O jedną niewiadomą mniej. Czas zatem na decyzję PO i jej władz. Już wiemy, że rycerz na białym koniu nie przyjedzie. Koń chyba zresztą też nie – nam o decyzję o rezygnacji Donalda Tuska prof. Marek Migalski, politolog. Rozmawiamy nie tylko o wyborach prezydenckich, ale też o wyborze Macierewicza na marszałka seniora i ostatnich nominacjach PiS-u do TK. – Może to oznacza, że Jarosław Kaczyński dopuszcza możliwość, że Andrzej Duda nie wygra wyborów. Być może Kaczyński zakłada, że po maju dyskomfort rządzenia PiS może spaść, bo w Pałacu Prezydenckim może się znaleźć kandydat opozycji. Dlatego z przejmowaniem do końca takich instytucji jak TK trzeba się śpieszyć – mówi nasz rozmówca.
JUSTYNA KOĆ: Donald Tusk nie wystartuje w wyborach prezydenckich. To dobra decyzja?
MAREK MIGALSKI: O jedną niewiadomą mniej. Czas zatem na decyzję PO i jej władz. Już wiemy, że rycerz na białym koniu nie przyjedzie. Koń chyba zresztą też nie. A tak serio to bardzo rozsądna decyzja. Przy tak ogromnym elektoracie negatywnym pokonanie najpopularniejszego obecnie polityka w Polsce, jakim jest Andrzej Duda, byłoby bardzo ciężkie.
Prezydent Andrzej Duda powierzył Antoniemu Macierewiczowi prestiżową misję marszałka seniora Sejmu. Jest pan zaskoczony?
Ta decyzja musiała zostać wymuszona na prezydencie, bo oczywiście nie on ją podjął, tylko Jarosław Kaczyński.
Prezydent miał fatalne relacje z Macierewiczem, wystarczy przypomnieć, co się działo, gdy był ministrem obrony narodowej. Zastanawia mnie tylko, czy Jarosław Kaczyński nie chce porażki Andrzeja Dudy w wyborach majowych, bo tym ruchem odcina go od wyborczego centrum.
Zresztą podobnie jak wystawienie Stanisława Piotrowicza i Krystyny Pawłowicz na sędziów do TK.
No właśnie. Co możemy wyczytać z tych nominacji?
To może oznaczać, że Jarosław Kaczyński po 2 tygodniach wahań, w którą stronę pójść w ciągu najbliższego pół roku, a może i 4 lat, wybrał jednak prawą stronę. Bedzie tak samo jak było, tylko że bardziej. To z kolei oznacza, że większym zagrożeniem jest według niego pojawienie się Konfederacji w parlamencie. To uderzenie w jego modus operandi – po prawej stronie nic nie może istnieć, czy to była LPR, czy właśnie narodowcy, on starał się anihilować te podmioty.
Jedna z teorii mówi, że jeżeli rządzący chcą zrobić coś kontrowersyjnego, to najlepszy czas jest właśnie po wyborach, ale my właśnie wkraczamy w kampanię prezydencką. Ciężko o lepszy prezent dla opozycji, niż zdjęcie obecnego prezydenta zaprzysięgającego Stanisława Piotrowicza, prokuratora stanu wojennego.
To prawda i dopuszczałem możliwość, że przez pół roku PiS będzie udawać normalną partię. Koncepcja, o której pani mówi, czyli Miltona Friedmana, zakłada, że najlepiej przeprowadzać trudne reformy zaraz po wyborach, bo później słabnie entuzjazm i dynamika. Rzeczywiście wydawało się, że majowe wybory złamią tę zasadę i PiS będzie udawać normalną partię po to, aby prezydent Andrzej Duda mógł udawać normalnego prezydenta. Okazało się, że jednak nie i sądzę, że to zdjęcie z nowymi sędziami TK – z Piotrowiczem po lewej stronie i panią Pawłowicz po prawej – może być druzgocące dla prezydenta. A może to oznacza, że Jarosław
Kaczyński dopuszcza możliwość, że Andrzej Duda nie wygra wyborów.
