Żaden Polak nie powinien się cieszyć, niezależnie od swoich poglądów politycznych, że Polska ma wstrzymane finansowanie. Zwracam uwagę, że mamy wielkie pole doświadczalne z reżimami, które są obkładane różnego rodzaju sankcjami. One nigdy nie uderzają tak naprawdę w reżim, zawsze w ludzi, mimo że mówi się, że to sankcje wobec reżimu. W tym wypadku powinniśmy robić wszystko, co możliwe, aby te pieniądze dostać – mówi nam Bartłomiej Sienkiewicz, były minister spraw wewnętrznych w rządzie Donalda Tuska

JUSTYNA KOĆ: Onet dotarł do nagrań z karetki, które przeczą wersji prezentowanej przez policję. Z zapisów rozmów wynika bowiem, że Bartosz Sokołowski już nie żył, gdy ratownicy zabierali go do karetki. Policja przekonywała, że śmierć nastąpiła już po interwencji. To jedna z trzech śmierci w ostatnim czasie podczas interwencji policji. Co się dzieje z polską policją?

BARTŁOMIEJ SIENKIEWICZ: Przypadki zgonów podczas interwencji zdarzają się, są to nieszczęśliwe wypadki, nieszczęśliwe zbiegi okoliczności. Tutaj mamy niestety do czynienia z koncentracją takich nieszczęść i to w jednym garnizonie – dolnośląskim. W takiej sytuacji

powinno dojść przynajmniej do dymisji czy zawieszenia Komendanta Policji dolnośląskiej, to powinno być obowiązkiem Komendanta Głównego, przynajmniej do czasu wyjaśnienia sprawy.

Trzeba dokładnie wyjaśnić, czy to są braki szkolenia, czy fala brutalności, która zapanowała w tym garnizonie. Przypomnę, że w przeszłości został zdymisjonowany bardzo dobry minister sprawiedliwości za rządów Donalda Tuska, wybitny prawnik Zbigniew Ćwiąkalski, tylko dlatego, że w jego resorcie znajdowała się służba więzienna, a kluczowy świadek w jednej ze spraw popełnił samobójstwo. Uznano wówczas, że jest to coś niedopuszczalnego i ktoś powinien ponieść polityczną odpowiedzialność, choć winy ministra tam oczywiście nie było.

Reklama

To, że dziś nie poniósł konsekwencji ani Komendant dolnośląskiej Policji, ani Komendant Główny nie oddał się do dyspozycji swojemu przełożonemu, świadczy o tym, że tego rodzaju wypadki są lekceważone, są kryte i nie ma żadnej reakcji ani odpowiedzialności politycznej. To, że prokuratura się tym zajęła, nie ma większego znaczenia, bo postępowanie wewnętrzne nic nie znaczy. To są sprawy, które wymagają jakiejkolwiek reakcji. Podejrzewam, że

to efekt braków szkolenia, ale też rozkładu, jaki PiS wprowadził w polskiej policji.

Przed opinią publiczną ukrywane są informacje, słychać głosy, że policja mataczy w tych sprawach, a prawdy dowiadujemy się od rodziny albo z dziennikarskich śledztw. Powinniśmy się niepokoić jako społeczeństwo?
Najwyraźniej mamy do czynienia z mataczeniem, co jest dodatkowym powodem do natychmiastowej dymisji Komendanta Głównego i Wojewódzkiego i odpowiedzialności politycznej osoby, która nadzoruje policję, w tym wypadku przynajmniej pana ministra Wąsika.

Chcę zwrócić uwagę, że polska policja ma za sobą już historię Igora Stachowiaka i najwyraźniej nie wyciągnięto z niej żadnych wniosków.

Już kilkanaście dni trwa stan wyjątkowy przy granicy z Białorusią. Jak ocenia pan ten pomysł?
Nie ulega wątpliwości, że trzeba bronić polskich granic przed prowokacjami, a

bezpieczeństwo polskiej, a tym samym unijnej granicy jest priorytetem i nigdy nikt z opozycji tego nie podważy. W oficjalnych stanowiskach PO wybrzmiało to wyraźnie i wielokrotnie.

Problem polega na tym, że dotychczasowe narzędzia, jakie pozostają w rękach państwa, np. ustawa o ochronie granic, pozwala na wprowadzenie tych samych obostrzeń, ale bez wprowadzania stanu wyjątkowego. Co więcej, rząd wprowadzając stan wyjątkowy powołuje się na zagrożenie granicy Unii i manewry Zapad. Tymczasem ani nie poprosił o pomoc Frontexu, który jest odpowiednią w tym zakresie instytucją unijną i który ma doświadczenie tego rodzaju wsparcia granicznego w czasie kryzysu. Nie zwrócił się do również do NATO o zespół przeciwdziałania zagrożeniom hybrydowym, o co prosiła Litwa i takie wsparcie zresztą otrzymała.

Wygląda na to, że jedyną konsekwencją jest wyrzucenie dziennikarzy, poza tymi z TVP, jak się okazało, poza obszar przy granicy. Mamy podejrzenie, że cała ta historia jest spowodowana tylko jedną rzeczą; że rząd sobie nie radzi z bezpieczeństwem granic i dlatego chciał odsunąć dziennikarzy. Przypomnę, że w konfliktach zbrojnych dziennikarze biorą udział na pierwszej linii frontu i nawet wojsko ich nie wyrzuca w takich sytuacjach. Tutaj

mamy ewidentnie do czynienia z ukrywaniem stanu bezpieczeństwa polskich granic przez rządzących.

A może to tylko zagrywka PR?
To jest oczywiste, bo wszystko układa się w jedną całość. Rząd wykorzystuje propagandowo zagrożenia, które bohatersko rozwiązuje. Tylko nasze domniemanie jest takie, że nie rozwiązuje tak naprawdę żadnych zagrożeń, a po drugie cała ta historia jest tylko próbą ratowania władzy, a nie rozwiązania problemów bezpieczeństwa państwa.

