Temu układowi trzeba dać zgnić i dopiero na tym gnijącym trzęsawisku opozycja może sięgnąć po władzę. Oczywiście, że szkoda Polski i Polaków, ale jeżeli opozycja tego nie wytrzyma i weźmie teraz władzę, to za 4 lata Kaczyński wygra wybory prezydenckie i parlamentarne. Z kolei szeroka koalicja od Zandberga przez PSL, Hołownię i konserwatystów z PO musiałaby się męczyć ze sobą, z Dudą jako blokującym prace legislacyjne prezydentem i panią Przyłębską w TK. Tego gorącego kartofla nie opłaca łapać się w ręce – mówi nam prof. Marek Migalski, politolog z Uniwersytetu Śląskiego. I dodaje: – Kaczyński musi ponieść odpowiedzialność polityczną i utopić się w tym piwie, którego nawarzył, a potem także odpowiedzialność karną za to wszystko, co jego ludzie tu powyprawiali.
JUSTYNA KOĆ: Pandemia nigdy się nie skończy – coraz częściej słychać w komentarzach. Czy to zmieni nasza politykę?
MAREK MIGALSKI: Odpowiedź na to pytanie jest dwojaka, bo po pierwsze nic się nie zmieni, bo światowej polityki nie potrafiły zmienić epidemie dżumy, które zabijały pół Europy, Holocaust, czystki etniczne, fale głodu… Zatem pandemia, które zabiła kilkadziesiąt tysięcy ludzi w Polsce, nic nie zmieni. To mrzonki takie same, jak to, że katastrofa smoleńska nas zmieni albo śmierć papieża nas pogodzi.
Drugą kwestią jest fakt, że ta pandemia uświadomiła nam czy przypomniała, że życie jest groźne, żyliśmy w paradygmacie bezpieczeństwa i sympatycznej egzystencji, natomiast historia ludzkości to historia klęsk. 70 tys. lat temu ludzkość niemalże wyginęła – populacja ludzi na całym świecie zmniejszyła się do 2-4 tys. osobników, bo wybuchł wulkan na terenie dzisiejszej Indonezji. Ludzkość była masakrowana przez choroby, np. pandemia Justyniana przyczyniła się do upadku Cesarstwa Wschodniego, były wojny, które dziesiątkowały populację. W tym znaczeniu ta epidemia uświadomiła nam, że trzeba przygotowywać się na najgorsze.
Anglicy mają brzydkie sformułowanie „shit happens” i dobrze, gdyby wnioskiem z tej epidemii było właśnie to, że ludzi uświadomią sobie, że złe rzeczy się zdarzają i w dobrych czasach trzeba się na nie przygotowywać.
Byłoby dobrze, gdyby wyborcy w przyszłości nie głosowali na tych, co wydają większość pieniędzy na propagandę i zapewnienie sobie poparcia społecznego, ale budują instytucje, mechanizmy, które mają nas uchronić przed tymi potencjalnymi zagrożeniami.
Są kraje czy społeczeństwa, które już to rozumieją, np. Niemcy.
Oczywiście i np. Amerykanie wydają ogromne pieniądze, aby uchronić ludzkość przed uderzeniem asteroidy. Już dziś dzięki technologii amerykańskiej jesteśmy bezpieczni przed tym, co stało się 65 mln lat temu, czyli przed uderzeniem asteroidy średnicy ponad 10 km, która uderzyła w teren dzisiejszego Meksyku i zabiła nie tylko dinozaury, ale 90 proc. życia na Ziemi.
Są zatem takie kraje i społeczeństwa, które myślą o tym i szukają rozwiązań, ale niestety Polska do nich nie należy. To jest zresztą istota tupelewizmu, że jakoś to będzie i niestety nie jest to tylko domena jednej partii, bo przypominam, że Bronisław Komorowski także mówił, że polski pilot to i na drzwiach od stodoły wyląduje. Oczywiście, że w wykonaniu PiS to jest sprymityzowane myślenie, ale jest to także bardzo polskie. To też słynne zdanie Sędziego z „Pana Tadeusza”: Ja z synowcem na czele i? – jakoś to będzie!
W ostatnim wywiadzie Jarosław Kaczyński mówi o opozycji: „to rak polskiej polityki, szkodnictwo, oni naprawdę chcą, żeby było źle, to jest ich strategia sprowadzająca się do marzenia, aby było jak najgorzej”. Czy prezes ma kontakt z rzeczywistością?
To akurat jest ciąg dalszy rozważań Jarosława Kaczyńskiego o oponentach i nie ma tu niczego nowego. Jarosław Kaczyński robi to od lat, zastąpił spór polityczny sporem moralnym, nie ma różnych wizji rzeczywistości, różnych opcji politycznych, tylko są dobrzy i źli. Oczywiście on sam tak nie sądzi, zawłaszcza że wiele osób z opozycji był w stanie zaakceptować; zresztą
jego droga polityczna pokazuje, że nie wahał się na współpracę z ludźmi ze wszystkich stron, łącznie z esbekami, członkami PZPR, kończąc na PO i SLD.