Być może Kaczyński zakłada, że po maju dyskomfort rządzenia PiS może spaść, bo w Pałacu Prezydenckim może się znaleźć kandydat opozycji. Dlatego z przejmowaniem do końca takich instytucji jak TK trzeba się śpieszyć.
Ale dlaczego takie nominacje? Na pewno w znalazłoby się kilku innych wiernych a mniej kontrowersyjnych kandydatów.
Może tak, a może ta ławka jest tak krótka, że Jarosława Kaczyński miałby jednak kłopot. Może też chce w ten sposób obsłużyć prawicowy elektorat, a może po prostu im to obiecał. Nie doceniamy faktu, że prezes potrafi zachowywać się lojalnie. Przecież nie da się inaczej wytłumaczyć niektórych karier politycznych, np. marszałka Kuchcińskiego, panów Krasulskiego czy Jasińskiego. Może ten najbardziej banalny powód jest prawdziwy. My próbujemy jakoś zracjonalizować tę decyzję, a być może tu zadziałały względy czysto osobiste. Przyznam, że nie czuję, aby moja odpowiedź była w pełni satysfakcjonująca dla czytelników – mnie też nie satysfakcjonuje – ale tę decyzję trudno racjonalnie zrozumieć.
A kandydatura Elżbiety Chojny-Duch? To nagroda na zeznania na komisji VAT-owskiej?
Nie znam tej pani, ale wszystko na to wskazuje.
Ale dlaczego nie stanowisko w spółce Skarbu Państwa, tylko w TK?
Być może pani Elżbieta Chojna-Duch uznała, że spółka Skarbu Państwa zapewnia jej tylko pieniądze, a tutaj jeszcze będzie mieć prestiż i 9 lat spokoju. Może chodzi o to, że chce być nie tylko bogata, ale i szanowana, chociaż ten drugi element nie zostanie spełniony przynajmniej przez połowę społeczeństwa.
Władysław Kosiniak-Kamysz ogłosił, że wystartuje w wyborach prezydenckich. Twierdzi się, że jest jedynym, który może odebrać głosy Andrzejowi Dudzie. To prawda?
Moim zdaniem tylko ktoś taki jak Władysław Kosiniak-Kamysz może pokonać Andrzeja Dudę. Ktoś o podobnym profilu ideologicznym, podobnej zdolności zyskiwania sympatii, podobnej koncyliacyjności nawet wobec osób, które mają inne poglądy polityczne. Tyle tylko, że
to musi być ktoś taki jak Władysław Kosiniak-Kamysz, a nie sam Władysław Kosiniak-Kamysz.
Dlaczego?
Najpoważniejszą jego wadą jest to, że jest prezesem PSL. Jakkolwiek byłyby przeprowadzone prawybory – i nawet jeśli wygrałby w nich – to trudno sobie wyobrazić, żeby działacze PO, która dostała ponad 3 razy więcej niż PSL, przeznaczyli swój czas i pieniądze na promowanie prezesa konkurencyjnej partii. Tak samo jak nie wyobrażam sobie, aby działacze Lewicy, która uzyskała lepszy wynik niż PSL, pracowali na szefa ludowców. Polityka ma swoje wymogi i jednym z nich jest to, że partie polityczne w wyborach prezydenckich popierają swoich kandydatów w pierwszej turze.
Czyli prawybory to nie najlepszy pomysł?
