawód i polowanie na profity, a nade wszystko romansowanie z telewizją czy Internetem. I nawet jeżeli prawda o przekupności polityki jest stara jak świat, to książki Wolffa, Klein oraz innych autorów przedstawiają ją w nowym wymiarze – czasów Twittera, show-biznesu, zmian klimatu i kryzysu migracyjnego.

Reklama

Na temat obecnej prezydentury i Ameryki, której Trump jest emanacją, ukazało się ostatnio sporo tekstów. „New York Times” sporządził nawet ranking pozycji, które pomogą zrozumieć jego sukces[6]. Są wśród nich portrety zewnętrzne i wewnętrzne Ameryki. Wiele z nich podejmuje temat amerykańskiego snu, który okazał się uwodzicielskim lepem dla wielu pokoleń. Amerykanie nadal wierzą, że sukces zależy od charakteru i jest wynikiem wyborów jednostki, a ci, którym się nie udało, to obiboki. W tej fantazji upadające zakłady pracy, wcześniej subwencjonowane przez rząd, traktowane są jak ofiary złej polityki federalnej.

Packer w Kryzysie wolnego rynku czy Hochschild w Obcym we własnym kraju pokazują jak oślepiające było to marzenie, skoro przez lata nie dostrzegano symptomów zbliżającego się kryzysu. Kino powielało mit domu na przedmieściach, samochodu palącego galony taniej ropy i szczęśliwych nastolatków.

Dzisiaj, kiedy rzeczywistość okazała się dobra dla za dużych, by upaść, brak snu na jawie wygenerował tzw. wielki paradoks sprawiający, że właściciel małej księgarni może chwalić Amazona, a najbiedniejsi krytykują centralne wspieranie np. infrastruktury zdrowotnej.

Analiza i krytyka to jednak nie wszystko. Naomi Klein w książce NIE to za mało zwraca uwagę, że musimy się zdobyć na wysiłek konstruktywnej zmiany, gdyż za horyzontem czeka nienawiść i nostalgia. Przypomina, że najgorsze to krytyka dla samej krytyki oraz podział społeczeństwa. Wielu z kwestionowania prezydentury Trumpa zrobiło sobie bowiem sposób na życie i zarabianie.

DYSKRETNY UROK NOSTALGII

Pokazywanie, jak skorumpowany jest system, to chyba zdarta płyta. Potrzebujemy czegoś więcej – przypomnienia o odruchach solidarności i o wielkich czynach. Przetrwanie naszej cywilizacji, w tym m.in. walka ze zmianami klimatu, wymagać będzie działania wspólnotowego. Brzmi to dość romantycznie, ale wiele wskazuje, że jest to śmiertelnie poważny problem, od którego może zależeć ludzka egzystencja.

Kiedy bowiem kolejne państwa walczą z pożarami, powodziami czy suszą, okazuje się, że jako ludzie jesteśmy do siebie bardzo podobni i zdani na wzajemną pomoc.

Bezpieczeństwo, pewność jutra, uznanie i poczucie godności są tym, czego pragną wszyscy. Dobrze o tym wie system kapitalistyczny, który chętnie wchodzi tam, gdzie szok i bezradność działa jak pranie mózgu. Kiedy wali się wszystko, często pojawia się oferta nabycia za pieniądze tego, co najważniejsze. Przykładów tego haniebnego działania jest wiele i zbyt często było ono możliwe dzięki temu, że ludzie traktowali się wzajemnie jak wrogowie.

PRZYJACIEL I WRÓG

Świat potrzebuje jedności, mimo to podział postępuje. Z poszczególnych książek wyłania się obraz, jaki pasuje do sytuacji w Ameryce, Polsce czy Niemczech. Kiedy intelektualiści rozmawiają tylko ze sobą i odgradzają się od innych, zwanych często motłochem czy tłuszczą, Donald Trump strzela twittami od samego rana, a Radio Maryja mówi językiem przeciętnego mieszkańca prowincji. Bo także w Polsce rośnie zapotrzebowanie na uznanie dla osób wykluczonych z mainstreamu, ale zamiast inkluzji następuje polaryzacja oraz traktowanie adwersarzy jak wrogów.

