Moim zdaniem, jest to swego rodzaju bój o Sąd Najwyższy – mówi nam rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa, sędzia Waldemar Żurek. PiS sięga po ostatnią niezależną władzę – sądowniczą. Gdy ją przejmie, nie będziemy już żyć w demokratycznym kraju – dodaje.
Justyna Koć: KRS sprzeciwia się zmianom w sądownictwie, które chce wprowadzić minister Ziobro. Dlaczego?
Waldemar Żurek: Bo według KRS te zmiany są sprzeczne z konstytucją. Posłowie, czyli czynni politycy, mają wybierać sędziów – członków Rady ze środowiska sędziowskiego. Trzeba podkreślić, że – jak powiedział Trybunał Konstytucyjny – celem podziału władzy jest ochrona praw człowieka przed nadużywaniem władzy przez którykolwiek ze sprawujących ją organów. Ale do tego potrzebna jest separacja władzy sądowniczej, niezależność sądów i sędziów. W tej sprawie sięgamy po opinie autorytetów: prof. Garlickiego, prof. Banaszaka. Naukowcy i praktycy mówią jednoznacznie – niezależność sądów musi być zagwarantowana.
Jeżeli wybór członków Rady będzie zależał od polityków, to przestanie być organem apolitycznym. Politycy uzyskają bezpośredni wpływ na pracę sądów i sędziów, i to zarówno ci lokalni, jak ci znani w całej Polsce.
Te naciski mogą mieć różną formę: pism, telefonów, wystąpień publicznych. Mogą być one inspirowane przez media i związane z konkretną sprawą, ale też mogą atakować samego sędziego, tak by czuł ogromną presję. Rada w obecnej strukturze chroni przed tym i to jest jej konstytucyjne zadanie. A przecież warto zwrócić uwagę, że konstytucja i obecne zapisy dotyczące KRS społeczeństwo zaakceptowało i zatwierdziło w referendum.
Profesor Strzembosz powiedział, że niestety zawsze się znajdą tacy sędziowie, którzy będą gotowi dla kariery współpracować bardziej z politykami niż z prawem. Minister Ziobro tak właśnie konstruuje zespół do spraw reformy sądownictwa i wybiera sędziów rejonowych, którzy wprawdzie mają doświadczenie orzecznicze, ale kilku z nich miało np. postępowanie dyscyplinarne. Brakuje w tym zespole sędziów ze znaczącym dorobkiem zawodowym z sądów pozostałych instancji.
Druga sprawa, projekt zakłada, że prezydent będzie mógł wybierać spośród 2 kandydatów, których ma przedstawić KRS. W konstytucji nie ma takiej kompetencji prezydenta. Jest tam wyraźnie napisane, że prezydent nominuje, a nie wybiera. To znacząca różnica.
Tak samo jak prezydent desygnuje na premiera osobę wskazaną przez parlament, ale de facto nie wybiera jej?
Dokładnie tak. Według proponowanych zmian, prezydent ma wybierać.
Minister Ziobro wskazuje, że na KRS nie ma wpływu “suweren”.
To mit, który powtarzają rządzący. Do Krajowej Rady Sądownictwa z urzędu wchodzi minister sprawiedliwości, który jest jednocześnie posłem. Zresztą minister Ziobro nie przychodzi na posiedzenia Rady. Na 27 posiedzeń był zaledwie 2 razy i to tylko na chwilę. W składzie Rady jest jeszcze 2 posłów, 4 senatorów – wybranych przez naród, przedstawiciel prezydenta, co więcej, jest 2 prezesów: Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego, których mianował także prezydent.
Minister Ziobro mówi, że KRS to najbardziej uprzywilejowana kasta, która walczy o swoje interesy.
Moja kadencja kończy się w marcu przyszłego roku, ja nie walczę o siebie, tylko o instytucję, o zasady. Niezawisłość sędziów to nie przywilej, tylko prawo obywatela do rzetelnego i bezstronnego sądu. KRS walczy o to nie dla siebie, tylko dla społeczeństwa, bo tylko niezawisłość sędziów i niezależność sądów ogranicza i eliminuje możliwość wpływania postronnych osób na sposób procedowania i orzekania w konkretnej sprawie.
