Pamiętam premiera Morawieckiego, który mówił, że nie będzie żadnych podwyżek energii, premier Sasin zapowiadał, że podwyżek nie będzie, a jeżeli będą, to także będą rekompensaty. Dziś działania są już po fakcie, bo ludzie nie powinni dostawać takich rachunków, a potem biegać, żeby coś załatwić – mówi nam Tomasz Siemoniak, wiceprzewodniczący PO. I dodaje: – Sprawa Pegasusa to ogromny problem dla państwa, a sytuacja jest bezprecedensowa i trudno znaleźć analogie w innych krajach, bo jednak skala i fakt, że osoby odpowiedzialne są na bardzo wysokich stanowiskach, upoważnia do twierdzenia, że bez rozliczenia tej sprawy i ukarania winnych demokracja w Polsce będzie stała pod znakiem zapytania
Złożyliście projekt ustawy gazowej, która ma ograniczyć rachunki dla wszystkich. Czy już wiadomo, czy i kiedy ma być głosowany? Lex Czarnek komisja sejmowa zajmie się we wtorek, więc może i nad ustawą gazową pochylą się parlamentarzyści?
TOMASZ SIEMONIAK: Lex Czarnek jest na posiedzeniu połączonych komisji edukacji i obrony. To będzie to posiedzenie, które zostało odłożone dzięki przewadze posłów opozycji kilka tygodni temu. Teraz wraca ta sprawa i PiS napiera, aby tę ustawę uchwalić, a to będzie możliwe na posiedzeniu Sejmu, który jest planowane na środek przyszłego tygodnia.
Co do ustawy gazowej, to jest to realizacja zapowiedzi Donalda Tuska z sylwestrowego wystąpienia. To reakcja na to, że z wielu miejsc w Polsce płyną sygnały nt. gigantycznych, horrendalnych cen gazu.
Regulacje, które wprowadza rząd, nie uwzględniły tego, że nie zawsze końcowy odbiorca, który ma prywatne mieszkanie, jest widziany przez firmy gazowe właśnie jako prywatny odbiorca, gdzie jest limit podwyżki do 54 proc.
Ci, którzy mieszkają w lokalach administrowanych przez część wspólnoty i spółdzielni, nie są widziani jako odbiorcy prywatni. Ten nasz projekt ma to naprawić. Czy będzie przedmiotem obrad, trudno powiedzieć, być może trafi do słynnej zamrażarki, ponieważ premier Morawiecki i jego urzędnicy nie chcą się przyznać do błędu i udają, że nie ma problemu i że urząd regulacji energetyki zajął stanowisko interpretujące. To działanie bardzo złe, bo jeżeli pojawiły się tak poważne wątpliwości i w taki sposób zostali potraktowani obywatele, to problem ewidentnie jest.
Nasz projekt ma to naprawić, jest taką chirurgiczną interwencją w tej sytuacji, która ma podstawy w fatalnej polityce energetycznej PiS, zmarnowanych pieniądzach na projekty typu „Ostrołęka”, na cofnięcie nas o wiele lat w kwestii odnawialnych źródeł energii. To także wynik niewłaściwego podejścia z tzw. ETS, czyli rynku handlu emisjami, które powinny pracować już od dawna na rzecz transformacji energetyki w Polsce, a nie wiadomo, co się z nimi stało.
Ważnym aspektem tej sprawy są też podwyżki dla instytucji publicznych, szpitali, DPS-ów, które sięgają kilkuset procent, gdzie nie ma ochrony jak dla gospodarstwa domowego.
To także kwestie małych przedsiębiorstw, jak gastronomia, które opierają się na dużym zużyciu gazu. Już mamy sygnały o zamykaniu barków właśnie z tego powodu. To też ciągłe zawirowania kadrowe, bo gdańska Energa miała już 8-9 prezesów, zatem to brak kompetencji, także brak strategii energetycznej. Problem jest wiec ogromy i za ten chaos płacą wszyscy.
Rząd przekonuje, że już teraz można składać wnioski o obniżenie rachunków, plus dotacje osłonowe i tarcze.