Właśnie przed tym ostrzega Klein, a jeszcze bardziej Hochschild. Wolff z kolei stawia gorzką diagnozę:

Trump nie działa w próżni, korzysta z postanalfabetyzmu, kultu telewizji i mediów społecznościowych, gdzie najlepszym przewodnikiem jest nie rozum, ale intuicja i przeczucie. Wolff uznaje nawet, że sam prezydent jest człowiekiem „głupim”: Niemal wszyscy fachowcy, którzy mieli z nim pracować, musieli jakoś sobie poradzić z wrażeniem, że on nic nie wie.

Packer zwraca uwagę, że Trump skradł serca tym przeciwnikom rządu, którzy pamiętają dobry czas Ameryki, kiedy kraj rozwijał się dzięki federalnym dotacjom i programom rządowym, których dziećmi była m.in. Dolina Krzemowa czy NASA. Loty w kosmos, rozwijający się przemysł zbrojeniowy – to jest właśnie ta magiczna Ameryka, do której odnosi się hasło #MAGA. Amerykański sen obiecywał, że za ciężką pracą pójdzie sukces, nakazywał myślenie prospektywne i zakazywał nostalgii. W międzyczasie wielu, także w Polsce przeoczyło, że długa i ciężka praca zamieniła się w sukces instant.

Co prawda w Ameryce nie zawsze trzeba było być ponadprzeciętnie inteligentnym czy sumiennie pracować, aby zarobić krocie, czego przykładem mogły być błyskawiczne fortuny oparte na pracy niewolników albo majątki powstałe po odkryciu złóż szlachetnych kruszców. Przypadek zawsze odgrywał jakąś rolę. Jednak na przełomie XX i XXI wieku bogactwa brały się też ze spekulacji bankowych, baniek na rynkach kredytów i nieruchomości. Za posiadaniem nie musiał już stać żaden kapitał.

Wolność ze sfery politycznej okazała się wolnością konsumpcji i mobilności, czego skutkiem ubocznym okazała się otyłość, ograniczająca rzeczywistą mobilność. System zaczął podkopywać sam siebie. Rozumieją to jednak nieliczni. Reszcie, pozostawionej często samej sobie, pozostaje marzenie o przeszłości i wstyd.

WIDMO SZCZĘŚCIA

Nostalgia krąży dziś po Europie i Ameryce. Wypierana, daje o sobie znać w muzyce, w ciągłych rekonstrukcjach, reminiscencjach, bukolicznych obietnicach powrotu do starych, dobrych czasów i programów telewizyjnych. Pisze o tym w Retromanii[7] Simon Reynolds, który, co ciekawe, łączy stare dobre kawałki z demonizowaniem i wypieraniem zmian klimatu.

Postęp technologiczny chwalony w XX wieku pokazał swoje diaboliczne oblicze i wymaga od nas zmiany przyzwyczajeń. Tymczasem miał przecież budować wygodne i szczęśliwe życie.

Zniechęceni potrzebą zmiany zaszywamy się w bezpiecznym miejscu, którego aura jest tym lepsza, kiedy możemy posłuchać czegoś miłego z przeszłości, najlepiej z okresu naszej młodości. I tak na wielu polach przeszłość wypiera teraźniejszość, zwyciężają muzea-mauzolea, powtórki z bitew czy aktów założycielskich starych, dobrych czasów. Nic dziwnego, że walka ze zmianami klimatu czy transformacja społeczna podważająca koncepty narodowe nie mają wielu zwolenników. Trump, Alternatywa dla Niemiec (AfD) czy w ogóle partie populistyczne to sprytni piewcy wielkich czasów przeszłych. Zjawiają się w mig, gdzie tylko nadarzy się okazja. Ich program polityczny to przyszłość, która ma być zasadniczo powtórzeniem przeszłości. Historycy amatorzy piszą historię i powtarzają frazesy, zawodowcy natomiast historię wymyślają, czyli m.in. wypierają z przeszłości wszystkie znamiona pełzającego kryzysu, wojen, tandety.