Zatem on sam może nie wierzyć w te bajki, ale jego wyborcy już tak i to pozwala utrzymywać stałe poparcie dla PiS na pewnym poziomie. Nadając sporowi politycznemu ten moralny charakter on de facto już nic więcej nie musi robić. Spór jest między dobrem a złem, między patriotami a zdrajcami, między gorszym sortem a żołnierzami wyklętymi, a to bardzo mocno wiąże wyborców z partią. To dowód na jego racjonalność, to on jest autorem wprowadzenia takiego podziału politycznego. Wcześniej ludzie różnili się poglądami, a teraz różnią się tym, że jedni są źli, a drudzy dobrzy, oczywiście według Jarosława Kaczyńskiego.
„Będąc w koalicji, zawsze trzeba być przygotowanym na jakieś perturbacje. Ale nawet gdyby odpadło kilka głosów, to wydaje mi się, iż znalazłyby się nowe” – mówi też Kaczyński. Te kilka głosów to kukizowcy?
Oczywiście, że tak i widać, że pan Kukiz jest na to gotowy. Zresztą taka uwaga, pamiętam, jak pan Kukiz powiedział kiedyś, że „jak się sprostytuuje, to można mu napluć w ryj”. Wszyscy się dziś zastanawiają, czy to nie jest ten moment, bo po romansie z PSL, który sam nazywał zorganizowaną grupą przestępczą, dziś wiąże się z Jarosławem Kaczyńskim, o którym mówił najgorsze rzeczy. To skłania do postawieni zapytania, co sprawia, że dorosły facet jest zdolny do takiego zakochiwania się w uczestnikach gry politycznej i co jest z jego umysłem, bo Jarosław Kaczyński w żaden sposób nie reprezentuje tego, o co Kukiz chciał walczyć, czyli o upodmiotowienie społeczeństwa, referendum.
Oczywiście Jarosław Kaczyński może mu to wszystko obiecać, tylko
jeżeli dorosły człowiek wierzy na słowo komuś, kto wielokrotnie go i innych okłamał, to każe znowu zastanowić się nad stanem psychicznym i intelektualnym Pawła Kukiza.
Wracając do spraw ważniejszych, to te słowa są na razie grą, której stawką mogą być przedterminowe wybory. To może być oczywiście też przywoływanie do porządku koalicjantów, ponieważ wszyscy w Polsce ostatnio zobaczyli, że Gowin i Ziobro się usamodzielniają. W przypadku Ziobry to nawet może zakończyć się sukcesem, bo ostatnie sondaże pokazują możliwość wejścia Ziobry samodzielnie do parlamentu. To oznaczałoby, że ta wielomiesięczna walka i granie na siebie przynosi efekt. Może to też być granie na wcześniejsze wybory, ale osobną kwestią jest to, czy opozycja powinna w to zagrać.
Rozumiem, że według pana nie?
Przedterminowe wybory byłyby prezentem dla Jarosława Kaczyńskiego. Teraz prezes powinien się utopić w piwie, którego nawarzył, i nie wolno pozwolić mu na ucieczkę z prowadzonej przez 6 lat niefrasobliwej polityki ekonomicznej i fiaska walki z epidemią. Wówczas zostałby zapamiętany przez wyborców jako sympatyczny Gierek, który wszystkim rozdawał, a zdrajcy go obalili.
Mówiąc brutalnie, Polacy muszą odczuć rządy Jarosława Kaczyńskiego.
Kolejnym argumentem jest fakt, że oni już nie mogą zrobić nam krzywdy. Będą gadać głupoty, jak pan Czarnek, Rzymkowski czy Piontkowski, będą ideologicznie szaleć, ale są już bezsilni. Być może Dudzie przypomni się pod koniec kadencji, że jest prezydentem, na co powinna grać opozycja. Temu układowi trzeba dać zgnić i dopiero na tym gnijącym trzęsawisku opozycja może sięgnąć po władzę.
Oczywiście, że szkoda Polski i Polaków, ale jeżeli opozycja tego nie wytrzyma i weźmie teraz władzę, to za 4 lata Kaczyński wygra wybory prezydenckie i parlamentarne. Z kolei szeroka koalicja od Zandberga przez PSL, Hołownię i konserwatystów z PO musiałby się męczyć ze sobą, z Dudą jako blokującym prace legislacyjne prezydentem i panią Przyłębską w TK. Tego gorącego kartofla nie opłaca łapać się w ręce, tym bardziej, że tylko Hołownia zyskałby na wcześniejszych wyborach, bo teraz ma 5 parlamentarzystów, a miałby więcej. Paradoksalnie ma on teraz najmniejszy wpływ na to, czy wybory wcześniejsze będą.
Jaka jest szansa na wcześniejsze wybory?
Proszę pamiętać, że sposoby są tylko 3. Problem z uchwaleniem budżetu, a taka okazja będzie dopiero w styczniu przyszłego roku, to samorozwiązanie Sejmu, a potrzeba do tego 2/3, zatem opozycja musiałaby poprzeć to rozwiązanie. Trzeci sposób to podanie się rządu do dymisji i trzykrotne fiasko z utworzeniem rządu. Jak sama pani widzi,
marne są szanse na wcześniejsze wybory. Męczymy się już z nimi 6 lat, to jeszcze wytrzymamy 2 lata.
Jeżeli opozycja wzięłaby dziś odpowiedzialność za państwo, które jest w ruinie, to złapałaby ten gorący kartofel, o którym mówiliśmy wcześniej. Kaczyński musi ponieść odpowiedzialność polityczną i utopić się w tym piwie, którego nawarzył, a potem także odpowiedzialność karną za to wszystko, co jego ludzie tu powyprawiali.
Zdjęcie główne: Marek Migalski, Fot. Uniwersytet Śląski