Kolejną kwestią jest wygaszenie kadencyjności sędziów w Radzie. Ta propozycja jest również niezgodna z konstytucją. Minister Ziobro chce po prostu zniszczyć Radę w obecnym kształcie.
W przyjętej przez Radę opinii dotyczącej proponowanych zmian sięgnęliśmy nawet do przepisów przejściowych, które wprowadzały konstytucję. Już wtedy ustawodawca założył, że kadencje członków organów kadencyjnych trwają do czasu ich naturalnego wygaśnięcia, bo musi być jakaś kontynuacja. W 1997 roku, gdy zmieniano konstytucję, uszanowano kadencyjność. Na tym polega właśnie państwo prawa.
Zmiany ministra Ziobry mają też wprowadzić drugą izbę, może to jest jakieś wyjście?
Konstytucja mówi o Krajowej Radzie Sądownictwa. Nie wymienia żadnych izb. Teraz tworzy się dwie, w tym jedną – nazwijmy ją polityczną, w której skład mają wchodzić prezesi Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego. Będą tam w mniejszości, bo proporcje to 7-2 dla polityków, czyli zawsze mogą być przegłosowani. Te dwie izby muszą ze sobą wszystko uzgadniać i jak nie osiągną porozumienia, to nie mogą zająć stanowiska np. w sprawie naruszenia niezawisłości czy nominacji, tym samym Rada zamilknie, zostanie sparaliżowana.
Zmiany są niezgodne z konstytucją, ale może usprawnią działanie sądów?
Moim zdaniem, jest to swego rodzaju bój o Sąd Najwyższy. Został zniszczony Trybunał Konstytucyjny, a był już taki czas w poprzedniej kadencji parlamentu, gdy do TK wybierano największe autorytety świata prawniczego, profesorów prawa, szefów katedr. Teraz znowu najważniejsze są przesłanki polityczne. A to oznacza, że aktualny skład TK nie zbada zgodności z konstytucją określonego przepisu prawnego, tylko wyda wyrok zgodny z oczekiwaniami władzy. Mówię to z bólem, bo to organ konstytucyjny, który bardzo szanowałem.
Kolejnym etapem przejmowania przez polityków kontroli nad instytucjami stojącymi na straży niezależności sądownictwa i niezawisłości sędziów jest Sąd Najwyższego, ale najpierw trzeba opanować Krajową Radę Sądownictwa.
Jeżeli to się uda, to można przejąć Sąd Najwyższy, a na końcu sądy powszechne. Zmieni się strukturę – tak jak w prokuraturze, i zwolni prezesów, dzięki temu sędziowie będą ponownie musieli być nominowani. Politycy już o tym wspominają, a minister oznajmia: sędziów jest za dużo i wstrzymuje obsadzanie wolnych etatów. Wspiera go prezydent i testuje – bez uzasadnienia odmawia 10 kandydatom nominacji. Minister Ziobro nie ogłasza, zgodnie z procedurą, naboru na 500 wolnych etatów sędziowskich, być może właśnie po to, żeby utrudnić pracę sądów i pokazać, że pracują jeszcze gorzej. Jednocześnie minister gromadzi przychylne kadry, aby wprowadzić przez niego powoływanego asesora. To jest także niezgodne z konstytucją, ale gwarantuje poszerzenie z czasem się szeregów sędziów przychylnych politykom.
Można powiedzieć: to walka na górze. Co to obchodzi zwykłego Kowalskiego?
Powinno obchodzić, bo na przykład dostanie pani zwykły mandat na drodze, być może niesłusznie, i przyjdzie do sądu, a tam sędzia szybko zgadza się z policjantem i mówi to samo. Bo boi się o swój awans zależny od tego, jak się zachowa, bo powstanie izba dyscyplinarna z nominantami ministra Ziobry, która będzie mogła usuwać niepokornych i niezależnych sędziów.
Minister Ziobro mówi, że zmiany i tak wprowadzi, bo są konstytucyjne, a kto uważa inaczej, broni swoich interesów. Co będzie dalej robić KRS?