Trump wymyśla historię, ale jak sugeruje Wolff, wielkość jego polega na tym, że sprytnie zarządza najniższymi instynktami.

Mowy Trumpa i jego zwolenników mają pewien wspólny mianownik: i on, i oni przemawiają sugestywnie, działają na emocje, nie męczą słuchaczy kwestiami merytorycznymi. Ich wystąpienia przypominają raczej msze emocjonalnych ewangelikanów, gdzie prezydenturę Trumpa traktuje się jako coś na kształt przyjścia Chrystusa. Przypominający Elvisa amerykański pastor Steven Warren odegrał ważką rolę w kampanii Trumpa, komponując pieśń w stylu country gospel wieszczącą powrót wielkiej Ameryki (www.youtube.com/watch?v=Y0fA3sC-j44). Muzyka jednoczy, a jeżeli do łask może wrócić to, co przez jakiś czas nazywane było obciachem jak country czy disco polo, to ich sympatycy z pewnością poprą kandydatów czy rozgłośnie, które na powrót pozwolą na zabawę przy skocznej muzyce.

Jeżeli chcesz walczyć z systemem, powinieneś wiedzieć, jak jest skonstruowany. Czy to wystarczy?

Klein analizuje, jak doszło do zwycięstwa Trumpa, jak pomógł mu show-biznes, przekręty, kaznodzieje, resentyment i sama nostalgia. To jednak nie czyni jej publikacji czymś niezwykłym. Klein oraz Arlie Hochschild proponują coś więcej – dają przykład działań, które sprawią, że resentyment, na którym zbudowane jest zwycięstwo Trumpa, może nieco osłabnąć. NIE to za mało jest przestrogą oraz wskazówką, co zrobić, aby zachować to, co najcenniejsze.

ELEMENTY UKŁADANKI

Złość i gniew okraszone zazdrością. Czekanie w kolejce i przyglądanie, jak inni się do niej wpychają, narastająca niechęć do nich i do systemu, który na to pozwala, a nas spycha na margines. Arlie Hochschild słyszała to wielokrotnie z ust zwolenników Trumpa. Spędziła z nimi miłe chwile, odwiedzała domy i coraz bardziej uświadamiała sobie, że łączy ją z nimi wiele. Nie zgadzała się z nimi na głębokim poziomie odczuwania, ale szukała porozumienia. Napisała też do swoich przyjaciół z Bostonu list, aby zastanowili się, kiedy kolejny raz będą chcieli nazwać zwolenników partii herbacianej (Tea Party) czy entuzjastów Trumpa wsiokami, burakami. Hochschild dostrzegła, że ludzie mają różne poziomy odczuwania i reagują złością, kiedy w nachalny sposób próbujesz je modyfikować.

O ile dla lewicy ważna jest emancypacja, to dla prawicy liczy się poświęcenie. Kiedy dla jednych zasadnicza jest jednostka, inni potrzebują wspólnoty, totemów – i tak właśnie działa Donald Trump. Konstruuje pseudowspólnotę dla tych, którzy od lat czuli się obcymi we własnym kraju.

Zmiana tego stanu rzeczy nie może zatem polegać na wyśmiewaniu, racjonalizacji. Musi oferować coś atrakcyjnego i przypomnieć o tym, że człowiek jest zdolny przede wszystkim do miłości, a nie tylko do rywalizacji. Dlatego też tak wielu autorów na warsztat bierze mit pucybuta oraz system kapitalistyczny jako taki.

