Polska na 100-lecie niepodległości jest Polską niezgody, skłóconą, rozrywaną sprzecznymi emocjami. A to wszystko jest skutkiem dążenia wybranej demokratycznie rządzącej partii PiS do zniszczenia dorobku Polaków po 1989 roku i zamiany demokracji na rodzaj miękkiej, katolicko podbudowanej dyktatury politycznej. Jednakże rządząca partia, która dysponuje większością parlamentarną, nie jest większością społeczną, nigdy nie była i mam nadzieję, nigdy nie będzie! Więc reszta społeczeństwa w coraz większym stopniu zaczyna rozumieć zagrożenie i mam nadzieję, że zacznie bardziej aktywnie działać na rzecz obrony demokratycznego państwa prawa – mówi nam prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego
KAMILA TERPIAŁ: Z czym dzisiaj kojarzy się Święto Niepodległości?
IRENEUSZ KRZEMIŃSKI: Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Właściwie nie wiadomo, co świętujemy, poza ogólnie sformułowaną wolnością, odzyskaniem wolności i państwa. Jakiego państwa? Jakie treści się za tym kryją? Wiadomo, że centralnym punktem jest marsz nacjonalistów i przedwojenne hasło “katolickie państwo narodu polskiego”. Nie wiem, czy chcę w ten sposób czcić rocznicę odzyskania niepodległości. Nie wiem nawet, kto jest prawdziwym bohaterem, nikt nie rozpoczął dyskusji na ten temat. Właściwie nie wiem, co obchodzę, obchodząc 100-lecie niepodległości! Wobec tego: jakie wnioski mamy z tego święta wyciągnąć? Na myśl przychodzi mi tylko jeden.
Jaki?
Przechodziłem w środę przez plac Piłsudskiego i zauważyłem, że pomnik Lecha Kaczyńskiego jest nieco większy i wybija się bardziej niż pomnik Józefa Piłsudskiego.
Mamy zatem na jednym placu dwóch bohaterów – Marszałka i byłego prezydenta, którego jedyną zasługą jest to, że otworzył Muzeum Powstania Warszawskiego i zginął w katastrofie, do której nie powinno dojść. To budowanie nieprawdziwego bohatera narodowego i dość kiepska treść obchodów tego 100-lecia.
Hanna Gronkiewicz-Waltz wydała zakaz Marszu Niepodległości. Po czym prezydent objął go swoim patronatem i uczynił wydarzeniem państwowym. Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać?
Jak wiadomo, Andrzej Duda próbował coś wcześniej negocjować z nacjonalistami, zaprosił byłych prezydentów na obchody i Marsz Niepodległości, po czym sam się z tego wycofał. Teraz mamy bardziej skomplikowaną sytuację, niż wtedy, gdy odpowiadałem bezpośrednio na pani pytanie. Jest właśnie piątek wieczór i właściwie nie wiemy, co się będzie działo! Było pewne, że sąd zakwestionuje decyzję prezydent Gronkiewicz-Waltz, lecz jej decyzja była przeciwko marszowi, który zamienić się mógł w manifestację neofaszystów europejskich! Wszak udział zapowiedzieli neofaszyści włoscy, słowaccy i z paru innych krajów! Teraz ma być marsz prezydencko-rządowy, ale może będą dwa marsze?
Mam wrażenie, jakbym oglądał przedstawienie Sławomira Mrożka, ale nie na scenie teatralnej, tylko wielkiej, publicznej scenie Polski. Tylko to chyba przerasta nawet wyobraźnię Mrożka…
Dlaczego w ogóle wcześniej próbowali się dogadać z nacjonalistami?
Od początku rządów PiS-u obserwujemy, pomimo kilku niespójności, bardzo przychylną postawę wobec radykałów nacjonalistycznych, czyli polskich faszystów. Ich hasła nie różnią się niczym od tych, które znamy z historii. Władza myślała, że uda im się przejąć akcję narodowców. Tyle że najpierw, uchwalając ustawę o zgromadzeniach cyklicznych, zapewniono im prawo do organizacji marszu, później zapewne w jakiś sposób próbowano ich przekupić, ale się nie udało. W końcu oficjalnie przejęto. Ale podstawy prawne tej decyzji są bardzo wątpliwe!
Czym może zakończyć się taki flirt władzy tymi środowiskami?
Władza podejmuje też nieliczne akcje przeciwko radykałom, ale z reguły im sprzyja. Z jednej strony jest to chęć włączenia narodowców w ogólną nutę katolickiego państwa pseudodemokratycznego, ale z drugiej chodzi też o to, aby zachować nad nimi kontrolę, tak aby nie wystawali poza hasła narodowe, ale już nie faszystowsko-nacjonalistyczne.
