Kandydaci demokratyczni powinni zdecydowanie poprzeć w II turze kandydata z ich obozu, który do niej wejdzie – mówi nam Aleksander Smolar, prezes Fundacji Batorego. – Gdyby tym razem PiS wygrał, to próbowałby nie tylko ograniczyć jeszcze bardziej wolności, likwidując resztki niezależności sądów, ograniczając niezależność mediów prywatnych, samorządów, niezależną ekspresję społeczeństwa obywatelskiego, ale także można oczekiwać ograniczenia demokratycznego procesu wyborczego. Widzieliśmy już to przy okazji przygotowań do wyborów 10 maja – podkreśla
JUSTYNA KOĆ: Przed nami pierwsza tura wyborów prezydenckich. To ostatnia szansa dla opozycji na udział w prawdziwej grze wyborczej z możliwością jej wygrania na demokratycznych zasadach?
ALEKSANDER SMOLAR: Nie wiemy, czy to ostatnia szansa. I lepiej, żebyśmy się nie dowiedzieli. Wyniki sondaży Rafała Trzaskowskiego i innych kandydatów demokratycznych dają nadzieję na odwrócenie biegu wydarzeń rozpoczętych w wyborach 2015 roku, stopniowego osuwania się Polski ku autorytaryzmowi. Oczywiście, nawet przegrywając wybory prezydenckie PiS zachowa jeszcze kontrolę nad Sejmem – chociaż oczywiście nie nad Senatem – oraz nad rządem i centralną administracją.
Na pewno w takiej sytuacji jak obecna powinno się brać pod uwagę najgorsze scenariusze.
A przypuszczam, że gdyby tym razem PiS wygrał, to próbowałby nie tylko ograniczyć jeszcze bardziej wolności, likwidując resztki niezależności sądów, ograniczając niezależność mediów prywatnych, samorządów, niezależną ekspresję społeczeństwa obywatelskiego, ale także można oczekiwać ograniczenia demokratycznego procesu wyborczego. Widzieliśmy już to przy okazji przygotowań do wyborów 10 maja. Trzeba tu przyznać, że dużą rolę w zahamowaniu tego procesu odegrała nie opozycja, tylko Jarosław Gowin, o którym można myśleć, co się chce, ale to on dał szansę demokracji. Wszystko wskazuje na to, że wywołując ogromny chaos PiS wygrałby tamte wybory. Obserwatorzy wskazują na niebezpieczeństwo manipulowania procesem wyborczym na poziomie miejscowości poniżej 20000 mieszkańców – a więc gdzie wpływy PiS są najpoważniejsze – poprzez obietnice wozów strażackich dla gmin, w których mobilizacja wyborcza będzie największa.
Jak ocenia pan teraz szanse opozycji?
Moim zdaniem są bardzo duże. Sondaże pokazują, że jest bardzo mało prawdopodobne, aby wybory zostały rozstrzygnięte w I turze. A wiec w II turze obie strony staną wobec problemu mobilizacji własnych obozów oraz ich ewentualnego poszerzania. Widać po radykalizmie, brutalności jego języka, że Duda walczy przede wszystkim o mobilizację swojego twardego elektoratu. Jego i innych przywódców obozu PiS wypowiedzi świadczą o rezygnacji z uwodzenia centrowego elektoratu. Wizyta w Waszyngtonie miała też za zadanie mobilizację obozu szeroko pojętej prawicy.
Jeżeli chodzi o obóz demokratyczny, to tu sytuacja jest nieporównywalnie bardziej złożona. Każdy kandydat i partia skupiona wokół niego walczą nie tylko o wynik jego samego, ale też o pozycję partii i środowisk politycznych.
Sądzę, że kandydaci, oprócz Rafała Trzaskowskiego, zdają sobie sprawę, że nie przejdą do II tury.
Zatem myślenie o tym, co dalej, jest wpisane w logikę demokratycznych wyborów. Tak że jest pewne napięcie między wspólnym celem odsunięcia PiS od władzy, a poszukiwaniem jak najlepszego wyniku przez każde ze środowisk politycznych.
Hołownia oficjalnie powoła ruch, a Kosiniak-Kamysz zagwarantuje przetrwanie swojej partii?
Władysław Kosiniak-Kamysz na pewno myśli o wzmocnieniu swojej partii i stopniowej zmianie jej charakteru, od partii wiejskiej do ogólnonarodowej formacji o charakterze konserwatywno-liberalno-demokratycznym. Poczynił już zresztą istotne kroki w tym kierunku. Lewica walczy o przeżycie, bo tak marnych rezultatów, jak tych zapowiadanych w sondażach, nikt się nie mógł spodziewać, łącznie z samym kandydatem. To osobna i bardzo interesująca sprawa, dlaczego tak się stało. W tych niskich słupkach poparcia dla Roberta Biedronia upatruję dziwnych działań tej partii.
To jednak zaskakujące, że kandydat, jak i niektórzy politycy Lewicy deklarują, że nie ma różnicy między PiS a obozem wokół Trzaskowskiego.
Oczywiście istnieją istotne różnice między lewicą a Koalicją Obywatelską pod względem światopoglądowym, jak i programem socjalnym. Równocześnie trudno usprawiedliwić, że nie dostrzega się podstawowej różnicy między PiS a PO, jeżeli chodzi o stosunek do demokracji, do instytucji państwa prawa, do wolności. Warto dodać, że Lewica nie będzie miała żadnej szansy realizowania własnego programu w systemie, w którym PiS zwycięży i będzie dalej pogrążał Polskę w autorytaryzmie.