OD PUCYBUTA DO PUCYBUTA

Wiara w mit kariery od pucybuta do milionera jest żywa w narracji zwolenników Trumpa. Zresztą samo słowo „wiara” pojawia się w ich wypowiedziach często. Naomi Klein czy Hochschild nie traktują tego jako powodu do śmiechu. Amerykanie wierzą, że ludzie są wolni, popadają w problemy z własnej woli, a wspierać należy tych najbardziej krewkich. A skoro problemy pojawiają się na własne życzenie, trudno się dziwić, że ludzie nie chcą zmian. Co się z nami stanie, gdy przestaniemy spalać ropę albo zamknie się przemysł zbrojeniowy? Gdy przestaniemy produkować broń? W tej logice proszenie o pomoc jest oznaką słabości.

Neoliberalizm, wolny rynek i przekonanie, że w dobrym świecie nie ma miejsca dla słabeuszy to nie tylko krajobraz zza Atlantyku. Telewizja lubi filmy, gdzie gangster jest cool, a cienias nie zasługuje na uwagę. Trump pokazywał to dobitnie w znanym w USA i w Polsce reality show zatytułowanym Praktykant (The Apprentice), do którego został zaproszony w 2004 roku. Grał w nim rolę arbitra selekcjonującego kandydatów na obiecujących i nieudaczników. O sukcesie decydowały w dużej mierze cechy osobowe typowe dla kapitalizmu – wytrzymałość na stres, upór, gotowość do rywalizacji. Tym samym w programie dochodziło do naturalizacji nierówności między ludźmi. Oddawało to bardzo mocno porządek świata, w którym żyjemy obecnie. „Zwalniam cię” – tak kończyło się zazwyczaj reality show.

Trump z ekranu telewizora uczył społeczeństwo, że bogactwo leży u twoich stóp, musisz tylko być wystarczająco skuteczny, konkurencyjny i zawzięty. Zarobił miliony na sprzedaży podobnych mądrości, a także… swojego nazwiska.

Trump uczył tego, czego wymagały od ludzi trudne czasy po upadku komunizmu: licz tylko na siebie i cały czas podnoś poprzeczkę. Był jednocześnie tym, który na ludzkich nieszczęściach żerował, o czym świadczy chociażby smutna historia polskiej ekipy budowlanej pracującej u niego w urągających przyzwoitości warunkach[8]. To właśnie Hochschild nazywa wielkim paradoksem – ofiary cenią swoich katów. Ludzie kochają np. szefa marketów WalMart, mimo że doprowadził on do zniszczenia drobnego handlu, a swoich pracowników wyzyskiwał. Packer przypomina m.in. coroczne zjazdy pracowników sieci, które podobnie jak wiece przedwyborcze przypominały entuzjastyczne msze ewangelikańskie. Klein ów paradoks tłumaczy nie kategoriami braku wiedzy, ale raczej wyprania mózgu detergentem, jakim okazał się amerykański sen. Nawiązuje tu do motywu, który poruszała w swojej wcześniejszej książce – kiedy szok upadku miażdży ci kręgosłup, jesteś wyjątkowo podatny na sugestie.

AKWIZYTOR

„Musisz mieć pomysł, wiedzieć, co chcesz sprzedać, ale ważne, może najważniejsze jest to, aby wytrzymać presję” – tego Donald Trump uczył w swoich książkach, programach czy na wątpliwej jakości uniwersytecie. Złote myśli na temat „jak zarobić pierwszy milion” kosztowały krocie. Rzadko jednak Trump mówił o tym, że pierwszy milion po prostu dostał od swojego ojca, który dorobił się na malwersacjach na rynku nieruchomości. Z kolei dziedzictwo Trumpa ojca wzięło się z interesów dziadka, imigranta zbijającego majątek na domach publicznych i sprzedaży wódki. Jest coś magicznego w tym, co robisz – konkludował partner Trumpa Robert T. Kiyosaki, z którym obecny prezydent pisał książkę Dotyk Midasa. Publikacje sprzedawały się bardzo dobrze, mimo że nie opierały się na żadnych poważnych badaniach czy nawet doświadczeniu.

To była zwykła papka motywacyjna, na którą Amerykanie są wyjątkowo łasi. Packer jest zdania, że u Amerykanów duchowy i materialny głód zawsze łączyły się ze sobą, tak że stawali się łatwymi ofiarami akwizytorów sprzedających tkaniny, książki, zasłony i ideologie.