PiS zjednoczony z częścią episkopatu chciałby całkowicie reprezentować nurt narodowy. Koniec końców, przedwojenny ONR działał legalnie tylko kilka miesięcy.
PiS-owi trudno będzie nad nimi zapanować?
To są tak naprawdę małe grupki, ale rosną w siłę, także intelektualnie. Oni się po prostu douczają. Z własnego doświadczenia wiem, że ludzie z ONR-u są coraz bardziej intelektualnie przygotowani, sięgnęli do obrzydliwej tradycji nacjonalizmu i faszyzmu polskiego, mają argumenty i sami się organizują. Skłonni są do podejmowania dyskusji, wysuwając argumenty, które ludzi mogą skołować. Tym bardziej że nie ma intelektualnego przeciwdziałania tego rodzaju ideologii.
Jeszcze raz przytoczę wyniki badań CBOS-u, z których wynika, że tylko 7 proc. badanych czuje się nacjonalistami, ale aż ok. 20 proc. nie potrafi powiedzieć, czy tak, czy nie. To jest ogromna, niezdecydowana część społeczeństwa i terytorium do podbicia przez zorganizowane grupki nacjonalistów. To może się wymknąć spod kontroli Jarosława Kaczyńskiego i jego dworu.
A wtedy będzie bardzo niebezpieczne, dlatego że będzie antagonizowało i tak już niezwykle zantagonizowaną scenę polityczną i społeczeństwo. Emocje całkowicie dominują nad racjami i argumentami. To może prowadzić do bardzo poważnych konsekwencji.
Dlaczego historia nas niczego nie uczy? Wiele osób pyta, jak to możliwe, że w kraju tak doświadczonym podczas II wojny światowej nacjonalizm podnosi głowę.
Odpowiedź można znaleźć w wizji przeszłości, w której własne winy są zrzucane na innych. Spore zasługi ma tutaj ojciec Tadeusz Rydzyk, który stworzył ideologię odwołującą się do tradycji nacjonalistycznych, umiejętnie je rozszerzył i pogłębił, budując nowoczesną wykładnię. W konsekwencji
podczas Święta Niepodległości kwiaty składane są nie tylko przed pomnikiem Romana Dmowskiego, ale ostatnio także – Józefa Piłsudskiego. Coś, co było różnymi wizjami Polski, kompletnie rozbieżnymi światopoglądami, okazuje się być czymś tożsamym, “zjednoczonym”! Obserwujemy zatracenie istotnej różnicy i nadanie polskości z jednej strony elementom, które wypracował Roman Dmowski, ale jednocześnie odwołanie się do tradycji narodu prześladowanego, czyli wizji romantycznej, z którą on walczył.
To my jesteśmy ofiarami, a za nasze klęski cały czas odpowiedzialne są Niemcy i Rosja. Jesteśmy też gnębieni przez Europę, a chcemy wybić się na własną niezależność, bo jesteśmy potęgą samą w sobie. A to idee, które jakoś przenikały słynne miesięcznice. Owszem, mamy elementy walki z takim myśleniem, ale to ciągle jest za mało, aby było polityczną przeciwwagą dla PiS-u.
Dlaczego nie potrafimy się cieszyć z odzyskania niepodległości?
Winna jest płytkość tych obchodów, nijakość, brak odwołania się do tego, co tak naprawdę stworzyło nowoczesną Polskę, czyli ruchu “Solidarności”. To jest przecież największy sukces tego 100-lecia, który odbudował Polską suwerenność i zbudował prawdziwą demokrację, którą teraz się niszczy. W dodatku zbudował wizję niepodległej Polski opartej na niepodległych obywatelach, a więc wolnym państwie opartym na prawach człowieka i obywatela. Nie można się jednak do tego odwołać, bo
przecież nie można wspomnieć o Lechu Wałęsie czy Tadeuszu Mazowieckim lub Bronisławie Geremku i innych bohaterach, którzy dla PiS-u stali się antybohaterami. Dlatego 11 listopada będzie jeden akcent, który będzie kompromitacją Polski i będzie budził sprzeciw wielu obywateli, czyli akcent nacjonalistyczny, neofaszystowski. To bardzo przygnębiające.
Powinna zmobilizować się druga strona, która nie zgadza się z tymi hasłami?
