PiS postanowił podzielić się pandemiczną klęską z opozycją i zaprosił ją na rozmowy. Już nie jako „mordy zdradzieckie”, już nie jako „gorszy sort Polaków”, lecz jako poważni uczestnicy ponadpartyjnej debaty w ważnej sprawie liderzy klubowi stawią się u pani marszałek Witek (tej, która zasłynęła bezpodstawną reasumpcją).
Symetryści tradycyjnie pochwalili PiS za to, że wyciąga rękę do opozycji, by ratować zdrowie i życie Polaków. A przecież nawet najbardziej naiwni obserwatorzy życia politycznego doskonale wiedzą, że jest to tylko gest impotentnych szulerów, którzy chcą ratować swoją władzę i zrzucić z siebie odpowiedzialność za problemy, a głównie za ewentualny gniew antyszczepionkowców.
W Polsce znów umiera kilkaset osób dziennie, a władza zostawiła Polaków samych sobie, ponieważ jest zakładnikiem oderwanych od rzeczywistości środowisk skrajnych, które szczycą się wiarą w płaskość Ziemi. Dlatego rząd nie podejmuje niepopularnych decyzji, nie chce faworyzować osób zaszczepionych, wbrew rekomendacjom rady medycznej przy premierze czeka, aż samo przejdzie.
Naiwni komentatorzy sądzą, że udział opozycji w rozmowach o pandemii z PiS-em będzie miał wymierne korzyści dla społeczeństwa. Zapominają jednak, że nawet jeśli uda się przegłosować jedną korzystną ustawę, to nie ma żadnego powodu, by zdejmować odpowiedzialność z rządzących. To PiS rządzi szósty rok i to PiS musi podejmować decyzje. Opozycja dotychczas w każdej sprawie była traktowana jak brzęcząca nad uchem mucha, zdrajcy i targowiczanie i z pewnością to się nie zmieni z powodu pandemii, którą władza od początku specjalnie się nie przejmuje.
Opozycja oczywiście pójdzie na rozmowy, choć wie, że to pułapka. Ważne, by ugrała jak najwięcej dla obywateli i nie wróciła na tarczy, ponieważ pisowskie „ponad podziałami” za chwilę znów zmieni się w „jesteście kanaliami”.
Przemysław Szubartowicz
Zdjęcie główne: Elżbieta Witek, Fot. Flickr/Kancelaria Sejmu/Łukasz Błasikiewicz, licencja Creative Commons