Jak ludzie mogli uwierzyć w ten pic? Dlaczego oglądali te programy i kupowali książki? Odpowiedź wymaga wejścia w głąb ludzkiej psychiki i powiązanej z nią propagandy, którą promowała m.in. szkoła chicagowska. Kiedy jesteś na skraju załamania, zawsze zostaje ci wiara w cuda. Możesz wybrać znieczulenie, jakim jest ostatnio w USA heroina, albo właśnie zaczynasz wierzyć. Podczas huraganu Katrina wiara została wystawiona na próbę. Odbudować potrafili się bogaci i biali, natomiast czarni czy biedni zaczęli robić to, co przewiduje stereotyp – kraść wodę pitną i jedzenie. Tylko silny i bogaty biały przeżywał i dostosowywał się do zmian klimatu.

POCIESZ SIĘ, NIE JESTEŚ NAJGORSZY

Najdziwniejsze wydaje się to, że ci sami ludzie, którzy uwierzyli w mit pucybuta, mogli sobie pozwolić co najwyżej na kupno książki Dotyk Midasa albo oglądanie, po dniu ciężkiej pracy, programu Praktykant, w którym Trump wywalał po kolei wszystkich, którzy okazali się dla niego za słabi. Zasiadając przed telewizorami, mieli okazję się cieszyć uczuciami pielęgnowanymi przez Trumpa – zawiścią i zemstą. Przegrani w pracy mogli w końcu zobaczyć, że nie tylko oni mają źle i czują się beznadziejni. Trump wykorzystał to, co było mu dane – własny kapitał i słabość zrezygnowanych ludzi, którzy do końca wierzą, że jak się postarają, to coś osiągną. Wielokrotnie nawoływał też do zemsty, powołując się przy tym na Biblię, którą często interpretował po swojemu. Przekonywał ludzi, że jeżeli ktoś ich poniża, muszą się odegrać. Tak bowiem „uczy” Biblia – oko za oko, ząb za ząb, o Nowym Testamencie oczywiście nie wspominając.

Mit kariery „od zera do bohatera” czy od pucybuta do milionera zawładnął umysłami ludzi na całym świecie. „Wszystko jest kwestią wyobraźni” – mówiła Amerykanom jedna z największych gwiazd amerykańskiego snu Oprah Winfrey. W Polsce amerykański sen przyniósł niemałe żniwo, bo i u nas wysyp lektur podobnych do Dotyku Midasa przypadł na lata transformacji. W warunkach, kiedy o pozycji społecznej świadczył sukces ekonomiczny, ludzie wchodzący na ścieżkę przedsiębiorczości wybierali często drogę „po trupach”. Także w Polsce poszanowanie pracowników, nie mówiąc o przyrodzie, było czymś wręcz śmiesznym. Przymykano na to oczy, sądząc, że tak trzeba, bo w świecie, gdzie gwiazdami są przedsiębiorcy, nikt nikogo nie będzie chwalił za chronienie środowiska. Przyroda, podobnie jak płacenie podatków, była kulą u nogi. Ideałem stawał się ktoś nie tylko bogaty, ale też sprytny i silny.

Nie bez powodu także i u nas tryumfy święciły programy reality show, gdzie bohaterami były osoby wulgarne i agresywne.

Głośne filmy tamtych czasów pokazywały, że w biznesie nie ma zmiłuj. W takich warunkach solidarność społeczna i ochrona środowiska wywołują tylko pusty śmiech na sali. Przypomina o tym nawet obecny minister środowiska Henryk Kowalczyk, który diagnozuje „zbytnią wrażliwość” w ochronie zwierząt i w ogóle środowiska.