Mam nadzieję, że się zmobilizuje i wyjdzie na ulice, bo to pokaże, w jakim stanie jesteśmy, że nie ma jednej przekonującej wykładni przeszłości, jesteśmy w trakcie walki o to, co ma być polską tradycją, prawdziwym osiągnięciem. To będzie oddawało prawdziwy sens tych obchodów. Polska na 100-lecie niepodległości jest Polską niezgody, skłóconą, rozrywaną sprzecznymi emocjami. A to wszystko jest skutkiem dążenia wybranej demokratycznie rządzącej partii PiS do zniszczenia dorobku Polaków po 1989 roku i zamiany demokracji na rodzaj miękkiej, katolicko podbudowanej dyktatury politycznej. Jednakże
rządząca partia, która dysponuje większością parlamentarną, nie jest większością społeczną, nigdy nie była i mam nadzieję, nigdy nie będzie! Więc reszta społeczeństwa w coraz większym stopniu zaczyna rozumieć zagrożenie i mam nadzieję, że zacznie bardziej aktywnie działać na rzecz obrony demokratycznego państwa prawa.
Jaka jest rola Kościoła w budowaniu tej wizji historii i państwa?
W ostatnią niedzielę czytano w kościołach list Konferencji Episkopatu Polski na temat 100-lecia odzyskania niepodległości, przygotowany zresztą parę miesięcy wcześniej. Dla mnie jest to dokument zastraszający. Pokazuje, że mamy do czynienia z nakładaniem się działania politycznego PiS-u i większości kościelnych władz. Ani razu nie pada w nim słowo demokracja, nie ma mowy o miłości do ojczyzny i między narodami, kategorii pokoju i szacunku. Nie ma też mowy o udziale Kościoła w walce o wolną, demokratyczną i obywatelską Polskę “Solidarności”. Bardzo charakterystyczne, prawda?
Polityka PiS-u w pigułce?
Mamy delikatniejszą wersję “katolickiego państwa narodu polskiego”.
Co wynik wyborów samorządowych zmienił na scenie politycznej?
Z jednej strony te wybory zostały wygrane przez PiS, a z drugiej wcale nie zostały wygrane. Pokazały, że rośnie siła oporu społecznego.
Pomimo obrzydliwej propagandy obozu władzy Polacy zachowali swój rozsądek. PiS przegrał właściwie we wszystkich miastach, a to świadczy o tym, że kwestia samorządności i porządku społecznego, który nie jest państwem scentralizowanym, jest dla ludzi ważna. Odpowiedź na dążenia PiS-u jest jednoznaczna – żadnego centralizmu nie chcemy.
Jest więc nadzieja na umocnienie się ducha walki o demokratyczne, obywatelskie państwo prawa. Państwo, w którym władza jest kontrolowana w różnoraki sposób w interesie obywateli.
Poza tym to jest jasny sygnał, że pochód narodowego populizmu PiS-u jest do zatrzymania. Powtarzam to jak mantrę, że gdyby działania opozycji były mądrzejsze, bardziej przemyślane, pokazywały pożytki z demokracji, otwierały perspektywę na przyszłość, to wyniki obozu władzy byłyby gorsze. To nie były zwykłe wybory samorządowe i element ogólnopolskiej polityki, tak jak w wyborach parlamentarnych, odgrywał bardzo ważną rolę. Przypuszczam, że tak samo będzie w przypadku wyborów do PE.
Najważniejszym zadaniem dla opozycji jest stworzenie oddolnego ruchu, który będzie przekonywał do tego, żebyśmy zostali demokracją w Europie.
Ważne, żeby opozycja razem próbowała tworzyć taki ruch?
Wyobrażam sobie, że można stworzyć taki obraz koalicji, w której każdy zachowuje swoją tożsamość, ale wskazuje wspólny cel – nie tylko pognębienie PiS-u, ale także pokazanie innej propozycji odzyskania demokratycznego i bardziej sprawiedliwego niż dotąd państwa. Do tego potrzeba inteligentnych przywódców.
Taka mobilizacja wyborców i wynik wyborów był do przewidzenia?
Wydaje mi się, że tak. Chociaż kilka wyników było zaskakujących, m.in. wygrana w I turze Rafała Trzaskowskiego. Mobilizacja dotyczyła przede wszystkim tych, którzy byli obrażeni na PO, do tego dołączył jeszcze nowy prodemokratyczny elektorat. Badania pokazują, że akceptacja liberalnej demokracji, uznanie jej za ważny ustrój, chęć angażowania się po jej stronie w ciągu dwóch lat znacząco wzrosła i utrzymuje się na wysokim poziomie. Okazało się, że deklaracje zaczynają się przekładać na społeczne zachowania.
Zdjęcie główne: Ireneusz Krzemiński, Fot. Facebook/Prof.Ireneusz.Krzeminski
Comments are closed.