Po 14 latach mamy znowu „białe miasteczko” przed KPRM. Czy widzi pan szanse na spełnienie choć części postulatów protestujących?
Z jednej strony rząd PiS mówi, że nigdy nie było takiej nadwyżki i mamy pieniędzy w bród, i jednocześnie między trzecią a czwartą falą cofa uposażenie ratownictwa medycznego, co jest działaniem skrajnie głupim i nieodpowiedzialnym. Doszło do całkowitego rozłożenia systemu ratowniczego w Polsce przez nieprzemyślane, niemądre reformy poprzedniego ministra zdrowia.

Przypominam, że to minister Radziwiłł tak doskonale reformował, że doszło do całkowitego rozkładu tego kluczowego dla bezpieczeństwa Polaków segmentu, jakim jest powszechne ratownictwo.

Rząd chandryczy się z ratownikami, jednocześnie nie mając żadnego problemu, aby poświęcać miliardy na cele, które są absolutnie trzeciorzędne. Wspomnę tu łąkę pod Baranowem, wyrzucone pieniądze w błoto na elektrownie w Ostrołęce, 2 mld na TVP i 2 mld na odbudowę Pałacu Saskiego. Może i będzie wybudowany Pałac Saski, ale ludzie będą umierać na ulicach, bo nie będzie miał kto do nich przyjechać karetką.

Zresztą to jest szerszy problem. Ukazało się parę opracowań pokazujących prywatyzację przez PiS usług publicznych. Polega to na bezpośrednim transferze pieniędzy i powiedzeniem „to teraz ratuj się sam”. Za czasów PiS-u doszło do całkowitego rozkładu usług publicznych; służby zdrowia, szkolnictwa, zagrożone są szkoły wyższe. To są rzeczy wołające o pomstę do nieba.

A jesteśmy na przednówku czwartej fali. W poniedziałek mieliśmy 269 zachorowań, to o 47 proc. więcej. Co rząd powinien robić, jak działać?
Mam wrażenie, że żadne doświadczenia z przeszłości nie powodują tego, że ten rząd wyciąga konsekwencje i zachowuje się wyprzedzająco w stosunku do wydarzeń. Niestety rząd reaguje wyłącznie na słupki poparcia opinii publicznej i szuka tylko poparcia w swoim elektoracie. W efekcie większość działań podjętych w sprawie pandemii było spóźnionych, nietrafionych, bądź nie przynosiły skutku.

75 tys. ofiar to jeden z najwyższych wyników na milion mieszkańców w całej Europie. To nie jest wynik słabej odporności Polaków na wirusa, to efekt braku wyobraźni, odpowiedzialności u rządzących.

Czy powinno się wprowadzić ograniczenia dla nieszczepionych?
Przede wszystkim trzeba się zająć tym, co już wiemy; jeżeli drugi tydzień dzieci idą do szkoły, a większość zachorowań w IV fali uderza w młodych, to tu są potrzebne, przede wszystkim, działania w zakresie testów masowych, których w zasadzie w Polsce już nie ma. Są takie kraje, gdzie dzieci są testowane dwa razy w tygodniu. Tak jest np. w Wielkiej Brytanie, właśnie dlatego, aby uniknąć i szybko rozpoznać potencjalne zagrożenie. To pozwala kontynuować naukę w poczuciu bezpieczeństwa, że jeżeli wybuchnie ognisko, to szybko zostanie wyłapane i będzie je można zgasić. Niestety dziś nic takiego na tapecie rządu nie ma.

Donald Tusk powiedział, że nie można karać Polaków za rządy PiS-u, chodzi oczywiście o pieniądze z Unii. Z drugiej strony fundusze są jedynym środkiem nacisku na rząd w Warszawie. Czy jeżeli Polska dostanie fundusze unijne, mimo zagrożenia praworządności, to nie przedłuży to rządów PiS-u?
Absolutnie się sprzeciwiam takiemu myśleniu i żaden Polak nie powinien się cieszyć, niezależnie od swoich poglądów politycznych, że Polska ma wstrzymane finansowanie. Zwracam uwagę, że mamy wielkie pole doświadczalne z reżimami, które są obkładane różnego rodzaju sankcjami. One nigdy nie uderzają tak naprawdę w reżim, zawsze w ludzi, mimo że mówi się, że to sankcje wobec reżimu. W tym wypadku powinniśmy robić wszystko, co możliwe, aby te pieniądze dostać.

W przypadku kar finansowych, o które wnioskuje KE do TSUE w sprawie Izby Dyscyplinarnej, to wystarczyłoby, gdyby niekonstytucyjna ID zniknęła, bo jest niczym innym jak próbą przejęcia przez władzę prawa do ferowania wyroków i eliminacji sędziów niewygodnych dla władzy.

To jest rzecz niedopuszczalna i tu działają normalne tryby unijne i niestety Polska będzie pewnie ponosiła za to konsekwencje.

Jeżeli chodzi o pieniądze przeznaczone na odbudowę gospodarek UE po pandemii, to powinniśmy zrobić wszystko, aby te pieniądze trafiły do Polski mimo tego, że rządzi PiS. Donald Tusk, który postawił sprawę jasno, że nie można karać Polaków za to, że rządzi PiS, użył wszelkich swoich wpływów w UE, aby przekonać, jak katastrofalne byłoby, gdyby tych pieniędzy zabrakło. Mam nadzieje, że ta sprawa zakończy się dla Polaków dobrze.


Zdjęcie główne: Bartłomiej Sienkiewicz, Fot. Adrian Grycuk, licencja Creative Commons

Reklama