NIEWYGODNA PRAWDA

Omawiane książki są efektem analiz, które uwzględniają nie tylko twarde dane, ale przede wszystkim czynniki miękkie. To zdumiewające, ile zmian na świecie opiera się na rządzie dusz, na naszym braku refleksyjności i gnuśności myślenia. Jest w tym coś fascynującego, że są na świecie ludzie, którzy niczym reżyser w teatrze kreują rzeczywistość. I robią to świadomie. Trump jest wielki w tym sensie, że potrafi sterować ludźmi i dobrze wie, że nie działa w próżni. On nie wymyślił neoliberalizmu i kultu marek, ale wzmocnił je, używając narzędzi takich, jak choćby dostępny dla wszystkich Twitter.

Naomi Klein znaczenie wizerunku badała na potrzeby książki No logo. Lektura historii branży tworzenia marek jest godna uwagi, bowiem często nie zdajemy sobie sprawy, że zostaliśmy złapani na haczyk reklamy, manipulacji czy perswazji. Za marką Trump nie stał produkt, ale właśnie ideologia silnego kapitalizmu i prawa do deptania słabszych/innych.

Trump zagrał na najniższych ludzkich instynktach.

W swojej najnowszej książce Klein znowu tropi ślady zostawiane przez bezwzględny neoliberalizm. Opisując skutki huraganu Katrina, zwróciła uwagę na rzecz charakterystyczną: w sytuacjach kryzysowych ludzie spontanicznie nieśli sobie pomoc. Znamy to z polskiego podwórka – kiedy w 1997 roku powódź zalała m.in. Wrocław, ludzie ruszyli na pomoc bezinteresownie. Nierzadko wspierali, ale także wyręczali oficjalne służby. Do Wrocławia przyjeżdżali nawet ludzie spoza miasta – trudno bowiem spać, kiedy inny ratuje swój dom.

Jednak po przejściu huraganu Katrina w USA wzmocnione zostały inne instynkty i zrobił to system ludzkimi rękami. Widać to było jak na dłoni w sieci. Przede wszystkim okazało się, że w USA mieszkają biali i czarni, i od tego właśnie zależało, jak szybko np. do niektórych dzielnic Nowego Orleanu docierała woda pitna.

Oglądaliśmy Amerykę, która wewnątrz siebie dzieli się na swego rodzaju neoimperializm północy i podległość południa.

ŚWIAT SIĘ GOTUJE

Nauka, jaka płynie z książki Klein, jest następująca: warto wykorzystać i umacniać solidarność międzyludzką, dopóki jeszcze budzi się w ludziach w naturalny sposób. Przykład weteranów wojennych, którzy dołączyli do protestów ludów rdzennych przeciw ekspansji koncernów wydobywczych, zaskakuje i rodzi nadzieję. Wcześniej policja i wojsko pacyfikowały ludność po przejściu huraganu, a teraz byli wojskowi nie mogli patrzeć, jak władza traktuje społeczeństwo. Ludzi, którym po prostu chciało się pić, potraktowano jak przestępców. Klęski żywiołowe zostały bowiem wykorzystane do wprowadzenia na „zniszczonych terenach” prywatnych szkół i luksusowej służby zdrowia.

Sytuacja pokazała jednak, że naturalnymi odruchami są pomaganie i empatia. I jeżeli są wspierane, to będą kultywowane, bo wpiszą się w obyczajowość. Niestety, odgórne regulacje pokazały Amerykanom, jak bardzo się mylili.

Podobną degradację solidarności przeprowadzono w Polsce. Neoliberalne rządy budowały podwaliny pod niechęć do uchodźców, do biednych. Pomysły na prywatną służbę zdrowia zarażały umysły. Nikt nie łączył braków w budżecie ze złym systemem podatkowym, na którym korzystają bogaci i zagraniczne koncerny zwolnione z podatków. Maciej Gdula w Nowym autorytaryzmie[9] argumentuje, że popularność Prawa i Sprawiedliwości nie wzięła się tylko z naszego nacjonalistycznego usposobienia. Partia rządząca pochyliła się nad tymi, którzy nie zostali obdarzeni „dotykiem Midasa” czyli zmysłem przedsiębiorczości, wytrwałości, pomysłowości ekonomicznej. Wsparła ofiary nieudanej modernizacji – tych, którzy zostali w tyle. Przy okazji wprowadziła demontaż państwa prawa, ale dla zwykłych ludzi ważna jest codzienność, gdyż ich udział w życiu obywatelskim i tak był niski.