Rządzący są w swoich wypowiedziach kompletnie niewiarygodni. Pamiętam premiera Morawieckiego, który mówił, że nie będzie żadnych podwyżek energii, premier Sasin zapowiadał, że podwyżek nie będzie, a jeżeli będą, to także będą rekompensaty. Dziś działania są już po fakcie, bo ludzie nie powinni dostawać takich rachunków, a potem biegać, żeby coś załatwić. To, co mówią ministrowie, jest teraz tylko próbą zachowania twarzy. Sadzę, że cierpliwość obywateli co do słuchania, że to wina premiera Tuska i UE, jest już zerowa. PiS rządzi 6 lat i to wygląda jak karykatura zwalania na poprzedników. To działało może przez pierwsze lata, teraz
czas na pytania, co oni zrobili, a takie przykłady, jak budowa „Ostrołęki”, to przykłady nie do obrony, a nikt za to żadnej odpowiedzialności nie poniósł, a w końcu to zmarnowane 2 mld.
Przedstawiciele władzy w kontekście afery z systemem Pegasus opowiadają coś o konsolach z lat 90. Czy ta strategia na takie jawne lekceważenie problemu może się tu sprawdzić?
Rzeczywiście najpierw jest faza przemilczania i braku odpowiedzi, wcześniej zaprzeczania, a teraz mamy próbę zaprzeczania i marginalizowania sprawy, kompletnie niepoważną. Sądzę, że ci, którzy w taki sposób się wypowiadają, nie zdają sobie sprawy, że to ich głowy są przewidziane do ścięcia w pierwszym rzędzie – zarówno tych, których podpisy znajdują się na dokumentach, jak i tych, którzy się tym faktycznie zajmowali.
Po wypowiedzi prezesa Banasia wiemy, że jest faktura za ten system, mamy zatem nielegalny zakup, nielegalną inwigilację i wszystko wskazuje na to, że była to forma współpracy ze służbą innego państwa. Wysoką cenę osobistą i polityczną zapłacą wszyscy ci, którzy podejmowali decyzje czy wykorzystywali tę wiedzę. Zdumiewające jest to, że nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji. Afer podsłuchowych, kiedy rząd podsłuchiwał opozycję, było wiele w Europie i na świecie w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat i zawsze to kończyło się tak samo. Prędzej czy później takie afery zmiatały odpowiedzialnych za takie działanie. Tu mamy do czynienia ze skalą sporą i
to musi być rozliczone z całą surowością.
Paweł Wojtuniuk, były szef CBA, skomentował w poniedziałek, że obawia się, że winni nie poniosą odpowiedzialności, podobnie jak poprzednim razem, gdzie odpowiedzialność w większości się rozmyła, a bezsprzecznie winnych ułaskawił prezydent.
Ta sytuacja co do natury jest zupełnie inna, bo w tamtej mieliśmy do czynienia z przekraczaniem uprawnień i wątpliwościami co do tego, czy granica, którą służba specjalna sobie wytycza, nie jest za daleko postawiona. Sąd uznał, że Mariusz Kamiński i jego współpracownicy nadużyli władzy w tym przypadku. Tu mamy sytuację inną, bo doszło do zakupu całego systemu w sposób nielegalny, z pieniędzy, które są przeznaczone dla ofiar przestępstw, a jego stosowanie jest w Polsce nielegalne bez decyzji sądu.
Już pomijam, że wobec Krzysztofa Brejzy czy prok. Wrzosek nie toczyło się żadne postępowanie, a Brejza był w dodatku szefem sztabu wyborczego największej opozycyjnej partii. Szanuję Pawła Wojtunika, współpracowaliśmy w ramach jednego rządu, ale ta sprawa mocno przesunęła się w kierunku odpowiedzialności politycznej mocodawców, a nie kwestii tych, którzy byli wykonawcami.
Za sprawą Mariana Banasia trzeba przyznać, że mamy wiedzę o grupie, która powstała wewnątrz władzy, która postanowiła działać w nielegalny sposób.
To ogromny problem dla państwa, a sytuacja jest bezprecedensowa i trudno znaleźć analogie w innych krajach, bo jednak skala i fakt, że osoby odpowiedzialne są na bardzo wysokich stanowiskach, upoważnia do twierdzenia, że bez rozliczenia tej sprawy i ukarania winnych demokracja w Polsce będzie stała pod znakiem zapytania. Przypomnę, że w sprawie wicepremiera Leppera próbowano znaleźć coś na niego. Tu kwestią jest, czy wybory w 2019, a być może i w 2020 były uczciwe i czy partia rządząca dysponowała wiedzą o działaniach największej partii opozycyjnej. Ta sprawa dotyczy fundamentów.
(KJ)
Zdjęcie główne: Tomasz Siemoniak, Fot. Flickr/PO, licencja Creative Commons