Pozostaje oczywiście najciekawszy przypadek Szymona Hołowni, który walczy o swoje szanse trwałego istnienia na mapie politycznej. Jest on zresztą najpoważniejszym kandydatem demokratycznej opozycji poza Trzaskowskim. Hołownia walczy o przyszłość, chociaż jego wizja pozostaje mglista, bo mówi o ruchu społecznym, a w późniejszej perspektywie może o partii. Pewne jest, że nie zrezygnuje z kapitału poparcia społecznego, który już uzyskał.
Wkrótce cisza wyborcza i wejdziemy w kampanię przed II turą, czyli finał tych mistrzostw. Co będzie się działo, co powinni robić kandydaci?
Tu dużym zagrożeniem będzie demobilizacja wyborców. Kandydaci demokratyczni powinni zdecydowanie poprzeć w II turze kandydata z ich obozu, który do niej wejdzie. To jest ważne w przypadku wyborców lewicowych, którzy mogą być zdemobilizowani, słuchając tego, co mówi dziś Robert Biedroń i wielu innych polityków Lewicy.
To dotyczy również PSL, choć w dużo mniejszym stopniu, ponieważ ci wyborcy są podzieleni i część z nich i tak zagłosuje na Andrzeja Dudę w II turze.
Może największym wyzwaniem jest zmobilizowanie wyborców Szymona Hołowni. Ten problem jest najpoważniejszym wyzwaniem dla przywódców tych partii i dla Rafała Trzaskowskiego. Nawet sugerowałem, chociaż to może brzmi nierealistycznie, aby Trzaskowski od razu po I turze, a najlepiej jeszcze przed, zwrócił się do wyborców konkurentów, podkreślając, że przy wszystkich różnicach cel jest wspólny – osłabić, ograniczyć rządy Jarosława Kaczyńskiego i PiS, niebezpieczeństwo dalszej autorytarnej ewolucji kraju, aby przygotować grunt pod dalszą demokratyczną ewolucję Polski.
Co z wyborcami, którzy deklarują, że nie pójdą do wyborów? Ciągle jest ich kilkadziesiąt procent. Warto do nich sięgać?
Na pewno mobilizacja tych wyborców jest również wyzwaniem i to dla obu stron. Wizyta Dudy w Waszyngtonie była przede wszystkim obliczona na zmobilizowanie tych, którzy deklarują, że nie będą głosować lub nie wiedzą, na kogo. To był przekaz dla wyborców, którzy są mniej wyrobieni, ale sprawiają na nich duże wrażenie dwory międzynarodowe, wspólne zdjęcie Andrzeja Dudy z prezydentem Stanów Zjednoczonych, niezależnie, kim on jest, jaki on jest.
Dlaczego powinniśmy iść na te wybory?
Obywatele, którzy często mają poczucie, że ich wpływ na rezultat wyborów jest bardzo ograniczony, powinni mieć świadomość, że
potencjalna różnica głosów w drugiej turze między Dudą a Trzaskowskim – jeżeli to on zostanie kandydatem demokratycznej opozycji – może być bardzo mała. A więc nieduża grupa wyborców może mieć zasadniczy wpływ na ostateczny wynik głosowania.
Poza tym istotny jest też aspekt psychologiczny i moralny, a w konsekwencji i polityczny mobilizacji wyborczej. Im większe okaże się zwycięstwo kandydata demokratycznego, tym większy będzie potencjał transformacyjny tych wyborów, jeżeli chodzi o całą naszą scenę polityczną, o głębsze zakorzenienie wartości demokratycznych.
Ale też prawdziwa jest teza przeciwna: choćby marginalne zwycięstwo Andrzeja Dudy umocni w oczach dużej części społeczeństwa prawomocność drogi wybranej przez PiS. Oczywiście można mieć zarzuty do kandydata Platformy, iż udowodnił istnienie swojego programu wyborczego, pokazując jego okładki dopiero w czwartek wieczorem w programie telewizyjnym, na dobę przed ciszą wyborczą, bo to może być odebrane jako lekceważenie wyborców, sprowadzanie demokratycznej konfrontacji do konkursu osobowości, zdolności retorycznych i ogólnych formuł na temat postulowanego stanu rzeczy.
Pewne jest jedno. Zwycięstwo w drugiej turze Rafała Trzaskowskiego i jego obozu politycznego oraz popierających go innych sił demokratycznych stanowić będzie gwarancję, że odbędą się następne prawdziwe wybory,
że nie tylko reguły procesu demokratycznego będą respektowany, ale i wszystkie prawa i wolności obywatelskie, że wszyscy obywatele będą szanowani, że zostanie przywrócona sędziom i sądom rola, jaką powinni odgrywać w systemie konstytucyjnej demokracji – przede wszystkim kontroli władzy, aby nie dochodziło do wszelkiego rodzaju nadużyć, poczynając od politycznych, a kończąc na ekonomicznych. Jeżeli chcemy mieć tę kontrolę, a w przyszłości, w wyniku wyborów parlamentarnych, możliwość zmiany obozu rządzącego, to potrzebny jest nie tylko niezależny Senat, nie tylko opór dużej części samorządów, ale także prezydent-demokrata jako strażnik konstytucji.
Zdjęcie główne: Aleksander Smolar, Fot. Adrian Grycuk, licencja Creative Commons