Zmobilizowaliśmy całe środowisko, które jak się okazało, jest bardzo jednomyślne. Na poniedziałkowy zjazd przybyli delegaci z wszystkich sądów. Swoją opinię, jasno pokazującą zły kierunek proponowanych zmian, przesłała Europejska Sieć Rad Sądownictwa (ENCJ). Mamy wreszcie sąd w Strasburgu i nie wykluczam, że tam się udam, kiedy moja kadencja zostanie wygaszona przez polityków. Podpisaliśmy konwencję o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Jest tam wyraźnie napisane, że każdy obywatel ma prawo do niezawisłego sądu. Jeżeli złamiemy tę zasadę, to sąd w Strasburgu może nakazać nam postępowanie zgodne z przyjętym prawem i zasądzić odszkodowanie.
Pokazujemy też odważnie, że nie boimy się mówić prawdy o tym, jak łamie się prawo. Ważne jest też, jak społeczeństwo zareaguje na próby ograniczania niezależności sądów i niezawisłości sędziów.
Ale przyznaje pan, że w sądownictwie potrzebne są zmiany?
Tak, ale przemyślane, długofalowe, wprowadzane stopniowo i po rzetelnej dyskusji ze wszystkimi zainteresowanymi. Każdemu ministrowi sprawiedliwości przedstawiamy propozycje zmian. I dużo już udało się zreformować. Powstał e-sąd w Lublinie, sądy zostały zmodernizowane, powstały biura obsługi interesantów, na salach rozpraw pojawiły się kamery. Jako pierwsi wprowadziliśmy jawne postępowania dyscyplinarne sędziów, publikujemy zbiory orzeczeń w tych sprawach, piętnujemy sędziów, którzy popełniają błędy dyscyplinarne i usuwamy ich z zawodu. Proszę mi pokazać, ilu nauczycieli, architektów, lekarzy zostało usuniętych z zawodu wyrokiem dyscyplinarnym?
A mimo to społeczeństwo ma o sądach złe zdanie. Takie wyniki pokazują rządzący.
To nieprawda. Politycy kłamią jak najęci. Proszę pamiętać, że w sądzie jeden wygrywa, drugi przegrywa, ten ostatni jest przeważnie niezadowolony. Z badań wynika, że amerykańskie sądownictwo jest oceniane pozytywnie przez 48 do 52 proc. społeczeństwa. W lutym 2016 r. poziom zaufania do polskich sądów badał CBOS i okazuje się, że 43 proc. badanych pozytywnie oceniło pracę sądów, we wrześniu 2016 r. takie badanie przeprowadził IBRiS i pokazało ono podobny poziom zaufania – 44 proc. W tym samym czasie zaufanie do parlamentu wynosiło zaledwie 23 proc.
Rządzący obrzucają nas błotem, szczególnie w mediach publicznych, gdzie nie ma już żadnych zahamowań, mówią, że jesteśmy kastą, mafią. To wszystko są populistyczne kłamstwa.
Pamiętajmy, że autorytaryzmy rodzą się bardzo powoli. Znamy z historii przypadki, gdy władza wybrana przez naród w wolnych wyborach najpierw obejmowała rządy, później demontowała TK lub nie musiała tego robić, bo trybunał w ogóle nie istniał, a gdy nie było głosu sprzeciwu apolitycznych autorytetów i prawników, wciągała sądy w machinę rządzącej partii, sukcesywnie ograniczała prawa obywatelskie. Powoli znikały wszelkie zabezpieczenia i gwarancje. Kończyła się demokracja i pojawiały rządy totalitarne w czystej postaci. Dzisiaj dzieje się podobnie. Najpierw Trybunał Konstytucyjny, teraz KRS, następnie już bardzo osamotniony i bezbronny będzie Sąd Najwyższy, a na końcu sądy powszechne. Jeżeli zniknie trójpodział władzy, to tak na prawdę skończy się demokracja.
Zdjęcie główne: Waldemar Żurek, Fot. PAP/Marcin Obara
Comments are closed.