I pewnie rację mają ci pracownicy sektora górniczego, którzy zamierzają bronić status quo do końca. Z doświadczenia bowiem wiedzą, że na odprawach i historiach o leniwych bezrobotnych może się dla nich skończyć. Co tam przestrogi, że jak będziemy spalać paliwa kopalne, to ryzyko powodzi, suszy czy pożaru znacząco wzrośnie. Ochrona klimatu czy ochrona środowiska nie są kojarzone z kwestiami społecznymi. W oficjalnym dyskursie to wciąż „wymysły” ekologów. Władza robi wszystko, aby zapewnić nam wygodę niewiedzy, choć kolejne miesiące okazują się rekordowe pod względem temperatury. Świat się gotuje, a władza zamiast przygotowywać społeczeństwo, studzi obawy i w przeddzień szczytu klimatycznego COP 24 w Katowicach opowiada o ekologicznym górnictwie i czystym węglu.

PRZEBUDZENIE NA ŚMIETNIKU HOLLYWOODU

Klein stwierdza wprost: Mistrzowskie opanowanie gatunku telewizyjnego zaważyło na rozwoju imperium marki Trumpa i pomogło mu wygrać wybory. Na planie Praktykanta nauczył się montować rzeczywistość tak, aby ją przykroić do założonego efektu, który doda mu splendoru. Dziś ta umiejętność pomaga mu przekształcać nie tylko Biały Dom, ale całe połacie świata.

Kiedy tak czytamy o powiązaniach polityki, Trumpa, telewizji, przemysłu paliwowego czy nuklearnego, możemy odnieść wrażenie, że współczesna Ameryka to jakiś horror, sen wariata czy życie na śmietniku Hollywood, co obejrzeć można w filmie The Florida project.

I tu właśnie na scenę wchodzi Naomi Klein, ale też wielu innych, bo znamienne w jej najnowszej książce jest to, że jej narrator to my. Klein mówi o Amerykanach, ale też o globalnych obywatelach.

Manifest Klein, który ona sama nazywa utopią, jest dla mnie racjonalny i potrzebny, wykonuje emancypacyjny ruch budzenia ludzi ze snu, w którym rządzi bogactwo kosztem ludzi i przyrody. Klein ewokuje gniew, który nie zgadza się na dobrowolne przyjmowanie dawek telewizyjnej czy twitterowej papki i pokazuje, że w imperium Trumpa są wyłomy, które możemy wykorzystać. Motyw ten wykorzystała zresztą ostatnio satyryczka Michelle Wolf[10] w swojej kontrowersyjnej wypowiedzi na corocznym spotkaniu korespondentów Białego Domu. Zaznaczyła, że

dziennikarze uczynili z krytyki Trumpa dochodowy interes, a sami w oczekiwaniu na jego kolejne Twitty zachowują się, jakby „mieli orgazm”. Ona także jest zdania, że samo NIE to za mało.

Zarówno Klein, Wolf czy jedna z liderek wielkiego protestu przeciwko budowie rurociągu przebiegającego m.in. przez rezerwat Standing Rock[11] LaDonna Brave Bull Allard, po opisach neoliberalnego horroru pokazują, że zmiana jest możliwa. Że w ludziach wciąż tkwi siła. Niektórzy zachowują się jak na opioidach – ukrywają swój ból we śnie i zapomnieniu. Ale ich wszystkich jeszcze można poruszyć, bowiem naszym pierwotnym, ludzkim uczuciem jest miłość. To ona sprawia, że opowieści o indywidualizmie w stylu nie ma obiadu za darmo, wydają się niewiarygodne.