A jak one miałyby wyglądać? Kto miałby brać w nich udział? Członkowie partii politycznych? Jeżeli tak, to Władysław Kosiniak-Kamysz wygrywa bezapelacyjnie, bo PSL ma najwięcej członków. Można Schetynie wiele zarzucać, ale nie to, że nie potrafi liczyć. Druga możliwość to otwarte prawybory powiedzmy na jakiejś platformie internetowej, gdzie ludzie będą mogli głosować. W tym wariancie powstaje z kolei problem, jak odsiać wyborców PiS-u. Na jedno skinienie Jarosława Kaczyńskiego wyborcy PiS-u mogliby się zarejestrować na takiej platformie i wybrać kogoś, kogo z łatwością mógłby pokonać Andrzej Duda. W ogóle prawybory w Polskich warunkach na 6 miesięcy przed wyborami to banialuki. Jedyna szansa na “prawybory” byłaby wówczas, gdyby liderzy partii opozycyjnych usiedli przy zielonym stoliku i zdecydowali, ale to, przyzna pani, z prawyborami ma niewiele wspólnego. Ironicznie mogę dodać, że gdyby się na to jednak zdecydowali, to polecam salki katechetyczne Kościoła św. Katarzyny, bo na pewno są wolne, a proceder wyglądałby pewnie podobnie jak 20 lat temu wybieranie wspólnego kandydata prawicy.
Czyli każda partia wystawi swojego kandydata. Lewica Zandberga albo Biedronia, PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza, a Koalicja Obywatelska?
To jest kluczowe pytanie. Wiemy już, że to nie będzie Donald Tusk.
Oczywiste jest to, że kandydat KO w I turze uzyska najwięcej głosów wśród kandydatów opozycyjnych, bo w I turze działa lojalność partyjna.
Notabene moim zdaniem wystawienie jednego kandydata opozycji już w I turze daje w niej wygraną obecnemu prezydentowi, ponieważ wspólny kandydat zniechęciłby cześć elektoratu prawicowego lub lewicowego, w zależności kto by to był. Ważne jest co innego. Jeżeli KO myśli o pokonaniu Andrzeja Dudy w II turze, to musi wystawić kandydata bardziej centroprawicowego niż centrolewicowego, ponieważ większość wyborców w Polsce jest centroprawicowa i opozycja musi się z tym pogodzić, że jej wyborcy to Polacy, a nie np. Czesi. To musi być “Duda Plus”, a nie “anty-Duda”. Także dlatego, aby udało mu się podkraść głosy Andrzejowi Dudzie, a być może nawet Konfederacji.
Kandydat musi być też pozapartyjny, oczywiście musi być polityczny, ale nie może być partyjniakiem. Jeżeli KO wystawi członka aparatu partyjnego, to zmniejsza szanse pozyskania głosów, np. wyborców PSL. I trzeci warunek – to musi być osoba lubiana. To nie może być arogant, ktoś, kto jest znany z tego, że ma problemy z rozmową z ludźmi, bo jeśli ma wygrać w II turze, to muszą na niego zagłosować nie tylko wyborcy KO, ale też PSL-owcy, lewicowcy i cząstka elektoratu Konfederacji, a może nawet wyborców Dudy. Jeżeli to będzie wyrazista postać, to nie ma szans.
Adam Bodnar?
To fantastyczny człowiek, ale niestety przez wielu postrzegany jako “lewak”. On podziała na Konfederatów i PSL jak płachta na byka.
Zatem kto?
Im mniej znana osoba, tym mniejszy elektorat negatywny. Nie przywiązując się do nazwisk, tylko mówiąc o pewnym modelu kandydata, to np. prof. Marcin Matczak i prof. Krystian Markiewicz. Wybitni prawnicy, potrafiący zachować się w studiu telewizyjnym, mający temperament, potrafiący dyskutować, kojarzeni z obroną tego, co łączy wszystkich wyborców opozycji – obrony demokracji, proeuropejskości, wolności słowa, trójpodziału władzy, a jednocześnie niebędący funkcjonariuszami partyjnymi. Idealny byłby prof. Strzembosz, tylko młodszy. To byłby ideał kandydata, ale nie przywiązuje się do tych nazwisk, bo być może oni by nie chcieli kandydować, ale trzeba szukać kandydata wśród takich nazwisk.
Zdjęcie główne: Marek Migalski, Fot. Flickr/Edvard Kožušník/©kozusnik.eu