arto też wspomnieć o projekcie Instytutu Terra[12], byłego fotografa wojennego Sebastião Salgado, który po wielu projektach fotograficznych w Afryce czy Jugosławii był się na skraju wyczerpania nerwowego, chciał się wycofać, twierdził też, że człowiek to potencjalna bestia, która nie zasługuje na życie. Po latach uznał jednak, że chce jeszcze walczyć, chociażby miał do dyspozycji małe kroki utopii. Wraz z żoną postanowił w swojej rodzinnej Brazylii odbudować fragment puszczy. Dzisiaj wcześniej zdegradowane tereny znowu pokrywa las przynoszący też ze sobą bioróżnorodność oraz deszcze. Jego przesłanie brzmi: zniszczenie jest wciąż odwracalne. Klein przypomina nam, że nie jest jeszcze za późno na ochronę naszego świata.

DRUGI CZŁOWIEK NA WAGĘ ZŁOTA

Książki Klein czy Hochschild powinny być czytane w kraju nad Wisłą, gdyż wciąż fundujemy sobie neoliberalny szok, ufamy, że silny ma być nagrodzony, a słaby nadaje się na śmietnik historii. Wierzymy, że wydobycie paliw da miejsca pracy oraz doprowadzi do dobrobytu regionu dzięki równie mitycznej zasadzie „skapywania bogactwa”[13], która jest takim samym wytrychem, jak owo „dotknięcie Midasa”. Autorki zwracają uwagę na starą, ale wciąż skuteczną zasadę, która gdziekolwiek się pojawi, tam zawsze przynosi śmiercionośne owoce – divide et impera.

I do tego, moim zdaniem, sprowadza się tytułowe przesłanie książki NIE to za mało.

Musimy wnieść coś pozytywnego, a to coś wciąż mamy w sobie – solidarność i kreatywność. Jest to racjonalna mądrość serca.

Inaczej wielu, nawet tych obdarzonych nieruchomościami, pieniędzmi czy samochodami, czekać będzie porażka. Spłyną na fali powodzi, gorączki pożarów i dojmującej suszy. Kiedy przeciwko nam występuje żywioł, kapitał finansowy nie jest tym, co pomoże w pierwszej kolejności. Wtedy na wagę złota może się okazać po prostu drugi człowiek.

Hanna Schudy
Tekst ukazał się pierwotnie w miesięczniku “Odra”


[1] M. Wolff, Ogień i furia. Biały Dom Trumpa, przeł. M. Witkowska, B. Sałbut, M. Moltzan-Małkowska, 2018.

[2] G. Packer, Kryzys wolnego rynku? Ameryki portret wewnętrzny, przeł. M. Słysz, 2015.

[3] D. C. Johnston, Donald Trump. Jak on to zrobił?, przeł. A. Paszkowska, 2017.

[4] A. R. Hochschild, Obcy we własnym kraju. Gniew i żal amerykańskiej prawicy, przeł. H. Pustuła, 2017.

[5] N. Klein, NIE to za mało. Jak stawić opór polityce szoki i stworzyć świat, jakiego nam trzeba, przeł. M. Jedliński, 2018.

[6] https://www.nytimes.com/2016/11/10/books/6-books-to-help-understand-trumps-win.html

[7] Por. S. Reynolds. Retromania. Jak popkultura żywi się własną przeszłością, przeł. F. Łobodziński, 2018.

[8] https://www.tvn24.pl/magazyn-tvn24/ryzykowali-zyciem-przymierali-glodem-jak-trump-oszukiwal-polakow,65,1381

[9] M. Gdula, Nowy autorytaryzm, Warszawa 2018.

[10] https://www.youtube.com/watch?v=DDbx1uArVOM

[11] https://www.theguardian.com/us-news/2017/mar/10/native-nations-march-washington-dakota-access-pipeline

[12] http://www.institutoterra.org/eng/conteudosLinks.php?id=22&tl=QWJvdXQgdXM=&sb=NQ==

[13] https://pl.wikipedia.org/wiki/Teoria_skapywania


Zdjęcie główne: Donald Trump, Fot. Flickr/Gage Skidmore, licencja Creative Commons

Reklama